A G G R E S S O R [ P L ]
Metal to siła burząca wszelkie standardy
Wrócili w doskonałym stylu. Zapomniany słupski AGGRESSOR wydał w 2005 roku materiał pt. „Alcoholic Noise Formation”. Mało tego. Na wiosnę 2006 planowany jest pierwszy długogrający materiał, po bagatela ...20 latach grania.
Było więc o czym porozmawiać z liderem zespołu AGGRESSOR – Staszkiem „Menelem” Joczem.
Jak tam po wyborach prezydenckich? Zadowolony, że wygrał Kaczor? Głosowałeś na kogoś czy olałeś kwestię?
Kaczor jest mały, nie tylko wzrostem... Z dwojga złego wolałem Tuska i jak się już okazuje, PiS daje popis.
Rozpocząłem rozmowę nietypowo, bo od polityki, ale pozwól, że zadam jeszcze jedno pytanie dotyczące tej tematyki... Na Waszej stronie www.aggressor.go.pl widnieje obrazek żołnierza z giwerą, co mnie kojarzy się z sytuacją w Iraku, ale nie tylko. Czy Twoim zdaniem polskie wojska powinny zostać w Iraku? To jest okupacja czy misja stabilizacyjna?
Gdyby 60 lat temu świat zareagował na rosyjski terroryzm wobec Polski to żylibyśmy w wolnym kraju już dawno. Saddam był terrorystą.
A ja byłem w totalnym szoku kiedy trafiłem na Waszą stronę. W 2004 roku wróciliście. Co było przerwą tak długiej absencji AGGRESSORA na scenie?
Walka o przetrwanie w tym dziwnym świecie. Niestety - nie było wtedy czasu na muzykę. Jednak tak to w nas siedziało głęboko, że jednak wróciliśmy.
Ze starego składu zostałeś chyba tylko Ty, prawda? Powiedz czy Nasty grał kiedyś w SLAUGHTER?
Nie. Nasty nie grał w tej kapeli, ale ma zaliczonych parę innych. Jest on starym „Aggressorem”- przyszedł po pierwszym demo. Najpierw na wokal, a później zaczął też grać na basie.
Wiesz w ogóle co się dzieje u Twoich kolegów z tych starych kapel z którymi dobrze się kumplowaliście: PIEKIELNE WROTA czy HOLY BATALION?
Wiem, że niektórzy z nich klepią niestety...chałtury.
Uuuu....A Ty zanim zacząłeś grać w AGGRESSOR, występowałeś w jakiejś innej kapeli? Jak zaczął się Twój alians z metalem?
Wypiłem z kolesiem skrzynę browca – posłuchałem paru metalowych kapel i odjechałem.
Grałem jeszcze w paru lokalnych kapelach bluesowych i rockowych, ale AGGRESSOR to moje wymarzone dziecko.
Pamiętasz swój pierwszy koncert? Co to był za wykonawca, a może jakaś pani?
Kapela nazywała się FATUM. Była ze Szczecinka i grała heavy metal, ale na tamte czasy to był czad.
Graliście na wielu imprach podziemnych. Było i Sthrashydło i Drrrama…Jak wspominasz tamte imprezy?
Impry były odlotowe, a znajomości przetrwały do tej pory - choć nie są tak trwałe jak to było kiedyś.
Bywały jakieś ekscesy na Waszych gigach?
Ha... wolałbym nie wspominać o tym jak po koncercie w pewnym mieście w hotelu ujeżdżaliśmy portiera, bo przecież wiadomo - łojenie było zawsze przednie. Walczyło się na imprach z zadymiarzami ze Szczecina, ale generalnie szanowało się drugiego metalowca i to było O.K!
Jakie kapele, organizatorów gigs czy twórców zines z tamtych lat wspominacie najchętniej jako kompanów do butelki?
Z kapel to oczywiście SMIRNOFF i HOLY BATALION, także THRASHER DEATHY – nieźle łoili. Ale kto by to wszystko spamiętał...
Alkohol…No właśnie…Czym jest dla Ciebie?
Rozrywką bez której nie wyobrażam sobie życia. Łojenie jest jak oglądanie filmu ze sobą w roli głównej, a któż nie chce oglądać się na ekranie ha,ha,ha.
I do tego jeszcze wygłaszać swoich monologów he,he. Co preferujesz – piwo, wino czy gorzałkę?
Ruski spiryt - strasznie trzepie.
Spróbuj spirytu z Rumunii. Jest niezły.
Inny był ten stary AGGRESSOR z czasów pierwszych demówek od tego jaki słyszę na Waszym demo 2005? Z czego wynika ta zmiana? Słyszę tu więcej Death Metalu…
Po prostu death jest the beast.
Trudno się nie zgodzić. Nagraliście wspomniane demo i wiążecie z nim zapewne jakieś nadzieje. Rozesłaliście je może gdzieś do wytwórni? Jest szansa na jakiś pełnometrażowy materiał AGGRESSORA?
Ten materiał był za słabo nagrany. Ale na wiosnę szykujemy się na dużą płytkę...
A można wiedzieć co porabia dziś Stan „Menel” poza grą w AGGRESSOR?
Żyje sobie, ale niestety - nie z muzyki.
W jednym ze starych zines trzech z Waszej piątki ma koszulki VENOM, SLAYER, DESTRUCTION. Możesz powiedzieć jakie płytki tej trójki „wchodzą” Ci najlepiej i w ogóle co sądzisz o tych kapelach?
Stara dobra szkoła! Wszystkie trzy są zajebiste, no a najlepiej wchodzi oczywiście SLAYER i jego 3 pierwsze płytki.
Zakładałeś zespół w 1986 roku. Twoje gusta muzyczne uległy dużej zmianie od tych prawie 20 lat? Czy jesteś wierny temu czego słuchałeś na początku?
Gusta ulegają zmianie – wiadomo. Z thrashu i jego odmian przeszedłem na death i grind – core. To nie znaczy, że z chęcią nie posłucham właśnie na przykład DESTRUCTION.
Jak byś scharakteryzował metalowca z lat 80-ych? Wiesz, chodzi o jego mentalność...
Dzisiejszym fanom metalu jest łatwiej zdobywać ulubiona muzę. Kiedyś trzeba było nieźle zakombinować. No i kiedyś metal był siłą burzącą wszelkie standardy - teraz jest inaczej. Tamci metalowcy to była duża siła, która mogła nieźle namieszać.
Pięknie mówisz! Gracie na koncertach AD 2005 kawałki z demówek "Aggressor" „Still Delirium” i „ Notoric Drinkers”?
Gramy trzy kawałki ze starych demówek. Moglibyśmy więcej, ale mamy wystarczająco dużo nowych pomysłów żeby grać nowe kawałki.
Orientujesz się ile mniej więcej poszło w tamtych latach kopii Waszych taśm demo?
Nie mam pojęcia. Nic na tym nie zarabialiśmy, więc nie liczyliśmy nawet kopii.
Masz w ogóle sentyment do czegoś takiego jak zines z tamtych lat z Wami, bilety z Waszych koncertów itp. A zgodziłbyś się np. abym wydał Wam trzy pierwsze taśmy demo na winylu?
Jasne, że sentyment jest, a winyl to świetna sprawa...Wydawaj!!!!
Pomyślimy o tym. Powiedz czy masz kontakt z Piotrem Paichertem z którym zakładałeś zespół? Co u niego?
To dalej mój dobry koleś - często razem łoimy. Odszedł co prawda trochę od metalu, ale robi to co lubi i jest O.K!
Inny Twój kolega z zespołu Paweł Wirkus to obecnie jeden z czołowych przedstawicieli niemieckiego nurtu muzyki klubowej. Lubisz takie klimaty muzyczne? Co Cię ostatnio jeśli chodzi o muzę rzuciło na glebę?
Muzyka klubowa jest czasami OK. Akurat Wirkus to dobry muzyk. Ja oczywiście za tym klimatem nie przepadam, a na glebę rzucają mnie dobre płyty deathowe. Takie jak ostatni NAPALM DEATH chociażby.
Książka...
Dla mnie zawsze ostatnio przeczytana jest tą najlepszą... A ostatnio była to kniga Coella „Demon i panna Prym”. Polecam zresztą wszystkie jego książki.
Film...
Na pewno jestem fanem „Matrixa”, ale ostatnio przestraszył mnie „The Ring”. A poza tym kręcą mnie filmy pojechane jak „Amorres Perros”.
Jest to rzeczywiście mocna rzecz. Ostatnie słowo...
Zapraszam wszystkich na koncerty AGGRESSORA, bo staramy się, aby Ci którzy na nie przychodzą otrzymali dawkę porządnej deathowej muzy.
WOJCIECH LIS
Wojciech Lis razem z Tomaszem Godlewskim, są autorami książki pt. „Jaskinia hałasu”. Publikacja ta to pierwsze w Polsce, obszerne ujęcie historii tworzenia się polskiego metalowego undergroundu. Na potrzeby książki przepytano większość głównych animatorów tej sceny, z czego powstał autentyczny i wielobarwny obraz widziany przez pryzmat wrażeń i wspomnień jego twórców i uczestników. Książka cały czas jest do kupienia w Wydawnictwie Kagra: http://www.kagra.com.pl/?p=productsList&page=2
A L A S T O R [ P L ]
Kiedyś w ludziach było więcej zapału i wiary w to, co robią
Teraz przed Wami zapis rozmowy przeprowadzonej ze Sławomirem Bryłką – bębniarzem kutnowskiego ALASTORA. Grupy znanej i cenionej w kraju, która od wielu lat funkcjonuje na metalowej scenie muzycznej.
Miałem już okazję wysłuchać taśmy Promo 2006, która zapowiada długogrający krążek tej kutnowskiej załogi. Zapewniam, że od czasu świetnego „Syndroms of the Cities”, ten zespół nadal kroczy obraną 21 lat temu drogą. Tej drodze na imię - techniczny Thrash Metal.
Jest dobrze i oby tak dalej Panowie! A teraz rozmowa...
Sławek, jak to się stało, że zacząłeś słuchać muzyki heavy metal? Jakie to były kapele?
Oj, zaczynasz nieźle, to było tak dawno, że już chyba nie pamiętam. Postaram się jednak coś sobie przypomnieć. Z muzyką metalową zetknąłem się po raz pierwszy na poziomie szkoły podstawowej, to była chyba piąta klasa. Byłem wtedy wiernym słuchaczem audycji radiowej „Radio-kurier” programu trzeciego Polskiego Radia. W tej właśnie audycji pojawiały się ciekawostki muzyczne ze świata, nie tylko metalowe - tego typu muzyki było tam naprawdę niewiele.
Pierwsze zespoły metalowe, które poznałem, może bardziej hard rockowe to oczywiście dziś wszystkie uznane za klasykę tego gatunku: LED ZEPPELIN, DEEP PURPLE, AC/DC, BLACK SABBATH, URAIAH HEEP, KING CRIMSON, KISS, później SAXON, JUDAS PRIEST, IRON MAIDEN, AEROSMITH, DEF LEPPARD, BUDGIE, UFO czy wreszcie ACCEPT, METALLICA, EXODUS. Oczywiście wymieniać mógłbym mnóstwo zespołów, które powalały mnie i nas w tamtych czasach na kolana.
Dzięki komu zainteresowałeś się metalową muzyką?
W dużym stopniu w poznawaniu metalu pomógł nam czyli mnie i Robertowi - chodziliśmy do jednej klasy - Jacek Kamiński (później Morbid Noizz), starszy brat naszego kolegi z klasy Pawła (też Morbid Noizz).
Jaką kapelę zobaczyłeś na żywo po raz pierwszy w swoim życiu?
Wow! Chyba było to BUDGIE, w Łódzkiej Hali Sportowej, a w roku... może ’83, później UFO i IRON MAIDEN.
Jakie było wówczas środowisko metalowe w Kutnie? Chyba można zaryzykować tezę, że mieliście fajną pakę. Byliście Wy, był NIGHTMARE czy w końcu BATTERY...
To były zupełnie inne czasy, muza wypełniała nam wszystko. Nie było wtedy PC-tów i sieci he, he. Nawet na imprezach słuchaliśmy metalu. Dziś współczuję niektórym dziewczynom. Jasne, że mieliśmy fajną pakę, byliśmy w końcu wszyscy kumplami.
Czy przed ALASTOR grałeś gdzieś wcześniej?
Nie, moje początki z muzą to właśnie ALASTOR. Wszyscy tam stawialiśmy pierwsze kroczki!
W jakich okolicznościach powstał ALASTOR w 1986 roku ? Kto jest ojcem tej kapeli?
Okoliczności powstania zespołu są trochę dziwne, bo tak naprawdę nikt nie zakładał, że utworzymy zespół metalowy i tak dalej...Mieliśmy swoją paczkę i spotykaliśmy się raz u jednego, innym razem u drugiego słuchając muzy i ...Nie wiem naprawdę od kogo się zaczęło. Przypominam sobie fakt, że spotykaliśmy się u Osy i chyba miał jakieś stare pudło i tak wszyscy po trochu próbowali, ha,ha! Potem losy potoczyły się dość szybko. Osa wybrał sobie gitarę, Frycu – bass, no i był problem, bo zarówno Stonek jak i ja chcieliśmy grać na bębnach. To było chyba w ’83 r. W międzyczasie przewinął się przez zespół inny wokalista. Jakoś się jednak poukładaliśmy i w takim składzie w ’85 powstał ALASTOR. Oficjalnie przyjmujemy datę powstania w ’86. Robert Stankiewicz – głos; Waldek Osiecki -gitary; Grześ Frydrysiak – gitara basowa; i ja Sławek Bryłka - bębny. Później dołączył do nas Mariusz Matuszewski – gitary.
Na bębnach grasz już 20 lat. Powiedz, kto był dla Ciebie inspiracją, gdy zaczynałeś łomotać w bębny? A kto dziś A.D 2006 jest Twoim niedoścignionym wzorcem gry na perkusji?
Trochę dłużej, he,he! Dużo podpatrywałem Marka Kapłona z TSA, ale to były moje początki. Bardzo podobał mi się w tamtym czasie Ian Paice z DEEP PURPLE, no i oczywiście John Bohnam jak również Bill Brufford z YES i Alex Van Halen, Nicko McBrain{wcześniej Cliff Burr) z IRON MAIDEN. Na dzień dzisiejszy trudno jest wybrać, kto jest moją inspiracją, jest tylu znakomitych muzyków.
Na pewno: Neil Peart, Vinie Paul, Charlie Benante, Bobby Jarzombek, Mike Portnoy, Mike Mangini, Thomas Lang.
Kto był autorem nazwy zespołu? Co ona miała oznaczać? Czy wcześniej nie graliście pod innym szyldem?
Nazwę wymyślił Stonek. Z mitologii starożytnej Grecji ALASTOR: mściciel - duch zamordowanego. Wcześniejsze nazwy to KOSTNICA i T-METAL oraz VENISION.
Czyżby ta ostatnia była nawiązaniem do VENOM he,he? Jak w ogóle wspominasz te czasy kiedy graliście na niesamowitych imprach typu Sthrashydło, Drrrama czy Metal Battle . Czy zachowały się Wam jakieś pamiątki z tych koncertów – zdjęcia, nagrania, bądź materiały VHS z koncertów ALASTORA?
Masz racje, to były niesamowite imprezy. Zawsze było full ludzi, nie to co dziś, że przychodzi na sztuki wręcz garstka ludzi. W ludziach było więcej zapału i wiary w to co robią, w większości organizatorami byli prawdziwi miłośnicy takiej muzy. Dziś jest zupełnie inaczej. To były lata 88/92 kto wtedy miał kamerę? Ha! ha! Zdjęć mamy i to nawet sporo.
Nie myślicie czasem o wydaniu DVD? 20 lat grania, to ładny wynik...
Byłoby nawet fajnie, ale mamy zbyt mało materiałów odpowiedniej jakości.
Pamiętasz może jakąś szczególną zadymę pod koncertem z tamtych? Wiesz, co mam na myśli - zakupy bezgotówkowe, albo utarczki z „psami”...
Pamiętam jak jadąc na pierwszy koncert w Polsce IRON MAIDEN do Łodzi na stacji PKP Łódź Kaliska z całej rzeszy fanów niebiescy wyciągnęli akurat mnie. Nieźle mnie wtedy przetrzepali. Na festiwalach w Jarocinie też napatrzyłem się co nieco. Nie robiło to wtedy na nikim wielkiego wrażenia, takie były czasy!
Zauważyłem, że jesteście miłośnikami wódki czystej, co mnie niezmiernie cieszy, bo ja także do tych miłośników należę. W związku z tym, proszę powiedz, jakie polskie zespoły metalowe utkwiły Ci szczególnie w pamięci, jeśli chodzi o dobrych kompanów do wypitki?
O jest kilku kolesi, którzy mogą! Sorry, mogli! Nie za bardzo wypada mi odkrywać zakulisowe tajemnice, ale kolesie z ALASTOR chyba byli najlepsi!!!
No to zdrówko! Jak byś określił polskiego metalowca z tamtych czasów. Różnił się mentalnie od tego dzisiejszego?
To jest inne pokolenie, jednak najważniejszą cechą wspólną jest to, że oboje żyli lub żyją tą właśnie muzą.
Czy masz kontakt z kolegami ze starego składu ALASTOR: Waldemar Osiecki,
Grzegorz Frydrysiak. Wiesz, co u nich słychać? Spotykacie się czasem przy kielichu?
Osę widuję bardzo rzadko. Nie mieszka w Kutnie, jest obywatelem Świata....Grzegorza, choć mieszkamy w tym samym mieście też widuję bardzo rzadko. Człowiek założył rodzinę, ma dobrą pracę i tak dalej...
Trzon ALASTORA to niezmiennie Ty i Robert Stankiewicz. Na czym polega fenomen Waszej przyjaźni i tego, że nadal gracie w jednym zespole. Znacie się chyba od ponad 30 lat...Mam rację?
Jasne. Tak jak wcześniej napisałem, z Robertem znamy się od I klasy szkoły podstawowej. Nie powiem, że zawsze było idealnie. Tak naprawdę to żaden z nas specjalnie nie zabiega o super przyjaźń, każdy ma swój film. Ja mam pełen szacunek do jego osoby, a to że gramy razem tak długo - po prostu nadajemy na tych samych falach.
Gdyby Dziubiński zaproponował Wam dziś kontrakt na wydanie nowej płyty. Czy przystałbyś na taką propozycję? Dziuba swego czasu sporo zaszkodził kapeli, prawda?
Nie chciałbym się wypowiadać na temat naszej współpracy z Metal Mind’em. Ta sprawa była swego czasu bardzo głośna w branży. Dziś, muszę stwierdzić jednak, że to Dziubiński otworzył nam drzwi. My byliśmy zbyt młodzi i zagrały emocje. Inni ze stajni, niestety godzili się na warunki jakie im proponował. Dla nas było to nie do przyjęcia! Podobne, zresztą przeboje mieliśmy z firmą MJM , która miała nam wydać płytę ”Zło”. No cóż, taki to biznes ten „szałbiznes”. Co do wydania nowego materiału w Metal Mind, to nie miałbym nic przeciwko tylko, aby odpowiadały mi warunki współpracy. Jest to duża firma, potknięcia też ma już pewnie za sobą he, he!
Świetny debiutancki materiał jakim jest "Syndroms of the cities" wydany został przez włoską wytwórnię Metalmaster w całej Europie. Czy orientujesz się w jakim nakładzie sprzedał się ten krążek? On został wydany tylko na winylu? A propos...Lubisz ten magiczny nośnik jakim jest czarny krążek?
Jasne! „Syndromy...” podobają się wielu, jest to jak na tamte czasy bardzo świeży materiał. Trochę nagrany na „wariackich papierach”, ponieważ początkowo nagraliśmy połowę materiału, który miał się znaleźć na składance. Tomkowi D. tak się jednak spodobało - nie mam pewności czy to faktycznie jemu, że po jakimś czasie wchodziliśmy jeszcze raz do poznańskiej Giełdy i dogrywaliśmy materiał na LP. Co do samej muzy zawartej na tym LP, to mieliśmy w głowach tyle pomysłów, że spokojnie wystarczyłoby na trzy krążki. Chyba to słychać, nie?! He, he! Niestety, na dzień dzisiejszy nie mam pojęcia, zresztą tak naprawdę nigdy tego dokładnie nie wiedzieliśmy, ile się sprzedało. Szkoda, że „Syndromy...” wyszły na vinylu tylko za granicami naszego pięknego kraju. Żadna krajowa firma fonograficzna nie była zainteresowana – chyba, że Dziubiński tak wygórował cenę? „Polmusic”, wypuścił w Polsce tylko MC i to też w bardzo małym nakładzie. Szkoda, ale cóż mogliśmy na to poradzić, mieliśmy przecież „poważny management”. Przynajmniej tak wówczas myśleliśmy! Vinyl, pachnie jak stare dobre wino, cóż jednak zrobić jak mamy w tej chwili takie świecące cacuszka.
Dlaczego ALASTOR zawiesił działalność w 1997?
Pamiętam, że powodów było kilka. Na pewno duży wpływ na taką decyzję miała sytuacja z LP „Żyj...”. Morbid Noizz niestety nie wywiązał się z wcześniejszych ustaleń i nie promował tego albumy – promocja była prawie zerowa!!! Dostali gotowy materiał! Większość działań promocyjnych, realizował sam zespół. Nie wystarczyło to jednak, aby chwyciło. Przyjęcie tej płyty też było raczej chłodne, wszyscy krytykowali wokal i zbyt bardzo porównywali nas z core’m. Takie mieliśmy założenia, mało kto grał tak wtedy w Polsce. Podobna sytuacja miała miejsce z albumem „Destiny”, którego Dziubiński nigdy nie wydał.
Wiesz, nieraz rozmawiamy na te tematy z chłopakami i w końcu jesteśmy przerażeni odbiorem naszej sztuki. Podejrzewam, że gdyby z zachodu wypłynęły takie dźwięki, wszyscy by się zesrywali! Tak to już u nas jest. Zauważyliśmy (po płycie „Destiny”), że nasza muza nie dociera do polskiego odbiorcy, a jeżeli ktoś załapie to po dwudziestu lub piętnastu latach. Taka sytuacja ma miejsce właśnie z LP „Destiny”. Dlatego też nasz trzeci materiał „ Zło” był zupełnie inny (nie czytaj gorszy), niż poprzednie dwa. Tak jak widzisz, takie i inne nastroje narastały w nas od długiego czasu aż wreszcie doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu dłużej przechodzić przez ścianę i to tą samą...
Co działo się wówczas z Tobą? Grałeś gdzieś po rozpadzie kapeli?
Jasne, miałem oczywiście krótką przerwę, lecz nie trwała ona zbyt długo. Pamiętam, zdzwonił do mnie Zwolak z gostynińskiej BOREA z propozycją dołączenia do projektu, który stworzył razem z Arturem Banachem też BOREA. Grałem tam jakiś czas początkowo z Grzegorzem Frydrysiakiem, a później z obecnym basowym ALASTOR - Jackiem Kurnatowskim. Nazywało się to SPIN. Niestety jak to zwykle bywa, oprócz marnego demo, kilku koncertów i trasy razem z PANZERFAUST nic nie wyszło. Rozstaliśmy się. Pod koniec mej obecności w SPIN, Balon wokal z płockiej MEDUSY ściągnął mnie do nowego projektu NOB ( NOTHING OF BODY), w którym „śpiewał” he,he! Gram z chłopakami po dziś dzień (Balon już nie śpiewa) i jak zwykle te same problemy...
„Live” album ukazał się 5 lat temu, ale niebawem światło dzienne ujrzy krążek „Spaaazm”. Możesz powiedzieć kiedy dostępny będzie na rynku ten materiał? Wiesz już, kto to wyda?
Nie wiem o jakim albumie „Live” mówisz, ALASTOR nie wydał nic podobnego pięć lat wstecz?! ( Mea culpa. Mam na myśli wydawnictwo sygnowane przez Wydawnictwo MTJ, które wypuściło Wasz split z KRSHNA BROTHERS – Wojtas). Co do „Spaaazm”, to nagraliśmy trzy numery w ZedStudio, celem zainteresowania potencjalnych wydawców. Niestety nie biją się jednak o ten materiał, który uważam za najbardziej dojrzały w całej twórczości ALASTOR. Tak, więc nie mogę udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.
Oprócz muzyki, to motoryzacja jest Twoją pasją. Mając do wyboru upragniony zestaw bębnów lub wymarzoną furę (lub motor), co byś wybrał? Chyba, że masz już i jedno i drugie...
Wow! Wiesz, że w miarę jedzenia apetyt rośnie! Trudno mi odpowiedzieć, bo zarówno bez bębnów jak i samochodów nie wyobrażam sobie życia. No i jeszcze bez paru innych rzeczy he, he! Instrument na którym gram, to dziesięcioletni Mapex Mars, który należałoby już wymienić. Samochód chyba też, bo jest to dwunastoletnie BMW 540.
Gdybym kiedyś pojawił się w Kutnie i zapragnął skosztować dobrej bułki albo kawałka chleba, wskażesz mi miejsce, gdzie znajdę takie produkty? Czy to prawda, że jesteś właścicielem piekarni?
Masz rację, kiedyś bardzo chciałem żyć z muzyki, ale po przejściach jakie dotknęły zespół, szybko zrozumiałem, że niestety w Polsce się tak nie da ( z taką muzą, której nikt nie kumał). I w roku 91 razem z ojcem otworzyliśmy firmę zajmującą się wypiekiem pieczywa.
Dziękuję Ci bardzo za wywiad! Ostatnie słowo jest Twoje...
Chciałbym Ci bardzo podziękować za przeprowadzenie ze mną wywiadu, bo zapewne jest wiele więcej barwnych postaci naszego” szałbiznesu” i też metalowego! Nie mniej jednak dzięki wielkie! Chce również zachęcić wszystkich metali, aby zaczęli słuchać polskich produkcji bo naprawdę nie ustępują zachodnim. Keep rocki’n! Pozdrawiam!
Wzajemnie, życzę wszystkiego dobrego!
WOJCIECH LIS
www.alastor.pl
A B U S E D M A J E S T Y [ P L ]
Długo było nam czekać na nowe dzieło białostockiego ABUSED MAJESTY. Po okresie milczenia i zmian w składzie zespół w końcu powrócił na dobre. Drugi album „...So Man Created God In His Own Image” zapowiada się bardzo obiecująco. Powrót “arbuzów” to doskonała okazja by uciąć sobie pogawędkę z Halem i poruszyć wiele istotnych kwestii, a tych przez ostatni okres sporo się nazbierało.
Witaj Hal!!! Odkąd ostatni raz ABUSED MAJESTY pojawiło się łamach Metal Jeers Zine minęło sporo czasu. Wiele się zmieniło. Zanim przejdziemy do teraźniejszości należałoby wyspowiadać się z przeszłości. Co się działo z zespołem po wydaniu debiutanckiego „Serpenthrone”?
Witaj Johny! To prawda, upłynęło trochę czasu… Po wydaniu „Serpenthrone” działo się dość sporo – w 2004 r. pojechaliśmy na kilka tras koncertowych, w 2005 r. zagraliśmy na festiwalach Metalmania oraz Sacrifest, naszą płytę wydała na licencji na cały świat francuska ADIPOCERE RECORDS. Później zaczęły się pewne problemy w kapeli…
Dlaczego doszło do zmian personalnych w zespole?
Wydaje mi się, że zaczęło się od klawiszowa – Ghaeza. Nie mógł poświęcić zbyt wiele czasu zespołowi, zajął się pracą. Okazało się, że granie koncertów może być niemożliwe z powodu braku czasu u niektórych muzyków. W pewnym momencie w kapeli pojawiły się dwa „obozy” i doszło do rozłamu. Ale jak patrzę na to z perspektywy czasu – to bardzo dobrze, bo dzięki temu zamiast jednego materiału będą dwa! ABUSED MAJESTY skomponowało „..so Man created god…” natomiast Socaris z Maarem założyli projekt o nazwie ORRMUHS i komponują bardzo ciekawą muzykę. Zresztą zgodziłem się ich wspomóc jako basista, natomiast Socaris będzie wspomagał ABUSED MAJESTY jako gitarzysta. A więc jak widać – wciąż się lubimy i współpracujemy ze sobą, jednak dalsze nasze granie pod szyldem ABUSED było niemożliwe, zaczęło brakować chemii…
Mam wrażenie, iż w pewnym momencie zespół został wchłonięty przez inne kapele, a ABUSED MAJESTY spadło na dalszy plan. Wystarczy wspomnieć, iż trzech z was zaangażowało się mocno w HERMH, zaś Maar miał ciepłą posadkę w VIA MISTICA.
To prawda, w pewnym momencie HERMH zaczął działać tak prężnie, że na ABUSED MAJESTY zaczęło brakować czasu. Jednak znów okazało się, że obowiązki w pracy u niektórych uniemożliwiają nieustanne próby i jeżdżenie w trasy koncertowe, nawet w pewnym momencie się zastanawialiśmy, czy HERMH nie powinien być tylko zespołem sesyjnym. Teraz wszystko się bardziej „wypośrodkowało”.
„Serpenthrone” zebrał mnóstwo pozytywnych recenzji, ale nie wpłynęło to znacząco na pozycję zespołu w światku muzycznym. Czy z perspektywy czasu jesteś zadowolony z tego co osiągnęliście?
Jestem zadowolony, ponieważ jeszcze przed szukaniem wydawcy na „Serpenthrone” marzyło mi się, aby po nagraniu tego materiału pojechać w jakąś większą trasę, zagrać na Metalmanii, aby materiał ukazał się nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Wszystko udało się zrealizować w 100%. Nie liczyliśmy na to, że staniemy się od razu jakimś nowym objawieniem na scenie muzycznej. A co do pozycji zespołu w światku muzycznym? Na pewno „Serpenthrone” nie przeszło bez echa. Zostało uznane za debiut roku w magazynach Mystic Art i Thrash’em All deklasując rywali. Z tego, co mi wiadomo - poza naszym krajem, na przykład we Włoszech, Francji, w niektórych krajach Ameryki Płd. - nasz debiut jest pozycją bardzo cenioną. Widziałem nawet, że niektóre początkujące kapele black metalowe wymieniają ABUSED MAJESTY jako jeden z zespołów, który jest dla nich wpływem, inspiracją. To bardzo miłe i cholernie budujące.
To mnie zaskoczyłeś. Po składzie który stworzył „Serpenthrone” zostały już tylko wspomnienia. Wraz z perkusistą Icanrazem postanowiliście kontynuować dzieło choć nie było łatwo znaleźć nowych muzyków.
To prawda, w Białymstoku jest mnóstwo kapel, jednak bardzo ciężko znaleźć kogoś do grania. Dawanie ogłoszeń nic nie daje. Prędzej zgodzi się zagrać jakiś kolega ze znajomej kapeli spoza Białegostoku…
W zespole pojawił się nowy gitarzysta Rob – D.
Rob-D był gitarzystą CINIS (od sierpnia 2007 roku już nim nie jest – przy. red.). Znaliśmy się z nim nie tylko ze wspólnych koncertów ale również z imprez, także wiedzieliśmy, z kim się zadajemy. Bardzo sprawny gitarzysta, pomimo że nigdy wcześniej nie grał black metalu, wystarczyło kilka wspólnych prób, bardzo szybko „dopasował” technikę i wczuł się w klimat ABUSED MAJESTY. Jednak już po nagraniu „..so Man created god…” wyjechał do Islandii i znów byliśmy bez gitarzysty. Na szczęście zgodzili się nas wspomagać sesyjnie Bielem (ALTERCATED i również CINIS) oraz Socaris – czyli były gitarzysta ABUSED MAJESTY, obecnie HERMH i ORRMUHS.
Przejąłeś na siebie obowiązki wokalisty. Podejrzewam, iż nie będzie Ci z tym łatwo. Odkąd pamiętam, partie wokalne w ABUSED MAJESTY zawsze były rozbudowane i jednocześnie technicznie wymagające. Trzeba jeszcze wspomnieć, iż oprócz śpiewania grasz jeszcze na basie.
Słusznie podejrzewasz – partie wokalne z „Serpenthrone” były rozbudowane i rozpisane na trzech wokalistów. Na „…so Man created god…” jest podobnie, choć już starałem się aby było trochę mniej wokali, zdawałem sobie sprawę, że jestem jedynym wokalistą. Ale mam swój styl pisania tekstów, generalnie są one długie i dość rozbudowane, więc teksty i wokale oraz ich ilość, różne rodzaje barw itp., wszystko jest dość zbliżone do tego co było na „Serpenthrone”. I bardzo dobrze, wg. mnie to byłby spory minus dla zespołu jakbyśmy nagrali coś zupełnie odmiennego „bo zmienił się skład”.
We trójkę wzięliście się ostro do pisania nowego materiału. Zdradź jak przebiegały prace nad „…So Man Created God In His Own Image”. Rozumiem, że daliście z siebie wszystko ha, ha.
Na początku próbowaliśmy jeszcze coś robić z Maarem, gdyż pozostał ze starego składu najdłużej. Jednak okazało się, że nic z tego – w składzie ze mną, Icanrazem, Maarem i Robem-D zupełnie nam nie szło. Po jakimś czasie zostaliśmy tylko we trójkę, zaczęliśmy komponować i faktycznie szło to dość sprawnie. Ale tym razem ja również chwyciłem za wiosło i nowy materiał pisaliśmy wspólnie z Robem-D.
Zanim nagraliście long play powstało promo “Crusade For Immortality” które miało przypomnieć światu o ABUSED MAJESTY. Przyznaj się, że pozytywne recenzje demo dodały wam skrzydeł przy pracy nad krążkiem.
W zasadzie nie tyle przypomnieć, co chodziło nam o sprawdzenie się w nowym składzie w studio. Ja i Icanraz mieliśmy już doświadczenie jeśli chodzi o pracę w studio nagraniowym, natomiast Rob-D nie miał praktycznie żadnego. Zdecydowaliśmy się nagrać materiał u dobrego znajomego - Piotrka Polaka w Studio Studnia. Nagraliśmy trzy własne kompozycje plus intro oraz cover SATYRICON, który być może kiedyś ukaże się na albumie Tribute to… He, he! (ha, ha złośliwiec – przy. red.)Na tej sesji wspomógł nas na klawiszach Vac-V z CRIONICS. Całość moim zdaniem wyszła doskonale, co faktycznie dało nam kopa przy dalszej pracy nad pełnoczasowym materiałem.
Nowy gitarzysta został sprawdzony i uzyskał licencje na zabijanie pod szyldem ABUSED MAJESTY. Od tamtej pory powierzyliście swoje losy osobie, która wcześniej nie miała nic wspólnego z black metalem.
To prawda, wcześniej Rob-D zajmował się głównie graniem death metalu. Ale jak wspomniałem wcześniej – na początku współpracy dość szczegółowo wytłumaczyliśmy mu, o co chodzi w muzyce ABUSED MAJESTY, oraz popracowaliśmy nad tym, aby w nowych riffach nie było zbyt wyraźnych naleciałości death metalowych. Poza tym, materiał komponowaliśmy wspólnie, a ja - można powiedzieć - mam jakieś doświadczenie w tworzeniu muzyki black metalowej. Co prawda nie komponowałem wcześniej do ABUSED MAJESTY, ale w mniejszym lub większym stopniu współtworzyłem trzy ostatnie albumy HERMH. Tak więc myślę, że nowe utwory równie dobrze mogą być wizytówką ABUSED MAJESTY, jak i stare.
ABUSED MAJESTY ponownie wybiera Hertz Studio. Jak po raz kolejny nagrywało się w tym samym miejscu? Nie odczuwaliście potrzeby jakieś zmiany? Spróbowania czegoś nowego, innego?
Tak, to była nasza kolejna sesja w HERTZ’u, która to już? Trudno zliczyć… myślę, że z 10 razy odwiedzałem to studio. Mi osobiście zdarzało się nagrywać w innych studiach. Ale zdecydowanie wolę HERTZ. Znamy się bardzo dobrze z braćmi Wiesławskimi, każdy wie, czego może od siebie oczekiwać, w HERTZ’u pracuje się nam najbardziej komfortowo. Osobiście jestem pod wrażeniem produkcji nowej płyty DEVILISH IMPRESSIONS (druga kapela Icanraza) z olsztyńskiego Studio X. Jeśli w przyszłości mielibyśmy próbować jakieś nowe miejsce, to myślę, że właśnie tam.
Słuchając efektu końcowego nasuwa mi się taka myśl, iż w studiu poszliście po najprostszej linii oporu nagrywając krążek pod względem brzmienia poprawny ale nie wynoszący się ponad hertz’owską przeciętną. Jest tu czyste i selektywne brzmienie, ostre jak brzytwy gitary, młócąca trigerami perkusja – ale to wszystko już było. Wydaje mi się, że przy realizacji płyty zabrakło wam pomysłu na własne oryginalne brzmienie.
A jakie znasz ponadprzeciętne produkcje z HERTZ’a? W każdym razie na pewno przeciętna produkcja z HERTZ’a musi brzmieć piekielnie dobrze He, He. Produkując ten materiał chodziło nam żeby było jakieś odniesienie w brzmieniu do „Serpenthrone”, ale żeby było lepiej, o krok do przodu. Osobiście nie lubię jak kapela nagrywa płyty, gdzie każda następna jest z zupełnie innej beczki. Szukamy własnego stylu ale na pewno na drodze powolnej ewolucji. Miksując i robiąc mastering odnosiliśmy się do „Serpenthrone”. Jeśli porównamy obydwa materiały – są one w jakimś stopniu do siebie podobne, ale nowy brzmi lepiej. Poza tym ustrzegliśmy się kilku wpadek które miały miejsce na „Serpenthrone” – na przykład poprawiliśmy brzmienie perkusji. Inna sprawa to ograniczony budżet. Muzyka to nasze drogie hobby, w nagrania inwestowaliśmy z własnej kieszeni. Czasu też nie było dużo, jeśli chodzi o zabawę brzmieniem. Z drugiej strony – może to i dobrze, bo wtedy zespół powinien wejść do studia z jasno określoną wizją i konsekwentnie ją zrealizować. Bywały przecież przypadki, kiedy kapela wchodzi do studia z milionowym budżetem, dłubie, dłubie – i wychodzi z tego nagranie jak z garażu. Nie przytoczę nazwy kapeli bo cenię sobie ich wczesne nagrania he, he.
Na płycie słyszymy zdecydowanie mniej klawiszy. Cieszy mnie to, iż zdecydowaliście się uczynić swoją muzykę w studiu bardziej gitarową i zdecydowanie mniej cukierkowatą niż to miało miejsce w niedalekiej przeszłości.
Tak, klawiszę pełnią na tym materiale rolę tła, nie wychodzą nigdy na pierwszy plan. Z małymi wyjątkami typu intra oraz utwory typowo klawiszowe. Ale podobnie było na „Serpenthrone”. Klawiszowa i cukierkowata muzyka to już spora przeszłość, czasy drugiego demo - „Gods are with us”.
Pierwsze emocje po nagraniu już opadły. Jak po kilku miesiącach oceniasz to co zrobiliście?
Minęło już parę ładnych miesięcy. Nabraliśmy dystansu do nagrania. Jesteśmy bardzo zadowoleni z materiału. Jest dojrzalszy od „Serpenthrone”. Na razie - z perspektywy czasu - słuchając go, nie przychodzi mi nic do głowy, co można by zmienić, poprawić…
Co byś powiedział na stwierdzenie, iż nowy album łączy w sobie ten stary ABUSED MAJESTY z czasów “Serpenthrone” z nowym obliczem – prostszym zmasowanym atakiem. Różnica między niektórymi kompozycjami jest wyraźna.
Tak jest, nowe kompozycję są prostsze. Myślę, że muzyka ABUSED MAJESTY będzie ewoluowała w kierunku prostszego, bardziej dobitnego grania. Ale nie lubię nagrywać monotonnych materiałów. Dlatego na „..so Man created god…” pojawiły się zróżnicowane kompozycje.
Na płycie znalazło się parę numerów napisanych jeszcze przez poprzednich gitarzystów, które zdecydowanie różnią się stylem od tych które stworzyliście z Robem. Taka mieszanka nie do końca mnie przekonuje to tak, jakbyście zbierali okruchy po sytym obiedzie?
Na nowym materiale, na jedenaście tracków znalazły się dwa napisane w całości przez Maara i Socarisa. W okresie – od początku 2004 do końca 2005 roku (po nagraniu „Serpenthrone”), kiedy próbowaliśmy tworzyć coś jeszcze w starym składzie - powstało około pięciu – mniej lub bardziej dopracowanych utworów. Nagraliśmy dwa z nich („I Am Destroyer of Gods”, i „Soul of the Beast”) ponieważ są to naprawdę fajne numery i wcale nie odstają muzycznie od reszty materiału jak sugerujesz he, he. Nagrywając je na nowo tylko trochę je przearanżowaliśmy. Trzeci numer z tego okresu („Viperion Ardant”) był nagrany na demie „Crusade for Immortality” które miało być łącznikiem pomiędzy „starym” i „nowym” ABUSED MAJESTY. Pozostałe dwa nigdy nie wyszły poza fazę szkiców… aczkolwiek riff z jednego z nich trafił jako refren do kawałka o tytule „Serpenthrone”.
Kompozycje pokroju „Death Of A Blind Guide”, „Birth Of God”, „The Ruins” czy „Serpenthrone” ukazują waszą naturalną ewolucję w stronę prostszego grania black metalu. Na dalszy plan zeszły perkusyjne i gitarowe wygibasy. Teraz ważniejsza dla was jest melodyka i dynamika kompozycji.
Dokładnie. Stawiamy na prostotę przekazu. Na początku ma być cios po ryju – a dalej całość ma się stopniowo rozkręcać…
A właśnie, czy kompozycja „Serpenthrone” to jakieś celowe nawiązanie do debiutu a może stary track odgrzany na nowo?
„Serpenthrone” jest symbolicznym „pomostem” pomiędzy starą erą i nową. Znajdują się tym numerze riffy robione jeszcze w starym składzie, ale też zupełnie nowe. Natomiast tekst w pewien enigmatyczny sposób też nawiązuje do całej sytuacji, jaka miała miejsce po nagraniu debiutanckiej płyty. Ale nie będę się rozpisywał, jeśli materiał się ukaże – zapraszam do lektury…
Zaskoczył mnie numer „Omnivorous Sonatina”. Spokojna kompozycja zbudowana na bazie perkusji, basu i klawiszy. Czyżby było to szukanie nowych sposobów wyrazu a może tylko jednorazowy eksperyment?
Nie jest to szukanie nowych sposobów wyrazu ani jednorazowy eksperyment. Jak wspominałem, nie lubię materiałów monotonnych, gdzie od początku do końca jest podobne tempo, podobna intensywność dźwięków, od początku do końca nieprzerwana praca wszystkich instrumentów. Jestem pod wrażeniem płyty ABORYM „Kali yuga bizarre”. Urzekł mnie utwór zatytułowany „Hellraizer” i zamarzyło mi się, aby w ABUSED MAJESTY zrobić coś podobnego, żeby nie jechać ze wszystkimi utworami na materiale „na jedno kopyto”. Mam nadzieję, że w przyszłości również będziemy czasem robić takie małe odskocznie.
Zaskakujący jest także tytuł płyty „…i stworzył Człowiek boga na podobieństwo swoje”. Brzmi to jak wyznanie ateisty. Skąd taki pomysł na płytę? Podejrzewam, ze stoi za tym jakaś większa filozofia.
Tytuł powinien jakoś podsumowywać zawartość albumu, przynajmniej w warstwie lirycznej. Teksty nawiązują do religii - różnych religii, pogańskich, katolickich. Przez całość przewijają się cytaty, jednak trochę zmodyfikowane. Dla przykładu – w tekście traktującym o Szatanie i Demonach pojawia się cytat z Biblii, jednak wystarczyło tylko zamienić imiona i nie traci on wcale sensu… I doskonale pasuje do reszty tekstu. Natomiast tytuł podsumowuje całość tekstów i zarazem zadaje pytanie – o sens tych wszystkich wierzeń i religii. Ponieważ wierząc w „coś” lub „kogoś” człowiek zapomina o wierze w samego siebie, przez to robi się słabszy i uzależnia się od innych.
Patrząc na ilość songów z tytułem „Immortality Crusade” wnioskuję, iż nowy album to koncept muzyczny.
Można „…so Man created god…” nazwać konceptem, ale nie jest to typowy koncept album. Nie jest to jedna historia, która układa się w całość (jak to było w przypadku „Serpenthrone”) ale grupa tekstów o podobnej tematyce, dodatkowo przepleciona utworami „Immortality Crusade”. „Immortality Crusade” to w zasadzie dwie długie, równoległe historie. Obydwie opowiadają o krucjatach. Jedna - to legenda o nieśmiertelnym rycerzu, który nie potrafił zaprzestać walki i marzył o wolności, ale aby się uwolnić, musiał znaleźć werwenę – roślinę, która daje zwykłym ludziom nieśmiertelność a jemu miała zapewnić wolność. Jednak u wejścia do doliny z werweną czekała na niego Śmierć i poprosiła o ostatni pojedynek a on nie potrafił odmówić… Natomiast druga historia odnosi się do naszej historii. Opowiada o krucjatach, jakie Kościół Katolicki organizował na przestrzeni XI–XIII wieku w celu odebrania Grobu Pańskiego „niewiernym”. Rycerze, którzy wówczas ginęli mieli obiecaną nieśmiertelność „w niebie”, w pewnym sensie stali się nieśmiertelni – o wyprawach krzyżowych można poczytać w podręcznikach do historii. Krzyżowcy wymordowali tysiące Żydów, palono Żydów żywcem w synagogach, był to „pierwszy holocaust”. Obydwie historie napisane są w bardzo podobny sposób, nawet zrobiłem tak, że w części trzeciej i czwartej, jeśli się wymieniło w obu częściach co drugi wers to dopiero nabierały właściwego sensu. Jednak uznałem to za zbyt skomplikowane i postanowiliśmy, że trzecia część będzie instrumentalna, natomiast w czwartej części tekst pozostał oryginalny, czyli na razie nie ma właściwego sensu... He, He.
To jakaś zagadka? W ostatnim czasie zarejestrowaliście dwa covery: „The Night Of The Triumphator” z repertuaru SATYRICON oraz „I’ts Over” DEAD INFECTION. Oba numery znajdą się w najbliższym czasie na tribute albumach. Co was podkusiło do wzięcia takich a nie innych songów na warsztat?
Wzięcie utworu SATYRICON na warsztat wiązało się z inicjatywą Metal Jeers wyprodukowania albumu Tribute to… ale zapewne sam o tym wiesz najlepiej. Natomiast wybraliśmy utwór z drugiego demo, ponieważ wszystkie inne kapele się rzuciły na kawałki z „Nemesis Divina ” i „Volcano” He, He. Co do DEAD INFETCION – wiedziałem, że nasz wspólny znajomy – Edek z UKRAGH PRODUCTION nosi się z zamiarem wydania Trybutu, mieliśmy wejść na dniach do studia, więc czemu nie? Dodatkowo znam repertuar DEAD INFECTION w stopniu dość poprawnym He, He, więc było to kolejne ułatwienie. A sam numer „It’s over” jest jednym z moich ulubionych.
Muszę przyznać, że cover DEAD INFECTION w wersji black metalowej to ciekawe zjawisko. Mieliście chyba przy tym fajną zabawę ha, ha.
Dokładnie, utwór się grało i nagrywało bardzo fajnie, bo jakby nie było jest to rock n’ roll He, he! Popełniliśmy tylko jedno bluźnierstwo – nagraliśmy go do metronomu!
Cyjan wam tego nie wybaczy ha, ha. Album gotowy co z wydawcą?
Z EMPIRE RECORDS mieliśmy podpisany papier tylko na debiut. Nowy materiał jest gotowy, natomiast w obecnej chwili wkładkę autorstwa Setha daliśmy do drukarni. Także myślę, iż niebawem zaczniemy rozsyłać promo packi do wydawców i wtedy się okaże, co z wydawcą.
Historia ABUSED MAJESTY zatacza koło. Podobnie jak „Serpenthrone” nowy album nagraliście za własna kasę by móc nim zainteresować potencjalnego wydawcę. Mam nadzieję, że tym razem nie popełnicie błędu z przeszłości i będziecie walczyli o więcej niż tylko wydanie albumu.
Ciężko powiedzieć czy to był błąd. Takie rzeczy okazują się dopiero po jakimś czasie. Z drugiej strony – podpisać „wyglądający na dobry dla kapeli” długoterminowy kontrakt z niesolidnym wydawcą i być uwiązanym na długi czas bez możliwości działania, to też nie robota.
Zgadza się. Ciężko jest teraz mówić o tym kto wyda ten stuff i jak to wpłynie na przyszłe losy zespołu. Na pewno musicie rozważyć kwestie czy będzie to wydawca rodzimy czy zachodni. Obie te opcje mają swoje plusy i minusy. Na zachodzie możecie dostać dobra propozycję ale jest niebezpieczeństwo, iż gdzieś wasz zespół zostanie pogrzebany w tłumie innych formacji. Z kolei w Polsce nie wiadomo czego się można spodziewać. Może być lepsza promocja i dystrybucja choć pewności nie ma.
Osobiście liczę na jakiegoś wydawcę spoza granic naszego kraju. Polska ostatnimi czasy stała się zaściankiem i ciemnogrodem. I myślę, że najbliższe wybory tego nie odmienią. Koncerty black metalowe są odwoływane. Mało ludzi kupuje płyty, zresztą nie stać ich. Na zachodzie płyty kosztują tyle samo, tyle, że ludzie zarabiają 4-6 razy więcej. Sądzę, że lepsza opcją byłby jakiś zachodni wydawca.
Z nadzieją spoglądacie na zachód, myślisz, iż trafiając do jednej z tamtejszych wytwórni zmieni to zasadniczo pozycje zespołu? Zagracie więcej koncertów, sprzedacie więcej płyt?
Sam wiesz jak jest, to wielka niewiadoma. Znam zespoły z Polski, które podpisały papiery w tej samej zagranicznej wytwórni. Jedna kapela bardzo chwali sobie współpracę a druga cieszy się, że współpraca w końcu się zakończyła. Trudno powiedzieć, mam nadzieję, że będzie dobrze, na pewno nie będzie tak, że w przypadku podpisania papierów położymy się do góry brzuchami i będziemy liczyć że wydawca wszystkim się zajmie.
Może dobrym rozwiązaniem będzie dla was nawiązać współpracę z jakaś mniejszą wytwórnią która z robi z was swój numer 1 i porządnie wypromuje. Raczej nie wierze w to, że tacy giganci typu Metal Blade czy Century Media zrobią z was gwiazdy, będziecie tylko u nich kolejnym numerem w katalogu.
Oj za bardzo chyba się zapędzamy He, He. Chciałbym wierzyć że tacy wydawcy jak Metal Blade czy Century Media raczą pofatygować się, żeby nam odpisać „NIE”. Najbliższe miesiące wyjaśnią tę kwestię, może przecież być i tak, że nikt nie będzie zainteresowany a materiał zostanie odebrany przez ludzi jako totalny gniot.
O wykonanie okładki zwróciliście się do Seth’a, twórcę coverów min. dla VADER, PARADISE LOST czy BELPHEGOR. Czemu akurat on? Podejrzewam, iż nie jest tani – kolejna inwestycja?
Tak jest, była to kolejna inwestycja. Nie jest na pewno tani, ale nie jest też drogi – porównując choćby do naszego krajowego twórcy okładek – GRAALA. Natomiast z prac, które dla nas przygotował jesteśmy bardzo zadowoleni! Dodatkowo cieszy mnie fakt, że pomimo iż przygotowałem Sethowi szkic coveru - a on mógł pójść na łatwiznę i po prostu go rozbudować - zrobił jednak w całości cover po swojemu. Jednak nie była to jakaś stara jego grafika, Seth wczytał się w teksty i zrobił cover, który doskonale obrazuje zawartość całego albumu.
Wcześniej sam wykonywałeś projekty wkładek i przyznam, iż bardzo fajnie ci to wychodziło. Coś ja czuje, że bardziej niż pracy Setha potrzebujecie jego nazwiska by bardziej zwrócić na siebie uwagę?
Coś w tym jest he, he. To prawda, że nagrywając materiał za własne pieniądze i szukając wydawcy z pewnością może się przydać nazwisko Setha we wkładce. Nie zamierzam się tego wypierać. Jednak nie w porządku by było gdybyśmy poprosili go o współpracę tylko ze względu na nazwisko, a jego prace kompletnie by nie pasowały do klimatu ABUSED MAJESTY. Zanim się z nim skontaktowaliśmy, obejrzeliśmy dokładnie jego galerię, i nie było tam ANI JEDNEJ pracy, która nam by się nie spodobała. Uważam go za doskonałego grafika i bardzo się cieszę, że ABUSED MAJESTY może się pochwalić jego pracą na okładce.
Przygotowujecie się teraz do powrotu na scenę. Po takiej długiej muzycznej abstynencji nie będzie łatwo ponownie wbić się na muzyczny rynek. Wiele osób zapomniało o ABUSED MAJESTY, stracony czas trzeba teraz nadrobić.
Z nadzieją patrzę w przyszłość. Priorytetem dla nas w obecnej chwili jest znaleźć wydawcę. Jeśli już do tego dojdzie i album ukaże się oficjalnie – na pewno zrobimy wszystko żeby go wypromować poprzez granie dobrych koncertów.
Jak będzie teraz wyglądał set koncertowy? Gracie jakiś numery z demówek?
Ustaliliśmy, że na najbliższych koncertach będziemy grali kawałki z debiutanckiej płyty oraz nowego materiału.
Na chwilę obecną chcemy najbardziej promować te dwa materiały. Ale w przyszłości bardzo możliwe, że włączymy do setu koncertowego jakieś starsze nagranie.
A propos starych nagrań może warto pomyśleć o jakieś reedycji z bonusem? Żal dupę ściska, że stare materiały są niedostępne. To samo tyczy się „Serpenthrone” który po prostu zapadł się gdzieś pod ziemię ha, ha. Oto uboczne skutki wydawania CD wraz z gazetą.
Myślę, że kiedyś uda się nam wydać na jednym krążku wszystkie trzy materiały demo – „Thee I worship”, „Gods are with us” i „Crusade for immortality”. Całość by trwała około 45 minut. Marzy mi się takie wydawnictwo, może kiedyś uda się to zrealizować.
Pozostaje mi tylko życzyć wam powodzenia. Do roboty chłopy, fani czekają… Dzięki za wywiad. Ostatnie słowo należy do Ciebie.
Dziękuję dla Metal Jeers za wsparcie oraz Tobie za ciekawe pytania. Apeluję do wszystkich – wspierajcie białostocką scenę! Oby była jasnym punktem nie tylko na mapie Polski ale i całego świata.
Bardzo dziękuję
Johny - METAL JEERS ' ZINE
A B U S I V E N E S S [ P L ]
ABUSIVENESS to lubelski reprezentant pogańskiego black metalu. Od jedenastu lat, zespół wytrwale oraz z dużą determinacją znosi andergrandowy byt. Choć ostatnie lata przeminęły bez większych sukcesów jest szansa że, wkrótce Mścisław i jego kompani wypłyną na wierzch z nowym zabójczym materiałem. Ostatni ich singiel „Wieczny powrót” robi duże nadzieje. Nie będą to jakieś przelewki a wręcz solidny black metalowy terror. Wywiadu udzielił Piotrek, człowiek który sercem i duchem dba o promocję zespołu jak i całej sceny lubelskiej.
Już sporo czasu minęło odkąd nagraliście „Krzyk świtu”, który jest Waszym ostatnim większym wydawnictwem. Co porabialiście przez te pięć lat? Promo z 2002 roku nie może być także usprawiedliwieniem Waszego lenistwa ha, ha?
Witamy! Tak, faktycznie od wydania „Krzyk świtu” minęło 3 lata zaś od jego nagrania dokładnie pięć he, he. Pięć lat to trochę dużo czasu, jednak nałożyło się trochę spraw i problemów, które uniemożliwiły prawidłowe funkcjonowanie grupy w konsekwencji przerwę w graniu i koncertach! Aktualnie od 2004 zespół jest w nowym składzie, szykuje cały czas nowe numery oraz materiał pełno czasowy album, więc nie ma mowy o jakimkolwiek lenistwie he, he.
„Krzyk świtu” obfituje w mroczny i majestatyczny klimat, pełen eposu minionych dni. Natomiast utwór „Wieczny powrót” z wyżej wymienionej promówki jest już zwróceniem się w stronę bardziej brutalnego przekazu. Czyżby mała ewolucja w stylu?
Na początku małe sprostowanie! Wieczny powrót jest utworem traktowanym jako dodatek do albumu „Krzyk świtu”! Całość 11 tracków stanowi tylko materiał promocyjny! Bowiem utwór ten nie został nigdzie wydany! Jest tylko dołączany do promo mojej produkcji! Co do samego nagrania faktycznie utwór ten to klimat zupełnie inny niż poprzednie nagrania! Jest on dość szybki, agresywny, lecz dalej utrzymany w swoistym klimacie Pagan Black Metalu! Natomiast nowe utwory to zwrócenie się w klimaty surowego, szybkiego-ostrego Black Metalu. Obfitują one w mniej melodii oraz mrocznych czy klimatycznych fragmentów he, he
Dzięki za sprostowanie, nie wiedziałem. Osobiście dla mnie najbardziej odpowiada klimat „Wiecznego powrotu”, jeśli nowy stuff będzie w tym stylu, rzucicie niewiernych na kolana. Macie w planach coś teraz nagrać, czas najwyższy nie sądzisz?
Uważam podobnie jak Ty, że najwyższy czas na nagrania! Obecnie na jesieni planujemy nagranie materiału promocyjnego wyłącznie dla wytwórni! W nowym stuff-ie na pewno będzie można odnaleźć jeszcze nutę pogańskiego black metalu, jednakże muzyka ABUSIVENESS oscyluje teraz bardziej wokół surowego black metalu! W głównej mierze stało się to za sprawą chęci zmiany stylistki z melodyjnej na bardziej „surową” stało się to bowiem za sprawą powrotu Wizuna do grupy oraz o zamyśle zmiany koncepcji grania, jak również braku klawiszowca w składzie. Nowa płyta z pewnością będzie utrzymana w bardziej surowym klimacie niż poprzednia! Czy rzuci niewiernych na kolana to się okaże po jej wydaniu!
Wasza dyskografia jest dość obszerna i jest, w czym wybierać. Jak dziś patrzysz na rozwój muzycznej drogi ABUSIVENESS? Czy stare wydawnictw można gdzieś jeszcze nabyć?
Owszem, na swoim koncie mamy kilka demówek, split z Hefeystosem oraz jedną dużą pełno czasową płytę! Rozwój muzyczny jest bardzo dynamiczny, na przestrzeni czasu muzyka nabierała swoistego klimatu oraz dążyliśmy konsekwentnie do wypracowania odpowiedniego i ciekawego stylu! Obecnie prezentowany styl przez grupę odbiega diametralnie od wcześniejszego stylu i kompozycji! Co do naszych wydawnictw, w dalszym ciągu jest do nabycia płyta „Krzyk świtu” tylko w dobrych dystrybucjach w Polsce m.in. Pagan Records, Oldlegend jak i w dystrybucjach w USA, czasami można znaleźć także „Watrajar” wydany na Splicie. Jeśli chodzi o starsze nagrania są one już w tej chwili niedostępne!
A szkoda, może byście to zmienili? Zastanawiam czemu to uczepiliście się tematyki pogańskiej. Należycie do jakiegoś bractwa czy sekty pogańskiej? Skąd pomysły na tego typu liryki?
W żadnym wypadku nikt z nas nie należy do żadnej sekty pogańskiej, bractwa, hord i innego typu zgromadzeń! Teksty to tylko i wyłącznie inspiracja Mścisława pogaństwem, naturą, mistycyzmem oraz jego własne przemyślenia!
Acha. Co to za firma, Strong Survive, która tak ładnie wydała „Krzyk świtu”? Powiedz coś o tej firmie i jej działalności?
„Krzyk świtu” to płyta wydana w 2002 roku nakładem lubelskiej wytwórni Strong Survive Prod. Obecnie nie mamy z nią nic wspólnego oraz nie utrzymujemy kontaktu. Rozwodzić się na temat jej działalności i wydawnictw nie będę. Wszystkich zainteresowanych odsyłam do oficjalnej strony wydawcy!
Na okładce płyty znalazł się taki jeden komunikat („Kupując ten produkt w NSR/HRP nabywasz go nielegalnie”), czy możesz wyjaśnić, o co chodzi i co oznaczają owe skróty. Macie z kimś na pieńku czy co?
Na pieńku nie mamy na pewno z nikim he, he - no chyba, że ktoś taki jest o kim nie wiemy. Owe skróty to dystrybucje nie mające praw ani licencji na dystrybucje i sprzedaż tego materiału! Każda płyta pochodząca z takiego źródła jest wyłącznie „podróbką” Jednak osobiście nie spotkałem się z przypadkiem rozprowadzania takich egzemplarzy.
Piotr, jako, że jesteś osobą, która od kilku lat współpracuje z zespołami i działasz aktywnie na scenie lubelskiej, za pewne znasz ją dobrze. Czy mógłbyś w skrócie opisać jej rozwój oraz najważniejsze zespoły, wydarzenia?
Podwaliny metalowej sceny Lubelszczyzny sięgają końca lat 80-tych! Był to okres bujnego rozwoju death metalowych i thrash metalowych grup na tych terenach! Pierwszymi lubelskimi kapelami, które aktywnie działały oraz koncertowały były: ABUSIVENESS, CERTAMENT, SANNYASIN, CONFUSION, ENGRAVED, PARRICIDE, CICATRIX, FUN THRASH, BULWERSATOR, OLD CITY czy też HYMEN oraz działający do tej pory CONVENT. Przełom lat 90-95 to czas wielu koncertów undergraundowych, a także występy niektórych z tych kapel u boku takich grup jak: MALEVOLENT CREATION, ANATHEMA, VADER, CHRIST AGONY itp. Czas ten możną uznać dziś za okres dynamicznego rozwoju sceny podziemnej, która zrzeszała duże ilości zwolenników! Działały liczne papierowe zine m.in. Sadistic'zine, Interfectum'zine, Artum Sepulcrum'zine oraz Sordid'zine! Przełom lat 95-00 to okres częstego rozwiązywania grup oraz poprzestawanie w prowadzeniu prasy podziemnej. Lata te przyniosły także powstanie bardzo dobrych grup działających po dzień dzisiejszy m.in. RAVENDUSK, PROFUNDIS, BLASPHEMY RITES, DEIVOS, REQUIEM. Obecnie zaobserwować można tendencje spadkową w ilości koncertów undergraundowych, a także formowaniu się nowych składów! W czym dokładnie leży przyczyna takiego stanu? Ciężko jednoznacznie określić!
Dzięki za wywiad. Zdradź nam jeszcze swoje plany oraz wyraź ostatnią wolę dla czytelników Metal Jeers.
Ja również dziękuję za wywiad i życzę powodzenia w prowadzeniu zina. Co do planów to dobre pytanie, odpowiem tylko tyle: praca, praca i jeszcze raz praca nad nowym materiałem:-) Pozdrawiam jeszcze raz wszystkich, którzy wierzyli zawsze w ABUSIVENESS!
Ja także wierzę. Johny - METAL JEERS ' ZINE
A P O K A T A S T A S I S [ P L ]
Apokatastasis.... nazwa, która z pewnością obiła się o uszy każdego człowieka słuchającego cięższej muzyki w regionie.... Z moimi pytaniami walczył dzielnie perkusista tegoż zespołu Krzysiek. Mam nadzieje, że ten wywiad przybliży troszkę obraz zespołu.....
1. Na początek powitanie...
Krzysiek: Witam wszystkich czytelników Metal Jeers Zine!!!
2. Pewnie już na to odpowiadaliście, ale... co oznacza nazwa zespołu i dlaczego akurat tak się nazwaliście?
Krzysiek: Nazwa zespołu Apokatastasis oznacza odrodzenie lub odnowienie. Ma ona związek z wczesnochrześcijańską koncepcją wiecznego powrotu, wg. której w pewnym okresie dziejów nastąpi ogólne unicestwienie, a na jego zgliszczach odrodzi się nowy wymiar istnienia, jakościowo dojrzalszy, bardziej rozwinięty, głównie pod względem duchowym. W innych systemach myślowych także używa się pojęcia Apokatastasis, a jego znaczenie nie różni się bardzo od powyższego. Można je spotkać np. w hinduizmie lub u Epikura, jak mnie pamięć nie myli. Z nazwą tą miałem czelność (ha ha) spotkać się przy okazji obcowania z pismami Carla Gustawa Junga. Zaproponowałem ją zespołowi i wyjaśniłem co oznacza. Jako, że chłopaki byli i są bardzo optymistycznymi personami to z chęcią zgodzili się nazwać tak zespół. Apokatastasis to bardzo pozytywna nazwa, przynajmniej tak przedstawia się dla nas i raczej nie kojarzymy jej z jakąś religią czy nurtem myślowym, ale z czymś co jest po prostu świeże i pozytywne.
3. Troszkę historii...
Krzysiek: Zespół powstał z inicjatywy gitarzystów Adama i Lasera. Później dołączył do nich wokalista Burek. Parę miesięcy potem dołączyłem do nich jako perkusista. Było to zdaje się w czerwcu 2002 roku. Następnie przyłączył się do nas Tomek (bas), który aktualnie udziela się w Cinis [aktualnie już nie - 2005- ParteR]. Po zagraniu w całym składzie pierwszego koncertu odszedł od nas Burek. Do tego czasu jednak pisze on dla nas wszystkie teksty utworów (myślę, że powinien wziąć się za pisanie jakiejś prozy, oczywiście obok pisania tekstów dla Apokatastasis ha ha). Na miejsce Burka przyszedł Grzesio i on właśnie nagrał wokale na „Opus contra naturam” . Pograliśmy razem trochę koncertów i w atmosferze obopólnego porozumienia rozstaliśmy się z Tomkiem (bas). Później odłączył się Grzesiek, który pogrywał podówczas w innym bandzie i przyszykowywał się do rozpoczęcia studiów po prostu nie miał dla Apokatastasis czasu. Dziwnym zrządzeniem losu dotarł do nas Jarek, nowy basista. Okazało się, że już się z nim znam z rodzimych terenów. Następnie dołączył do nas Paweł (vokal) i tak trwamy w tym składzie do tej pory. Jaka niesamowita i pasjonująca historia nieprawdaż!? Ha ha. Jeżeli ktoś miałby jej niedosyt to odsyłam do obszerniejszej (napisanej w fantastyczno-epopejowatej formie) wersji, która znajduje się na stronie zespołu www.apokatastasis.metal.pl .
4.Pierwszą płytę nagraliście w Selani, dlaczego akurat te studio?
Krzysiek: Wyszło to troszkę spontanicznie. Gosia Sienkiewicz, która wspomaga nasz zespół, powiadomiła nas o fakcie, że w Selani jest promocja i nagranie kosztuje taniej. Adam, Laser i Gośka wzięli się szybko do roboty i wytrzasnęli jakimś cudem pieniądze (proszę nie mylić z prostytucją czy jakimś żygolagulstwem haha) na studio, które pośpiesznie zamówiliśmy. Mieliśmy niespełna miesiąc czasu na przygotowanie się do nagrania. Niestety ten krótki czas odbił się na nagraniu nie byliśmy, jak się okazało zupełnie gotowi. Następny czynnik utrudniający pracę związany był z ilością godzin w studio, których także mieliśmy za mało. Pomimo wielu niedociągnięć byliśmy jednak zadowoleni, że nagraliśmy ten materiał.
5.Jak wspominacie chwile w studio?
Krzysiek: Dla większości z nas praca w studio była dziewiczym terenem, którego błonę zdeflorował Szymon Czech ha ha. Nagrywanie jest wspaniałym zajęciem i wydaje się, że można by było nagrywać non stop. Selani to fajne, przytulne i przyjazne miejsce, tylko nie wiem czy sklep monopolowy w drugim pomieszczeniu jest dobrym rozwiązaniem ha ha - nagrania po pijaku nie są raczej wskazane, no ale to kwestia gustu.
6.Troszkę koncertujecie, gdzie dotychczas można było was usłyszeć na żywo?
Krzysiek: Dotychczas zagraliśmy między innymi w Białymstoku (parę razy), w Hajnówce (jeździmy tam regularnie co rok), w Gołdapi, Suwałkach, , Piastowie i w jeszcze paru sympatycznych, małych mieścinach.
7.W związku właśnie z koncertami macie chyba największe sukcesy, pochwal się...
Krzysiek: Zgadza się, mieliśmy pewne zdobycze na konkursach muzycznych w Piastowie, Gołdapii i Białymstoku, ale równie dobrze za sukces uważamy dobrze zagrany koncert.
8.Wiem że macie zamiar nagrywać nowy materiał, powiedz coś o nim.
Krzysiek: Tzw. „poczta pantoflowa” działa w Białymstoku bez zarzutów haha. Faktycznie, mamy zamiar nagrać nowy materiał głównie po to by go sobie osłuchać. Nie będziemy jednak nagrywać w studio, ale w mniej profesjonalnych warunkach mamy już kilka namiarów na ludzi, którzy zajmują się takim półprofesjonalnym nagrywaniem. Chcemy nagrać pięć utworów. Będzie to taki przyczynek do nagrania dłuższego materiału już w studyjnej atmosferze.
9. Jakie są nadzieje w związku z nowym materiałem?
Krzysiek: Chcielibyśmy oczywiście dobrze nagrać materiał i wydać go w jakiejś wytwórni fonograficznej. Oprócz tego chcemy jak najwięcej prezentować nowe utwory na koncertach.
10. A jak się prezentują dalsze plany na przyszłość?
Krzysiek: Patrz wyżej haha. Przyszłość pokaże co będzie działo się z Apokatastasis.
11. Na koniec..."trzy słowa do ojca prowadzącego"
Krzysiek: Wielkie dzięki dla ludzi, którzy są nam życzliwi i całuski dla tych, którzy życzliwi nam nie są.!!! Aha.. i jeszcze jedno jak można to do ludzi którzy organizują koncerty : NAUCZCIE SIĘ WRESZCIE NASZEJ NAZWY I PISZCIE JĄ POPRAWNIE NA PLAKATACH!!!! Haha Dzięki za wywiad. Powodzenia i pozdrowienia od całego składu Apokatastasis.
Anubis - METAL JEERS ' ZINE
A B U S E D M A J E S T Y [ P L ]
Nadarzyła się w końcu okazja by porozmawiać z Icanraz'em o ostatnich poczynaniach ABUSED MAJESTY. Chwila to wiekopomna, gdyż zespół po licznych koncertach i medialnej promocji, może dopiero teraz obiektywnie spojrzeć na swoje aktualne dokonania i podsumować swoją dotychczasową działalność. Emocje w zespole już opadły, nadszedł czas na szczere zwierzenia.
Od wydania „Serpenthorne” minęło już parę ładnych miesięcy. Czym różni się dziś ABUSED MAJESTY od tego, który nagrywał tą płytę?
- Witam! Kiedy nagrywaliśmy 'Serpenthrone' przyszłość tego krążka była bardzo niepewna, ponieważ równie dobrze materiał ten mógł przepaść niezauważony. My jednak byliśmy pełni nadziei i wiary w to, co stworzyliśmy. Poszukiwania ewentualnego wydawcy zaczęliśmy chwilę po opuszczeniu studia i naprawdę nie wyglądało to wówczas zbyt kolorowo. Na początku dostaliśmy ofertę z Redrum666, doszło już nawet do dość zaawansowanych rozmów, podesłania wzoru kontraktu, itp. Zaraz potem skontaktował się z nami Mariusz, przedstawił swoje warunki i propozycje, i dość szybko zdecydowaliśmy się właśnie na Empire, z czego jestem w chwili obecnej bardzo zadowolony. Udało nam się dotrzeć do sporego grona słuchaczy, zagraliśmy profesjonalnie zorganizowaną trasę, nasza płyta została wydana w zachodniej Europie i USA, niebawem gramy na Metalmanii… Pytasz, czym się różni dzisiejszy ABUSED MAJESTY od tego nagrywającego 'Serpenthrone'. Powiem Ci tak, nadal jesteśmy tym samym zespołem, lecz na pewno bogatszym w doświadczenia, stabilniejszym, pewnym ścieżki, którą wytyczyliśmy sobie debiutanckim krążkiem.
Wraz z nowym wydawnictwem zespół stał się bardziej dojrzałym tworem. Widać w Was ogromne zaangażowanie i determinację w tym, co robicie. Do swojej roboty podchodzicie teraz profesjonalnie, stawiacie na jakość, budujecie konsekwentne swój image. Czy zmiany, które zaszły w zespole odzwierciedlają wasze nowe pseudonimy?
- A co ma piernik do wiatraka? Hehe. Jacek, dzięki za komplementy, cieszę się, że nasze starania są zauważalne. Jednak nie rozumiem, co to ma wspólnego z naszymi nowymi pseudonimami? Po prostu pomyśleliśmy dość przyszłościowo, ja całe życie nie będę przecież Młody, bo nikt wiecznie młody nie jest, prawda? Poza tym wiedzieliśmy, że Mariusz będzie nas za wszelką cenę pchał na Zachód, no i co by zrobił taki fan ze Stanów Zjednoczonych, który we wkładce przeczytałby, że na klawiszach gra Grzegorz? Język by sobie połamał w 3 miejscach.
A jednak ten piernik ma coś do wiatraka ha, ha. Dzięki „Serpenthorne” zespół wszedł na muzyczne salony. Płyta jest powszechnie dostępna, pojawiliście się w prasie oficjalnej, zagraliście kilkanaście koncertów w tym jedną profesjonalna trasę. Krótko mówiąc z kapel podziemnej staliście się starymi wyjadaczami ha, ha. Spotkał was szybki awans.
- Czy ja wiem czy taki szybki? Spójrz jak szybki awans spotkał PYORRHOEA, zespół, który wydał płytę po niecałych 3 latach grania. ABUSED MAJESTY istnieje już ponad 6 lat, czy to naprawdę tak mało? Poza tym ja się wcale wyjadaczem nie czuję. Daleko nam do takiego profesjonalizmu, jakim poszczycić się może chociażby VADER, DECAPITATED czy BEHEMOTH. Długa droga jeszcze przed nami…
Parę miesięcy temu wzięliście udział w profesjonalnej trasie koncertowej organizowanej przez EMPIRE REC. po największych miastach Polski.
- Zgadza się. Wraz z HATE, DECAPITATED i PYORRHOEA odwiedziliśmy 10 miast (m.in. Warszawę, Lublin, Rzeszów, Katowice, Kraków, Łódź…).
Jak to jest „być w trasie”? Zabawa czy ciężka praca?
- I jedno, i drugie. Jest to świetna zabawa, ale jednak męcząca. Trasa to wielka impreza, leje się sporo alkoholu, niewiele się sypia, je się gówniane żarcie w niewielkich ilościach, a przy okazji trzeba codziennie zagrać dobrą sztukę. Jednak nie było zmiłuj się, i pomimo zmęczenia i tak dawaliśmy 100% z siebie. Jestem bardzo zadowolony z zagranych koncertów, przygód, które nas spotkały. To było świetne przeżycie.
Zagranie kilkunastu koncertów po rząd to spore wyzwanie przed zespołem. Prawdziwy test wytrzymałości fizycznej i psychicznej.
- To prawda, jednak granie koncertów sprawia nam tak ogromną radość, że na scenie zapomina się o zmęczeniu.
Czy po tych koncertach nie miałeś już dość swoich kolegów z zespołu? Przebywanie w kółko w jednym otoczeniu bywa trochę męczące, trzeba znosić ich nieustanną obecność ha, ha. Wiadomo, różnica charakterów, itp. Nie wszyscy do siebie pasują.
- Nic z tych rzeczy, znamy się na tyle dobrze, że wiedzieliśmy jak się wobec siebie zachowywać żeby nie zwariować, hehe. Owszem zdarzały się jakieś drobne sprzeczki, ale szybko wszystko wracało do normy.
Graliście z kapelami, które posiadają już renomę i prezentują bardzo wysoki poziom artystyczny. Czego nauczyliście się od nich?
- Zarówno DECAPITATED jak i HATE to zespoły z pierwszej ligi polskiego metalu. DECAPITATED bardzo dużo koncertują, natomiast HATE zasługuje na szacunek chociażby ze względu na staż, jakim dysponują. DECAPITATED grali codziennie doskonałe koncerty, po prostu wychodzili na scenę i rozpierdalali w drobny mak. HATE niestety był nieco za bardzo statyczny, ale grali bardzo precyzyjne, równe koncerty, raz lepsze, raz gorsze. Ja osobiście dużo rozmawiałem z Vitkiem i Hellrizerem na tematy perkusyjne, dzieliliśmy się swoimi patentami, pomysłami, opowiadaliśmy o swoich technikach. Po powrocie z trasy zacząłem eksperymentować, wykorzystywać rady chłopaków i muszę przyznać, że wyszło mi to na dobre. Co do PYORRHOEA, to jest to debiutant tak samo jak my, i też dopiero co zbierali doświadczenia. Tkwi w nich spory potencjał i myślę, że go nie zmarnują.
Jak wyglądały relacje między wami?
- Doskonale! Świetnie się rozumieliśmy, nie było żadnych nieprzyjemnych sytuacji, trasa przebiegała w zajebistej atmosferze. Osobiście najbardziej się zżyłem z Hellrizerem z HATE, z którym aktualnie utrzymuję przyjacielskie stosunki.
Słyszałem o tym, że nie wszyscy muzycy uczestniczyli w składaniu sprzętu po koncertach. Czarną robotę wykonywali tylko nie liczni, a arystokracja siedziała przy barze i popijała piwo. Czy wszystkich obowiązywały te same zasady? A może byli równi i równiejsi?
- Ktoś Ci naopowiadał bajek, czy jak? Przed wyjazdem Mariusz zapowiedział, że na tej trasie wszystkie zespoły są traktowane na równi i nikt nie ma jakiejś taryfy ulgowej. Oczywiście, gdy któryś z muzyków niechcąco za dużo wypił, to był usprawiedliwiony.
Dzięki za sprostowanie informacji. Ludzie to różne głupoty gadają. Czym różniła się ta trasa od wcześniejszych, w których uczestniczyłeś?
- Przede wszystkim profesjonalną organizacją, codziennie mieliśmy noclegi w hotelach, czasem nawet w pokojach były łazienki i telewizory. Poza tym sprzęt najwyższej klasy, profesjonalny dźwiękowiec (pierwszy raz w życiu grałem na tak dobrze nagłośnionych imprezach), no i symboliczna kasa za każdy koncert, więc mieliśmy codziennie, za co jeść i pić. Zarówno trasa z HERMH Black Diamonds, jak i wcześniejsze wyjazdy ABUSED MAJESTY Serial Killers i 3 Days Of Metal Madness były wyjazdami całkowicie amatorskimi, więc różnica była kolosalna i wyczuwalna już przed pierwszym koncertem trasy.
Co najbardziej wartościowego wyniosłeś po tych wszystkich wojażach?
- Na pewno nowe doświadczenia, wyzwania, no i nowe znajomości. Poza tym zagrałem w końcu w kilku klubach, o których wcześniej tylko słyszałem z opowieści.
Chwilę, o których chciałbyś zapomnieć?
- Nie ma takich chwil. W zeszłym roku wiele się dla nas zmieniło na dobre, więc nawet drobne niepowodzenia jak np. frekwencyjne porażki podczas mini trasy Serial Killers nie wydają się dla mnie tak straszne z perspektywy czasu.
A chwile, do których będziesz często wracał we wspomnieniach.
- Najważniejszym wydarzeniem związanym z ABUSED MAJESTY było na pewno podpisanie kontraktu z Empire Records i wydanie debiutanckiej płyty w Polsce, Europie Zachodniej i USA. Poza tym trasy Days Of Destruction i Black Diamonds. To są chwile, które na zawsze wpisały się w mojej pamięci jako te najszczęśliwsze.
Za pewne poznaliście już dobrze Mariusza Kmiołka, jakim jest człowiekiem? Wiem, że mocno trzyma dyscyplinę na koncertach i potrafi być surowy.
- Mariusz jest przede wszystkim profesjonalistą i dlatego też wymaga tego samego od ludzi, z którymi współpracuje. Stąd też ta dyscyplina na trasach. Mariusz lubi jak wszystko jest jak w zegareczku, dlatego wszystkie koncerty na trasie zaczynaliśmy punktualnie, co do minuty o 19:00. Zorganizował w swoim życiu już tyle dużych tras, że wie jak działać, aby było wszystko jak najlepiej. Dba o zespoły, szanuje nas jako ludzi, liczy się z naszymi potrzebami, jest uczciwym wydawcą, itp.
Czy wiążecie swoją przyszłość z EMPIRE?
- Tak, uważamy, że w tej chwili jest to dla nas najlepsza firma w Polsce, dlatego też chcielibyśmy dalej współpracować z Mariuszem.
Czy macie jakiekolwiek korzyści z tego, że wasz album wydała zachodnia firma? Coś więcej na temat tego wydawnictwa.
- Płytę wydała francuska firma Adipocere Records. Nie mamy z nimi podpisanego kontraktu, to jest licencja, więc wszelkie dochody nas nie dotyczą. Powiem Ci szczerze, że jeszcze nie widzieliśmy tego wydawnictwa. Z tego, co wiem, całość identycznie wygląda jak wydanie polskie (pomijając logo Adipocere na tylnej części okładki). Na chwilę obecną wiem, że mamy bardzo dobrą promocję na terenie Francji. Pojawiają się już powoli recenzje z reszty świata, pierwsze wywiady anglojęzyczne…
Co obecnie robi ABUSED MAJESTY? Jakie plany na przyszłość?
- Aktualnie przygotowujemy się do występu na Metalmanii. W maju, być może zagramy koncert w Białymstoku ze szwajcarską kapelą Necropolis. Poza tym, od kilku miesięcy pracujemy nad nowym materiałem, który planujemy nagrać na przełomie 2005/2006. Być może niebawem nakręcimy profesjonalny teledysk, ale to jeszcze nic pewnego…
Dużo inwestujesz w sprzęt muzyczny. Nie wątpliwie to świadczy o tym, że swoja przyszłość wiążesz z muzyką.
- Wiesz, powiem tak muzyka to całe moje życie. Po prostu sobie nie wyobrażam życia bez muzyki i bez możliwości grania jej. Owszem, inwestuję w sprzęt, ale ja po prostu cenię sobie wygodę grania i dobre brzmienie. Bez tego ciężko przeskoczyć pewien pułap umiejętności technicznych, jak również zagrać dobrze brzmiący gig. Dobry sprzęt to podstawa.
Jakiego sprzętu aktualnie używasz?
- Gram na bębnach Yamaha Stage Custom, blachach Sabian, Paiste, Meinl i Orion, stopach Tama Iron Cobra, hardware Yamaha, Premier, Pearl i Gibraltar, naciągi Remo. W chwili obecnej bardzo poważnie myślę o zmianie stóp na Axis. Niebawem też będę miał komplet brazylijskich triggerów, takich samych, na jakich gra np. Igor z Sepultury.
Patrząc na twoją grę i zaangażowanie w zespół, wnioskuje, że jesteś osobą niesamowicie konsekwentną i wytrwałą w tym, co robi.
- Dzięki! Widzisz, ja po prostu bardzo lubię to robić, uwielbiam grać na bębnach, a osiąganie ciągle coraz wyższego poziomu z ABUSED MAJESTY jest tym, do czego ciągle chcę dążyć. Ten zespół to całe moje życie, bardzo mi zależy na jego rozwoju.
Jakich perkusistów najbardziej cenisz, kto ci imponuje?
- Z polskich perkusistów bardzo cenię Inferna, Vitka, Daraya, Hellrizera, Docenta, Adama Sierżęgę. Każdy z nich prezentuje zupełnie inne podejście do bębnienia ekstremalnego metalu, każdy ma swój styl, dobre pomysły, świetną technikę. Z zagranicznych bębniarzy uwielbiam styl, jaki reprezentuje Pete Sandoval, Frost, Trym, Nick Barker, Nicko McBrain, Gene Hoglan, Richard Christy, Mike Portnoy, Flo Mounier, Lombardo, Derek Roddy. Ostatnio bardzo mi się spodobał styl gry Jonasa Ekdahla z Evergrey. Generalnie cenię bardzo wielu perkusistów, to tylko niektórzy z tych, których zawsze słucham ze szczęką przy ziemi, hehe.
Utrzymujesz przyjacielskie stosunki, z Darey'em (perkusistą VADER). Dużo się od niego nauczyłeś?
- Daray mi naprawdę sporo pomaga. Ma wiele znajomości, jeździ po świecie, ma więcej możliwości niż ja. Moja znajomość z Darkiem zaczęła się w wakacje zeszłego roku, potem odkupiłem od niego bębny, spotykamy się, co jakiś czas, popijamy wódkę, no i gaworzymy o bębnieniu i dzielimy się uwagami na różne tematy. Daray się bardzo rozwinął od czasu, kiedy dołączył do VADER. Słyszałem fragmenty nowej VESANII. Bębny powalają! Cóż więcej… Darek dysponuje doskonałym sprzętem, i jak czegoś potrzebuję, to zawsze mogę na niego liczyć (no chyba, że w tym czasie jest w trasie).
Każdy pałker ma jakieś swoje patenty, czy to na ustawienie przekładni, czy na trzymanie pałek. Czy zdradzisz nam jakiś swój?
- Nie mam jakichś wyszukanych patentów. W przekładni obniżam bijaki i mam je nieco bardziej ustawione bliżej membrany (przy dość luźnych sprężynach), dlatego teraz mogę grać nieco szybsze stopy niż grałem dotychczas. Pałki trzymam standardowo, ale gram pałkami jazzowymi, które są krótsze od typowych rockowych pałek o jakieś 2,5 cm i zdecydowanie cieńsze, a co za tym idzie lżejsze i mogę szybciej grać np. blasty przez dłuższy czas nie odczuwając zmęczenia.
Powiedzmy, ze kupiłem sobie perkusję i chcę nauczyć się grać. Od czego mam zacząć?
- Od zabrania się za tamburyno i sprawdzenia czy masz poczucie rytmu.
Ha, ha. Sposób na szybkie blasty?
- Wiadro ciepłego spirytusu i bat słoniny, hehe. Nie ma sposobu na szybkie blasty. Trzeba po prostu dużo ćwiczyć. Aktualnie pracuję nad tzw. boomblastami, które różnią się od standardowych blastów tym, że stopy są grane dwa razy gęściej.
Czy pamiętasz te czasy, gdy ABUSED MAJESTY, co niedzielę przychodziło na próby na szóstą rano, bo nie było innej możliwości?
- No pewnie, że pamiętam. To było z 5 lat temu! To się nazywa poświęcenie dla sprawy, hehe.
Dziś gracie na dużych imprezach z dobrymi kapelami, podczas gdy kiedyś występowaliście w remizie strażackiej, w której scena była zrobiona ze stolików. Czy kiedykolwiek kiedyś spodziewałeś się, ze losy zespołu tak się zmienią?
- Tak naprawdę to nigdy nie wiadomo, co się zdarzy. Miałem marzenia, związane z ABUSED MAJESTY i dążyłem do ich realizacji. Udało się w końcu, jestem bardzo szczęśliwy, ale też bardzo miło wspominam te stare dzieje. Cały czas chcę iść coraz dalej, osiągać coraz więcej, rozwijać się. Myślę, że jeszcze wiele przed nami, i że mamy jeszcze sporo do powiedzenia.
Dzięki za rozmowę. Ostatnie słowo jest Twoje.
- Ja również dziękuję za wsparcie Tobie, jak i reszcie załogi METAL JEERS!!! Pozdrawiam czytelników i wszystkich znajomych, z którymi wspólnie tworzymy jedną z najsilniejszych lokalnych scen w Polsce!!! Do zobaczenia na koncertach.
Johny - METAL JEERS ' ZINE
A R M A G E D O N [ P L ]
Metal płynie zamiast krwi w moich żyłach
Dla mnie powroty takie jaki zafundował ARMAGEDON płytą Death Then Nothing, są jak plaster miodu przyłożony na skołatane serce. Nie dość, że sama płyta jest świetną porcją Death/Thrasowej muzyki, to jeszcze pojawia się okazja do porozmawiania z jednym z liderów tej wytrawnej ekipy z Kwidzyna. Z atencją zapraszam na wywiad z jednym z braci Maryniewskich – Krzysztofem.
Cześć Krizz! Wasza płyta gości w moim odtwarzaczu tak jakoś od tygodnia, i to bardzo często. Dla mnie jest to - mówiąc kolokwialnie i dosadnie – bardzo dobra płyta. 32 minuty, które mijają niezwykle szybko, powodując niedosyt. Gratuluję Ci nowej płyty. Jak Ty z perspektywy tych paru miesięcy, bo od nagrania w studio X minęło już trochę czasu, ocenisz ten krążek?
Witaj Wojtas! Bardzo się cieszę, że oceniasz Death Then Nothing bardzo pozytywnie.
Takie było założenie, aby po przesłuchaniu całości pozostał raczej niedosyt, niż przesyt. Myślę, że płyta spełnia te oczekiwania. Muza jest bardzo ciężka i „gęsta”, a przy tym dość selektywna; z jednej strony miażdży partiami blastów, a drugiej wprowadza ciekawe klimaty mrocznymi riffami. Dużym wsparciem są partie vocali. Według mnie, Slavo przeszedł sam siebie. Podsumowując - myślę, że jest nieźle, choć na pewno znalazłbym partie, które dzisiaj można by było zaaranżować, bądź nagrać inaczej.
A jaki jest na ten moment odzew ludzi z branży na Death Then Nothing? Znaleźli się jacyś malkontenci, czy wszyscy Was chwalą?
Ogólnie odzew jest bardzo pozytywny. Zwłaszcza od naszych sympatyków i dawnych fanów. Choć zdarzają się komentarze, nie tyle negatywne ad. Death Then Nothing, ale raczej do naszego ponownego się pojawienia. Dla niektórych (raczej dla krytyków) ARMAGEDON, to „relikt przeszłości”, legenda której nie należało wskrzeszać…Cieszę się, że są to jednak komentarze pojedyncze. My i nasi fani myślimy zdecydowanie inaczej.
Nie było Was na scenie naście lat. Wróciliście. Jakie to uczucie być znowu w tym muzycznym biznesie po latach absencji?
Wiesz, dzisiaj jesteśmy dość dorosłymi facetami i mamy zdecydowanie więcej dystansu do otaczającej nas rzeczywistości. Cieszy nas fakt, że w dalszym ciągu ARMAGEDON, to nazwa kultowa. Dla wielu, jakieś piętnaście lat temu byliśmy jednym z najlepszych bandów w PL. A 15 lat, to w końcu nie wieczność.
Spotykamy się z bardzo fajnym przyjęciem starych, jak i młodszych fanów. No i dzisiaj nie mamy żadnego ciśnienia, na to aby ARMAGEDON był „być albo nie być” w naszym życiu. Jest to raczej pasja, chęć tworzenia i w dalszym ciągu niesamowita przygoda, niż tak jak to było kiedyś, próba sposobu na życie. To powoduje, że nasza dzisiejsza obecność jest pozbawiona jakichkolwiek balastów. Mamy komfort tworzenia, nagrywania, czy koncertowania dla bezinteresownej przyjemności. Ku chwale ARMAGEDON i naszych fanów.
Z promocją płyty związane są koncerty. Czy wydawca - Mystic, szykuje Wam trasę? Jeśli tak, to kiedy będzie można zobaczyć Was na koncertach i w jakim towarzystwie?
Myślę, że w tym roku (2009) zagramy raczej tylko kilka pojedynczych koncertów. Większą aktywność koncertową planujemy na przyszły rok. Być może będzie to objazdówka po Polsce w bardzo dobrym towarzystwie. Szansa jest spora, ale nie chciałbym jeszcze dzisiaj przekazywać nie potwierdzonych informacji.
A jest szansa na jakieś pojedyncze sztuki, gdyby np. organizator małego metalowego festiwalu zechciał Was ściągnąć? Ma na to szansę?
Tak jak powiedziałem wcześniej, jak najbardziej. W przeszłości takie właśnie lokalne koncerty, czy małe festy były z reguły bardzo dobrze przygotowane, no i atmosfera była zawsze przednia! A po sztukach, niezapomniane imprezy. Kościan, Złocieniec, Sandomierz, Malbork, czy Kwidzyn - jakie duże trasy odwiedzają dzisiaj te miejsca? A to były jedne z najlepszych gigów jakie pamiętamy.
"Przeszłość to jajko stłuczone, przyszłość to jajko wysiadywane " - to słowa Paula Eluarda. Ciekaw jestem czy lubisz takie retrospektywne podróże, wspominanie przeszłości czy też wolisz „wysiadywać jajko” ? Pytam, bo teraz chciałbym trochę wrócić do przeszłości…
Ogólnie nie lubię powrotów do przeszłości. Wiem, że w naszym przypadku to niemożliwe. Co więcej, często retrospektywne podróże działają na korzyść ARMAGEDON. Ale to już było. I nic tego nie zmieni. Ważne jest przede wszystkim dzisiaj i jutro. Ale jako, że chcesz wracać do przeszłości, wal śmiało!
No to jedziemy…Powiedz o pierwszych, ważnych dla Ciebie, jeszcze jako dziecka – zespołach muzycznych. Kto to był? I nie chodzi mi koniecznie o wykonawców z gatunku heavy metal…
Tu może Cię zdziwię. Od początku był to metal. Najpierw AC/DC, BUDGIE, potem TSA, KAT, no i tak dalej. Z innych klimatów lubiłem BRYGADĘ KRYZYS i MOSKWĘ – nie wiem, czy ktoś jeszcze pamięta te bandy. Ale kilkudniowe, coroczne pobyty w Jarocinie robiły swoje. Wtedy każda muza była ważna, bo z reguły była niedostępna i kontestowała otaczającą nas rzeczywistość. Metal w Polsce dopiero się zaczynał. Było kilka fajnych bandów, ale też mnóstwo pozerstwa.
Z Jarkiem Cieślą znałeś się jeszcze ze szkoły podstawowej. Ponoć uciekaliście z lekcji, aby posłuchać AC/DC i MOTORHEAD, prawda?
No tak! Uciekaliśmy i to nie raz. Myślę, że wszyscy mamy takie zdarzenia w pamięci z tamtych czasów. Było to głównie spowodowane godzinami nadawania audycji radiowych, w których można było usłyszeć nowości ze świata. Nie było innego wyjścia. Trzeba było wiać, siadać, przy wysłużonym kaseciaku (bądź szpulowcu) i nagrywać. W tamtych czasach (koniec lat 70, początek 80), posiadanie wydawnictw oryginalnych, graniczyło z cudem.
Czy dużo słuchałeś pod koniec lat 80-ych audycji w radiu? Jakie to były audycje? Może właśnie uciekaliście z lekcji na Muzykę Młodych?
Radio w tamtych czasach, było jednym z niewielu źródeł muzycznych dla metalu. I to na antenie ogólnopolskiej! Muzyka Młodych, jak najbardziej – najgorzej było jak zaczęli nadawać w niedzielę rano… W tamtych czasach, nawet Kaczkowski w Trójce prezentował „metalową” twórczość. To co było wtedy raczej nie-fajne, to podziały między ludźmi ze względu na słuchanie takiej, czy innej muzy.
W październiku 86 roku powstała grupa CREEPING DEATH. Kto był założycielem tej formacji i w jakim składzie graliście?
W zasadzie to był początek ARMAGEDON. W okresie kilku miesięcy, na początku swojej przygody muzycznej, szukaliśmy właściwej nazwy, zmieniając ją kilka razy, aż do zaakceptowanej przez wszystkich :ARMAGEDON. Ojcami założycielami, byłem ja razem ze Slavo. Zachęciliśmy do współpracy Jarka Cieślę (na drugiej gitarze), no i nieco później Romka Czyczyna-Egierda (na perkusji). To był w zasadzie pierwszy oficjalny skład ARMAGEDON.
Ciekaw jestem czy zagraliście jakiś koncert pod szyldem CREEPING DEATH? A może masz w swojej osobistej kolekcji jakieś demo tej kapeli?
Nie bardzo pamiętam, ale chyba pierwszy oficjalny koncert (w roku 1987) zagraliśmy już jako ARMAGEDON. Pierwsze demo nagraliśmy natomiast dopiero rok później. Innymi słowy, wszystko co działo się muzycznie, było oficjalnie firmowane przez nas nazwą ARMAGEDON.
Czy pamiętasz jeszcze jeden z pierwszych Waszych gigów z zespołem R.A.F w Kwidzynie? Mała salka została wtedy ponoć doszczętnie zdemolowana, a fani biegali po scenie, co skończyć się miało połamaną gitarą Jarka...
Takich koncertów w tamtych czasach było znacznie więcej. Kwidzyn + Sztum + Grudziądz stanowiły dość sporą brygadę metalową, rozpoznawalną praktycznie w każdym miejscu w Polsce. Wspólne wyjazdy na koncerty i w ogóle. A ARMAGEDON był wtedy ich (naszym) zespołem. No to się na koncertach działo! Pamiętam, jak w Malborku graliśmy sztukę z ACID DRINKERS. Przez pół godziny nie mogli wyjść na scenę po naszym koncercie, bo ludzie chcieli tylko ARMAGEDON! Koncert z R.A.F. , który wspomniałeś rzeczywiście zakończył się dość znacznymi startami w mieniu (bodajże Domu Kultury). Gitara Jarka też nie przeżyła.
Bardzo lubię Wasze demo Czas Przetrwania. Natomiast nie udało mi się dotrzeć do Waszej pierwszej taśmy pt. ARMAGEDON. Jak ocenisz te dwa materiały z perspektywy czasu?
Pierwsze demo, to właściwie „oddech wymarłych światów”. Graliśmy trochę koncertów i był to wymóg naszych fanów, którzy chcieli utożsamiać się z zespołem. Nagraliśmy wtedy część materiału, który w tamtym czasie stworzyliśmy. A potem kopiowaliśmy dla nich kasety. No i prawie każdy z nich wtedy znał nasze numery. To było niesamowite, jak na pierwszych koncertach ludzie wrzeszczeli razem z nami, demonstrując znajomość poszczególnych songów! Drugie demo, czyli „Czas Przetrwania” nagraliśmy „na żywo” już jako trio.
Mam spory sentyment do tego materiału, choć po tylu latach wydaje się być dość archaiczny. Nie mniej, były to właściwe, muzyczne początki ARMAGEDON. Kształtowanie naszego stylu.
Na łamach tego Thrashem All (nr 9 z 1990 r.) mówiłeś, że „uciekasz jak możesz przed Wojskiem Polskim”. Udało Ci się uniknąć woja?
No tak. Okazałem się „niezdolnym do odbycia służby wojskowej w czasie pokoju”… cokolwiek to oznaczało i jak wiele mnie to zdrowia kosztowało (groźby więzienia etc.) – było warto.
Dzięki komu zainteresowałeś się przed laty muzyką metalową? Co było tym bodźcem, impulsem, który pokierował Cię w stronę tego ostrego grania?
To dziwne, ale z perspektywy czasu myślę, że to raczej ja narzucałem innym tzw. metalowy punkt widzenia. Jeszcze w szkole podstawowej, gdzieś około 4 czy 5 klasy słuchając AC/DC, MOTORHEAD, czy demonstrując hołd TSA, tworzyłem najpierw jednoosobowy, później już liczniejszy szereg ludzi gardzących inną muzą. Tylko METAL! No, a granie właśnie metalu było już tylko konsekwencją mojej ówczesnej orientacji muzycznej.
Czy pamiętasz pierwszy koncert, na jaki trafiłeś w swoim życiu? Który to był rok, no i cóż to był za wykonawca?
Który rok, to dokładnie nie pamiętam. To było gdzieś około moich 11-stu, czy 12-stu lat, pamiętam lokalne koncerty starych polskich rockowych bandów, no i pamiętny koncert TSA w miejskim ogólniaku. To ten koncert wywarł na mnie największe wrażenie w tamtym czasie.
Jak trafiłeś, nazwijmy to umownie, do "podziemnego obiegu"? Jakie inne polskie grupy, w czasach kiedy startowaliście z ARMAGEDON były Ci znane? Pisałeś listy? Czytałeś ziny? Wymieniałeś się taśmami demo?
Podziemie to było jedyne miejsce, gdzie metal się rozwijał i „publikował”. Nie było wydawnictw oficjalnych zajmujących się tym gatunkiem. Granie metalu extremalnego, z automatu definiowało przynależność do undergroundu. Poza tym, nie było internetu, maili, komórek etc. Tylko słowo pisane, powielane na pierwszych maszynach ksero. Z początkiem lat 90-tych, zespołów pojawiło się mnóstwo. Sporo wtedy graliśmy razem z VADER i GHOST.
Koncertowaliście z ARMAGEDON na wielu imprezach podziemnych w Polsce. Dzieliliście scenę m.in. ze SCHIZO, SAMAEL, DESEXULT czy LOUDBLAST. Widziałeś pewnie niejednokrotnie zadymy na lub przed koncertami. Jak oceniasz te wszystkie zadry między metalowcami?
Dla mnie wtedy - tak samo, jak i dzisiaj, jest to rzecz raczej nie mieszcząca się w kategoriach racjonalnie wytłumaczalnych… Uważam, że metal zawsze powinien w jakiś sposób łączyć ludzi o podobnych zainteresowaniach muzycznych, niż dzielić. Myślę jednak, że w tamtych czasach do tzw. metalowych brygad dołączali się często przypadkowi zadymiarze, którzy nie mieli z muzą nic wspólnego. Niestety, działali w grupach, a wszystko kojarzono a metalem. To dotyczyło głównie dużych koncertów. Na mniejszych, sytuacja wyglądał już całkiem inaczej. Nie obserwowało się szczególnych podziałów.
Czy Ty bądź, któryś z Twoich kolegów z zespołu został kiedyś skrojony?
No tak. Sytuacja się zmieniła, kiedy zaczęto nas rozpoznawać jako ARMAGEDON. Nawet kilku kumplom z naszego miasta kilka razy się upiekło, gdy powoływali się na dobrą znajomość z nami.
Na koncertach, które graliście poznaliście niezliczoną ilość kapel, wydawców zines...Z kim imprezowało się Tobie najfajniej? Kogo wspominasz szczególnie?
Uff…Długo by wymieniać. Chyba prawie ze wszystkimi z branży w tamtych czasach, mieliśmy jakieś imprezowe, z reguły po-koncertowe, wspomnienia. Największa przygoda muzyczno-awanturnicza, to wyjazd na festiwal do Odessy z GHOST. Ale, to opowieść na krótką książkę…
Przejdźmy do taśmy Dead Condemnation. Projekt okładki, jakość techniczna nagrań – wszystko to, jak na tamte czasy, robiło wrażenie. Ta taśma pozwoliła Wam chyba wypłynąć na szersze wody? Taki „punkt wyjściowy”. Czy zgodzisz się z taką tezą?
Tak rzeczywiście było. Był to okres naszej intensywnej współpracy z Domem Kultury w Sztumie, gdzie wtedy graliśmy próby. Zachęciliśmy ówczesnego dyrektora do opłacenia krótkiej sesji nagraniowej w profesjonalnym studio. Udało się i dzięki temu mogliśmy nagrać Dead Condemnation w CCS studio w Warszawie. Dobry cover art., dzika muza no i się zaczęło dziać dobrze. Spore zainteresowanie branży, duże wsparcie od fanów na koncertach. Ogólnie - dobre czasy.
No i rok 1993 czyli czas Invisible Circle. Kiedy ostatni raz słuchałeś tej taśmy? Lubisz do niej wracać?
Lubię Invisible Circle. Ma bardzo interesujący, mroczny, mglisty klimat. Dobre kompozycje. Z racji przygotowywania kilku numerów z Invisible Circle na nasze obecne sztuki, ostatnio słucham tej płyty dość często.
To pytanie zostało Tobie zadane chyba wiele razy...Jest takie powiedzenie, że historykowi nie wolno "gdybać", ale... Gdyby kontrakt z Peacville Rec. został pozytywnie sfinalizowany, to jak Twoim zdaniem potoczyłyby się losy ARMAGEDON?
To trochę trudne i ryzykowne „gdybanie”. Nie wiem, co mogłoby się wydarzyć, ale wiem, że zrobilibyśmy wszystko co w naszej mocy, aby nagrywać jak najlepsze płyty i grać jak najlepsze koncerty. Bo ARMAGEDON, to zawsze pełen profesjonalizm i maksymalne zaangażowanie. Tak było wtedy i jest dzisiaj!
A jak wspominasz czas współpracy z Mariuszem Kmiołkiem z Carnage Records?
Jak w każdej współpracy, bywały okresy lepsze i gorsze. Po pewnym czasie Mariusz postanowił skupić się tylko na VADER. Jak widać z perspektywy czasu, podjął chyba słuszną decyzję. Nie było miejsca na inne zespoły. Taka sama sytuacja dotyczyła kilku innych bandów ze stajni Carnage w tamtym okresie.
Czy utrzymujesz kontakt z muzykami starego składu ARMAGEDON? Kiedy np. ostatni raz widziałeś się z Panami Czyczynem lub Dondalskim?
Z Romkiem Czyczynem-Egierdem mam kontakt telefoniczny i mailowy. Cieszy się z naszej nowej płyty i na nowo nam „kibicuje”. ARMAGEDON był dla niego ważną częścią ówczesnego życia. Z Marcinem spotkaliśmy się całkiem niedawno na sztuce HATE w Bydgoszczy. Tak, że od czasu do czasu udaje się nam zamienić kilka słów. Jest dobrze.
Przygotowując się do tego wywiadu przewertowałem trochę różnych zinów. Patrzę na wkładkę Invisible Circle i widzę pozdrowienia m.in dla moich kolegów z Infernal Death zine i Necrologus zine….Nie żal Ci tych papierowych wydawnictw, które kiedyś były solą podziemia, a dziś to już niemalże gatunek na wymarciu. Musisz mieć chyba sporą kolekcję starych zines?
Ja zawsze lubiłem wydawnictwa papierowe. No i zawsze ceniłem i cenię, ludzi którzy z reguły bezinteresownie poświęcali mnóstwo czasu, zapału i energii na wydawanie swoich pism. Mam rzeczywiście parę sztuk z dawnych czasów. Niezły odlot.
Czytujesz obecnie jakąś muzyczną prasę?
Tak. Nie chcę reklamować tytułów, ale są to pozycje zajmujące się muzą, jak i zagadnieniami technicznymi (sprzęt / studio etc.)
Na łamach nr 7 Death Metal zine, zaraz pod wywiadem z Tobą mamy namiary na Was: Damage Inc.-Robert Grzesiak. Mógłbyś powiedzieć, jaką rolę odgrywało Damage Inc. w promocji zespołu?
To były czasy dookoła Dead Condemnation. Nasz dobry kolega Robert Grzesiak zajmował się wtedy szeroko rozumianą promocją zespołu. Bardzo dobrze układała się nam współpraca. Chciałbym mieć dzisiaj kogoś takiego obok ARMAGEDON. Jest sporo tematów.
A nie myśleliście o jakimiś materiale DVD ze starymi koncertami ARMAGEDON? Pewnie masz takowe w swoich zbiorach?
Szczerze powiedziawszy, to nie myślałem o tym. Stare materiały z reguły służą jako podkład pod wieczory z bratem i whiskey… Mamy duży sentyment do kilku zarejestrowanych koncertów z tamtego okresu. Ja zawsze myślę raczej do przodu. Może uda się nam zrealizować temat DVD w przyszłości, z nowych sztuk.
Mittloff z Apocalypse Production wydał kilka lat temu Wasze demówki na CD. Czy jest to legalne wydawnictwo?
To trudne pytanie dla mnie. ARMAGEDON musiał się zrzec w tamtych czasach praw do Dead Condemnation i Invisible Circle. Takie były wymogi wydawcy. Innymi słowy, nikt nie musiał konsultować z nami wznowienia tych płyt… Trochę to dziwne, ale tak to wygląda.
Ciekaw jestem, jak sobie poradziłeś po rozpadzie ARMAGEDON? Byłeś przecież w ten zespół mocno emocjonalnie zaangażowany. Gdzie znalazły ujście Twoje moce twórcze?
Tak naprawdę, to nigdy nie nastąpiło coś, co można określić rozpadem ARMAGEDON. My wtedy po prostu zawiesiliśmy działalność. Nie zakładaliśmy „okresu zawieszenia”. Z różnych powodów nie udało nam się powrócić wcześniej. Ale podejmowaliśmy próby re-aktywacji w latach 1997 i 2000. Ta druga próba była bardzo udana. Niestety w wypadku samochodowym zginął nasz ówczesny perkusista i przyjaciel, Rysiu Bieniek. To podcięło nasze skrzydła. Musieliśmy ponownie nabrać dystansu i zebrać siły. Z gitarą nie rozstałem się nigdy.
Czego Krizz z ARMAGEDON słucha dziś AD 2009? Śledzisz na bieżąco polską scenę? Masz swoich faworytów?
Słucham dużo różnej muzy. Lubię być zawsze na bieżąco. Metal płynie zamiast krwi w moich żyłach i jest to zawsze pierwszy wybór. Nie ma sensu wymieniać nazw bandów, bo jest ich zbyt wiele. Na naszym podwórku od wielu lat bardzo wysoko cenię: BEHEMOTH, HATE i reaktywowane ostatnio CHRIST AGONY.
No właśnie…Na wkładce jesteście podpisani m.in. jako Krizz, Slavo, Rav. Na Waszych wcześniejszych wydawnictwach byliście przedstawiani z imienia i nazwiska. Z czego wynika ta zmiana?
Tak naprawdę to użyliśmy naszych „powszechnie” używanych imion, a nie tych które mamy w ID. W sumie, żadnych kombinacji z pseudonimami. Tak po prostu na siebie „wołamy”.
Dostrzegasz mentalną różnicę miedzy tymi dzisiejszymi - młodymi metalowcami, a ich starszymi kolegami?
Wiesz, nie czuję się umocowany do oceny mentalności różnych pokoleń metalowców. Każde czasy mają swoją historię, swoje ważne i mniej ważne aspekty, zdarzenia, które mają wpływ na kształtowanie się osobowości, czy postaw i charakterów.
Nie można porównywać obecnych i ówczesnych postaw w oderwaniu od rzeczywistości tamtejszej i dzisiejszej. To dość złożone zagadnienie. Ważne, aby metal łączył, a nie dzielił. I tak przecież tej muzy nie słucha milionowa publiczność… w Polsce.
Zapewne bywasz na koncertach? Co ciekawego widziałeś ostatnio? I jaka płyta gości ostatnio non-stop w Twoim odtwarzaczu?
Całkiem ostatnio widziałem HATE (w Bydgoszczy) i TRAUMĘ (w Gdyni), wcześniej MORBID w Warszawie. Bardzo porządne sztuki. Co do odtwarzaczy, to zapodają ostatnie płyty UNLEASHED, TIAMAT, CANNIBAL CORPSE, CHRIST AGONY, HATE, a nawet BLACK RIVER.
Jakich gitarzystów ceniłeś, gdy zaczynałeś grać na gitarze? Kto był wówczas Twoim niedoścignionym wzorem? Jesteś samoukiem czy kończyłeś szkołę muzyczną?
Wiesz, jak patrzę na ten temat z perspektywy czasu, to myślę, że nigdy nie byłem fanem samych gitarzystów. Zawsze odbierałem muzę jako całość, przez pryzmat zespołu i kompozycji. Sam jestem trochę samoukiem, trochę po „kursach” i prywatnych lekcjach. Nigdy nie przedkładałem techniki ponad pomysł i muzykę samą w sobie. Wielu gitarzystów zabłądziło w pogoni za techniczną doskonałością. Potrafią zagrać wszystko, co zostało już wymyślone, ale nie bardzo radzą sobie z własną twórczością.
Jak to jest grać z rodzonym bratem w jednym zespole? Np. wchodzący w skład THE BLACK CROWES bracia Chris i Rich Robinson znani są z częstych kłótni, ale już np. bracia Kolesne z KRISIUN nie mają z tym problemów. Zatem, jak jest w przypadku braci Maryniewskich?
Raczej dobrze. Wiadomo jak to zawsze bywa - są lepsze i gorsze dni. Na ogół nie mamy z tym problemów, choć rogata osobowość SLAVO daje mi się czasami we znaki. Dzisiaj jesteśmy już dość dorosłymi facetami i potrafimy ustawiać w sposób właściwy priorytety i tematy ważne. Ogólnie jest OK.
W 1990 roku we wspominanym już tutaj wywiadzie dla TEA mówiłeś, że „brat jest najbardziej zwariowany członkiem kapeli.” A jak jest dziś? Kto jest najbardziej stateczny, a kto jest tym "najbardziej zwariowanym" w składzie ARMAGEDON?
W tym temacie nic się nie zmieniło. Pierwsze skrzypce gra jak zawsze SLAVO ze swoimi dość niekonwencjonalnymi pomysłami i zachowaniami. Reszta z nas, chyba mu dużo nie ustępuje… No, ale poważni też potrafimy być kiedy trzeba.
Liczę na to, że historia ARMAGEDON będzie kontynuowana, tak jak to napisane jest na Waszej stronie. Tymczasem bardzo dziękuję Ci za Twój czas i wywiad! Jeśli chcesz coś dodać, to bardzo proszę...
Wielkie dzięki za tak dokładny magiel. Korzystając z okazji gratuluję Ci wytrwałości w tym, co robisz i tak Dobrego Pisma!
www.armagedon.net.pl WOJCIECH LIS
A R M A G E D O N [ P L ]
Przyznam, że tego powrotu się nie spodziewałem. A jednak - Armagedon powrócił po ponad 15 latach milczenia! Chwała im za to tym bardziej, że nowy album Death Then Nothing jest naprawdę dobry! I niech sobie w brody plują palanty z Peaceville, że tak kiedyś namieszali. DTN udowodniło, że Armagedon to nasze dobro narodowe, którego przez tych fiutów o mało nie straciliśmy...
Jednak są. Przetrwali trudne chwile i odrodzili się na nowo! A na dowód tego macie poniższą rozmowę. A teraz już Krizz...
Witam! Przyznam, że nie wierzyłem w Wasz powrót! Cóż, nie powinniście tak długo czekać z decyzją reaktywacji! Zdajesz sobie sprawę ile my - fani przez to straciliśmy? Hehe
Krizz: Witaj ! No jest mi niezmiernie przykro, że tak wszystkich zawiedliśmy nieobecnością swoją. Po tych kilku miesiącach od wydania DTN ze zdumieniem stwierdzamy, że rzeczywiście ogólna sympatia dla Armagedon jest znacznie większa niż sądziliśmy. I to jest zajebiste ! Wiesz, w tamtych czasach, kiedy graliśmy nie było maili, komórek, netu etc. Nasza wiedza na temat naszego odbioru przez fanów pochodziła głównie z ich reakcji na naszych gigach, czy z listów ręcznie przez nich pisanych. A, że koncertów grało się ile się grało i listy nie wszystkim chciało się pisać, to nie wiedzieliśmy, że Armagedon miał wtedy tak potężną armię fanów i sympatyków ! Nie chciałbym oczywiście składać jakichkolwiek obietnic, ale dołożymy wszelkich, starań aby nasza teraźniejsza aktywność muzyczna potrwała trochę dłużej…
Ok. Powróćmy na razie do przeszłości. Zaczynaliście jako CREEPING DEATH. Zdaje się, że to od tytułu jednego z utworów pewnej grupy na M... Po tym co oni ze sobą zrobili to chyba na plus wyszła Wam zmiana szyldu, nieprawdaż? Hehe
Krizz: W zasadzie CD to był początek Armagedon. W okresie kilku miesięcy, na początku swojej przygody muzycznej, szukaliśmy właściwej nazwy, zmieniając ją kilka razy, aż do zaakceptowanej przez wszystkich : Armagedon. Ojcami założycielami, byłem ja razem ze Slavo. Tak, że oficjalnie działaliśmy używając tylko naszej obecnej nazwy.
Jakiś czas temu do Internetu ktoś wrzucił Wasze demo „Czas Przetrwania”. To chyba znak, że jednak ludzie Was szanowali, nie uważasz?
Krizz: Tak, jak wspomniałem na wstępie, okazuje się, że mieliśmy i ciągle mamy dużą armię sympatyków ! Chwała im za to ! Szacunek to podstawa i zawsze w przypadku Armagedon i naszych fanów działa w dwie strony !
A jakbyś porównał powodzenie „Dead Condemnation” i „Invisible Circle”? Nie mam nic do Waszego debiutanckiego albumu ale chyba jednak to demo w pewnych kręgach uzyskało status kultowego...
Krizz: Dead Condemnation tak naprawdę pozwoliło nam zaistnieć. Generalnie całe lata 90/91 były przełomowe w naszej historii. Dojrzeliśmy muzycznie. Ustabilizował się nasz skład. No i przede wszystkim dołączyliśmy do czołówki najlepszych wykonawców metalowych w PL! Duży udział w całym tym zamieszaniu ma na pewno materiał z DC i bardzo żywiołowe i dobrze przyjmowane koncerty. Natomiast Invisible Circle, to już znacznie dojrzalszy materiał dużo lepszego zespołu. Wiesz, wszystko zależy od tego, kto i czego szuka w muzyce, bądź co się komu w niej podoba. Niewątpliwie DC to żywa adrenalina i dzikość ! Natomiast IC, to bardziej złożone kompozycje, lepsze brzmienie itd. Wybór zależy od odbiorcy. Myślę, że dla każdego twórcy posiadanie w swoim dorobku choć jednego materiału kultowego, to ogromne osiągnięcie.
Na początku lat dziewięćdziesiątych mogliście dołączyć do wąskiego grona polskich zespołów nagrywających dla znanej wytwórni zagranicznej. Spytam wprost: Peaceville pojebało? Przecież mogliście stać się OFICJALNIE zespołem ze ścisłej czołówki europejskiego Death Metalu! A to przecież i dla nich wpływy...
Krizz: Wiesz, tak naprawdę to nie wiem kto i co zawalił, ale fakt jest faktem, że z podpisanej umowy Peaceville się nie wywiązało… Ile w tym zasługi i kogo – nie wiem również. Mam swoje przemyślenia, ale to już niczego nie zmieni. My byliśmy gotowi na początek profesjonalnej drogi. Znając nas, wiem, że zrobilibyśmy wszystko, co w naszej mocy, aby ten kontrakt uczynił z Armagedon liczący się band worldwide. Cóż, stało się inaczej. Nie ma co rozpamiętywać za bardzo tamtej historii. To były inne czasy. Cieszę się, że niektóre bandy z tamtego okresu przetrwały. Niestety były i takie (znaczna większość), które podzieliły nasz los.
Powróciliście – i co dalej? Teraz już nie wypada chyba składać tak łatwo broni hehe
Krizz: Armagedon to była zawsze solidna i silna marka. I taka sama jest dzisiaj. To, co jest inne, niż kiedyś, to całkowity brak ciśnienia. Mamy ogromną przyjemność tworzenia i grania bez żadnych zobowiązań. A to oznacza, że (o ile starczy zdrowia) to będziemy obecni ! Są duże szanse na kolejną płytę, no i oczywiście na koncerty.
Jak to będzie z tymi koncertami? Od ubiegłego roku reaktywowało się Sthrashydło... Nie mieliście zaproszenia z Ciechanowa?
Krizz: W tym roku (2009) zagramy tylko kilka pojedynczych koncertów. Większą aktywność live planujemy na przyszły rok. Zobaczymy, co czas przyniesie. Co do S’thrash’ydła, to otrzymaliśmy zaproszenie i czuję ogromny zawód, że z powodu nie zgrania naszych wewnątrz-zespołowych terminów, nie uda się nam w tym roku pojawić w Ciechanowie. Mam nadzieję, że kolejna edycja festiwalu odbędzie się już z naszym udziałem.
Jak w ogóle przyjmowany jest Wasz nowy album?
Krizz: Ogólnie zbiera dużo pochwał i bardzo wiele pozytywnych recenzji. Oczywiście zdarzają się również mniej przyjazne opinie, ale te raczej dotyczą odniesienia i tęsknoty do czasów minionych, niż do nowego materiału.
Nie było dla Was szokiem wejście do studia? 15 lat temu jednak panowały na ogół trochę gorsze warunki...
Krizz: Oczywiście nagrywanie w dzisiejszych czasach różni się znacznie od naszych poprzednich sesji. Dla nas nie są to jednak różnice nowe. Od kilku lat mamy swoje studio, w którym komponujemy i nagrywamy muzykę w taki sam sposób. W starym (analogowym) podejściu było więcej „oddechu” i „przestrzeni”. Z cyfrą za to, idzie sprawniej. Dużo sprawniej. Dla realizacji tak fizyczno-mechanicznej muzyki jaką jest death metal, dzisiaj jest dużo lepiej. Nie mamy jednak wystarczającego doświadczenia jeżeli chodzi o realizację nagrań, dlatego powierzamy to zawodowcom.
W sumie skład powinien pozostać stabilny. Znacie się dobrze a i Adam (dr) ma tak ogromne doświadczenie, że na pewno się doskonale dogadujecie!
Krizz: Z Adamem „zatrybiło” od razu. Bardzo się z tego cieszę. Ma bardzo podobny stosunek do wielu tematów jak ja i SLAVO. Muzycznie rozumiemy się bez słów. Myślę, że damy radę utrzymać całą załogę w komplecie przez długi czas.
Pamiętasz warunki umowy z Carnage Records? Jak na tym tle wypada Wasz nowy wydawca?
Krizz: Wow, trudne pytanie. Umowa z Carnage to odległe czasy i inne zapisy. Mam gdzieś jej egzemplarz, ale trudno jest je porównać. Dzisiejsze czasy warunkują nowe zapisy / rozszerzenia etc. Obecna umowa, z naszej perspektywy spełnia oczekiwania zespołu.
Na świecie co chwila reaktywują się jakieś kapele... Który powrót Cię najbardziej ucieszył?
Krizz: Chyba, a raczej na pewno Armagedon !
A na zakończenie takie może dziwne pytanie... Mój koleś był w Waszym mieście w wojsku jakieś 15 lat temu. Opowiadał jak to bywał w zajebistej knajpie prowadzonej przez metalowców... To zdradzisz czym się zajmowaliście przez te lata?
Krizz: Myślę, że chodzi pub mojego brother’a, gdzie rzeczywiście dużo się działo ! Każdy z nas zajmuje (i zajmował się) się swoimi sprawami, ułatwiającymi lub utrudniającymi codzienne życie. Raczej nic szczególnego. Ale idziemy do przodu !
Ok. Pozdrawiam i życzę w imieniu Deathicism zine powodzenia i przede wszystkim wytrwałości!
Krizz: Dzięki! Ja również pozdrawiam Ciebie, ekipę zina i wszystkich jego czytelników !
Markosky - DEATHICISM 'zine
B L A M E W O R T H Y W A R L O C K [ P L ]
Blameworthy
Warlock – dowiedziałem się o tej kapeli od Mańka, siedzieliśmy z
kolesiami przy piwku i gadaliśmy o wszelkich sprawach (jak to przy piwie
bywa). Temat rozmowy trafił jakąś starszą kapelę i rozgadaliśmy się
„jak to kiedyś się grało”. Po krótkich debatach Maniek wychyla browar i
zaczyna opowiadać jak to było za czasów Warlock. Ja jako „zielony beret”
nieznający zespołów, które przetoczyły się przez sceniczne deski
Białegostoku – wywaliłem oczy z ciekawości „ty - wy, graliście i ja nic o
tym jeszcze nie wiem”! Widocznie wszyscy wiedzieli… oprócz mnie. Ale
nie dziwi mnie to, ani chyba innych też. Dorastałem gdzie indziej i znam
inne dzieje. Zmusiłem Mańka do opowiastek, jak to było, co grali, kto i
kiedy. I tu chciałbym wtrącić moją refleksję na następujący fakt –
wszyscy moi znajomi wiedzieli, że interesuje mnie lokalna scena
muzyczna, nieraz debatowaliśmy o kapelach, które gdzieś tam, kiedyś
grały, ale nic z tego większego nie wyszło; tworzyłem wtedy serwis o
takich projektach i szukałem materiałów, informacji, zresztą
wielokrotnie temat był poruszany przy okazji składu okładki do Immense
Grief (ale to już inny temat) – a mimo to Maniek słowem nie wspomniał o
Warlockach. Refleksja moja jest taka, iż dziwi mnie fakt, że wiele
takich kapel nie ujrzało światła dziennego w żadnej jego postaci; tu
kolejny fakt, że sporo ich było i może dla nich tak będzie lepiej; ale
powinny się znaleźć osoby, które je ocenią, chociaż musną uszy
materiałem. Tak czy owak, poprosiłem go o materiał i przy następnym
piwnym posiedzeniu słuchałem już muzyki Warlocków.
Zagłębiając
się w działalność Blameworthy Warlock rozmawiam z basistą, a zarazem
założycielem zespołu - Mariuszem. Tytułem wstępu podanych zostało kilka
podstawowych faktów dotyczących dziatałności zespołu jednak chciałbym
się zagłębić w doktadniejszą analizę waszych poczynań. Powiedz skąd ci
zrodził się pomysł zatożenia zespołu?
Powód jest
prosty, tak jak w przypadku większości zespołów motywem przewodnim była
chęć grania muzyki, którą kochamy. Blameworthy Warlock powstało na
bazie dwóch biatostockich zespołów grindcorowego Executioner i death
metalowego Death Sentence. W obydwu tych zespołach udzielatem się ja,
Tomek i Jacek co stworzyło podwaliny nowego projektu. Początkowo
graliśmy w trzyosobowym składzie, w późniejszym czasie dołączył do nas
Michał - perkusja i Krzysiek - gitara i tak rozpoczeły się pierwsze
próby ('94).
Jakimi zespołami byliście wtedy zafascynowani, kto był dla was wzorem?
W tamtym
czasie były to zespoły z szeroko pojętego kręgu death metalu co znalazło
również odzwierciedlenie w ówczesnej dziatałności zespołu. Natomiast
jakie zespoły... hmm? Cóż wtym momencie mogę wypowiadaćc się tylko i
wyłącznie za siebie, dla mnie wzorem do naśladowania było całe życie
Death, a tak poza tym słucham różnych klimatów, lubię starą scenę thrash
i power metal (Kreator, Sodom, Running Wild, stare Helloween), starą
scenę black metal (Venom, Hellhammer, Celtic Frost), a także klimaty
grind (Napalm Death, Repulsion, Haemorrhage, Gut) i death metal
(wpomniany przeze mnie Death, Possessed) itp.
Kto zajmował się tworzeniem muzyki i warstwą tekstową?
Całą
muzykę tworzyliśmy wspólnie, natomiast teksty na pierwszym materiale są w
90% mojego autorstwa (jedynie The End Of The God jest autorstwa
wokalisty - Jacka). Zupełnie inaczej sprawa przedstawia się w przypadku
drugiego demo - tu nad tekstami pracowaliśmy wspólnie, dodatkowo
wykorzystaliśmy jeden z wierszy moim zdaniem najlepszego z tworców
Młodej Polski - Micińskiego oraz fragment Biblii.
Gdzie
zostaty zarejestrowane materiały, powiem ci szczerze, że całościowo
muzyka prezentuje się bardzo czysto i klarownie, ma przy tym niezłego
kopa.
Zarówno pierwsze jak i drugie demo zostało zarejestrowane
w prężnie
działającym w tamtym okresie Salman Studio. Cieszy mnie bardzo pozytywny
odbiór tego materiału przez ciebie, natomiast my mamy wiele zastrzeżeń
co do jakości realizacji jak również do efektu finalnego. Jest to
związane zarówno z niedostateczną ilością finansów jak i nienajlepszym
przygotowaniem technicznym realizatorów (ci, którzy mieli okazję tarn
nagrywać wiedzą do czego zmierzam).
Dlaczego
pomimo zagrania tylu koncertów i nagraniu dobrego materiału, który
osiągnał spory sukces na polskiej scenie podziemnej zespół dzisiaj nie
istnieje?
Podstawowym
powodem były podziały w szeregach Blameworthy Warlock i pewne różnice
zdań w kluczowych tematach dotyczących dalszej egzystencji. Zespół
rozpadł się zaraz po odejściu perkusisty (Andrzeja) do wojska. Nadarzyło
się wtedy kilka okazji do zapreztowania się szerszej publiczności (min.
Metal Monsters czy Vox Mortis na których nie wzieliśmy udziału).
Osobiście chciałem uzupełnić pewne ubytki w składzie przy pomocy muzyków
sesyjnych (Bart - Incarnated) co spotkało się z brakiem akceptacji
części członków zespołu. I w taki oto smieszny sposob nasza dziafalnosc
powoli zamierała. Punktem kulminacyjnym były Zgrzyty '98. Po tym
koncercie podjęliśmy ostateczną decyzję o rozpadzie zespołu.
Czy wiesz co dzisiaj dzieje się z pozostałymi członkami zespołu, czy masz z nimi jakiś kontakt?
Oczywiście,
że wiem co dzieję się z ludźmi, którzy współtworzyli ze mną Blameworthy
Warlock. Przecież zawieszenie dziatałności nie oznacza zerwania
wszelkich kontaktów. Kontak jako taki pozostał, z jednymi lepszy z
innymi gorszy, ale ogólnie utrzymujemy stosunki koleżeńskie.
Czy w późniejszym okresie udzielałeś się w innych projektach ?
Tak. Zaraz
po rozpadzie Blameworthy Warlock - Seba (Immense Grief) zaproponował mi
współpracę, a dodatkowo w roku 2003 nagraliśmy materiał starej
biatostockiej rockowej kapeli Apogeum. Tak poza tym nie wydarzylo się
nie ciekawego.
Materiał, który nagraliście w 95 roku dopiero teraz doczekał się wydania w formie CDR, co skoniło cię do wydania reedycji?
Przede
wszystkim była to chęć rejestracji tego demo na lepszym nośniku, a poza
tym część ludzi, która miała w jakiś sposób styczność z naszą
działalnością wyrażała chęć posiadania tego materiału w swoich zbiorach.
Korzystając z niecodziennej okazji materiał otrzymał nową szatę
graficzną, ukazał się zarówno w formie CD jak i w działach r.i.p na
www.parter.bial.pl i www.metalcentre.com, dzięki Metal Jeers Production.
A teraz,
porównując działania tamtej i dzisiejszej sceny muzycznej, (nie chodzi
mi wyłącznie o naszą lokalną jak sądzisz, w którym kierunku idą kapele
grające aktualnie? Zmieniły się czasy, możliwości techniczne i medialne ,
czy ich dążenia idą według ciebie w dobrym kierunku?
Zdecydowanie
bardziej podobata mi się scena z czasów naszej działalności, nie chodzi
tu tylko i wyłącznie o zespoły i ich poziom, ale również o publiczność i
same ich zachowanie podczas koncertów. Aktualnie duża część zespołów
być może i idzie w dobrym kierunku, ale nie jest to kierunek, którym
jestem zbytnio zainteresowany. W dzisiejszej scenie widzę zbyt dużo
wpływów norweskiej sceny black metal, za którą nie przepadam, mimo to
życzę im wszytkim powodzenia i sukcesów w dalszej działalności. A czasy
oczywiście, że się zmieniły, dziś zespoły mają większe możliwości
zarówno jeśli chodzi o nagranie swoich materiałów, koncerty, jak również
wypłynięcie na swiatło dzienne.
Wiem, że nagraliście jeszcze jeden materiał po "The Kingdom...", czy masz jakieś plany wydawnicze w związku z nim?
Tak, drugi
materiał zostat zarejstrowany również w biatostockim Salman Studio w
'97 roku. Był to materiał, z którym wiązaliśmy pewne nadzieje. Został
wydany w pierwotnej formie jako Promo'97 i miał otworzyć nam drogę na
szersze wody. Jednak pewne problemy (o których wspomniałem wcześniej)
zaprzepaściły tą szansę i niestety tylko niewielkie grono słuchaczy
miało okazję zapoznać się z naszymi dalszymi poczynaniami. Sytuacja
wyglądała podobnie jak w przypadku "The Kingdom..." kilka koncertów,
recenzje i wywiady w prasie podziemnej i tej bardziej oficjalnej, no i
kilka składanek np. VoxMortis czy Atmosferic. Co do planów, tak jak w
przypadku pierwszego demo zostanie ono wydane przez podziemne Metal
Jeers Production.
A jak muzycznie wygląda relacja pomiędzy tymi dwoma demami? Co zawarliście na tym drugim?
Muzycznie
na pewno się rozwineliśmy, jest to nadal podobny klimat, jednak materiał
ten jest na pewno lepszy technicznie. Dużo do zespołu wniósł nowy
gitarzysta (tak jak jest wspomniane wyżej w nocie historycznej, miejsce
Artura zajał Wojtek) pojawienie się tego człowieka w szeregach BW
zmieniło zupełnie (no może nie do końca) oblicze zespołu. Duża część
materiału na taśmie promocyjnej została tworzona przy jego współpracy,
dodatkowo część starego materiału została przy jego współpracy
zmieniona.
Co powiesz
na zakończenie naszej rozmowy, ja dziękuję ci za ciekawą dyskusję o
starych czasach, i More powiem szczerze bardzo mnie interesują jako
człowieka, związanego od dosć niedawna biatostocką sceną podziemną.
Ja tobie
rowniez dziękuję za mile spędzony czas i możliwość przedstawienia
takiego zabytku jak Blameworthy Warlock na łamach Metal Jeers Zine.
Korzystając z okazji chciałbym pozdrowić wszystkich znajomych (wy wiecie
którzy) i czytelników. A czasy jak czasy, są ludzie, którzy pamiętają
trochę bardziej odległe lata i oni będą mogli powiedzieć ci więcej
ciekawostek na ten temat. Jeszcze raz dziękuję Stay Metal Be Nazi.
Wszyscy zainteresowani jakimkolwiek info czy też samym materiałem,
możliwość przegrania, wymiany itp. (wszystko po kosztach) niech piszą
pod adres podany niżej.
Kontakt:
ParteR – METAL JEERS ‘ ZINE
paltar@interia.pl
B L O O D P A I N T [ P L ]
Rzadko mi
się zdarza, że padam ofiarą zauroczenia. BLOODPAINT to się udało i niech
będą przeklęci. Czar to o tyle silny, iż nie mogę się z niego uwolnić.
Słucham tego ich „Blinded” i nadziwić się nie mogę, że paru takich
kolesi z Dąbrowy Białostockiej, którzy jakoś wcześniej niczym ciekawym
nas nie uraczyli, nagle tu wyrżnęli porządny death metalowy stuff, po
przesłuchaniu, którego koparka opada w dół. Radzę spraktykować każdemu,
kto nie wieży, ale zanim przyjdzie czas na deser trzeba zjeść także
obiadek.
1. Hej
Długi!!! Wiesz, co? Wasz ostatni materiał bardzo mi się spodobał.
Nagraliście parę świetnych death metalowych numerów. Jestem wręcz
zaskoczony tym, co prezentujecie. Z brzydkiego kaczątka mamy teraz
pięknego łabędzia.
Witam.
Cieszę się, że nasz materiał przypadł Ci do gustu. Ostatnio coraz
więcej napływa do nas pozytywnych opinii, o Blinded, jak również o
starszych „wydawnictwach”, co nas bardzo cieczy.
2. Mówiłeś
mi, ze opinie na temat „Blindead” są pozytywne. To z pewnością cieszy
każdego twórcę. Czy jesteś w stanie spojrzeć na tą produkcje już
obiektywnie i dostrzec jej plusy i minusy?
Zawsze
są jakieś plusy i minusy, coś, co chciałoby się zrobić inaczej patrząc
na to wszystko z perspektywy czasu. Choć myślę, że nie ma sensu rozważać
nad tym, co można było zrobić lepiej, zmienić itd. Jest to już
zamknięty rozdział i pozostaje nam jedynie cieszyć się tym, co
uzyskaliśmy, a wszystkie te recenzje, jakie do nas docierają
potwierdzają tylko to, iż jest to kawałek dobrego death metalu.
3.
Wzięliście się ostro do roboty. Sesja nagraniowa w profesjonalnym
studiu, to świadczy o tym, że zespół walczy o swój byt, chce zaistnieć.
Tak
jak każdy. Sam dobrze wiesz, że każdy zespół chce być zauważony, co
jest bardzo normalnym stanem rzeczy. I dlatego każdy stara się, aby
materiał brzmiał jak najlepiej. Z drugiej strony nie do końca jest
kolorowo. Zawsze są jakieś trudności w tym, aby zaistnieć i bardzo
często jest to okupione przede wszystkim ciężką pracą i cierpliwością.
Tak było w naszym przypadku. Np. po nagraniu pierwszego demo musieliśmy
ponad dwa lata czekać na nagranie ”ENS”, co było spowodowane pierdoloną
służbą wojskową. Tego typu przeszkód jest zawsze dużo, ale dzięki temu
stajemy się silniejsi.
4. Długo pracowaliście na tym materiałem?
Rok. Rok ciężkiej pracy i zmagania się z masą kretynów stojących na naszej drodze.
5. Kto jest odpowiedzialny za twór o nazwie BLOODPAINT? Panuje u Was demokracja, czy wszystko jest na Twojej głowie?
Do
pewnego czasu tak było, że ja o wszystkim decydowałem, ale na szczęście
ostatnio się to trochę zmieniło. Od samego początku, BLOODPAINT jest
moją wizją, którą współtworzę razem z Maestro, który ostatnimi czasy
przejął garść obowiązków, co mnie cieszy. Zawsze to mniej problemów na
głowie, hehe.
6. Proszę
mi tu szybko wskazać kompozytora muzyki. Postawię go pod mur, przyłożę
pistolet do głowy i postraszę. Następnie uratuję mu życie, bo stworzył
kawał świetnej muzy. Gratuluję świetnych aranżacji gitarowych.
Większość
utworów na Blinded jest autorstwa Pulpeta, choć co do niektórych
dołożyłem kilka groszy. Nie mniej jednak jestem zadowolony z tego, co
zrobił. Ma łeb koleś, ale niestety w chwili obecnej nie ma Go w zespole.
Jak większość ludzi z naszej miejscowości wyjechał do ciepłych krajów.
Tak, więc teraz odpowiedzialność za utwory padła na mnie i Maestro.
7. Czemu wybraliście Selani studio? Ten Olsztyn jest tak daleko, renoma studia już nie ta, jak kiedyś.
Padło
na Selani z bardzo prostych powodów. Głównym był fakt, iż teraz
większość kapel nagrywa w Białymstoku i niestety produkcje te są bardzo
podobne brzmieniowo oraz terminy. My chcieliśmy czegoś innego i dlatego
padło na Olsztyn. Poza tym, w połowie lat 90-tych, kiedy powstał
BLOODPAINT, większość kapel nagrywała właśnie tam i myślę, że ta chęć
nagrania w Selani w jakiś sposób zakorzeniła się w nas. Choć prawdę
mówiąc inaczej wyobrażałem sobie te studio, to jestem zadowolony z tego
wyboru.
8. Słyszałem już wiele, przeróznych opowiadań na tematy waszej sesji nagraniowej w Olsztynie. Proszę o wersje oficjalną.
Haha...
Czyżby były już jakieś plotki na ten temat? Tak jak wspominałem trochę
inaczej wyobrażałem sobie te studio, ale rzeczywistość okazała się
bardziej „brutalna”. Na samym początku zaskoczył nas fakt, iż do studia
wchodzi się przez...sklep spożywczy z alkoholem. Drugą niespodzianką
było wyposażenie studia, niestety skromne. A poza tym było ok. Koleś, u
którego mieliśmy nocować źle mnie zrozumiał i myślał, że przyjeżdżamy
tylko na jedną noc. Tak więc każdego dnia nasz nocleg był pod kurewsko
wielkim znakiem zapytania, ale miło teraz to wspominam.
9. To jak tak to monopolowy był chyba bardzo blisko?
Oj, blisko blisko.
10. A jak tam realizator? Słyszałem, że mało Wam pomagał, a cały materiał obrabialiście sami?
Nic
podobnego. Realizatorem był Marek Heimburger i jeśli dobrze pamiętam to
byliśmy jednym z pierwszych zespołów death metalowych, jakie
realizował. Co prawda miałem duże obawy co do wyniku jego pracy, ale
tylko na tym się skończyło. Poradził sobie znakomicie.
11. Ach te
plotki, wprowadzają ludzi tylko w błąd. Na wokalach pojawił się
niejaki, Zyzio (znany wcześniej ze swej przestępczej działalności w
ABUSED MAJESTY, CALM HATCHERY, a aktualnie także THE GROWLING STONES),
jak nawiązaliście współpracę?
Tak
naprawdę to nie pamiętam za bardzo, ale chyba przez Maestra kumpla ze
szkoły. Wszystko zaczęło się przez to, że naszego byłego wokalistę
zabrała armia na szkolenia, a my mieliśmy już zarezerwowany termin w
studio. Poza tym nie bardzo się przykładał w tym czasie do tworzenia
nowego materiału, więc zapadła decyzja o zmianie wokalisty.
12. Wykonał on kawał dobrej roboty, wokale są świetne. Jak na pięć godzin przygotowań przed sesją, to poszło mu rewelacyjnie?
Pięć godzin i jedna próba, hehe....To fakt poradził sobie rewelacyjnie. Nikt z nas nie spodziewał się aż tak dobrego wyniku.
13. Czy jest On teraz stałym członkiem BLOODPAINT?
Tak.
14. Macie
wcześniejsze wydawnictwa, które gdzieś uszły uwadze metalowych braci.
Chyba trzymacie je w domu pod pierzyną? Przyznaj się ha, ha.
Mamy
na koncie jeszcze dwa materiały. Pierwszy nagraliśmy pod koniec 1999
roku Hertz Studio i jak na tamte czasy było całkiem ciekawie. Później
była przerwa w graniu i dopiero na początku 2002 roku powstał „ENS”.
Faktycznie niezbyt to promowaliśmy, ale nie narzekam. Na wszystko
przyjdzie czas i pora.
15. BLOODPAINT ma swoją historię, ale nie każdy ja zna. Czytelnicy METAL JEERS z chęcią ją poznają.
W
sumie to nie jest ona zbyt obszerna ani ciekawa, ponieważ poza
nagranymi demkami i kilkoma koncertami to nic więcej się nie wydarzyło.
Cóż, zespół powstał pod koniec 1996 roku i do nagrania ENS działaliśmy
pod nazwą Antares, a przed sesją w Olsztynie nastąpiła zmiana wokalisty i
jeśli chodzi o zespół to tyle hehe. W chwili obecnej mamy troszkę
problemów ze składem, nasz gitarzysta wyjechał, więc trwają poszukiwania
kogoś, kto zastąpi go na jakiś czas. Nic poza tym ciekawego.
16. Czy BLOODPAINT ma szansę zaistnieć na Białostockiej scenie? Co jako zespół możecie jej od siebie zaoferować?
Naszą twórczość, a to czy zaistniejemy na Białostockiej scenie to zależy tylko od Białostockich maniaków, death metalu hehe.
17. Pochodzicie z Dąbrowy Białostockiej, czy w takiej miejscowości są warunki by grać death metal?
Wiesz,
takowe warunki w takich małych miasteczkach jak nasze trzeba samemu
stworzyć. Ale tak jest chyba wszędzie? Chyba, że u Was jest inaczej?
18. Wspiera Was Dom kultury, dobrze macie pod jego skrzydłami?
Jak
na razie nie narzekamy. Dobrze, że nam pozwolono odbywać tam próby, ale
mam nadzieję, że już po wakacjach nie będziemy od nikogo uzależnieni.
Być może zbudujemy swoją salkę prób.
19. Ostatnio posypał się wam skład. To cholerny pech, nie ma jak grać koncertów, materiał przydałoby się promować na żywo.
Tak
jak wspominałem już, obecnie trwają poszukiwania gitarzysty na miejsce
Pulpeta. Chcemy zagrać kilka koncertów, pokazać się na żywo z nowym
materiałem.
20. Jak aktualnie wygląda skład?
W chwili obecnej jest nas trzech. Maestro, Sabasios i ja.
21. Największy sukces BLOODPAINT twoim zdaniem to...
... ten, który jest jeszcze przed nami.
22. A największa porażka to...
...to, że mieszkamy w takiej zapadlinie jak Dąbrowa.
23. Co dalej z wami, jakieś plany?
Jak
znajdziemy gitarzystę to być może kilka koncertów, a poza tym szykujemy
nowy materiał i być może pod koniec października wejdziemy do studia.
Tym razem już z materiałem na całą płytę.
24. Jakie masz osobiste uwagi na temat METAL JEERS #1? Podoba się Ci się tego typ pisma, jest ono potrzebne dla ludzi?
Jasne,
to dość ciekawe pisemko i myślę, że jest to jak najbardziej potrzebne.
Przede wszystkim źródło informacji o tym, co się dzieje na lokalnej
scenie itd. oraz możliwość zaprezentowania się na Jego łamach.
Lubisz liczbę dwadzieścia cztery? Kończymy już ten wywiad, ostatnie słowo jest Twoje.
Dziękuję
za wywiad oraz dobre słowo o zespole. Mam nadzieję, że niedługo zagramy
w Białymstoku, a do tego czasu zapraszam do przesłuchania naszego
materiału. Pozdrawiam.
Johny - METAL JEERS ' ZINE
B L A D E R A Z O R [ P L ]
My, ze Szczecina, byliśmy najbardziej pojebani
Wiele
miast ma w swoim lokalnym środowisku takich zapaleńców, koneserów czy
fascynatów gatunku, którzy jak Wojtek Ziutek Maziarz w Szczecinie,
skupiają wokół siebie kapele. Mało tego! Konsolidują całe to
towarzystwo, organizują koncerty, i ogólnie rzecz biorąc – promują
muzykę metalową. Trochę więcej na temat działalności Wojtka Maziarza
dowiecie się z poniższego tekstu.
A przy okazji… Dziękuję Ci Ziutek za pośrednictwo między mną, a EGZEKUTHOREM i ALKOHOLIKA!
Niebawem
stuknie Ci 40-stka, a Ty nadal jeździsz na koncerty, wymieniasz się
nagraniami, w ogóle żyjesz tą metalową muzyką na maxa. Co Ci to daje?
Spotykasz się czasem z głosami, że „najwyższy czas wydorośleć” i zająć
się czymś poważnym, a nie tylko tym „chamskim metalem”, jak to mawiał
Piekarczyk?
No wiem,
że będę miał krzesełko ha,ha. Dlatego organizuję mega balangę – mam
nadzieję, że zawitasz! Od parunastu lat pracuję w banku i dużo osób mówi
mi , że też chcą mieć jakieś zainteresowania, a nie tylko praca... Co i
tak kończy się mobbingiem.
Nie
rozumieją – chcieć to móc , a móc to chcieć. Tak naprawdę, to mało kto z
białych kołnierzyków jeździ, bądź jeździł na metalowe koncerty , a o
tatuażach napierdalają non stop - tylko ja już zrobiłem następny, a
oni...A wydorośleć ? Nigdy. Cały czas czuję się jakbym miał 25 lat ...A
co do TSA , to szanuję – miałem okazję wypić parę piwek z Andrzejem...A
co mi to daje – CZUJĘ SIĘ WOLNY!!! Nie chcę tu wymieniać koncertów na
jakich byłem. Ale wspomnę Dynamo 1996...A Wacken poszło swoją szosą. A
w Polsce, za dużo żeby wymieniać...A co do wymiany, to pozdrawiam,
oprócz Ciebie jeszcze Pawlaka i Piotrka Kreatora.
KISS, to
była chyba ważna grupa dla Ciebie na samym początku poznawania metalu.
KISS był pierwszym zespołem, którego płytę zdobyłeś na analogu, prawda?
Prawda!
Chyba w 1978 r. oglądałem w naszej TV film o historii muzyki rockowej,
czy coś takiego. No i zobaczyłem tam KISS – i tak się zaczęło ...
Fajna
historia z tą płytą, bo mój tato pływał w latach 80-ych pod zachodnią
banderą. I Pewnego dnia przypłyną do Szczecina i zaprosił kapitana do
nas do domu . A kapitanem był prawdziwy Sycylijczyk i po paru godzinach
pobytu u nas w mieszkaniu – wiadomo, polska gościnność, zapytał : –
Henryk , czy twój syn ma już ojca chrzestnego? Bo jak nie, to już ma!!!
Prawdziwy Don – Cappo Di Tutti Cappi, czy jakoś tak ha,ha. No, ale ja
już miałem, więc wręczył mi 10 USD. Żenada ha,ha. Chociaż w tych
czasach było to kupę szmalu, za co kupiłem pierwszą płytę analogową w
Pewexie – oczywiście KISS „Creatures of the Night”. Nawet nie miałem
gramofonu ...
Jakie były te pierwsze ważne dla Ciebie zespoły. Możesz podać jakieś nazwy?
KISS,
BLACK SABBATH, JUDAS PRIEST. Wiadomo, IRON MAIDEN, potem METALLICA i
SLAYER. Nie wiem czemu, ale nie uznawałem kiedyś polskich kapel –
oprócz: TSA, EGZEKUTHOR , MERCILESS DEATH , VADER , NEDIAM.
Dzięki komu zainteresowałeś się jako młody chłopak muzyką metalową? W którym to było roku?
To był
1979/1980 rok i zacząłem zbierać całe płyty KISS, oczywiście przegrane
na kasety. Dużo mi w tym pomógł starszy kolega o rok z mojej szkoły -
Wojtek Wójcicki, gitarzysta Flinty, Kasi Kowalskiej , a teraz zespół
Maćka Silskiego - nie znam (Ja też –Wojtas), pomaga mu Misiek z
EGZEKUTHORA, który pogrywał z URSZULĄ.
W sumie
sam zainteresowałem się muzyką metalową i wpadłem na fenomenalny pomysł
przerabiania mundurków harcerskich na katany... Pół klasy kumpli nosiło
mundurki bez rękawów , a z tyłu IRON MAIDEN , AC/DC , MOTORHEAD.
Jaką kapelę zobaczyłeś na żywo po raz pierwszy w swoim życiu? Chodzi mi o zespół z Polski i z Zachodu?
Polski, to
MAANAM w 1980 roku, a zachodni IRON MAIDEN w 1984 we Wrocławiu. Dziwna
historia z tym wyjazdem na IRON MAIDEN... Byłem w pierwszej klasie
liceum , a w podstawówce dobrze się uczyłem i tu nagle, ku zaskoczeniu
rodziców, na koniec na świadectwie same tróje!!! Wiadomo, zaczął się
METAL na poważnie! Żeby podtrzymać rodziców na duchu, postanowiłem
przynieść do domu świadectwo z paskiem... Koleżanka już czekała u
kumpla w domu. Sprawnie wycięła mi irokeza na łepetynie... i tak
przyniosłem następne świadectwo z paskiem he,he. Ojciec, gdy to
zobaczył, to kazał mi iść do fryzjera i wyrównać ! Byłem wtedy chyba
pierwszym skinem w Szczecinie ha,ha. Rok 1984 !
Za karę musiałem pracować całe wakacje na budowie – z małym wyjątkiem - koncert IRON MAIDEN !
Czy przed powstaniem BLADERAZOR grałeś gdzieś wcześniej?
BLADERAZOR
to był mój wymysł. Nazwa BRZESZCZOT powstała w 1987 roku. Prawie
wszyscy kumple grali w jakiś kapelach: EGZEKUTHOR , MERCILESS DEATH ,
NEDIAM ,QUO VADIS... Ja też chciałem i mówiłem, że tworzę BRZESZCZOT –
później BLADERAZOR.
Faktycznie
instrument wziąłem do ręki w 1990 roku – uczyli mnie grać Yancarz i
Tomek Santana z NEDIAM...Zabawna historia – podczas festiwalu w
Wągrowcu‘89 trudno było kupić wódę. Jakiś tubylec Metal zaoferował nam
swoją pomoc – no to skoczę na metę. „A kto wy jesteście?”. „BRZESZCZOT
ze Szczecina” – odpowiedziałem. „Tak, znam was. Mam pierwsze demo!”.
Jakie demo - pomyślałem, ale wódę przyniósł ha,ha.
Czy zespół BLADERAZOR grał koncerty? Czy był to tylko twór studyjny?
Studyjny,
to za dużo powiedziane...A tak sobie pogrywaliśmy z Yancarzem u mnie w
piwnicy. Czasami wpadał Kudłaty z NEDIAM. Próby zaczynały się ostrym
chlaniem, a niewiadomo kiedy się kończyły... Trochę nagrywaliśmy. Jak
ja grałem na gitarze, a Yancarz na garach, to był BRZESZCZOT. A jak
odwrotnie, to IMADŁO – później Yancarz zaadoptował to w swojej GRÓPIE
IMADŁO... Jak stwierdziłem, że za dużo picia, to nagrywałem sam wszystko
na trzeźwo: bass , gitara , gary , vocal ... I tak powstał prawdziwy
BLADERAZOR. Płyty, które wydałem, są raczej zarysem utworów i nie
rozumiem kapel jak DARKTHRONE (chociaż lubię ich dokonania ), jak można
na pierwszej płycie udowodnić, że się umie grać , a potem... U mnie
było odwrotnie. Nie umiem i nie umiałem grać. A wszystko wychodziło z
serducha, po co to dopracowywać?
W sumie to
tworzyłem dla siebie. I niektórzy ludzie potrafią to zrozumieć, jak
Piotrek KREATOR, który tak napisał o moich dokonaniach:
„Bardzo
garażowe - zarówno jakość, jak i umiejętności. Jednak czuć w tym wielką
chęć grania i dobrej zabawy. Większość kawałków ciężka do przetrwania
dla przeciętnego słuchacza ale jest kilka perełek!!! Stand up and fight
fuckers!!! Tak to było? I jeszcze jeden kawałek też fajny aranżacyjnie -
ten, gdzie krzyczysz sporo "fire" chyba, ha,ha...Ogólnie te z wokalami
dużo lepsze fragmenty. No i ten pałker bardzo słabiutki.... Bardzo się
gubi cały czas i wszystko jeszcze bardziej przez to kuleje. Ale jak na
tamte lata, dwuosobowy skład, amatorskie warunki, to całkiem fajne.
Okroiłbym to tylko zdrowo i zrobił jakąś krótszą kompilacje, coś jak
„best off”, bo dwie płyty na raz to potrafią zmęczyć słuchacza.
Proponuje te kawałki, co wyżej wspomniałem, ten przypominający SLAYERA
Seasons In The Abyss (he,he) oraz jeszcze ze dwa i byłoby cacy”.
Z kim grałeś w BLADERAZOR? Wspominałeś Jancarza…Wiesz, co u niego?
Nagrania
BLADERAZOR powstały prawie 10 lat po nagraniach HELLHAMMER, a ujrzały
światło dzienne dokładnie 20 lat po ich debiucie. Może jest w tym coś.
Trudna muza, nie dla wszystkich. Poziom gry muzyków (mój – bez poziomu),
nastrój niepewności, chaosu? A może mi się wszystko pojebało ha,ha.
Tyle wiem, że Yancarz był w ośrodku Monaru w Babigoszczy, a Cygan (SAG, EGZEKUTHOR) go odwiedzał .
Kupił nowy (używany) motor... Chętnie bym się z nim spotkał. Spróbuje go ściągnąć na moje urodziny...
Ale przez
pewien okres w 1998 byłem basistą grupy, teraz nazwę to JOCKER – bo
panowie z tej mafii motocyklowej udostępnili nam lokum pod warunkiem
grania na zlocie motocyklowym he, he. A nigdy nie myśleliśmy nad nazwą. A
warto wspomnieć z kim grałem: Cygan – gary (SAG, EGZEKUTOR), Morda –
vocal (EGZEKUTHOR), Kudłaty – gitara (NEDIAM), Jacek – gitara.
Pierwszy i
jedyny koncert tego składu odbył się w 1998 roku na zlocie motorowym w
Wolinie, mam na video – trochę za bardzo popiliśmy he,he.
Bywa i tak…Ale nazwa BLADERAZOR nie powinna kojarzyć się tylko z zespołem. Czym zajmuje się BLADERAZOR MANAGEMENT?
No,
starałem się rozruszać trochę scenę w Szczecinie. Organizując m.in.
kilka koncertów polskich kapel undergroundowych, ale odzew publiczności
był marny. Ostatnio promuje płytę EGZEKUTHOR.
Jakie kapele ze starych czasów wspominasz jako najlepszych kompanów do wypitki? Z kim się dobrze imprezowało?
Imprezowało
i nadal się imprezuje... EGZEKUTHOR , QUO VADIS, MERCILESS DEATH,
VADER , PANDEMONIUM, NEDIAM , DESTRUCTION , ASSASSIN, SODOM, UNDERCROFT ,
MORTUARY, VIOLENT DIRGE, BEHEMOTH, KATAKLYSM, MONSTROSITY , PARADISE
LOST , AMORPHIS, ROTTING CHRIST , DISSECTION, ALKOHOLIKA ,WISHMASTER...
Dalej nie pamiętam. A co do wspomnień, to co mam pamiętać? Piło się.
Chociaż obecnie warto pogadać niż się mocno najebać.
Kiedyś
piło się na umór i nic się nie pamięta. A tak konkretnie to najlepiej
wspominam balngi z Siwym i Cyganem z EGZEKUTHORA, Yancarzem, Skayą z QUO
VADIS, Pawłem z PANDEMONIUM, Santaną i Darkiem z NEDIAM, Wojtkiem z
VIOLENT DIRGE. Z Peterem z VADER daliśmy trochę ognia na targach
muzycznych we Wrocławiu w 1996 roku i z całym VADER podczas koncertu w
Szczecinie w 1998 i niezapomniane trzy dniówy z chłopakami z WISHMASTER.
Wojtas, jakbyś coś polał, to bym sobie więcej przypomniał ha,ha.
Mam nadzieję, ze wkrótce trafi się taka okazja!
Było o piciu, to teraz o krojeniu. Byłeś świadkiem takich zdarzeń? A czy Ty zostałeś kiedyś skrojony?
No jak
nie, jak tak! Chyba w 1982 roku wychodziłem dumny z giełdy płytowej z
albumem poświęconym KISS – zajebiste kolorowe zdjęcia! Zbierałem kasę
na ten album przez 2 miesiące. Zaraz potem zostałem z tego skrojony
przez dwóch starszych metali. Zabawne, za kilka lat stali się moimi
kolegami i jak się przypomniałem, to dostałem zajebisty plakat Kerry
Kinga – na pół drzwi.
Kiedyś w
Szczecinie każda dzielnica była w stanie wojny, także powodowało to
trochę dyskomfort psychiczny i fizyczny he, he. A na pierwszym koncercie
SLAYER w Zabrzu powieliłem pomysł moich starszych kolegów, którzy
robili to samo w pociągu podczas naszych wyjazdów na koncerty. Po co
kroić, jak ludzie i tak sami chętnie się zrzucą... Wyciągnąłem z kosza
stare kwiaty w folii, potem wyrzuciłem je i trzymając w ręku samą
folię, razem z dwoma kolesiami zaczęliśmy zbiórkę funduszy na
kwiaty dla SLAYER. Dwa razy obeszliśmy Halę Makoszowy i już talary się
nam nie mieściły w folii – same banknoty – było jeszcze przed
denominacją. Po czym usiedliśmy przed pocztą i policzyliśmy talary i
udaliśmy się do piwiarni - wyszło 65 kufli!!! Dobrze, że nadciągnęły
posiłki ze Szczecina , bo bym nic nie pamiętał z koncertu SLAYER i
TESTAMENT...
Czy kiedyś, na jakimś koncercie byłeś w opałach z powody pochodzenia ze Szczecina?
No może, ale na hasło: Szczecin wszyscy spierdalali. Pamiętam jak w
Wągrowcu musiałem się witać w drugim dniu z ekipą z Gdańska około 100
twarzy. Mało mi ręka nie odpadła.
Powiedz, z kim Szczecin miał największą kosę i z kim były największe zadry na koncertach?
Chyba z wszystkimi. Teraz patrzę na to inaczej, ale to były inne czasy...
Z tego co
pamiętam i czuję do dzisiaj KILL’ EM ALL ... POSERS! Dla mnie nie ma
sentymentów... Szanuję kolesi ze Śląska i Warszawy i wszystkich
prawdziwych fanów metalu – nie ważne skąd pochodzą.
A z kim trzymaliście sztamę?
Nie
pamiętam jakiejś konkretnej sztamy. Chociaż jako kibice trzymaliśmy z
Warszawą , a jako metale zdarzały się jakieś przepychanki z Warszawką…
Jaką ekipą, chodzi mi o ilość osób, jeździliście na koncerty?
Z tego co pamiętam:
IRON MAIDEN 1984 – 300 twarzy,
PRETTY MAIDS 1985 – 400 twarzy,
SAXON 1986 – 300 twarzy ,
METALLICA 1987 – 400 twarzy ,
METAL BATTLE 1988 – 200 twarzy,
BULLDOZER 1989 – 100 twarzy,
AC/DC, MEATLLICA 1991 – 250 twarzy,
SLAYER 1992 – 250 twarzy.
O Metalmaniach nie wspominając.
W Waszej ekipie byli kibice Pogoni, łysi, kryminaliści… Czy były w związku z tym między Wami jakieś zadry?
Jak
wspomniałem wcześniej, kiedyś dzielnice lały się między sobą. A po
wyjazdach dużo metali ze Szczecina pierdziało w pasiaki... I 90 %
metali chodziło na mecze Pogoni , a 40 % jeździło na mecze wyjazdowe. Co
do skinów, to były kiedyś jazdy przed koncertami i na mieście, potem to
ustało. Moim tatuatorem jest mój kolega – skin, którego znam ponad 20
lat.
Czy znałeś niejakiego Ojca za Szczecina?
Na Thrashfeście w Wągrowcu ’89 był niejaki Ojciec, podobno ze Szczecina , ale nikt z Niebuszewa i Pogodna go nie pamięta.
Pamiętam
jak szedłem sobie po Wągrowcu, a on zaczynał kroić moich sąsiadów z pola
namiotowego z Nysy. A oni jak mnie zobaczyli, to krzyczeli: „Ziuta
pomocy!!!”. Podchodzę i się pytam: „Co ty robisz człowieku?”. A on :
„Nie wpierdalaj się!”. Ja mu na to: „Spróbuj ze mną”. A on: „Skąd
jesteś?”. Ja: „Ze Szczecina” i zamkną się , a kolesie z Nysy poszli
wolni ...
Jak
wracałem z koncertu AC/DC i METALLICA w Chorzowie już w pociągu stoję i
gapię się przez okno na stragan na peronie z napojami. Jem razem z
kolegą i mówię: „coś bym popił, ale mam kaca” , a on: „to trzeba coś
skroić”. Ja mówię: „nie trzeba”, a on: „Ziuta przestań”. I nagle odwraca
się dwóch kolesi i mówią: „To ty Ziuta ze Szczecina?”. „Tak” - mówię i
kupili nam paluszki i Pepsi Cole... „Pamiętamy ciebie i dzięki. Nysa
pozdrawia” - tak powiedzieli na koniec. Także Szczecin nie zawsze kroił
he,he.
Jaka największa zadyma na koncercie, przed lub po koncercie utkwiła Ci w pamięci?
Zadym było za dużo i nie chce wsypać moich kolegów he,he.
Za to
pamiętam, jak wracaliśmy z AC/DC i METALLICA w Chorzowie i nie było
miejsc, bo wracała pielgrzymka z Częstochowy . I tak staliśmy na peronie
i zostało 10 minut do odjazdu. Wszedłem z kolesiem do pierwszego
przedziału i przez okno wyrzuciliśmy bagaże podróżnych – wiem, że to
granda, ale... Ludzie wyskoczyli po swoje torby , a ja otworzyłem okno i
część ekipy ze Szczecina znalazła następne lokum do imprezy he,he.
15.10.2005
byłem z EGZEKUTHOREM na koncercie z okazji 25-lecia TURBO we
wrocławskim klubie Madness. Spoko, kultura. Na hasło Szczecin starzy
metale z Wrocławia, Zabrza, Bytomia chętnie stawiali piwo. Nawet
naprawili mi kamerę. Ja też chętnie im postawiłem po browcu he,he. W
trakcie moshowania pod sceną były jakieś przepychanki - mam to nagrane
he, he, ale ogólnie było spoko . Do czasu kiedy jeden młody ze Szczecina
gdzieś wyszedł i padł ofiarą jakiś chuji, co chcieli go skroić ze
skóry. Nagle nadjechały pały i stwierdziły, że nic nie było i odjechali .
Zaraz potem kolo dostał wjeby i wylądował w szpitalu – smutne, ale
prawdziwe... Pewnie nie wiedzieli, że był ze Szczecina. Albo...
Mówisz,
że jeden kolo dostał wjeby…Tymczasem ponoć jeden z pierwszych wokalistów
szczecińskiego MORTUARY został śmiertelnie pobity? Czy znasz tę
historię?
Nie, nie znam...
Jak byś określił polskiego metalowca z tamtych czasów. Różnił się od tego dzisiejszego?
Bez porównania. Najbardziej poszukiwaniem nagrań.
Kiedyś
dostawało się po 20 płyt do przegrania jednego dnia wieczorem , a
drugiego dnia rano trzeba było je oddać i iść do szkoły lub na browara
he,he. Koszulki, katany robiło się samemu lub jak w moim przypadku
zleciłem w 1988 namalowanie okładki BULLDOZER - IX na moją następną
katanę malarzowi. Zresztą noszę ją do dziś...
Oglądanie i
nagrywanie teledysków z Headbangers Ball. Oczywiście, jak ktoś miał TV
Sat. Pamiętam jak kiedyś w 1986 lub 1987 roku, przyjechał do mnie
koleś z Międzyzdrojów, czy Świnoujścia , żeby nagrać analogi ode mnie.
Nie znałem go, więc nie mogłem mu pożyczyć, ale bardzo poprosił i
zgodziłem się żeby do mnie przyjechał i przegrał. Kolo siedział w jednym
pokoju 8 godzin i nagrywał. Miał ze sobą kanapki i poprosił o szklankę
wody... A ja z moimi kumplami kirzyłem w drugim pokoju wina... Mimo
naszych zaproszeń do wspólnej balangi koleś odmawiał, bo liczyła się dla
niego tylko muza. Przegrywał: WEHRMACHT, PROTECTOR, SLAYER, BULLDOZER,
NAPALM DEATH, KING DIAMOND, SODOM i inne. Wszystko chciał bezpośrednio z
płyt , bo przegrywania z kaset nie uznawał !
Ciekaw jestem czy spotykasz czasem Janusza Merza lub Darka Stevea Wiącka? Czy są w Szczecinie?
Stevea
dawno nie widziałem, a jakieś 3 lata temu zamówiłem taksówkę i
przyjechał po mnie Janek Merc. Trochę pogadaliśmy przez drogę, ale nie
siedzi już w tych klimatach. Kiedyś nawet dostałem propozycję
prowadzenia Fan Clubu Heavy Metal Attack – ale nie interesowało mnie to.
Byłem pochłonięty korespondencją z KINGIEM DIAMONDEM, BULLDOZER i
innymi zachodnimi kapelami ...
Razem z Maćkiem Traczem zorganizowaliście w Szczecinie trochę koncertów. Kto u Was zagrał?
Tak. Jakoś samo wyszło, że z Maćkiem zrobiliśmy kilka gigów, ale nie tylko w Szczecinie, bo też w Gdyni i Warszawie.
A zagrali,
o ile dobrze pamiętam : EGZEKUTHOR, UNDERCROFT (Chile) , ASBEEL,
MOTORHIT, ACRIMONIA, MOONCHILD (Italy) , PHANTASMAGORIA, AWZAN, DEAD BY
DAWN , TENEBROSUS, WICKEDNESS, RIDE.
Jak to się stało, że stanąłeś na jednej scenie razem z ASSASSIN ? Zagraliście wspólnie 6 kawałów…
A to był taki wygłup... Przed koncertem trochę piwkowaliśmy.
Chłopaki z
ASSASSIN poinformowali mnie, że basista nie dojedzie, bo złamał rękę.
No to ja postanowiłem im pomóc i pożyczyłem bass od HEAVY WATER i
wyszedłem z nimi na scenę. „Zagrałem” 6 kawałków bez podpiętego basu.
Był taki hałas , że mało ludzi się skumało , a ja będę pamiętał to do
końca życia lub śmierci ...
Ponoć w 2005 w Warszawie dosyć mocno przestraszyłeś Pana Lombardo ze SLAYER? Co się tam takiego wydarzyło?
Zaparkowaliśmy
naszego busa z tyłu Stodoły i poszedłem z kolesiem się odlać w krzaki.
Patrzę – stoi zajebisty czarny autokar, a przed drzwiami stoi
ochroniarz. Podchodzę i pytam - czy to może jest autokar SLAYER? A on
nic. No to powtórzyłem po angielsku i tu patrzę, a Lombardo podchodzi
do drzwi, czytał książkę, był jakieś 40 cm ode mnie za szybą. A ja nie
wytrzymałem i krzyknąłem: „DAVE! YOU ARE MY DRUM MASTER!”. A on:” Hey
man! You scared me!”. Po czym spierdolił w tył autokaru, gubiąc
czapeczkę i książkę... Potem przyleciała ochrona i nas wyjebali ...
Koncert był zajebisty , mam go na VHS.
Odnoszę wrażenie , że w tym co robisz dosyć mocno wspiera Cię żona. Czy też słucha metalu?
O tak.
Jola mnie wspiera i stara się pomagać. Często bardzo dobrze podpowiada w
pewnych kwestiach. Kiedyś jeździła do Jarocina , Brodnicy i na Famę z
irokezem na głowie. Metalu też słucha, choć nie tylko. Bardzo lubi:
JUDAS PRIEST, METALLICA, MEGADETH i hard rocka: KISS , AEROSMITH ,
WHITESNAKE, BON JOVI...
Irytuje ją moje fanatyczne podejście do SLAYER he, he. Szczególnie, gdy dowiaduje się: „Kochanie, jutro jadę na SLAYER!”.
Dziękuję za wywiad! Jeśli masz ochotę coś dodać, to proszę bardzo...
My ze Szczecina byliśmy, jesteśmy i mam nadzieję, że będziemy - najbardziej pojebani ...
WOJCIECH LIS
B L O O D Y P S Y C H O [ P L ]
Piekło i Mad Max! Kanałami musieliśmy się dostać do Areny…
W
poprzednim numerze anonsowałem ten wywiad…I udało się. Rafał „Krakus”
Krakowiak, związany kiedyś z BLOODY PSYCHO, założył w Irlandii nowy
twór o nazwie DEADSPEAK. Jak mówią sami muzycy – „DEADSPEAK to otwarcie
kopniakiem drzwi do nieznanego. Ostateczne rozliczenie się z tajemnicą
ludzkiej egzystencji. To bezlitosna eksploracja tamtej strony przy
użyciu skalpela, strzelby, pentagramu i mikroskopu…”. Zapytacie: co
autor miał na myśli? Chwileczkę… O tym już za moment, kwieciście i
obrazowo opowie dowodzący DEADSPEAK – Krakus!
Cześć
Krakus! Chciałoby się powiedzieć - umarł król, niech żyje król… Po
BLOODY PSYCHO nastała era DEADSPEAK. Powiedz, jakie czynniki
determinowały powstanie tego zespołu?
Cześć!
Czynników było kilka. Odkąd zaszyłem się w pięknej, rolniczej Irlandii,
straciłem bezpośredni kontakt z motłochem, którego to, czy w Koszalinie
czy w Poznaniu, gdzie mieszkałem wcześniej, po prostu unikać się nie
dało.
Motłoch,
wiadomo, wkurwia nieźle, ale i w pewien sposób także inspiruje. Kiedy
patrzyłem na to wszystko, niczym przez szybę jakiegoś wielkiego
terrarium, jakiś nieokreślony strach i fascynacja mieszały się ze sobą.
To jak żyją, jak się śmieją, jak spożywają pokarmy, jak się pociesznie
dobierają w pary - często przypadkowo, bo przecież po alkoholu. Jak się
rozmnażają. Potem ta cała zabawa w dom, odgrywanie scenek zapamiętanych z
dzieciństwa. Potem pojawianie się potomstwa, kiedy to przeciętna matka
ma wrażenie, że może kogoś nauczyć że to jest niebo, a tamto piasek itd.
Znów jest od kogoś mądrzejsza - przynajmniej do czasu, kiedy dzieciak
się nie nauczy czytać.
Jednak nie
tylko te ich podstawowe czynności życiowe są ciekawe. Myślę, że dużo
bardziej interesujące są te rzeczy, które ci ludzie robią już w ramach
własnych wyborów. Kiedy zaczynają używać tych swoich narządów myślenia i
robić coś, nie tylko dlatego, bo „wszyscy tak robią”. Te wszystkie
intrygi, takie mikro zło codzienne. Tam dopiero zaczyna się pole do
analiz.
Odkryłem
ostatnio, że aby trafnie ocenić sytuację z udziałem przeciętnego
obywatela, którą widzę w danej chwili, powinienem zniżyć swój tok
myślenia o kilka poziomów. I tak np. widzę gościa w średnim wieku, który
szuka czegoś na osiedlowej rabatce. Szuka robaków, może jakiś wędkarz -
pomyślicie. Według mojej metody interpretacyjnej werdykt zabrzmiałby:
zakopał tam mięso i flaszkę, bo w domu czy w piwnicy przed "starą", nie
udaje się mu ukryć już niczego. Wcześniej ten pakunek unurzał w gównie i
nafcie, żeby mu robactwo nie zżarło czy osiedlowe psiaki nie
wygrzebały. Dziś ma ochotę na kielicha i zakąskę, więc szuka swoich
skarbów.
Albo inna
wersja: matka wysłała go po mięso do zupy. On przechlał kasę, a teraz
przeczesuje pazurami glebę w poszukiwaniu jakichś kości, które mógł
zakopać tu jakiś burek – cokolwiek, byleby coś przynieść do domu w tej
swojej jednorazowej plastikowej siateczce. Ta moja metoda uwzględnia
także powszechnie znaną prawidłowość, że to samo życie pisze najbardziej
fantastyczne scenariusze.
I tak naprawdę, to nie ma znaczenia czy w Polsce czy gdzie indziej.
Ludzie są tacy sami wszędzie. Różnią się jedynie takimi odcieniami
małości. Inne są priorytety. Dla jednych liczy się tylko kasa i jej
pochodne tj. zysk, ceny, koszty. Dla innych, tych którzy mają już kasę
jest to prestiż, wizerunek czy pozycja społeczna, ale metody "dopinania
swego" są już bardziej uniwersalne, żeby nie rzec przyziemne. Zawsze
jest jakiś wróg, którego trzeba umniejszyć, jakiś konkurent. Ktoś, kto
będzie tą naszą przeszkodą do szczęścia...
Tutaj w Irlandii odpoczywam od tego wszystkiego! Udało mi się tak
zorganizować życie, że oprócz ludzi w pracy nie oglądam już prawie
nikogo. I to nie zupełnie zasługa tego kraju, choć jego wielką zaletą
jest to, że daje on takie możliwości. Można oczywiście żyć w stylu
polskiego emigranta ciułacza – tzw. "Polska Do Potęgi" tj. 20 osób na
mieszkaniu, kolejki do kibla, grupowe wypady na zakupy. Złoty Trójkąt:
Praca, Lidl, Kościół. Ciągłe szamotaniny, intrygi, libacje z naciskiem
na mordobicie, 1001 potraw z chleba tostowego za 65 centów. Ciągłe
oszczędzanie, niedojadanie, no bo w kraju czeka głodne, napłodzone
wcześniej w niebotycznych ilościach bez ładu i składu potomstwo...itd.
Taki styl życia, to konsekwencja dokonywania innych wyborów na
rozdrożach życia.
Tutaj nabieram sił. Rano słyszę owce i kozy beczące, gdzieś na
zewnątrz. Poranne intro w stylu Legion DEICIDE. To właśnie taka przerwa
od tego wszystkiego i zaszycie się na odludziu, zaowocowała powstaniem
kapeli DEADSPEAK. To patrzenie na świat z innej strony. Bez bycia
uwikłanym w te "ziemskie" problemy.
Inny
aspekt obrzydzenia do tego poronionego gatunku, ale nie tylko. Sporo
jest w DEADSPEAK także okultyzmu i mojej własnej satanistycznej
filozofii. Jest apel i propozycja dla tych, którzy wciąż szukają, że te
sztuczne koleje życia, to wydawanie potomstwa, to całe „bo tak wypada”,
potępianie samobójców od początków istnienia ludzkości, to wszystko jest
komuś na rękę i jest w kulturze dla konkretnego „po coś”.
Mam
wrażenie, że te nasze cykle rozwojowe odbywają się pod okiem jakiegoś
Wielkiego Brata. Kogoś kto to wszystko zaaranżował i zorganizował tak
jak farmer, który stwarza warunki dla swoich świń, żeby się rozmnażały i
rozwijały jak najśliczniej, bo to przecież jego pieniądz. Z tą różnicą,
że być może my zamiast na futro czy mięso "pędzeni" jesteśmy na duszę.
No i potem po śmierci ten słynny świetlisty tunel. Według mojej wersji
silos - jeden z etapów procesu technologicznego Soulosukcji. Wyobrażacie
sobie minę farmera, któremu nagle świnie zaczynają popełniać
samobójstwa. Moim marzeniem byłoby pokazanie temu Wielkiemu Bratu takiej
wielkiej figi poprzez zbiorowe samobójstwo całej ludzkości. Ale by się
wkurwili tam gdzieś na górze he, he ...No ale, to jest raczej nie
realne, przy tej chęci do życia jaką się obserwuje...Co tu gadać. Jak
nawet jakiś umierający z głodu Etiopczyk zamiast się odwrócić na drugi
bok i czekać spokojnie na swoje final solution, to on jeszcze jakieś tam
ziarnka czy dżdżownice szuka czy inne pożywienie, żeby przedłużyć o 20
minut ten swój super byt. To co dopiero ci bogatsi. No i inna sprawa, że
też trzeba by mieć niezłą odwagę żeby za ten przysłowiowy cyngiel
pociągnąć. Nie wiem czy ja bym się na to zdobył. Dlatego swój pomysł,
choć nowatorski, piękny i odważny uważam jednak za utopijny. O tym m.in.
są utwory REBEL ANGEL – taka moja wersja Autobiografii oraz
SOUL-O-SUCTION, którego na demie nie ma. Z drugiej strony, ten kto nas
tu posiał na tej planecie w przeszłości, załóżmy, że zbiorowe
samobójstwo się powiodło, pewnie by znów obsiał planetę człeczyną żeby
odbudować tę swoją hodowlę... I chyba to jest najbardziej frustrujące
he,he,he.
Ale nie martwcie się, coś wymyślę.
Dlaczego
grupa BLOODY PSYCHO po raz kolejny przeszła do historii? Odnosiłem
wrażenie, że kolektyw w składzie: Latex, Krakus, Ross, Siwy to zgrana
ekipa. A ostatni materiał „Cały ten zgiełk”, to według mnie świetny
materiał , który nie musiał być ostatnim…
Tak. Ten
skład był mocny! Mocny muzycznie, ale i niestabilny emocjonalnie. Zaraz
po nagraniu dema ten skład w jakiś sposób gdzieś się ulotnił. Znowu nie
było basisty. Ręce już opadały, jak mieliśmy te kawałki wałkować z kimś
nowym...
Muzyka BLOODY PSYCHO jest inna. Przeciętny słuchacz, który na co dzień
nie ma odwagi wyciągnąć ręki po coś nowego, zanim nie zostanie wcześniej
poinstruowany jak ma to coś wyglądać, przez wiodące na rynku
rockowo-metalowe czasopismo, nie zrozumie tej muzyki. Nie zrozumie i
muzyki i całej otoczki naszego zespołu. Nie będzie wiedział, jak się z
nią utożsamiać nawet gdyby chciał. Ci, którzy przyznają się do BLOODY
PSYCH nie mają lekkiego życia, choć gustu i bogatego życia wewnętrznego,
na pewno nie można im odmówić. Jeden gość z Canadian Assault`zine
napisał nam, że nie toleruje takiego lekkiego traktowania metalu i jakby
nasza muzyka nie była dobra, to On nas nigdy nie będzie supportował. To
oświadczenie to chyba sedno tej sprawy. A wszystko dlatego, że mam
dystans do samego siebie. A to, że siedzę w tym wszystkim już ze 20 lat
niech będzie odpowiedzią na to lekkie traktowanie metalu. Może to jest
właśnie metoda. Większość metalowców to zakute łby coś z pogranicza
legionów Rydzyka i towarzystwa wzajemnej adoracji. Ale to nie mój
problem...
Wracając do pytania, to bez propagandy w prasie muzycznej nie wiele się
da zdziałać na tej niby scenie. A w tych gazetach każdy się kieruje
prawami rynku. Każdy jest dzisiaj taki bardzo CNBCBIZNEZ, że aż żal
patrzeć. A my nie mamy aż takiego parcia przed publikę... Nikt
specjalnie nie wyjeżdżał z propozycjami współpracy...Jakoś to tak
wszystko ucichło.
W związku z tym, czy BLOODY PSYCHO, to definitywnie rozdział zamknięty?
Myślę, że nie, choć na razie wszystko jest zawieszone.
Każdy z
nas jest w innej części Europy. Aktualnie do narazie wirtualnego składu
dołączył Roger, z którym poznałem się przy okazji naszego projektu
COSMICLIARANDMURDERER. Roger jest z Kołobrzegu. Grał wcześniej w CRYPTIC
TALES i BŁĘKITNEJ SPAWARCE. Ma niezbędne doświadczenie, polot twórczy i
wciąż energię i wiarę w dobrą zabawę. To muzyk idealny do BLOODY
PSYCHO. Ma także świetny warsztat i w mig chwyta kawałki. Wychowany na
podobnej muzyce, choć obecnie ze swojej gitary bassowej krzesze inne
dźwięki. Tu bym wróżył nam powodzenie...
Kolejna sprawa pozytywna to ukazanie się po 6 latach 7`EP na winylu.
Będzie to split z kanadyjskim FATO, zapowiadany już od... No właśnie,
tych kilku lat. Tym razem z nową oprawą graficzną, świetną okładką. Jak
to ktoś pewnie powie na Allegro: „nie lada gratka dla kolekcjonerów”.
Cieszę się, że ten materiał zostanie uwieczniony na winylu, bo w pełni
na to zasługuje. Mam już wersję testowa na gramofonie więc może za 2-3
lata trafi do obiegu he,he.
Wiesz, co słychać u Siwego? Gra gdzieś obecnie?
Nie. Nie gra. Żyje dniem codziennym. Nie mieszać, z szarą codziennością!
W trosce o tego świetnego perkusistę nasuwa mi się tylko jedna myśl: śpieszmy się nagrywać - ludzie tak szybko odchodzą!
Czy po
reaktywacji BLOODY PSYCHO gdzieś tak na początku 2000 roku, zagraliście
jakieś koncerty? Czy możesz powiedzieć z perspektywy tych ładnych kilku
lat, jakie było zainteresowanie Wami po reaktywacji? Czy warto było
Twoim zdaniem wracać?
Właściwie,
to nie był żaden powrót. Graliśmy z drobnymi przerwami odkąd się za to
wzięliśmy z Siwym. Pomyśleć, że niektóre kawałki mają teraz już 15 lat.
Np „Dr. Ógsbczsn” czy inne z tego świetnego, choć fatalnie nagranego
materiału - "Robimy Coś Dobrze Albo Idziemy Na Urlop". To demo się
kwalifikuje do ponownego nagrania. Tam są same „diamonds in the dust”.
Ten materiał grany na żywo miażdży. Nie ma kiedy złapać oddechu.
Te 15 przegranych lat, to piękna historia. Jedna wielka balanga. Niczego bym tam nie żałował.
Po wydaniu dema w roku 2000 zainteresowanie było raczej mierne. Choć
sporo ludzi się odezwało. Sporo poznaliśmy fajnych gości. Koncert
zagraliśmy tylko jeden. Bardzo fajny, na drugim końcu Polski, w
Chełmie.
Dołączyłeś do BLOODY PSYCHO w 1992 roku? A czy grałeś gdzieś wcześniej?
Tak.
Dołączyłem do Sivego w 1992 czy 1993 roku. To właśnie wtedy stare BLOODY
PSYCHO zawiesiło działalność. I zaczęło się to nowe - nasze, chyba
mniej aktywne muzycznie, a bardziej towarzysko.
U mnie
wcześniej był Izrael. Szumnie to określę jako death/thrash i chociaż
powstały chyba tylko ze trzy kawałki, to nieskromnie powiem, że całkiem
dobrze się ta muza zapowiadała. Mieliśmy fanów i fanki, którzy wpadali
na próby. Niestety, nie mam żadnych dowodów w postaci nagrań. Choć
koleś, który grał ze mną wtedy w tej kapeli, wciąż pamięta te kawałki i
może się je kiedyś włączy do repertuaru DEADSPEAK. To był podobny styl.
SUPREMA to była pierwsza nazwa BLOODY PSYCHO. Kto założył ten zespół?
Z tego co mi wiadomo, to Sivy z jakimś innym towarzystwem. Nie pamiętam tej historii. Trzeba by się jego zapytać.
Dzięki komu zainteresowałeś się jako młody chłopak muzyką metalową? Pamiętasz swoje pierwsze ulubione zespoły?
Może to się wyda dziwne, ale heavy metal sam mnie odnalazł, albo ja jego.
Pośredników
nie było, ani jak to zwykle bywa - starszych kolegów. Odkąd pamiętam,
zawsze mnie ciągnęło do takich dźwięków, tak samo jak do horrorów.
Najpierw
bardziej punk rock i ta legendarna, zielona składanka na winylu. Po
chwili zacząłem szukać czegoś bardziej ekstremalnego. Szukałem kaset i
płyt z metalem, ale to nie było takie proste. Wszystkich tych pirackich
firm, jak Alf, Takt, MG nie było wtedy jeszcze na rynku.
Miałem
chyba 10 czy 11 lat. Pierwsze co dorwałem, to CROSS FIRE, węgierski
POGOLKEP (wiele lat później spotkałem jednego węgierskiego metalowca w
USA, który powiedział, że ta nazwa znaczy MACHINA ŚMIERCI). To było na
winylu. Także KAT i Metal & Hell, HELLOWEEN -Keeper 1. No i te
polskie wydania VENOM na czarnych płytach. To już była rewolucja –
szczególnie Eine Klenie, bo Possessed chyba wtedy jakoś nie zrozumiałem –
myślałem, że płyta jest popsuta. No, ale to zdjęcie z tyłu okładki mnie
zainspirowało.
Jako
dzieciak z podstawówki widywałem metali tu i ówdzie. Przeważnie starsi o
parę lat kolesie. Nas było czterech czy pięciu. Wspólne zakładanie
zespołów – granie na garnkach i pufach, to była norma. Wiadomo.
Chodziłem wtedy może do czwartej klasy. Acha… No tak, wcześniej jeszcze
był przecież w telewizji EUROPE i WASP - teledyski puszczane przez
Niedźwiedzkiego. Ten WASP, to był Wild Child. To mnie kompletnie
zboczyło. To była wytyczna dla mnie.
Byłem
kiedyś na obozie harcerskim w Bielsko Białej. Był tam taki sklep z
badziolami. Żadne konkretne zespoły tylko czachy, płomienie i odwrócone
krucyfiksy. Nakupowałem tego ze dwadzieścia i podoczepiałem sobie na
swój mundurek zucha, tam gdzie powinny być sprawności. Wszyscy się
czepiali, że brak szacunku dla munduru itd. He, he, ja już wtedy
wiedziałem, że harcerstwo nie miało szans z metalem. Długo w tych
zuchach nie zabawiłem.
Potem były już nagrywalnie kaset. Np. w Koszalinie, gdzie nagrywali też
VIS-y he, he. Pamiętam, że na audio zażyczyłem sobie CELTIC FROST i
OVERKILL, bo widziałem wcześniej okładki w niemieckich Metal Hammerach i
to był strzał w dziesiątkę.
Pierwszy
zine po jakiego wysłałem kasę to ten ze Szczecina chyba Metal Maniacs?
Tam były wywiady z KINGIEM DIAMONDEM, SERIAL KILLERS, THANATOS, czasem
jakieś przedruki. Był super, miałem dwa numery. Poza tym te wysyłkowe
nagrywalnie. Jedna w Szczecinku, a druga w Kutnie. Ta pierwsza, to było
dla mnie niezłe źródło: sypnęły się CORONERY, SODOM i pełno mniej
znanych kapel. Prawdziwa kopalnia. Gość wydawał też zina Deceased.
W tamtych latach całe dnie katowałem muzykę i grałem na Atari 130.
Potem poznałem więcej kolesi z branży i zaczęły się wymiany kaset. Potem
weszły CD. Moje pierwsze płyty na tym nośniku, to niemiecki DARKNESS –
Death Squad. Później miałem już MORBID ANGEL – Altars Of Madness, ale to
już była chyba 7 klasa. Ta płyta wywróciła mój świat do góry nogami,
podobnie jak wcześniej South Of Heaven a później Scum - NAPALM DEATH.
Być może to wszystko jest nie chronologicznie poukładane, ale dziś
wszystko mi się zlewa w jedno z tamtych czasów i trudno teraz
powiedzieć, co było po czym.
Nie pamiętam, w której to było klasie podstawówki. Kiedyś na zastępstwo
na ZPT przyszedł pewien nauczyciel od Języka Polskiego. Miałem jamnika
ze sobą w szkole i na lekcji zapytałem go, trochę dla jaj, czy można
sobie puścić muzykę. Gość odpowiedział: zależy co chcesz puścić. Na to
ja mówię: Kinga Diamonda. Gość zrobił wielkie oczy i powiedział, że jak
Kinga, to można. Klasa była w szoku he, he. Potem okazało się, że miał
jego wszystkie płyty na winylach. KING DIAMOND i KAT, to były jego
najlepsze zespoły. Wszystko sobie poprzegrywałem od niego. Choć pewnie
dla niego, to było trochę kłopotliwe takie wymiany kaset z dzieciakiem.
A jaką kapelę zobaczyłeś na żywo po raz pierwszy w swoim życiu?
Jedną z
pierwszych kapel jakie zobaczyłem na żywo i pamiętam do dziś był
SLAUGHTER w koszalińskim amfiteatrze. Utwór "Czas Apokalipsy". Na scenie
wybuchy, światła, bo było to już po zmroku. To była naprawdę niezła
rzecz.
Także inne
lokalne ówczesne kapele jak BLOODY PSYCHO, które już wtedy porażało
siłą i szybkością - mogę powiedzieć z perspektywy fana. Oi`o`coro`eowe
MOCZ TENORA czy KOROZJA STEFANA, LEPARADIATHORJOHANNE (jakoś tak się to
wymawiało), grające na koszalińskim podwórku. Pierwszy koncert na
wyjeździe to było chyba 1991 Jastrzębie z VADER, PUNGENT STENCH,
CANDLEMASS, ACID DRINKERS albo METALLICA z AC/DC. Nie pamiętam, co było
pierwsze.
A propos
koncertów… Byłeś na koncercie NAPALM DEATH i SAMAEL w Koszalinie w 1991
roku? Czy to prawda, że stałeś wtedy na bramce?
No pewnie,
że byłem na koncercie! Jak możnaby było coś takiego przegapić. Choć
znam takich metali, co to tego dnia nie wychodzili z domów, w obawie
przed skinami, którzy mieli zjechać na koncert. He, he… Fantazja ludzka
nie zna granic. Koncert był świetny. Zajebisty!!
To był
grudzień 1991 roku. Zabawne jest to, że gdy dziś rozmawiam z młodszymi
kolesiami i mówię o tym koncercie - oni myślą, że zmyślam albo ich
nabieram. Ten koncert pojawił się ni stąd, ni zowąd. Pamiętam plakaty
wiszące w Koszalinie. Kurwa! NAPALM DEATH i Samuel, a obok BLOODY
PSYCHO, SMIRNOFF, MAGNUS. Dziś nikt tego nawet tu nie pamięta. Jedyny
dowód, to nagrania video i teledysk NAPALM DEATH - Mass Appeal Madness,
gdzie przelatuje plakat z logiem BLOODY PSYCHO właśnie z tej trasy.
Wielkie wyrazy szacunku dla Warszawskiej EASTERN FRONT za zorganizowanie
tej imprezy.
Wiem, że
dziś w Poznaniu działa pewien głupek, który tak samo nazwał swoje
wydawnictwo czyli podszył się pod tamtą starą firmę, chyba wydając jakiś
bootleg SAMAELA i NAPALM DEATH z tych koncertów na kasecie. Z
premedytacją, bo dobrze wie o tej starej warszawskiej firmie...Ale co tu
poradzić, najlepiej ignorować. Nie stałem na bramce wtedy, w tamtym
okresie dopiero pracowałem nad swoją muskulaturą he, he, he…
Powiedziałeś
kiedyś znamienne słowa, tu cytat: „kiedyś na koncertach, nawet tych
najbardziej wiejskich był brzęk butelek i sypiących się łusek z pasów
metalowców. Dobra zabawa i jeszcze jakaś tajemnicza otoczka wokół tego
wszystkiego”. Czy zapadł Ci w pamięci jakiś szczególny koncert, do
którego wracasz często wspomnieniami?
SEPULTURA w Poznaniu, też jakoś na początku lat 90 plus SACRED REICH.
Samo
dotarcie na koncert graniczyło z cudem. Przewalające się ekipy z całej
Polski. Jedna wielka zawierucha w mieście. Kurwa, kanałami musieliśmy
się dostać do Areny. W tamtych czasach nikt już nie jeździł z Koszalina
na koncerty. Byliśmy we dwóch z kolesiem. No a potem wkroczył Szczecin.
Ten widok przypomniałem sobie ostatnio w kinie na Władcy Pierścieni,
kiedy to armia tych brzydali maszerowała na podbój. Wtedy w Poznaniu
było to samo. Bez litości. Niesławny Szczecin to była armia metali,
kiboli i meneli. Pochód głównymi ulicami miasta otwierały i zmykały
policyjne nysy. Wparowaliśmy na jedno zimne piwo do małej knajpki na
dole kamienicy na ulicy Berwickiego przy Parku Wilsona. W środku parno,
płótna na katanach. Ludzie najeżani, sceny jak z „Ogniem i mieczem”.
Zabrakło kufli, piwo w jakichś cynowych wiadrach goście podawali i
trojakach. Lali piwo także do butelek po wodzie grodziskiej. Interes
musiał iść. Piekło i Mad Max od dworca głównego do Areny. Takich widoków
się nie zapomina. W życiu uczestniczyłem może jeszcze w z dziesięciu
takich ekscytujących, choć nie zawsze związanych z muzyką akcjach. Potem
już mnie nic nie ruszało he,he,he,he…
Pod Areną
też łatwo było zaliczyć w łeb i stracić koszulkę. Pełno dyndających
odwróconych krzyży, wykoślawione buciory – oficerki. Pamiętam, że tam
dorwaliśmy zina Morbid Noizz - był super - jeszcze wydawany w Kutnie.
Czarno-biały na śliskim papierze. Na koniec włożyliśmy z kumplem głowy
do głośników chyba jakichś sopranowych i coś pizgnęło mi w głowie. To
był pierwszy i ostatni koncert na którym przemykałem z dworca pod scenę,
to nas zaskoczyło. Potem na innych, to już ja byłem opressorem he,he.
Co Wy tam wyrabialiście z Piastolem na koncercie NUCLEAR ASSAULT? Powiedz, gdzie ten koncert się odbył i jak go wspominasz?
Tak.
Całkiem miła impreza. Choć koncert totalnie zawalony pod względem
dźwiękowym. Było OK. Wszystko wręcz podręcznikowo się odbyło. Pijaństwo
przed wejściem na pograniczu z przegapieniem gwiazdy wieczoru he,he.
Potem to już tylko hałas pamiętam i że gorąco było. Skoki ze sceny, no i
w kiblu Murzyni podający papier toaletowy. Ładnie ich umieszczono w
kadrze. Cóż, taka ich praca widocznie była. Ja bym dodał coś o
odpowiednim człowieku i adekwatnym stanowisku. Oczywiście nie ubliżając,
jak to zwykł mawiać poczciwe Ojczątko Rydzyk. To było w Dublinie, chyba
w 2005. To ciekawe uczucie zobaczyć NUCLEAR w prawie oryginalnym
składzie.
Jak byś określił polskiego metalowca z dawnych czasów. Różnił się od tego dzisiejszego?
Na pewno
się różnił. Kiedyś do metalu szli najrówniejsi goście. Jak to mawia moja
Agnieszka, najlepsze towary i do tego jeszcze z długimi włosami. Ja
dodam, że para metalowa była, jak król i królowa. To była kiedyś
subkultura ludzi silnych, kult natury, spontaniczności. Metal miał coś z
arystokraty, barbarzyńcy i poganina. Duma, charakter, niezależność, no i
pasja do tej muzyki.
Potem
Thrash Em All zaczął promować metal jako wyzwanie intelektualne i
estetyczne i to im się po części udało. Wybronili metal, wyciągneli z
rynsztoka na salony. Tylko po co? Taka druga chrystianizacja. Nastąpiła
kastracja tego gatunku. Do branży zaczęli się lepić różni
odszczepieńcy...Dziś osoby otyłe, nie lubiane, z problemami
emocjonalnymi. Różne popychajła klasowe chowają się w ramonesce lub może
bardziej w długim płaszczu typu elf`...Nie wiem czy nie gorsze są
jeszcze te pazie królowej z przedziałkiem na głowie i w swetrze po
kolanka... i tak łażą bez celu...Odgrywają rytuały znane tylko z
opowieści. A muzyka to tylko taki dodatek. Słuchają, bo to niby się
wiąże z noszeniem skóry. Ale co tam, jakie społeczeństwo taka zbuntowana
młodzież. Wszystko bez polotu. Kiedyś taka metalowa paczka wyglądała
jak gang motocyklistów z amerykańskich filmów. Zbiór indywidualności,
każdy miał swój styl i własny image. Teraz to jak w marnym wojsku.
Wszystko jak z odzysku, a przecież czasy niby łatwiejsze. Teraz to jest
wszystko bez gustu i bez seksu. Dziś od gościa wyglądającego jak metal
można spodziewać się jedynie jakiegoś rozczarowania. Lepiej go nie pytać
o muzykę, bo można zapłakać. Całe to judo wieje nudą.
Z tego co wiem, to chyba lepiej Ci nie podskakiwać. Zdarza ci się często nokautować irytujących Cię ludzi? Co trenujesz?
He, he… Ale to zabrzmiało. No, aż taki nie jestem straszny, chyba.
Choć
zawsze staram się być grzeczny. Na dzień dobry to faktycznie mam chyba w
głowie tylko dwie opcje: "grzeczny" i "napierdalać". Nie ma żadnych
pośrednich odcieni. I takim się lubię! Wielu ludzi, dla których bycie
miłym jest równoznaczne z byciem słabym się przejeżdża niemiło na mnie.
Są zaskoczeni, gdy nagle to już ta druga opcja jest w użyciu. Ale żeby
nie zabrzmiało to, że ja to taki niby niezły gość jestem dodam, że
zawsze się liczę z tym, że kiedyś znajdzie się ten mocniejszy.
Trenowałem
zapasy, a wcześniej i potem także coś, co się nazywało "samoobrona" w
Koszalinie. Taki street fighting. Dziś to się nazywa Vale Tudo i na tym
się opierają walki w klatkach. Siłownia, to wiadomo w międzyczasie,
odkąd pamiętam zawsze była.
Na
emigracji wystartowaliśmy z własnym klubem BALTIC FIGHTER MMA. Klub
trwał przez cały rok 2007. Tu znów się pochwalę, że w irlandzkiej
amatorskiej lidze w kategorii +95 kg, zakończyłem ten rok na pozycji nr
1. Podobnie jak mój kolega tyle, że On w innej kategorii wagowej. Ale
się znudziło. Bo podobnie jak i w muzyce nawet jeśli jesteś najlepszy,
to nie ma ani kasy ani rozrywki z tego. Wszędzie nudziarze, a cały ten
showbiznes to tylko pozory i sztuczny świat wytworzony w internecie czy
kolorowych magazynach. A po walkach do domu i lizać rany. Nie ważne,
gdzie i co, ale ważne z kim. To jest prawda uniwersalna.
Zdaje się,
że masz sporą kolekcję płyt analogowych? Pochwalisz się jakimiś
perełkami ze swojej kolekcji? Co takiego magicznego ma ten czarny
krążek?
Mam większość z tego, co zawsze chciałem mieć. Ciągle dochodzą mi VENOMY.
Mam z 15
płyt VENOM, ale przy ich płodności bootlegowej, to kropla w morzu. Mam
parę grind - corowych Peel Sessions, ostatnio kupiłem TESTAMENT -
"Legacy"...
Są takie
płyty, które słucham tylko z winylu - głównie taki satanizm z lat 80,
jak właśnie VENOM, POSSESSED czy CELTIC FROST. Jest w tym jakiś
romantyzm. Ostatnio dorwałem jako ciekawostkę austriacki zespół MIASMA w
stanie idealnym. Jakaś wytwórnia jednej płyty. Także pierwsze wydania
Ozzego - piękne miały okładki!!! To jest cały urok tego zbieractwa.
Szczególnie jak się takie płyty znajduje na wyprzedażach za grosze. A
nie kupuje z Allegro jako płyty „rare”. Mam na oku japoński SOB kilka
EP-ek, ale to już będzie mnie kosztowało więcej.
W poszukiwaniu analogów trafiłeś kiedyś aż do Brazylii. Jak wspominasz brazylijskie plantacje płyt „rare”?
Mina mi zrzedła, kiedy zobaczyłem te wszystkie bootlegi w kartonach.
Jeszcze
ciepłe, prosto z wtryskarki. W sklepie wystawione były na takim
druciaku, jak u nas pieczywo w sklepikach osiedlowych. Cały czar prysł
jeszcze zanim się zdążyłem zabrać za kupowanie tych bootlegów. Wszystko
przekopiowane z kaset jakichś gównianych i wytłoczone na winylach. To
jakiś bezsens. Po co to komu. Tam w ogóle nic nie słychać. No chyba, że
dla tego cytrynowego koloru. Potem to trafia wszystko na Allegro i się
licytują te dzieci o to.
A Brazylia jako kraj jest czymś zajebistym. Chce się tam żyć. Kiedyś powrócę do Ameryki Południowej na dużo dłużej.
Hasło: „Ciężka muzyka – lekkie obyczaje”. Odzew?
" Tak Nam Dopomóż Szatanie ".
Nie mogę
nie zapytać Cię o gazetę Zaćmienie Słońca. Dwutygodnik o metalu i
horrorach, którego kilka numerów można było kupić swego czasu w
większości EMPIKÓW w kraju. Byłeś szefem Zaćmienia, które dosyć szybko
jednak padło. Jak myślisz, dlaczego tak się stało?
Główny
powód zawieszenia tego przedsięwzięcia to, że tak powiem - moja wtedy
sytuacja rodzinna. Gazetę bym pociągnął jeszcze trochę dłużej, ale
wolałem się szybciej ewakuować z kraju. Miałem pewne powody.
Zaćmienie
Słońca zmieniało się w oczach, nabierało charakteru. Z pomysłu stało się
papierowym czasopismem i to dostępnym nawet w wielu kioskach, czego nie
udało się wcześniej nikomu z wydawców prasy „branżowej”.
To był
świetny pomysł, który także dzięki Tobie Wojtek udało się wprowadzić w
życie. Inne powody, to brak reklamy oraz opieszałość i ignorancja
pracowników RUCH-u. W wielu miastach w EMPIKACH gazeta nigdy się nie
wynurzyła z magazynu. Nie została wystawiona na półki. A jak już
wystawili, to obok Naszego Dziennika, że to niby też prasa taka.
A że ta
gazeta była czymś oryginalnym, to też chyba nie do końca było na
korzyść, przy tej metalowej klienteli jaką mamy. Choć kilka naszych
pomysłów pojawiło się potem po naszym zgonie w Teraz Rock czy Mystic,
który zerżnął np. nasz pomysł na swoją ostatnią stronę i teraz jakiś
pajac się tam podpisuje, że to niby taka jego autorska strona. Wystarczy
porównać daty, jak było przed Zaćmieniem i jak się nagle dziwnie
pozmieniało w tych gazetach po Zaćmieniu.
Czy nie ciągnie Cię do pisania o muzie? Nie myślisz czasem, aby do tego wrócić?
Czasem myślę o powrocie...Jednak ponieważ mój język polski ubożeje z
każdym rokiem przebywania na obczyźnie, bardziej myślę o powrocie do
wydawania niż pisania. Mam pomysły na jeszcze 2-3 inne, niszowe tytuły.
Zupełnie odmienne tematycznie i stylistycznie, ale tego nie da się już
zorganizować w pojedynkę.
Czytasz w ogóle jakieś polskie pisma muzyczne? Jest ich kilka. Jak oceniasz ich poziom?
No
właśnie. Zaprenumerowałem ostatnio Teraz Rock. Chyba to oddam do jakiejś
biblioteki. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy. Wkładka o QUEEN, BLACK
SABBATH... Ciągle to samo. W każdym numerze identyczny wygląd stron, te
same kolory. Zero polotu. Potem, jak im się skończą pomysły na wkładki,
to znów zmienią tytuł magazynu na jakiś Inny Rock i będą od nowa wkładki
o QUEEN i BLACK SABBATH. Tak już było z nimi kilka razy...
Ale
najgorszy jest tam ten pseudoprofesjonalny styl. Pozatrudniali jakieś
dzieci i teraz mają takie niby rzetelne artykuły, że aż strach się bać.
Ton mądry, konstruktywna krytyka. Tylko co taki dzieciak może np. pisać o
metalu, jak on się wychowywał na METALLICE - Reload i RAGE AGAINST THE
MACHINE /żeby to jeszcze/. Ja wiem, że każde pokolenie ma swoją muzykę i
nikogo nie zmuszam żeby BATHORY opisywali, ale wkurwia mnie jak dzieci
ciągle symulują takich fachowców. Nie można pisać o metalu bazując na
Metal Archives, mp3 i internecie. Trzeba wychodzić z domu. Czasem
wyłączać kompa, kupić butle wina i iść w teren!
Słabość
Teraz Rocka, to opisywanie muzyki. Od tego są przecież nuty. Magazyn
muzyczny powinien opisywać całe to otoczenie: tło, środowisko, emocje.
Muzyki nie da się opisać, jej trzeba po prostu - niestety, drodzy
redaktorzy Teraz Rocka - posłuchać. Taki był kiedyś Non Stop, jedyna
fajna gazeta muzyczna w Polsce, jaką pamiętam. Pierwsze, te jeszcze
takie mało-formatowe Thrashemalle, Morbid Noizz były super. Ale potem to
się wszystko zatrzymało w rozwoju, żeby nie powiedzieć, że zaczęło się
cofać. Kiedyś te gazety pomagały odkrywać ten metalowy świat. Może dla
dzisiejszych nastolatków te gazety wciąż spełniają taką funkcję, a to my
jesteśmy już tym znudzeni. Tym bardziej potrzebna jest gazeta na naszym
poziomie i do tego dążyłem z Zaćmieniem Słońca. Zacząłem robić swoją
gazetę, bo nie miałem już czego czytać.
Innych nie kupuję. Wole poczciwe ziny, choć są one coraz bardziej
niedbale robione. W porównaniu do niektórych amerykańskich zinów, te
nasze to jest dno. Wracając do Mystic, to jest to jeden wielki przedruk z
angielskiego Terrorrizera, no i po za tym to gówno. Wiadomo, że gość co
wyda na CD, to tam opisze, że super itd. Szkoda słów - kolejny
CNBSBIZNES jak każdy pierwszy z brzegu ksiądz czy inny prezesina. Mogę
wam mówić, co będzie w najnowszym numerze Mystic, jak chcecie. Wszystko
jest w dwa miesiące po angielskiej premierze Terrorrizera łącznie z
newsami he,he.
Zmieniając
temat. Twoje „Porady dla ludzkości”, to było coś niesamowitego. Czy
będzie można spodziewać się w przyszłości części 2. Czy możesz podzielić
się jakąś ważką obserwacją, której dokonałeś w ostatnim czasie?
Nie. Nie
będzie drugiej części, ale ten wywiad możecie potraktować jako
suplement. Nie chce już nikogo uświadamiać. Nie mam w tym żadnego
interesu. Są ludzie, którzy muszą żyć w pewnym zaporowym środowisku,
jakim jest nędza. Wyciągnięci stamtąd na siłę, wbrew im samym, zmieniają
się w potwory i potem zaczynają szkodzić. Kto ma rozum, sam do
wszystkiego dojdzie. Pereł między świnie nie posieje już więcej. Ktoś
musi chodzić do kościoła, do roboty itd. Nie ma co ich wytrącać z tego
Matrixu. Wolę się podczepić, podpiąć gdzieś i cieszyć się tym ich
chujowym życiem do mojej późnej starości, a może nawet jak się uda to
krócej. Odnajduje jakąś satysfakcje obserwując, jak sobie ludzie życie
"organizują", marnują je, z jaką nieporadnością to wszystko robią. Dr
Mabuse powiedział: "W życiu jedynie interesująca jest gra z ludźmi i
ludzkimi losami". Tak trzymam!
Oprawa graficzna BLOODY PSYCHO oraz DEADSPEAK była i jest bardzo fajna. Kto się tym zajmuje?
Różnie to
było...Pierwsze demo narysował Messiah. Drugie? Nie wiem. Trzecie
oprawił Sivy. Czwarte to była sesja zdjęciowa i w okładkę złożył to
Kamil Kumpin. Do DEADSPEAK wszystko robię sam jak dotąd. Także w kwestii
graficznej.
Do kogo
kierujecie muzykę DEADSPEAK? Zdajesz sobie sprawę, że ta muza nie trafi
do gniewnych wyrostków z Internetu i miłośników biegania po lasach….
Zdaję
sobie z tego sprawę. Z DEADSPEAK jest podobnie jak było z Zaćmieniem
Słońca. Nie miałem już czego słuchać, więc postanowiłem sam sobie
nagrać. Starocie są super, ale czasem chciałoby się czegoś "nowego".
Czegoś z polskimi tekstami, co by oddawało moje poglądy. To bardziej
chyba jakiś rodzaj poezji śpiewanej. Taki wiktoriański death metal.
DEADSPEAK zawiera w sobie cały ten kicz, którym stoi heavy metal i
horror. Kicz w pozytywnym znaczeniu. Ten styl retro został nieopatrznie
zrozumiany, że to już było. Na tym polega retro. Ja miałem coś
istotnego do przekazania. To rozsyłanie dymówek, to bardziej było
podzielenie się takim satanistycznym opłatkiem niż walka o zauważenie na
muzycznym rynku, który w ogóle nie istnieje. To było bardziej
rozesłanie wizytówek z moim światopoglądem do tych, którzy jeszcze zipią
jeśli chodzi o stare klimaty - żeby się trzymać razem. Gdzieś spotkać,
napić i zabawić. Bo na tą dziatwę nie ma już co liczyć. To taka moja
wersja "dozwolone od lat 30-stu". Główne inspiracje i to czego ostatnio
słucham to MORBID ANGEL - Abominations of Desolations, NOCTURNUS i AFTER
DEATH -postnocturnusowa kapela Mika Browninga, która jest super. Jestem
oczarowany ich muzyką. Odgrzebałem ją niedawno - i jak się okazuje,
wciąż warto szukać.
Z jakim odzewem spotkała się demówka z 2008 do tej pory?
50/50.
Albo zajebiste albo chujowe he,he. Bez form przejściowych. Mnie to
odpowiada. Ja chyba nagrałem to przede wszystkim dla samego siebie. Bo
słucham tego 10 razy dziennie i mi się nie nudzi. Brzmi to dziwnie-
wiem, ale Tomek Latex Prokop mówił, że ma to samo.
Czy jest szansa na koncerty DEADSPEAK? Jest Was dwóch… Jak współpracuje Ci się z Tomkiem Prokopem?
Wszystko
się rozbija o znalezienie perkusisty. Z automatem mieliśmy pomysł żeby
koncertować po cmentarzach i różnych takich kamiennych kręgach -
wszystko lekko ściszyć i grać w takiej scenerii na jaką zasługuje horror
zawarty w DEADSPEAK. Takie coś na pograniczu performance. Ale gość od
automatu perkusyjnego, który z nami grał, zawsze się wszystkiego bał.
Żeby wyjść przed ludzi, żeby coś się ruszyło do przodu. Bał się
konfrontacji, że jak się coś uda z tą kapelą, to potem będzie jeszcze
więcej prób i mniej czasu dla niego na narkotyki. Wiec wszystko opóźniał
– robił to chyba raczej podświadomie. Dostał ostatecznie wpierdol i
poszedł z zespołu. Wtedy wszystko ruszyło z kopyta i powstało to demo.
Teraz jak już kogoś poszukać, to lepiej normalnego garowego. Z Latexem
znamy się już długo od czasów BLOODY PSYCHO. Latex ma niezły wygar
wokalny i to się ceni. Mamy podobne pomysły i zapatrywania na
całokształt tego tworu.
„Wkrótce
poprowadzę procesję, misję przeciwko ludzkości” czy „skatalogowałem
człowieka, selekcja negatywna”. Skąd w Tobie tyle irytacji i wkurwienia
na otaczających nas ludzi?
To właśnie
mnie trzyma przy życiu. Pielęgnuje to w sobie i chołubie. A skąd to
wszystko? Myślę, więc dochodzę do pewnych wniosków. Uprawiam pustelniczą
filozofię nie skażoną żadnym telewizyjnym płukaniem mózgu.
Biorę na
warsztat po kolei wszystkie egzystencjonalne zagadnienia. Trochę czytam,
sporo obserwuje, coś tam mi zaczyna świtać. A to wkurwienie i irytacja
to na to, że wszystko stoi w miejscu.
W Polsce
cały czas trwa promocja gangstera albo cwanego prezesa. Każdy nowy
polski film, który wchodzi na ekrany kin jest mniej lub więcej o takich
właśnie charakterach. Co ciekawe taki gangster jest zawsze pokazany jako
równy gość - ktoś pozytywny, bo na swój sposób zaradny. Ogolony, fajny
twardziel. Zapytasz dziecko w przedszkolu, kim chciałoby zostać.
Odpowie: gangsterem albo prezesem, albo dziewczyną gangstera.
Jola z Big Brothera raczej tego świata nie pchnie do przodu, a to
przecież ją cały czas pokazują w telewizji zamiast np. kombatantów,
którzy umierali za nasz kraj i byli w swoich czasach prawdziwymi
kozakami. Dziwne. Myślałem, że w TV jest miejsce dla wybitnych
jednostek. To tak samo, jak przy robieniu jakiejś kariery naukowej czy
politycznej. Tzn. tak myślałem kiedyś. Że trzeba się doskonalić, uczyć,
kuć charakter itd. A potem się okazuje, że w najlepszym wypadku można
wtedy pracować w kancelarii Leppera i mu służyć albo jakiemuś księdzu,
który w tym czasie rucha powierzoną mu niewinną dziatwę. To w dupie mieć
takie awanse społeczne, jak szczytem kariery będzie dołączenie do
jakichś buraków. Po co studiować czy zdobywać doświadczenie? A z drugiej
strony można być śmieciem, chamem i tobie wszyscy będą podlegać. Jeśli
tylko pojawiłeś się w odpowiednim momencie i miejscu. Taki jest nasz
kraj. Tylko przez włażenie w dupę można coś tam osiągnąć. Dlatego ja
uważam, że lepiej wyjechać, być sobą i żyć po swojemu - bez strachu, że
wyprowadzą na pole i rozstrzelają. Tutaj po prostu chodzę do pracy.
Robię, to co umiem najlepiej i jest super. Jest kasa i szacunek, a o
resztę sam się mogę zatroszczyć. Wszystko jest w moich rękach. Nie ma
jakichś szpicli czy tajniaków, kogoś kto by ciągle dybał na potknięcie. W
Polsce, gdy widzisz policjanta z karabinem czujesz, że nie zawaha się
on użyć tej broni przeciwko tobie. W Irlandii czujesz, że Garda z
karabinem jest po to, żeby cię chronić.
Miałem
ostatnio mały zatarg na lotnisku w Dublinie z jakimś mieszańcem rasowym
pracującym w biurze biletowym. Ten Tasman, jak na pracownika okazał się
bardzo agresywny. Dałem mu po głowie gazetą za brak szacunku dla białego
klienta /czyli mnie/, a ten wtedy od razu wezwał straż lotniska. Po
chwili byłem już w kajdankach w jakiejś lotniskowej celi. Przyjechała
Garda /taka irlandzka policja/, posłuchała mnie i poszli zobaczyć oraz
posłuchać tego, który złożył donos. Za chwile wrócili i mnie rozkuli,
byłem wolny. Jak nie kochać tej konserwatywnej Irlandii. Chciałbym żeby
ludzie w Polsce też tacy byli. Żeby wiedzieli, że to jest ich kraj i
jeżeli ktoś ich okrada czy pozbawia godności czy honoru, to mogą ich
zmieść z powierzchni. Że jeżeli ksiądz gwałci im syna czy córkę, to cała
społeczność bierze sprawy w swoje ręce i go w najlepszym wypadku wiesza
na przydrożnym drzewie, a nie boi się, że ktoś powie, że są
niekulturalni i że w Unii Europejskiej tak nie wypada. To wszystko się
bierze z kompleksów i braku charakteru. To następstwa katolickiego
prania mózgu.
Słuchaj
Krakus…Teksty były mocną stroną BLOODY PSYCHO (patrz demo „Cały ten
zgiełk”), w DEADSPEAK są one także Waszym atutem. Jak powstają? Kiedy je
piszesz? Skąd czerpiesz wenę twórczą?
Teksty to
ważna część naszych "piosenek". W DEADSPEAK chyba najważniejsza. Ciężko
powiedzieć, jak powstają. Chyba nie ma recepty na to. Czasem przez pół
roku nic się nie uda napisać, a czasem w jeden wieczór powstają dwa
zupełnie inne, super teksty. Czasem staram się przekazać jakąś
atmosferę, czasem jakąś myśl...Zawsze jednak musi być ten impuls.
Jakiś czas
temu wyemigrowałeś do Irlandii. Zapewne jest tam jakaś i to spora,
społeczność metalowa z Polski. Spotykacie się czasem gdzieś tam przy
piwku, czy tradycyjnie, jak to w Polsce są jakieś waśnie i zatargi
między Wami i stronisz od tego towarzystwa?
Oprócz
narkomanów nie spotkałem jeszcze nikogo normalnego związanego z muzyką
tutaj. Większość ludzi przyjechało tu zarobić i wracać. Ja przyjechałem
tutaj nie tylko pracować, ale przede wszystkim żyć i to lepiej niż w
Polsce. Dlatego nigdy nie będą spał w stu, w jednym łóżku żeby było
taniej, bo szkoda mi tracić najlepszych momentów życia, jakimi są
smacznie przespane noce.
Dla
większości jakość życia nie liczy się w ogóle - nie mam pojęcia, czego
oni mogą chcieć. Ich życie to tragedie. Siedzą tu powiedzmy 5 lat w
jakimś zatłoczonym pokoju i ślą kasę dla żony, która już dawno bawi się z
innym w najlepsze i co się jej dziwić. Jak można ciągle żyć jakimiś
marzeniami o przyszłości. A ci emigranci ani nie żyją w Polsce, ani
tutaj, na emigracji. Jakieś totalne zawieszenie. Coś pomiędzy
kryminałem, a nieustannym biwakiem. Każdy znaczy tutaj tyle, ile o sobie
wymyśli. Jakieś niestworzone historyjki, jak to się każdemu powodziło,
ale teraz jest dziwnym trafem tutaj. Najlepsza była jakaś laska ze
stowarzyszenia katolickiego Alfa, która miała rzekomo swój biznes, który
upadł. Teraz uwaga - cytat: "Upadł zaraz po tym, jak wszedł trzeci
filar". No, ale ta to była już wybitne dno. Najlepsza metoda, to unikać
Polonusów, bo naprawdę każdy z nich jest jak Puszka Pandory.
Co
ciekawego porabiasz w Irlandii? Swego czasu podesłałeś mi ciekawą
tablicę tzw. site safety, której reprodukcję znajdą czytelnicy obok tej
rozmowy….
Pracuję jako grafik komputerowy w bardzo fajnym miejscu.
Szczegółów
co do pracy, nie chcę podawać, bo się sypną zaraz emaile do szefów tej
firmy od czytelników z grona emigracyjnego z propozycjami robienia tego
samego. Tyle, że za trochę taniej mniejszą kasę he,he. Poza tym zbieram
płyty i horrory, pije piwa i wina i takie tam…
Mimo
wszystko bywasz w Polsce od czasu do czasu i kursujesz między Poznaniem i
Koszalinem. Ostatnio pożegnaliście w Koszalinie Waszego kolegę –
Messiaha, który projektował logo BLOODY PSYCHO. Jak go wspominasz?
Messiah
żył tak, jak chciał. Tak. To On wymyślił logo BLOODY PSYCHO. Miał sporo
fajnych pomysłów. Ostatnie lata nie należały do momentów jego
świetności. Taki koniec czeka na pewno wielu z nas. Taka jest cena
parania się tym całym rock`n`rollem. R.I.P.
R.I.P…
Czy Twoją pasję nie muzyczną nie są czasem ciężarówki i motory? Jakim motorem się obecnie wozisz?
Motory –
tak. Ciężarówki - nie. Choć przez pewien czas zarabiałem jeżdżąc na
cysternie czy ciężarówce, to jednak tylko z powodów zarobkowych. Mam
motor Yamaha Virago i jest to świetna maszyna. Jeżdżenie motorem jest
moją pasją, ale gorzej jak się jakaś śrubka poluzuje. Tutaj już kończy
się moje hobby, bo do chuja pana nie jestem żadnym majsterkowiczem
przecież he,he.
To już koniec tej miłej i pouczającej rozmowy. Wielkie dzięki Krakus za wywiad. Dodaj, to na co masz ochotę …
Dzięki za
zainteresowanie całą moją twórczością i za ten najdłuższy wywiad w moim
życiu. Hail tym, którzy dotrwali do jego końca. Słuchajcie metalu,
oglądajcie horrory. Już dziś pracujcie na swoje wspomnienia!
Ciężka Muzyka. Lekkie Obyczaje. I taki jest też Najświętszy Napletek Chrystusa `zine !!!
Dzięki Wojtek za poświecony czas i miejsce!!!
WOJCIECH LIS
C O N V E N T [ P L ]
Apokaliptyczna obsesja
Determinacja
i konsekwencja. To dwie cechy przychodzą mi do głowy, gdy myślę o
lubelskiej legendzie Death Metalu - CONVENT. Ale tej grupy nie byłoby,
gdyby nie Mariusz Killian. Człowiek , który trzyma w ryzach całą tę
machinę. Machinę, która konsekwentnie od 15 lat podąża do przodu, nie
bacząc na przeciwności losu.
Dla mnie
osobiście CONVENT to jedna z najważniejszych grup podziemia. Dlatego z
przyjemnością uciąłem sobie pogawędkę z Mariuszem Killianem – mózgiem
tej grupy.
Chciałbym
na początku naszej rozmowy wrócić do przeszłości. Jak zaczęła się Twoja
przygoda z muzyką. Jakie kapele podobały Ci się na początku Twojej
przygody z muzyką?
Odkąd pamiętam to muza zawsze mi w sercu grała. Większe zainteresowanie przyszło
wraz z
pojawieniem się w telewizji programu „Telewizyjna Lista Przebojów”, w
którym oprócz przeróżnych gniotów, można było natknąć się na rodzime
rockowe zespoły. I to pewnością był pierwszy impuls, aby zająć się na
poważnie muzyką czyli sam początek
lat 80-ych.
Po jakimś czasie zainfekowałem się muzyką zespołu GRAVE DIGGER. Następnie objawił mi się SLAYER i to już była choroba!
Na którą
zapadło wielu…Czy miałeś może starszych kolegów dzięki którym dostęp do
tej muzyki był łatwiejszy? Kto był Twoim nauczycielem?
Niestety w moim przypadku rolę dydaktyczną jak już wspomniałem spełniła telewizja.
W tamtych latach, oprócz wspomnianego programu, tak zwane podziemie metalowe, przynajmniej na moim terenie nie istniało.
A pamiętasz pierwszy koncert na który się wybrałeś? Pamiętasz może jakieś nazwy?
Ha,ha! To były czasy kiedy bilety nasi rodzice dostawali w zakładach pracy i z pewnością były to polskie kapele rockowe!
W Lublinie w latach 80-ych mieliście lokalną legendę FANTHRASH. Jak
wspominasz te czasy? Jaka była wówczas Wasza lubelska, lokalna scena?
Tak. W
tamtym czasie istniała jeszcze jedna kapelka o nazwie VANATOR. Po jakimś
czasie jeden z jej gitarzystów Krzysio Kłos zasilił szeregi CONVENT.
To były
piękne czasy. Ekipy maniaków, przeglądy i spotkania w jednym z klubów
osiedlowych, gdzie stado metali oglądało pirackie klipy i koncerty na
video, bo kto je wtedy miał... Następnie długie powroty do domu,
rozróby, awantury i ucieczki przed - wtedy jeszcze milicją. Łza się
kręci w oku. Dzisiaj wszystko się ssssssskundliło!
Sssssmutna to prawda...Ciekaw jestem w jaki sposób w ogóle trafiłeś do podziemnego obiegu?
Nie jestem
pewien o co Ci chodzi. Wiadomo, że słuchając takiej muzy - zaczęło mnie
fascynować granie na instrumencie. Tworzenie utworów, a w konsekwencji
założenie kapeli i wydanie pierwszego materiału.
Wydaje mi się to logiczne i z pewnością większość grających taką drogę przeszło.
W mrocznych latach 80-ych było w polskim radiu sporo audycji poświeconych
muzyce
metalowej. W oficjalnej prasie też trochę pisało się o tym „chamskim
metal” - jak to mówił Piekarczyk. Miałeś jakieś ulubione audycje w radiu
czy gazety do poczytania?
Z
pewnością były to Metalowe Tortury!!! Jeżeli masz na myśli Piekarczyka z
TSA to przy całym szacunku dla nich samych i twórczości, to za „głupi”
byli żeby objąć horyzonty jakie niósł wtedy metal i jak będzie
postępowała ewolucja tego gatunku!
A zanim powstał CONVENT grałeś w innych grupach?
Jak każdy.
Na początku były to śmieszne projekty mające za zadanie podszlifować
warsztat, następnie przeradzały się w coraz to bardziej klarowne, aby
mógł powstać w końcu CONVENT.
O nazwach nie ma sensu wspominać, gdyż były one o wiele bardziej
straszne niż muza przez nie tworzona.
CONVENT powstał w marcu 1989 roku. Kto był założycielem grupy?
Powiedz jeszcze kto jest autorem logo i nazwy CONVENT?
Nie
skromnie powiem, że ja byłem inicjatorem powstania zespołu oraz nadania
mu takiej nazwy. Natomiast przy moim udziale i zdolnościach plastycznych
Magdy Urbaś powstało logo, któremu do dziś jesteśmy wierni!
Często zadaję to pytanie ludziom tak oddanym muzyce ja Ty. Pamiętasz
jakie uczucia towarzyszyły Ci kiedy zaczynałeś grać w zespole? Sądziłeś,
że przez tyle lat będziesz wierny muzyce Death Metal?
Byłem
święcie przekonany, że nie jest to tylko chwilowa fascynacja. Od samego
początku wiedziałem jaką drogą kroczę i czego chcę. Niejednokrotnie
walcząc z przeciwnościami losu i nieprzychylnymi ludźmi. Jednak nigdy
nie sądziłem, że największą przeszkodą do ziszczenia mojego marzenia
będą byli członkowie zespołu, którzy poprzez swoją skrajną
nieodpowiedzialność pozbawiali mnie radości z tego, co robię.
Wasz pierwszy materiał „Apocaliptic Obssession” to dla mnie jedna z
najważniejszych taśm demo w historii polskiego podziemia. A jak Ty z
perspektywy czasu oceniasz ten materiał?
Myślę, że tak naprawdę podobnie myśli wielu. Tylko mało komu duma lub
zawiść pozwoli to przyznać! CHWAŁA CI ZA TO !!! Pozostałą część pytania pozostawię bez komentarza...
Na początku działalności grupie CONVENT pomogli Tadeusz i Krzysztof z
MDK-u i Paweł Frelik - prawda? Czy jesteś z nimi nadal w kontakcie?
Tak. Z
pewnością ci ludzie zapisali się dużymi zgłoskami w historii zespołu.
Krzysztof był ówczesnym akustykiem MDK-u. Z nim to nagraliśmy dwa
pierwsze materiały. Tadzio był kierownikiem zespołów grających tam. Z
tym pierwszym do dziś mam znakomity kontakt. Czasami współpracujemy
razem. Drugiego zaś po rozpadzie klubu i przejęciu budynków przez
„kurwie biskupią” rzadko udaje mi się spotykać.
Pawła
wspominam z wielką sympatią. W końcu to dzięki jego życzliwości polskie
podziemie szerzej mogło dowiedzieć się za pośrednictwem „Thrash Em All” o
istnieniu naszej kapeli.
Jesteś perkusistą, który ma jeden z najdłuższych staży za bębnami w naszym kraju...
Jak sobie o tym pomyślę to samoistnie pojawia się u mnie ból w stawach i kręgosłupie!
Dzięki rewelacyjnej "Displeasure" nazwa CONVENT pojawia się na łamach
metalowej prasy na całym świecie. To chyba po wydaniu tego materiału o
CONVENT stało się bardzo głośno. Ile kopii tej kasety sprzedaliście?
Opowiedz jak ten materiał trafił do MORBID ANGEL?
Dzisiaj
nie jeden polski rockowy czy popowy zespół chciałby sprzedać taką ilość.
My zrobiliśmy to drogą podziemną, ale niektórzy sceptycy i tak nie dają
wiary, bo jakby wyglądali giganci polskiego death-u mający taką
promocję i zaplecze. Chyba wiesz kogo mam na myśli? (Wiem – dop. Wojtek)
Do dziś
dnia lepiej jest nie zauważać naszego istnienia. Nie zapraszać nas na
festiwale, robić z nas niereformowalne gwiazdy. To jest polska
specjalność - nie możesz wyrastać ponad przeciętność! Właśnie dzięki tej
masie sprzedanych taśm, które rozeszły się po całym świecie doszło to
do MORBID, który napisał do nas fajny list z wyrazami uznania... Po
prostu inna kultura i to cała prawda!
Zagraliście trochę koncertów...Zawsze było na nich bezpiecznie w tych dzikich czasach?
Zawsze staraliśmy się wozić sprzęt. Więc jeździliśmy własnym busem i
zapewne dzięki temu uniknęliśmy takich sytuacji.
A jak w
ogóle wspominasz stare polskie podziemie? Jakie zines czy kapele zapadły
szczególnie w Twojej pamięci? Utrzymujesz jeszcze kontakty sprzed nastu
lat?
Przy
okazji jakichś granych koncertów spotykam ludzi ze starych kapel czy
zinów, ale są to raczej niezobowiązujące i przelotne spotkania. Jednak z
wielkim sentymentem wracamy do starych czasów - porównując obecną scenę
i zapewniam cię, że ludzie się postarzeli, czasy zmieniły, a problemy
te same!
Wasz
teksty zawsze były konsekwentnie anty-chrześcijańskiego. To się ceni. Z
czego to wynika? Jak żyje Ci się w mieście KUL-u i Życińskiego?
Widzisz…
Jak dupę przeziębisz - będziesz musiał udać się do lekarza, który musi
znaleźć jakiś sposób żeby pozbyć się syfu, więc i my prowadzimy swoją
krucjatę przeciwko hipokryzji i zakłamaniu poprzez muzykę i tekst. Cóż
my biedne gnomy możemy zrobić? Spalić się nie da, bo wszystko murowane.
Powyrzynać też, bo mają wieprze limuzyny!!!
Taaa… i jeszcze można pójść pierdzieć w pasiaki za czarnego wieprza!
Kilkanaście
lat temu powiedziałeś na łamach „Thrash Em All”, że nigdy się nie
skomercjalizujecie i to jest prawda. Możesz podać mi 5 swoich ulubionych
taśm demo wszechczasów?
Musiałbym wymienić wszystkie swoje!
To z innej strony… Powiedz kiedy należy się spodziewać się następcy "The Truth Revealed"? Czy wiadomo już kto będzie wydawcą?
Właśnie w
chwili obecnej znajdujemy się w fazie nagrań na najnowszy album. Będzie
on nosił tytuł „Abandon Your Lord”. Znajdzie się na nim dziewięć
zupełnie nowych utworów w pełni profesjonalnie zarejestrowanych.
Krążek
powinien ukazać się na rynku w pierwszym kwartale 2006 roku. Z przyczyn
niezależnych ode mnie, nie mogę zdradzić wydawcy, ale znowu nasi
zagorzali przeciwnicy będą rwać włosy z głowy i tak mocno przerzedzone!
Jak układa się współpraca z Inhuman Distro? Czy dużo gracie ostatnio koncertów?
Inhuman to
już historia. Odnoszę wrażenie, że gubią mnie sentymenty, bo mimo
wcześniejszych rozczarowań ciągle daje ludziom szansę, a oni nadal nie
mają żadnych skrupułów!
W tym roku
zagraliśmy stosunkowo niewiele koncertów. Parę w Polsce i mini tour w
Niemczech. Wynika to z tego, że cały ten rok podporządkowany jest
nagraniu nowego albumu.
Czy wiesz co się dzieje u ludzi ze starego składu CONVENT? Tomasz Nastaj, Piotr Kudła; co u nich?
Zespół
traktuje jak rodzinę. Stanę zawsze murem za każdym z członków kapeli, a
liczą się ci, którzy ciągle mimo przeciwności losu trwają przy mnie i
szanują za to co dla nas robię.
Reszta się
nie liczy. Szkoda energii i czasu, bo kto umarł ten nie żyje. Zauważ
tylko jedną prawidłowość. Nikt kto przewinął się przez zespół, nie
zajmuje się już graniem. Coś w tym jest.
Racja. Graliście z takimi kapelami jak NILE, SINISTER czy MONSTROCITY. Jak wspominasz te koncerty?
Najbardziej
zażyłe kontakty mieliśmy z NILE podczas koncertów po Niemczech.
Przypominam sobie jak Grześ z Karlem z NILE uprawiali zapasy. To był
balet. Ogólnie zupełnie inna atmosfera. Nie ma jakiejś zawiści, luz –
rozmowa. Nie ukrywam, że lubimy grać na zachodzie. Może ludzie podczas
koncertu są mniej spontaniczni niż rodzima publika, ale jest inna
atmosfera i szacunek do tego, co robisz.
Dosyć często zmienia się skład w zespole. Z czego to wynika? Ty od lat
jesteś filarem grupy. Czy wyobrażasz sobie swoje życie bez tej
formacji?
To jest
tak. Ludziom wydaje się, że gra w kapeli to same przyjemności np. po
koncertach. Tylko, że koncert grasz raz na jakiś czas, a próby trzeba
zapieprzać prawie codziennie. Nie wszyscy wytrzymują kondycyjnie i
psychicznie. W grę wchodzą chore -
czasami
ambicje oraz ciągłe nakłady finansowe. A jeżeli na muzyce nie zarabiasz,
to rodzą się pytania: w imię czego? Najlepiej wtedy to wszystko rzucić i
zwalić winę za niepowodzenia na
innych oraz obrabiać im dupę za to, że się jest farbowanym lisem!
Ja takich
rozterek nie mam. Na moje życie składają się dwa najistotniejsze
elementy. Moje DZIECI oraz CONVENT, bo to jest sens mojego życia.
Reszta może poczekać.
Teraz z innej beczki. Killsound Studio.... Od dawna zajmujesz się
obróbką dźwięku? Kogo najczęściej nagrywasz? Każdy zespół np. popowy
może u Ciebie zarejestrować materiał?
Podczas
nagrywania „Veritatis Splendor” uświadomiłem sobie, że mam już dosyć
śmiesznych, samozwańczych realizatorów. Tak więc sprawy wziąłem w swoje
ręce i to jest początek mojej działalności na tym gruncie.
W chwili
obecnej nagrywam różne zespoły, popowe się jeszcze nie trafiły, ale
pojawiają się i z poza Polski np. Anglii i Rosji. Na ogół są to kapele
od rocka do metalu, ale zdarzają się również dziwne projekty.
Jakie macie plany z CONVENT na najbliższe miesiące?
Podstawa
to nowy album. Promocja, poprzez szeroko zakrojoną ekspansję w mediach,
prasie. Następnie video clip i własna trasa po Polsce, a następnie z
tego co wiem - ruszamy w świat.
Książka lub film w Twoim życiu…
Książka musi być dobra, a film polski ! I jest takich wiele.
Dwa życzenia Mariusza Killiana to...
Normalności w tym kraju…
Czego mogę Ci życzyć? Ostatnie słowo jest Twoje. Serdeczne dzięki za wywiad!
Nie będę oryginalny, a z pewnością banalny, ale przede wszystkim zdrowia, abym mógł realizować swoje plany. DZIĘKUJĘ.
Życzę zdrowia!
WOJCIECH LIS
Wojciech
Lis razem z Tomaszem Godlewskim, są autorami książki pt. „Jaskinia
hałasu”. Publikacja ta to pierwsze w Polsce, obszerne ujęcie historii
tworzenia się polskiego metalowego undergroundu. Na potrzeby książki
przepytano większość głównych animatorów tej sceny, z czego powstał
autentyczny i wielobarwny obraz widziany przez pryzmat wrażeń i
wspomnień jego twórców i uczestników. Książka cały czas jest do kupienia
w Wydawnictwie Kagra:
http://www.kagra.com.pl/?p=productsList&page=2
C H O I C E [ P L ]
Witam Paweł. Na początek pytanie typowo tendencyjne (hehe). Przedstaw w skrócie większym lub mniejszym historię zespołu.
Wiesz, to
będzie duży skrót, bo wszystko można znaleźć na naszej stronie, a
podejrzewam też, że mało kogo obchodziłyby jakieś głębokie biograficzne
dywagacje. Mnie na przykład mało obchodzą... Więc krótko: Choice
powstało pięć lat temu i w prawie niezmienionym składzie trwa sobie w
najlepsze. Mamy na koncie czterokawałkowe demo z 2001 i debiutancką
płytkę „Boiling Blood”, wydaną w 2002 przez najbardziej podziemną i
nieznaną wytwórnię w kraju Joh Knife Productions. W tym roku
przygotowujemy się do nagrania dwóch albumów – koncertowego i
studyjnego.
Powiedz teraz trochę o Waszej debiutanckiej płycie Boiling Blood .
Ciężko się
mówi o własnych dzieciach... Myślę, że „Boiling” to kawał dobrego
metalowego łojenia, jakiego w tym kraju raczej nie uświadczysz. Mamy
bardzo mocną scenę muzy ekstremalnej, natomiast jeśli chodzi o scenę
heavy/thrash, to myślę, że jest raczej żenująca; większość kapel stara
się nieudolnie kopiować swoich idoli w puszystych fryzurach i strojach z
lampartów, nie pamiętając o tym, że metal to stan ducha, a nie kolejna
cekinada popkultury. My wychodzimy z założenia, że muza powinna być
dobra i prosta, jak nie przymierzając ruchanko i takie też są kawałki na
„Boiling Blood” - dobre, proste i od serca. Wiesz, nie ma w tym żadnej
pozy, no bo i my nie jesteśmy pozerami. Z perspektywy czasu nie ma co
się oszukiwać, są na niej momenty słabsze i lepsze, ale i tak myślę, że
płyta jest przesiąknięta naszym, choice’owym klimatem, takim
wolnomyślicielskim rock’n’rollem, bez zobowiązań i bufonady. Nie ma w
niej stylistycznych zrzynek, za to są cytaty, które każdy uważny
słuchacz wychwyci i, mam nadzieję, zrozumie ich kontekst.
Jak słuchacze przyjęli ten materiał ?
Wiesz,
cała moja pewność siebie, kiedy mówię o płycie i o Choice wynika z dwóch
tylko rzeczy. Po pierwsze, jest nam ze sobą po prostu dobrze w kapeli
(hehe, ale nic sobie nie myśl...), a po drugie, to na każdym koncercie,
czy to w Polsce, czy za granicą, ludzie pokazują nam, że to co robimy,
ma sens. Nikt jeszcze, poza oczywiście prasą fachową, która po prostu
nas olewa, nie wystawił nam negatywnej recenzji. Na koncertach wyzwalamy
zajebistą energię, która roznosi nas i tłum. Nie udajemy gwiazd rocka,
tylko zapierdalamy rock’n’rolla, jakby nie było jutra... Sama płyta
została przyjęta bardzo dobrze - wystarczy poczytać wpisy na naszej
stronie i recenzje na ważniejszych portalach metalowych, wiesz, nie chcę
się chwalić, ale są często nawet lepsze niż dobre... to jest strasznie
miłe i pozwala uwierzyć w siebie i w to, że to wszystko ma sens, wiesz,
że nie robisz tego wszystkiego tylko dla siebie... Żeby wyczerpać temat,
to muszę przyznać, że sprzedała się całkiem nieźle, a sprzedawaliśmy ją
tylko przez internet i na koncertach. Ostatnio tytułowy kawałek ukazał
się na płycie w „Estradzie i Studio” i tzw. „fachowcy” strasznie nas tam
zjebali. Tymczasem w internetowym głosowaniu na najlepszy kawałek
miesiąca, zgadnij, kto wygrał?? I to dostając ponad 70% głosów... myślę,
że to dobre podsumowanie Twego pytania.
Wiem, że mieliście kilka występów w TVP ?
Eee, stare
dzieje... wiesz, to była lokalna kablówka w Pile i jak nas nakręcili,
to się za głowy złapaliśmy. Realizator wypróbował na nas chyba wszystkie
efekty jakie miał w kompie. Wyszło z tego jakieś wczesne Kombi...
zdecydowanie bardziej jesteśmy zadowoleni z materiału video, nakręconego
podczas sztuki w Paryżu i z pewnością go wykorzystamy przy następnej
płycie jako bonus jakiś, czy coś...
Jesteście grupą intensywnie koncertującą. Mieliście trasę z TURBO. Opowiedz Paweł jak do tego doszło...
Nie mam co
ukrywać, że od czterech lat na bębnach zasiada u nas Andrzej, który
przypadkowo jest synem Grzesia Kupczyka, no a to sprawia, że jeśli
chodzi o koncerty z C.E.T.I czy Turbo stajemy na uprzywilejowanej
pozycji... Chociaż z drugiej strony, tych koncertów było niewiele, może z
dziesięć w skali roku, poza tym zagraliśmy całą masę sztuk sami, bez
jakiejkolwiek pomocy. Udało nam się zapoczątkować, wraz z Lebenssteuer (
kapela Migdała z Aion) cykliczny festiwal „Metalowa Wiosna” w
prestiżowym klubie Blue Note, zagraliśmy wyśmienity festiwal „Straight
Ahead” w Książu Wlkp dla jakiegoś tysiąca ludzi, ograliśmy prawie całą
Wielkopolskę od Jarocina po Wągrowiec, zagraliśmy dwie dobre sztuki w
Sierpcu, fajny koncercik z Chainsaw w Bydgoszczy, no i przede wszystkim
koncert w Paryżu, gdzie wracamy znów w maju...
Kiedy odwiedzacie Białystok ?
Ja
pieprzę, Seba, jak tylko nas zaprosisz!!! Wiesz, że akurat z
Białymstokiem łączą mnie specjalne więzi, nie tylko wódeczne... Poza tym
u Was ludzie znają się na dobrej muzie i tym bardziej zależałoby mi na
takim koncercie. Wiesz, w tym roku, i my, i Lebenssteurer wydajemy nowe
płyty i tak już parę razy, po pijaku i nie tylko, gadaliśmy o trasie,
ale to jest duża rzecz i organizacyjnie, i finansowo, szczególnie w
czasach klopkultury... W każdym razie możesz być pewien, że żadna
logiczna oferta z Białego nie zostanie przez Choice odrzucona, zresztą,
nie odrzucamy żadnych ofert, i serio, bardzo byśmy chcieli u Was
zagrać...
Teraz mam pytanie na temat nowego materiału, czy Macie już jakieś plany nagrania i co to będzie ?
Przy „
Boiling Blood” właściwie wszystko było prowizorką. Płytę nagraliśmy za
cztery stówki i zgrzewkę jajek, była przy tym kupa śmiechu i dużo dobrej
zabawy. Teraz na pewno tylko te dwie ostatnie rzeczy pozostaną bez
zmiany... Kończymy właśnie materiał na drugą płytę. Rzecz nazywa się
„Pain to Remember” i z pewnością będzie to ból, który każdy, kto ją
usłyszy, zapamięta... Będzie to concept album, mówiący o osadzeniu
człowieka we współczesnej cywilizacji, nie tylko klopkulturze, o jego
uzależnieniach i uwarunkowaniach, z których nijak się mu wyrwać, rzecz
szeroka, trzeba będzie posłuchać, żeby zrozumieć. Muzycznie idziemy cały
czas do przodu i to też będzie słychać. Gdy myślę sobie o tej płycie,
to nasuwają mi się skojarzenia z jadem „Rust in Peace” Megadeth i
konceptualnością „Operation: Mindcrime” Qeensryche, nad którymi panuje
bezczelność i energia Choice oczywiście! Wiesz, jak mówię o tej płycie,
to dostaję wypieków... Nagrywać będziemy w malowniczych plenerach i
pomieszczeniach Chodzieskiego Domu Kultury, a rzecz realizować będzie,
jak zawsze, nasz kochany kudłaty Migdał na sprzęcie Migdał Mobile Record
Home Studio, który jeśli chodzi o rozumienie, o co nam chodzi ( a bywa
to trudne...), jest po prostu mistrzem świata. Nagrania rozpoczniemy w
wakacje, bo dopiero wtedy czas nam na to pozwoli... Wszystko jest już
ustalone i zorganizowane i to mnie najbardziej cieszy...
W tzw.
międzyczasie mamy zamiar nagrać koncertówkę z okazji pięciolecia kapeli i
pojechać znowu na saksy do Paryża. „Pain to Remember” ukaże się
najprawdopodobniej nakładem Oskar Records, koncertówę wydamy pod szyldem
Joh Knife.
Pytanie z innej beczki ... co sądzisz o występie Gorgoroth w Krakowskiej TV ?
Ja nawet
tego nie widziałem i nie do końca wiem, o co chodzi... jakieś łby
baranie poobcinali chłopaki, tak?? (tak, tak, dużo się działo – Seba)
Wiesz, mnie takie rzeczy nigdy nie kręciły i chyba kręcić nie będą.
Fakt, że chłopaki się nieźle zareklamowali... Ale muszę to powtórzyć,
dla mnie muzę nosi się w sercu, a nie w baranim łbie na scenie czy
malowanej gębie. Nie widziałem tego koncertu, więc nie wiem, czy było to
jakkolwiek umotywowane artystycznie... Jeśli chodzi jednak o prowokacje
artystyczno – estetyczne, to zdecydowanie bliżej mi do
egzystencjonalizmu Franka Zappy, niż bazaru Gorgoroth. Niech pracuje
głowa, a nie oczy – tak sobie myślę...
Co słychać w waszej lokalnej scenie ... są jakieś obiecujące młode zespoły ?
W Poznaniu
zawsze się dużo działo i dzieje, jeśli chodzi o metal, ale jakoś
osobiście mało mnie przekonuje to, co słychać. Jakoś do mnie nie mówią
chłopaki o przepisowo posępnych obliczach i w czarnych skórach, grający
po raz setny przeróbki Iron Maiden, albo tacy, którym wydaje się że już
są Dream Theater... Jest jeden bardzo obiecujący młody zespół, nazywają
się Choice i naprawdę nieźle zapierdalają... Bardzo dobrze gra się nam z
grupą Lebenssteuer, o której już wspominałem, chociaż muzycznie to
zupełnie inna bajka, oni grają bardzo nowoczesną muzę, z elektronicznymi
bębnami, gdzieś między Rammsteinem, Type’o Negative, a Dark
Tranquility... ale ludzie z nich normalni są – i pogadać, i wypić, i
pograć... Reaktywuje się też ostatnio scena hard core’owa w bardzo
mocnej i radykalnej formie, dla mnie ideologicznie nie do przyjęcia, ale
z wielkim muzycznym powerem...
Dzięki Paweł za wywiad. Pozdrawiam i do rychłego usłyszenia.
No, ja
również... dzięki za wywiad, mam nadzieję, że te wszystkie moje gadki
znajdą niedługo pokrycie na jakiejś sztuce w Białymstoku... (a jak nie,
to może chociaż jakiegoś flakona u Grubego niebawem wykonamy...).
Pozdrawiam w imieniu Choice, no i do zobaczenia!!
Perun - METAL JEERS ' ZINE
C A L M H A T C H E R Y [ P L ]
CALM
HATCHERY to jeden z tych zespołów który miał swoje przysłowiowe pięć
minut by wypłynąć na szersze wody. Ich debiutancką płytą „Al. – Alamein”
zainteresowany był sam Mariusz Kmiołek z EMPIRE REC ale ostatecznie nic
z tego nie wyszło. Wielka szansa przepadła ale trzeba żyć z tym dalej.
Od czasu debiutu wiele się zmieniło w zespole. O tym co się działo
niegdyś i tym co jest teraz opowie gitarzysta i założyciel formacji –
Huzar.
Bądź
pozdrowiony Huzarze !!! Tym oto pogańskim przywitaniem witam zespół po
raz kolejny na łamach Metal Jeers Zine. Od ostatniej rozmowy z
perkusistą CALM HATCHERY minęło sporo czasu. Wiele się zmieniło w
waszych szeregach. Trzeba zacząć od tego, że stary skład się rozsypał a
Ty opuściłeś Białystok i przeniosłeś się do rodzimego Słupska.
Witaj Johny! Tak zgadza się wróciłem do rodzinnego miasta i
postanowiłem grać dalej, ale musiało minąć sporo czasu zanim znalazłem
odpowiednich ludzi. To jest jednak mniejsze miasto niż Białystok, co się
jednocześnie wiąże z mniejszymi szansami na znalezienie kogoś
odpowiedniego. Ostatecznie jednak perkusista pozostał z Białegostoku ha,
ha! Ale może od początku: Zaraz jak się przeprowadziłem do Słupska
zacząłem podpytywać o muzyków. Pierwszy którego zwerbowałem to był
Zombie (gitara), pokazałem mu utwory i graliśmy we dwójkę. Trzy miesiące
później na imprezie poznałem Hacla (bas) i od takiego zestawu ponownie
się zaczęło. Potem pewien znajomy, poznał nas z perkusistą Dyxem, który
studiuje w Słupsku, a z kolei Dyx przyprowadził kolegę wokalistę
Szczepana. W tym składzie zagraliśmy 2 koncerty. Pierwszy koncert
wybraliśmy w małej miejscowości koło Gdańska, żeby móc sprawdzić się i
przeprowadzić test jak nam razem to wychodzi. Kolejny był koncert w
Słupsku który spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem. Następnie
dostaliśmy zaproszenie na „ZAMCZYSKO 2006” do Malborka, gdzie zagraliśmy
u boku zespołów takich jak: CHAINSAW, TEHACE, MASTABAH...Przed
koncertem w Malborku odszedł Dyx i zadzwoniłem wtedy do Radada (pierwszy
perkusista zespołu – przy. red.) z propozycją jednorazowego zagrania
koncertu w Malborku. Radad przyjechał do nas, zrobiliśmy próbę i po
odegraniu seta stwierdziliśmy , że na tyle fajnie się nam znowu gra , że
zostanie z nami na stałe. Zagraliśmy ponownie koncert w Słupsku gdzie z
Radadem za garami nastąpiło totalne zniszczenie. Ludzie oszaleli!!! To
był najlepszy koncert w historii CALM HATCHERY. Aby podtrzymać
współprace z perkusistą jeździłem do Białegostoku, żeby składać nowe
kompozycje. W ten oto sposób zaczęło to jakoś funkcjonować. Nie było
lekko przemierzać 600 km , żeby odegrać próbę , ale czego to się nie
robi dla istnienia zespołu. Ja wiem , że niektórzy mogą uznać to za
szaleństwo, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Pomyśl tylko jak mogłoby
wyglądać to demko gdybyśmy wszyscy mieszkali w jednym mieście i mieli
regularne próby!!!
Byłaby to
prawdziwa masakra ha, ha. Cieszy mnie to, iż nie dałeś za wygraną i
znalazłeś w sobie tyle energii by kontynuować CALM HATCHERY. Znalazłeś
nowych muzyków i historia zaczyna się na nowo.
Bardziej
kojarzy mi się to z serialem wenezuelskim, a poważnie sam nie jestem w
stanie powiedzieć skąd bierze się ta energia, to jest wynikiem miłości i
pasji do gry na instrumencie, do muzyki w ogóle! Nie ma na to innego
wytłumaczenia. Dzięki grze osiągam spokój wewnętrzny i samospełnienie.
Co do nowych muzyków , cieszę się , że właśnie oni zasilili szeregi
zespołu bo dobrze się rozumiemy i lubimy. Wszystko to powoduje, iż jest
dobry klimat w zespole. Przyświeca nam ten sam wspólny cel i dlatego
jest naprawdę dobrze! Chcemy grać jak najwięcej koncertów, ale przede
wszystkim nagrać w tym składzie nowy materiał. To jest nasz priorytet!
Nie
wątpię, ale zanim to nastąpi zespół powraca z nowym krótkim materiałem i
kopie porządnie w tyłek. Aż żal ściska dupę, że promo „These Which
Were” to zaledwie trzy premierowe numery i jeden cover. Nowe oblicze
CALM HATCHERY prezentuje się znakomicie, a nowi muzycy doskonale się
zaprezentowali.
Dziękuję
za pochlebne słowa. Tak jestem zadowolony z nowych muzyków, wokalista
Szczepan i basista Hacel dali z siebie wszystko podczas sesji
nagraniowej i wg mnie rokuje to dobrze na przyszłość! Co do samej
zawartości wiem, że muzycznie to jeszcze nie jest koniec poszukiwań.
Osobiście bardzo krytycznie weryfikuję naszą najnowszą twórczość i
staram się patrzeć na to z dystansem. Nie ma się jeszcze czym zachwycać.
Dopiero pełnoczasowy materiał albo udowodni, że mamy coś w muzyce
jeszcze do powiedzenia albo dostaniemy kopniaka w tyłek ha, ha...
Promo 2007
rokuje bardzo dobrze na przyszłość zespołu, wiec nie widzę powodu do
zmartwień, że coś spieprzycie ha, ha. Wciąż utrzymujesz muzyczny kurs
zapoczątkowany na debiutanckim krążku „Al- Alamein”. Techniczny death
metal bez zbędnego pierdolenia.
Teoretycznie
tak, jednak jak pisałem powyżej stawiam na poszukiwania, na demku
pojawiły się już pewne innowacje, których wcześniej w muzyce Calm
Hatchery nie było, i które zamierzam rozwinąć. Jednak nowe utwory nad
którymi pracujemy obecnie, prezentują się jeszcze inaczej niż na promo,
także ostateczny obraz najnowszego materiału stoi pod wielkim znakiem
zapytania, bo sam nie wiem do końca czego się po nim będzie można
spodziewać. To co prezentuje nasze demo jest materią, która nie
osiągnęła ostatecznej formy. Na nowym stuffie , który przygotowujemy
pojawią się na pewno takie rozwiązania, które myślę, że mogą zaskoczyć i
myślę, że będzie widać zdecydowany progres w stosunku do ,,El -
Alamien”. Na razie nie chcę zdradzać szczegółów, ale oczywiście będzie
to jak najbardziej utrzymane w konwencji- ostrego metalu. Poprzeczkę
stawiamy sobie wysoko, ale czy udowodnimy to najnowszym materiałem? Czas
pokaże. Na pewno zrobimy wszystko co w naszej mocy, na miarę naszych
możliwości i umiejętności, żeby było jak najlepiej. Chcemy przynamniej w
jakimś stopniu przełamać schematy i starać się bardziej uelastycznić
muzykę, nadać jej choć trochę wielowymiarowości i przestrzeni. Łatwo
jest jednak teoretyzować, trudniej uzewnętrznić to w muzyce. Czas
pokaże.
Życie
zweryfikuje teorie. Promo zaczęliście nagrywać w Białymstoku a
skończyliście w rodzimym Słupsku. Cóż to za kombinacje? Nie wiem czemu
tak wstydzisz się brzmienia utworów, moim skromnym zdaniem cały materiał
prezentuje się nawet lepiej niż dobrze.
Wiesz,
mogło być lepiej. Gdybyśmy mieli teraz nagrywać, to trochę w inny
sposób bym wszystko zaplanował. Wiem, że brzmienie byłoby lepsze. Trochę
w tym mojej winy, no ale człowiek uczy się na błędach. Pomysł
nagrywania w Białymstoku zarzucił Radad i byliśmy za, dlatego, że w
Słupsku nie ma studia, które mogłoby sprostać nawet zwykłej demówce. Po
za tym, to było o tyle wygodne, że Radad trzyma perkusję w tymże studio.
Nagraliśmy wszystkie ślady w ,,Studni”, a materiał dokończył mój bardzo
dobry znajomy ze Słupska, który zna się na rzeczy. Kombinacja wynikła z
prostego powodu – finanse. Stwierdziliśmy, że wygodniej nam będzie
skończyć ten materiał u nas w Słupsku na spokojnie no i za free po
znajomości!!!. Efekt jest jaki jest, nie zawracam sobie tym głowy, są
już nowe cele do zrealizowania. Mogło być lepiej, ale z 2 strony nie ma
co rąk załamywać tylko przeć naprzód. To demo i tylko demo. Chcieliśmy
dać znać , że zespół jeszcze żyje i ma coś do powiedzenia!
Na prawdę
nie widzę powodów do narzekań. „These Which Were” brzmi doskonale jak na
promo i nie ma potrzeby, by nad tym dłużej się rozwodzić. W twojej grze
słyszę mnóstwo Treya z MORBID ANGEL, ten facet ma na Ciebie mocny wpływ
ha, ha.
Tak,
przyznaje , że Trey jest jednym z moich gitarowych guru, osiągnięcie
przynajmniej w małym stopniu takich umiejętności jakie On prezentuje to
szczyt moich marzeń...Po za tym MORBID ANGEL to już klasyka gatunku, dla
której mam ogromny sentyment, podziw i szacunek...Nie zauważyłeś, że
spory wpływ na moją grę (co słychać na demku) ma wg mnie Eric Rutan? Ha,
ha...To są moi ulubieni gitarzyści ale chciałbym wspomnieć jeszcze o
moim innym idolu jakim jest Paul Masvidal. Cieszę się że CYNIC się
zreaktywował i miałem nawet okazję ich zobaczyć na żywo!!! To było dla
mnie osobiście trochę jak uniesienie religijne! Gitarzyści o których tu
mowa splatają dźwięki, które idealnie pokrywają się z zapotrzebowaniem
mojego ego. Odzwierciedlają moje zapatrywania muzyczne i idealnie
rozumiem ich przekaz. To mnie rusza. Dla mnie wirtuozeria sama w sobie
nie robi wrażenia. Cenię klimat i emocje zawarte w dźwiękach, a wyżej
wymienieni panowie mają ich całe spektrum.
Od wielu
lat masz tez słabość do DEATH’a. Czy konieczne było nagrywanie coveru?
Bardziej na promo widziałbym kolejny autorski numer, którego mi tu wciąż
brakuje. Nie będę ukrywał, iż czuję się nienasycony tym co słyszę. Trzy
numery wzmagają apetyt na więcej ha, ha.
Wychodzę
z założenia, że lepiej żeby pozostał niedosyt niż przesyt. Co do
DEATH’a zawsze marzyłem , żeby nagrać ich cover. Parę lat temu graliśmy
juz z Radadem ten numer i pomysł nagrania go na promo to taka nasza
zachcianka. To też hołd w stronę Chucka. Na demku nagraliśmy jeszcze
jeden nasz utwór „Lost in the sands” jednak przez to, że odstawał od
reszty stylistycznie postanowiliśmy go nie umieszczać na płytce, był
zdecydowanie gorszy.
Rozumiem, iż promo „These Which Were” to zapowiedź czegoś większego, masz już przygotowany stuff na całą płytę?
Nie
wiem, czy wszystkie 3 numery znajdą się na nowym materiale. Zobaczymy w
trakcie. Co do stuffu mamy około połowy materiału, jakieś 5 utworów nie
licząc jeszcze kilku szkiców. Ciągle nad nim pracujemy, ale wychodzimy z
założenia, ażeby proces twórczy odbywał się jak najbardziej naturalnie,
bez zbędnego pośpiechu, który tak naprawdę może tylko zgubić nas jako
twórców...
Powrócimy
na chwilę do przeszłości. Jak doszło do wydania „Al – Alamein” przez
podziemną stajnie Via Nocturna? Zadowolony ze współpracy?
Wszystko
odbyło się dzięki Halowi (ABUSED MAJESTY, HERMH, DEAD INFECTION), to on
się dowiedział, że Via Nocturna szuka jakiegoś zespołu, który mogłaby
wydać. Hal polecił nas Via Nocturnie. Weszli na naszą stonkę, odsłuchali
2 utwory i zaproponowali wydanie płytki. Co do współpracy nie narzekam.
Wszystko odbyło się zgodnie z umową. Może nie ma jakiejś super promocji
, ale jest ok. Weźmy pod uwagę fakt , że materiał już nie był
,,najświeższy''.
„Al – Alamein” zainteresowany był sam Mariusz Kmiołek, ale niestety nie doszło do podpisania papierów, dlaczego?
Tak
do końca to nie wiem. Wtedy jako zespół raczkowaliśmy nie mieliśmy
nawet swojej strony www! Nie graliśmy też jakiejś wielkiej ilości
koncertów, a wiem, że Mariusz Kmiołek na prężność zespołu też zwraca
mocno uwagę. Z przecieku dowiedziałem się, że podobieństwo „EL-Alamien”
do dokonań VADER jednak przechyliło szalę. Jednak nie ma co żałować.
Jeśli uda się nam nagrać nowy ciekawszy i bardziej odkrywczy materiał od
poprzedniego to sprawa jest otwarta. Wszystko się może zdarzyć. Z
drugiej strony jeśli nie znajdzie się wydawca to sami sobie to wydamy.
Chyba, że wszyscy stwierdzimy, że nagraliśmy gniota, wtedy wyląduje
zapewne to na naszych półkach i będziemy mieli co wspominać na starość
he, he.
Już nie
wymyślaj, znając Ciebie taka teza wydaje mi się wręcz komiczna. CALM
HATCHERY zbiera pozytywne recenzje i zyskuje sobie należyty szacunek w
środowisku muzycznym. To na pewno motywuje Ciebie do dalszych prac nad
zespołem, choć problemów masz z nim co nie miara.
Problemy
to nieodłączny element naszego zespołu. Właśnie nasz perkusista Radad
wyjechał na ,,X” czasu do Anglii i nie wiadomo kiedy wróci, i czy w
ogóle wróci. Propozycje koncertów są no i rzecz najważniejsza –
potrzebny jest perkusista do złożenia nowego materiału!!! Jesteśmy w
trakcie szukania godnego następcy. Chyba, że Radad nieoczekiwanie
spakuje manatki i wróci na stare śmieci. Czy zbierzemy tak pozytywne
recenzje za to demko to się okaże, szczerze mówiąc przy jego promowaniu
czuje jakiegoś pietra...
Aj tam,
znów wymyślasz. 99 % podziemnych bandów nigdy nie osiągnie waszego
poziomu, a Ty mi tu takie kity wciskasz. Meczy mnie już ten Twój
pieprzony samokrytycyzm ha, ha.. Czas kończyć. Ostatnie słowo należy do
Ciebie. Pozdrawiam.
Dzięki
Johny za wywiad i za wiarę w to co robimy. Pozdrawiam METAL JEERS, twój
zespół i całą scenę białostocką oraz wszystkich fanów muzyki
ciężkiej!!! No i mama cicha nadzieję, że dane nam będzie zagrać znów w
Białymstoku! I że pech w końcu nas opuści a kosmiczne siły natchną nas
przy komponowaniu nowych utworów!
Głowa do góry, będzie dobrze. Powodzenia nad płytą, aby jak najszybciej znalazła się w naszych odtwarzaczach.
Johny - METAL JEERS ' ZINE
C I N I S [ P L – BK ]
Cinis od pewnego czasu zaczęło nawiedzać koncerty swoją obecnością.
Zostali bardzo dobrze przyjęci przez publiczność, jak też przez swoich
kolegów po fachu jako kolejny zespół grający u ich boku. Swój
dotychczasowy sukces zawdzięczają swojej ciężkiej pracy nad materiałem,
który jest materiałem jak się okazało dobrym i Białystok chwycił w lot
ich muzę. Bacznie przyglądając się zespołowi już od marcowego wydania
MetaL JeerS'a pisałem o ich dążeniu do występu na deskach przed
publicznością. I udało im się! Najpierw w Bielsku Podlaskim razem z Calm
Hatchery, Effect Murder i Abused Majesty, następnie w Białymstoku
podczas Extreme Blast Attack u boku Effect Murder, Deception i Sammath
Naur. Oba koncerty udane i zarówno sam zespół jak i publiczność jest
zadowolona z efektu ich starań. Grudzień przyniósł wiele zmian,
wyklarowały się nowe plany, o których właśnie chwilę pogadamy, ale z
racji tego, że z Lechem i Robertem rozmawiałem już dwa razy,
postanowiłem upiec dwie pieczenie jednocześnie i pogadam tym razem z
Konradem [perkusja]…
1. Witaj
Konrad, mam nadzieję, że Lech z Robertem nie poczują się urażeni, że to
właśnie z tobą chcę pogadać tym razem o zespole…?
Mało cię widać zza garów i nie słychać twego głosu, więc masz okazję pogadać…heheh.
Konrad:
Hehe…Witaj Szwedzie. Miło mi, że teraz ja będę mógł opowiedzieć trochę o
Cinis. Chłopakom postawie browara i będziemy kwita.
2.
Słuchaj, najpierw zapytam cię jak trafiłeś do Cinis? Powiedz też trochę
o swojej historii gry, jak się to wszystko zaczęło, jeśli chodzi o
twoje granie?
K:
To było jakoś w październiku 2003. Moim poprzednikiem był Wojtek i to
właśnie on polecił mnie chłopakom w momencie odejścia ( nie wiem,
dlaczego odszedł). Jeżeli chodzi o moja grę to od małego chciałem grać
na gitarce, ale któregoś dnia (jeszcze w czasach końca podstawówki)
poszedłem na próbę kapeli starszych kumpli i tam zasiadłem pierwszy raz w
życiu za garami. Od tamtej pory nie wyobrażam sobie gry na czymś innym.
3. Udzielasz się też w innym projekcie masz okazję zareklamować kolegów…
K:
Tak. Black metalowa Entropia. Została założona już ładnych parę lat
temu przez gitarzystów Michała i Tomka. Oprócz nich w składzie są: Rafał
bas oraz Michał wokal. Mieliśmy okazję zaprezentować materiał w tym
składzie podczas Blackstoku w ubiegłym roku. Najgorszą bolączką jest to,
że mamy straszny problem z wolnym czasem na granie. Każdy ma jakąś
szkołę, czy pracę, ale wszystko jakoś powoli idzie, także myślę, że w
niedalekiej przyszłości zarejestrujemy parę numerów w studio.
4. Gdy zaczynałeś grać z Cinis liczyłeś na tak szybkie wejście na scenę, koncerty i sławę.. Hehe?
K:
Hehe… Sława. Nigdy nie liczyłem i w dalszym ciągu nie liczę na takie
rzeczy. Gram, bo lubię, a jak już komuś się spodoba podczas koncertu to
super.
5.
Jak oceniasz wasze dotychczasowe występy live? Co prawda jedynie dwa,
ale to i tak sporo, zresztą graliście od razu u boku jednych z
największych gwiazd Białego?
K:
Jeśli chodzi o gwiazdy białostockiej sceny to generalnie zachowują się
jak prawdziwi metale, czyli pomocni i równi. Koncerty dopiero dwa, ale
ważne, że były. Mimo problemów technicznych moim zdaniem wypadły całkiem
ok i liczę na to, że z występu na występ będzie coraz lepiej.
6.Powiedz, jak generalnie pracuje ci się z resztą ekipy?
K:
Ogólnie chłopaki podchodzą do grania z jajem i to mi pasuje. Nie raz
zapodamy sobie jakiś Mannam w wersji heavy. Praca układa się dobrze,
ponieważ wiemy czego chcemy, jeżeli coś komuś nie pasuje od razu mówimy a
nie tłumimy to w sobie, aby uniknąć jakichkolwiek niedomówień. Ćwiczymy
regularnie, na próbach praktycznie zawsze są wszyscy, także muza
jedzie.
7. Masz swój wkład w tworzenie kawałków?
K:
Układam linie bębnów. Czasami zasugeruje chłopakom jak kostkować motyw,
jeśli coś mi się nie podoba, ale to rzadko. Reszta czasem podpowiada mi
co w danym momencie pasuje, a co powinienem zmienić.
8. Przenieśliście się teraz do nowej Sali prób, jak się gra na nowym miejscu?
K:
Nowe miejsce prób to kanciapa Dominium. Mała salka w podziemiu, ale ma
odpowiedni klimat i akustyka jest nienajgorsza także jesteśmy
zadowoleni. Jedynym mankamentem jest to, że po każdej próbie musze
składać swoje bębny bo inaczej nikt by tam się nie ruszył.
9. W grudniu mieliście też zmianę na stanowisku basisty. Jakie było tego podłoże?
K:
Wiesz jak to w życiu bywa, kapela ciągle szlifuje materiał i poprawia
warsztat. Nasz poprzedni basista jest świetnym kolesiem, ale miał
problemy w rytmiką a to jest podstawa gry w sekcji…to zadecydowało o
jego odejściu z zespołu.
10. Co powiesz o Rafale, gracie krótko, ale pewnie możesz już trochę na niego „ponarzekać”?
K:
Nowy basista, Rafał wydaje mi się dobrym „nabytekiem”. Koleś za często
się nie odzywa ( to chyba przez to, że nie mieliśmy okazji razem popić)
ale bardzo podoba mu się muza i ma dobre podejście do grania. Każdy
motyw gra z wielkim zaangażowaniem i stara się jak tylko może, aby
wszystko grało i żeby nie było „przypału” podczas nagrania w studio czy
koncercie.
11. Zamierzacie twardo wejść do studia u Pierścienia, co z tego wyniknie?
K:
Plan jest taki, aby nagrać trzy numery, które teraz ostro szlifujemy.
Odwiedziliśmy Pierścienia, aby posłuchać efektów tego co wyszło z nagrań
Incarnated i muszę powiedzieć, że byłem pod sporym wrażeniem. Jestem
dobrej myśli.
[Weszli do studia, tzn. znieśli swoje zabawki i zaczęli nagrywać 26.01.2005 - ParteR]
12.
Z kim chcielibyście zagrać koncert, wiem że w styczniu szykuje się
kolejny koncert, zapewne opowiem o nim w dziale „Relacje”, ale jak to
widzicie teraz, jeszcze przed koncertem?
K:
Tak pod koniec stycznia zakończymy z Apokathastasis trasę Bright
Ophidia w Fabryce. Kapele fajne także koncert powinien być udany. Ja
najchętniej zagrałbym przed Behemothem, ale nie wiem czy kiedyś do tego
dojdzie. [Niestety koncert został przełożony prawdopodobnie na marzec...
- ParteR]
13. Dzięki za zeznania, masz okazję krzyknąć coś do czytelników…
K: Też dziękuję. Pozdrawiam wszystkie białostockie kapele, Entropie i cała grającą Sokółkę
14. Aha, prosiłem już o to jednego z perkusistów… Konrad i ty zaśpiewaj coś dla nas!!
Konrad śpiewa: Jechał rolnik na ciągniku, smaczne liody wióz w kaszyku:)…
ParteR - METAL JEERS ' ZINE
D I O C L E T I A N [NZL]
The
following intie should be interesting, uncommon because several reasons!
Some of them are far away from musical, underground questions even!
Namely, you get chance here to read something about tradition, culture
of so exotic country as New Zeeland. You can think about the country’s
phenomenon, since it’s highly developed, even rich country based on the
“western culture” and however it is still unknown, enigmatic land to us
Europeans. Not mentioning Metal music and underground scene, which seems
to be inactive definitely, maybe that we are wrong in this regard…
Since New Zeeland brings us so killer and promising horde like
DIOCLETIAN; the hero of the interview! And exactly great, extreme METAL
by DIOCLETIAN is a final reason why you should read the following
conversation carefully! Intelligent and full informative (mostly)
answers by Atrociter make your reading time tastier yet!
-Hail !!!
First tell me with whom am I talking? OK, I have to confess you that I
make this interview because not only your killer music (although first
of all) but also because your origin country! The Metal scene from New
Zeeland as well as your country in general is unknown, even exotic to
us, Europeans! It is strange more because your neighbours from Australia
have completely different, much higher position in the worldwide
underground, why in your opinion? Every country has its own old legends
when it comes to heavy/thrash metal, I suppose New Zeeland too, and so
which ones can you recommend us?
I am
Atrociter; I play the Ironbird deathaxe for DIOCLETIAN. To start with
New Zealand has never really had a strong relationship with Underground
Metal... And what is considered Underground here is far from it and
usually the semi-commercial shit that gets pumped out from faceless
labels. We have a lot of people that listen to metal of various forms,
yet have no willingness to dig deeper so our 'scene' cannot in anyway be
compared to that of Australia's simply because it has never matured the
right way, its not surprising, a lot of boring followers!!! In general,
we never had/have more than small amounts of bands standing tall and
against the trend.
No Heavy/thrash 'legends' have ever existed in the country that are worth talking about.
-Strange
to read this… Maybe the main reason why your scene is completely unknown
is the fact that New Zeeland is situated "on the end of the world",
it's country most on the South if I'm correct. Furthermore, your country
(called by origin inhabitants "land of a long cloud") is known from
beautiful, "virginal" landscapes (that's why there are recorded movies
about old, mythological time, like "Hercules").Moreover your home town
Auckland is most beautiful in the country, situated at the old
volcano... I'm writing all this because I want to ask how your
apocalyptic, destroying music relates to beautiful, calm places when you
live?
Its no
excuse that our scene has always has been shit but its a reality, If you
peel back the layers and delve into the shadow world of our country not
seen in tourist advertisements you will find we have a lot of violence,
drug abuse, suicide etc etc etc.. My life for many years was never an
easy one so simply we and our lives being fucked at one time or another
can motivate the music of DIOCLETIAN. New Zealand is beautiful and at
times quite sinister... They say you should never judge a book by its
cover, our country is a good example of that old saying, its not always
what it seems.
-
Interesting… I'm sure DIOCLETIAN is best known horde coming from New
Zeeland nowadays, moreover the things are going pretty fast with you.
Let's see, which recordings have made your big position in the
underground. The first, which I know is MLP "Decimator" released on
ASPHYXIATE Rec. Listening to the album I suppose your idea was to
combine fastest, wildest riffing in the vein of BLASPHEMY or BESTIAL
WARLUST and grim, funeral slowdowns, maybe even inspired by the old
school doom metal. In the result, you got utterly extreme, let's say
sickest brutality, performed in very intense way! Have I described your
goals for the "Decimator" correctly?
So it
seems and its very pleasing to have so much support... “Decimator” was
released with a certain objective in mind, partially its about us
employing a type of strategy as well, “Decimator” gave us options for
our future material,. we haven’t had DIOCLETIAN pigeon holed by
unleashing attacks just one way or style, we can write both fast and
barbaric riffs as well as drop into some crushing slow doom.. everything
is very consistent in its deployment and it is important for us as a
band to convey the right feeling and allow dynamics to move the music in
the direction we want it to go and yet stay consistent within the
original frame work of the bands foundation if you like.. This is the
key to how we operate. With the demo tape we laid down the foundation
from which to build and from where to be seen attacking from... and we
always keep the principles of this rock solid... bass should always be
heavy and distorted, deathaxes should sound intense, dark, abrasive and
crushing.. Drums should fill the space with doom destruction... vokill
attacks that should be full spirit and vile !!!
-Maybe the
"Decimator" has straight forward, classical arranges but I have an
impression it is quite hard to play so brutal, intense music, both when
we are talking about rhythmical session as well as about parts of
guitars. I find this kind of death/black metal "permissible" for
well-rooted, experienced musicians only. Simply I do not think many
young musicians would create alike mixture of the old school rawness and
twisted intensity! What you say? Maybe one fault of the "Decimator" is
the BOLT THROWER cover, because it is completely unrecognizable! Was it
your intention to perform a cover in your personal, much more brutal
way?
We are not
a young band, our drummer is in his mid 20's, Vk and myself are in our
late 30's that would perhaps explain the mature sound of DIOCLETIAN!! I
enjoyed our version of 'All that Remains' its a very ugly intense vibe
of death doom.
-OK, The
next your step was the split with Aussie brothers from DENOUNCEMENT PYRE
(interviewed in one of previous issues), very good step I have to
admit. The "Chaos rising" is released on FORGOTTEN WISDOM Prods and
includes 3 new tracks from your side. This split brings some very
positive aspects, first of all both bands performs a bit similar music
with comparable atmosphere. I think it is better when a split includes
comparable bands than some playing completely different music, do you
agree with me? Furthermore I suppose it was cool thing for us to make
something together with a band from Australia, because DIOCLETIAN is
generally inspired by so called "Australian war metal", what you say?
I wasn’t
completely satisfied with 'Chaos Rising'. Musically 'yes' we presented 3
crushing songs of total death but I wanted the layout to be far more
un-orthodox so it wasn’t like a normal fold out LP!!! I for one am
certainly not inspired by what you call "Australian war metal"... If I
look to extreme metal for inspiration, it comes from the 80's.
-Naturally!
From your side on the "Chaos rising" I can note more technical, more
twisted songs compared to the "Decimator", especially the "Annihilation
ritual" is very technical, twisted composition (when we are talking
about old school death/black metal) and I suppose the song shows, which
musical path you want to walk on further recordings, am I right? What is
most beautiful with the "Chaos rising" is that your technique, intense
performance doesn't beat classical, obligatory feeling, the feeling
about raw, hellish atmosphere! What you say?
Well
interesting you say that because 'Decimator' was recorded much later
than the 3 songs you find on the 'Chaos Rising' split.. (Wow, it’s
interesting indeed, haha! Skalpel) actually these songs were recorded in
the same ritual as the 'Sect of Sword' sessions...again when talking
about the path of our sound its much the same as above.. we have a full
understanding of what and who we are and what we want to attempt to do
at all times so we just get on and do it... we are for the here and
now.. in regards to the song 'Gesundrian' off the split LP .. we stopped
playing it simply because after awhile I felt it didn’t quite work
especially live... At the time we enjoyed playing it but eventually it
got killed off... Recently perhaps a year or more since we last played
this song DIOCLETIAN took another look at this song 'Gesundrian' and
re-invented it, re-wrote some riffs and made some changes for the better
now the new version is a vast improvement and has the darkness it had
missing before. an example of our standards in action, be not afraid to
tear down your own fortress if one can find weakness.... and make it
stronger.
-And your
recent (for the very moment) stuff is the EP titled "Sects of swords".
What I can say is that I'm not surprised at all, it is natural
continuation of the mentioned "Annihilation ritual" song. Especially the
first track titled "Infinite destruction" brings us cool portion of
intense, twisted brutality in the vein of the ORDER FROM CHAOS (maybe in
wilder, fastest vein only)! Then the 2nd. title track comes with real
black metal mayhem like REVENGE or better BLASPHEMY! Finally, you've
performed BLASPHEMY cover perfectly, the "Weltering in blood" emanates
of the origin, prime feeling of the Canadians! Summing up the "Sects of
swords" is very tasty stuff for every death and black metal maniac,
that's why it is pity the label (UNHOLY HORDE Rec.) has made 500 copies
only... Do you like my "review" of the "Sects of swords"? Do you plan to
re-release the EP on CD format? I'm asking because you release
everything on vinyl only so far!
“Infinite
Destruction” and “Annihilation Ritual” are like brother and sister they
are the first songs written for DIOCLETIAN. I have to say we made a
special effort with the BLASPHEMY cover and we were inspired by the
B.U.T.A (so you have to look on my back patch! Skalpel ) demo version of
'Weltering in Blood' its a killer song, a real classic and one which
most of these bestial bands who worship BLASPHEMY couldn’t even do
properly if they tried. If I believe we couldn’t play it with the right
feeling and if not better than BLASPHEMY itself then I wouldn’t even
have contemplated it... I think your review is on the money (What???
Skalpel)... We had recorded a new faster version of 'Sect of Swords' for
the album but in the end we decided against it being on the final
master, all our EP releases I plan on releasing on the cd format once
they become a little harder to obtain.
-What can
you say us about "Doom Cult"? Is it a kind of "organization" comparable
to the "Ross Bay CULT", including some friendly hordes, like DIOCLETIAN,
VASSAFOR, WITCHRIST and NUCLEAR SOLUTION zine? Have you there in the
Auckland friendly scene, underground, helping each other in promotion,
organizing gigs etc.? Anyway, you can describe us briefly VASSAFOR and
WITCHRIST hordes here, how can we get the stuff of theirs? Are there any
other, younger bands in Auckland worth of our attention?
The 'Doom
Cult' is our organization from which to base our endeavors from, it
cannot be comparable to the Ross Bay Cult though, nothing can touch
their eternal and legendary status. We are really 'anti' the local scene
simply because we cannot relate to the average cunt who walks around
like part of the herd... VASSAFOR is well known in the BM scene with
releases on Drakkar Prod. and Arsephyxiate recs. (I know only Polish
–dead and Swedish VASSAFOR – Skalpel) WITCHRIST has both demos coming
out on cd/LP format with Crush until Madness Rec. an EP will come out on
Iron Bonehead at some stage this year and also an album on Invictus
Prod. The Nuclear Solution zine is ready; it is just a matter of finding
enough time to release it
-And what
about the NUCLEAR SOLUTION zine? I see the first issue includes only
leading, underground bands. Such names as: ABIGAIL, ASPHYX,
BLASPHEMOPHAGER, WEAPON, SLUGATHOR, DENOUNCEMENT PYRE show us very
correct attitude of the zine's editor! Furthermore, I can conclude
maniacs in the New Zeeland are into worldwide underground really, know
and respect most important bands for our underground. Are there more
"correct" zines as the NUCLEAR SOLUTION is or you have there rather web
zines + poor Metal Hammer? You know my questions results from the fact I
look for editors, tape traders in possibly far lands, can you recommend
me some maniacs from New Zeeland?
Thanks,
its a great compliment, well I started this zine with Abominations from
WITCHRIST. Simply to prove a point once again and to show our local
'scene' that there is more to Underground Metal than Cannibal Corpse or
Satyricon... I had a zine back around 89-90 called Revoltingly
Contagious so I knew how to get the ball rolling and to keep the content
interesting and more importantly Underground. In the early days we had a
few killer little zines in New Zealand now it is a forgotten art,
simply ignored but for a few who still write and get printed zines from
other countries, it’s a fucking shame.
-Yeah,
fucking shame… We still are talking about your far location so what
about your gigs? I'm sure you have played some barbaric shows in your
home country, maybe in Australia too? And would you like to tour old
Europe with your devastating music? It would be possible, since you have
European label right now! Generally is DIOCLETIA a live band, which
tries to play possibly often and most gigs or are you exacting when it
comes to accept gigs' offers? You know, today when gigs are visited by
younger metalheads into mp3s and their gothic sluts mostly, playing a
gig has not to be pleasant time. What you say?
Yes most
definitely, we play a limited number of shows each year.. They are
always violent and intense.. And yes we played our very first live
rituals first in Australia haha... We had planned a tour of old Europa
with Gospel of the Horns and Ares Kingdom (killer line up!!! Skalpel)
but G.O.T.H called it a day and that killed off that idea for now... We
will see how well the album goes and hopefully this will give impetus to
have us invade the continent in the not too distant future...
DIOCLETIAN certainly is a live band perhaps even more intense live than
people may realize... And yes indeed we are very 'exacting' as you put
it when it comes to accepting gig offers... We turned down Carcass last
year simply because I find that circus absolutely abhorrent.. Fucking
money making bullshit... Those fuckers rubbished metal for years and now
come along a pull the wool over people’s eyes... DIOCLETIAN is done on
our terms, simple.
- And how
is the situation with live shows of the mainstream, famous bands in the
New Zeeland? I suppose such bands as IRON MAIDEN for example visit your
country regularly. However, what about black/death metal, do European,
American bands tour your beautiful land from time to time? If so, which
manes can you mention for us and how many maniacs visits such gigs?
A lot of
mainstream and smaller bands certainly turn up here nowadays... I don’t
attend these shows as I have no interest in them unless I am playing the
same gig... but certainly has been a vast improvement, something like
Children of Bodom will sell out 800+ kids then we have a situation where
Judas Priest want to tour NZ but cancel because they sell only 1000
tickets..???? A few yank bands have turned up Deicide, Cannibal Corpse,
Incantation, Pig Destroyer... also Grave and Dismember who we played
alongside a couple of months ago... And quite a few more I cant think
of.. Morbid Angel are here soon as well as Satyricon haha the numbers
attending will vary from 150 to a 1000+
-It is
strange to read about JUDAS PRIEST here… Let's change the subject now. I
know in Australia the first inhabitants, called Aborigines are a big
problem. They still live far away from other people, bigger towns, don't
want to get civilization. Maybe it is good choice from theirs, never
mind. In New Zeeland the origin inhabitants are Maori and as I know they
are much more (compared to Aborigines) assimilated with the rest of
society, civilization, is it true? I know even few Maori in your
national rugby team "All black"! I think so, Maori aren't bigger problem
for you, white people in New Zeeland, am I right? What makes me very
amazed, Maori still have their kings, now it is Tuheitia Paki, do you
know him, haha? What is the situation with Asian emigrants in Auckland? I
know Australians have awful problems with them...
Maori have
always been well assimilated in most parts of this society they chose
to rebel against the government on some issues of entitlement which they
sincerely believe is rightfully theirs, such as land, they were once a
great warrior race who have fallen, the Maori Battalions in the world
wars were legendary and fierce fighters... Rommell believed that if he
had the Maori Battalion, he could conquer any army in the world. !!!
Racism in New Zealand in minimal yet still exists, it certainly isn’t a
problem for me though, my daughter is Maori also... Asians? Well they
keep to themselves they bring in money, shit food, a lot of cheap whores
and they like to supply gangs with chemicals to make meth. Problem is
not the race itself but the agenda that is institutionalized from the
outset... breed like fucking rats and plague the fucking world..
-What is
your relation to the "personal union" of New Zeeland with United Kingdom
and the rest of the Commonwealth? Isn't it irritable for you that this
old slut, Elisabeth II is still recognized as your king? What is your
society's relation to the United Kingdom, to Elisabeth? Don't you think
that British monarchy is quite pathetic, looks strangely in the XXI
century?
We should
be a republic yet those old fucking cunts just keep hold of the monarchy
with tooth and nail.. It is an impotent and frail relationship better
off in the other century... We are no more duty bound to them than
anybody else in this day and age..
-Yes, you
are right! What is the position of the christian church in the New
Zeeland? I see your society is a bit similar to the Americans when it
comes to the religion, christianity. Namely, you have many, various
kinds of christianity, sometimes-strange sects; therefore I can suppose
the Church is very poor there, luckily! Am I right? Moreover the biggest
percent of your society is about atheism, this time it's comparable
situation to the western Europe...These were statistical data and I
suspect the truth is that people there care only about money, like
everywhere nowadays, am I right?
Yes, your
research is good, our country does have a new wave of christians
flocking to the cross but this trend seems to come and go every few
years... most people here care not for the old jew god he has been
usurped by a new GOD of their lives MONEY...
-The
band's name DIOCLETIAN is pretty intriguing to me. I guess you meant
here a famous Romanian Emperor (284-305), the creator of the tetrarch
system. Moreover, I guess you've chosen this Emperor exactly, because he
is known as persecutor of the christians, right? If so, I'd like to
inform you that persecutions of christians back then were inspired
mostly by Diocletian's Cesar named Galerius, Diocletian was a pagan man
who hated all strange, oriental religions (like Manichaeism for next
example)... Anyway, do you like to read about history of christianity,
it is really brutal, extreme subject?
Yes.
Although Galerius isn’t the name well known in christian history and its
a mute point. Diocletian is the name they refer to under the
persecutions and the one they who are theologically educated despise!!! .
I studied ancient history at University in the early 90's but these
days I’m not much of a reader... this wasn’t the reason I baptized the
band with this moniker more your interpretation and because it is
unorthodox when the scene is full of beasts and goats and Sodomizer...
we are beyond that as we lead and not follow. If you want to follow be
apart of the herd, we are wolves that hunt you and crack your fucking
skulls in.
-Well,
let's get to the music. Very soon, you should have your debut full
length released. It will be titled "Doom cult" (of course!) and will be
made on INVICTUS Productions. I've heard one, promotional tracks titled
"Bullet vomited" and I'm little confused to be frankly. The composition
is very raw, minimalist, made by simplest riffs. Is it representative
for the rest album? Tell us something more about the "Doom cult"!
With
'Bullet Vomited’, I would think it is pretty obvious isn’t it? It’s a
song that harks back to the good old days of Repulsion and early Slayer,
Bathory and Sodom !!! An ode if you will, these pioneering bands
inspired us many years ago when we were teens! Is it representative of
the rest of 'Doom Cult' ??? NO !! Its probably the most accessible song
and the least extreme, yet it allowed us to give the label a taste of
things to come and allow them to promote the album a little more without
giving too much away. It has been quite some journey for both
DIOCLETIAN and Invictus with this album, taking a good year and a half
to get to the point of release, much respect to Darragh for his patience
and faith in us that we would deliver a totally destructive record.
This album is full of dynamics, it’s relentless, dark, ultra fucking
intense and violent with small stabs of doom thrown in the mix ... It is
a total onslaught and a supremely extreme soundtrack of apocalyptic
noise from beginning to end and at times we give you moments to breath
and take in the barbarity before we unleashing another volley of chaos
metal.
-Anyway I
can not wait to hear this barbaric work!!! INVICTUS productions has
under its wings well known and respected bands, like GOTH, SPEARHEAD,
ALLFATHER, KILL, VULPECULA, they released even cult SLAUGHTER LORD!
Aren't you afraid of that DIOCLETIAN will be perceived as band of the
second class amongst aforementioned? Generally, do you care about such
thinks like sale results, distributions and such business questions?
Second
class, hahahaha... Well actions do speak for themselves and I don’t see
people lining up to make records, merch etc With these bands like they
are with us so it goes without saying.... In regards to business this is
the underground obviously so its a matter of attitude and integrity,
something that is slowly rotting away unfortunately... we do this for
the love of it, the pleasure to destroy ears and melt brains hahaha and
perhaps our sincerity for violence shows in the music of DIOCLETIAN.
Anyway, Invictus has put a lot of faith in us and invested time and
money so we in return honour this investment by unleashing hell !!!
-Correct
attitude indeed! Thank You for the interview!!! Tell me when your
national rugby team will win World Cup at last? You always have the best
team, you always win test matches between next Cups but never (apart of
the first championships back in the 1987) you can win the most
important Cup, isn't it irritable for rugby supporters in New Zeeland?
Indeed !!
the pressure to perform is huge but the pressure from the public to win
everything even exceeds this... It is comparable to how people view the
Brazilian football team. They are legendary and always have to play like
legends... (Not exactly, Brazilians won the world cup back in 1994 and
2002, so two times recently- Skalpel)
I was taught once that even from the experience of loss one gains wisdom and have already won.
DIOCLETIAN “Sect of swords” EP 2008
As it sate
in the interview the songs from the EP are quite old, recorded in the
early days of the horde. And if I have to be frankly I wouldn’t realize
this if, Atrociter didn’t say in our conversation, though maybe I should
since the sound here is very raw, minimalist, the same concerns the
music itself. Never mind, more important thing is that I got next
barbaric, extreme band, which is well rooted with rare ability of
connection raw old school and uncommon, huge potential! Maybe both songs
from the discussed EP aren’t best example for aforementioned opinion,
anyway… We get tasty portion of ultra brutal, cruel METAL, which could
be defined as a kind of mixture of death (intense, twisted guitars with
stabbing, crushing solos), black (general obscure feeling, fastest,
barbaric riffs) and thrash (very old school feeling, some pounding,
“ancient” rhythms)… Of course everything is arranged intelligently and
compactly and shows us we have to do with experienced metalheads. The
“Infinite destruction” and “Sect of swords” are very intense, sometimes
twisted compositions made by use of fastest, minimalist riffs, varied
with some extreme, short solos or few marching rhythms… Both filled with
perfectly performed BLASPHEMY cover! Nothing original, nevertheless
DIOCLETIAN shows obvious potential, ability to create moving, crushing
METAL. I personally find the “Sect of swords” as a kind of tribute to
such legends as BESTIAL WARLUST, BLASPHEMY, SARCOFAGO and SLAUGHTER LORD
but with note, we are not talking about common, retro shit! DIOCLETIAN
has personal, own identity absolutely! The Must for all Metal
terrorists!!!! -
taken from 22 # NECROSCOPE Metalzine
D I S I N T E R [ US - PL ]
Disinter
został sformowany w 1990 roku przez Prestona i Eddiego, wkrótce po tym
powstało pierwsze demo zatytułowane "Disinterra ed corpus". Poprzez
następnych parę lat zaszło wiele zmian w składzie, dopiero w 1995
dołączyli do zespołu Mike (November's Doom, Jungle Rot, Eye Gouger),
Dave (Usurper, Funeral Nation, Dead Youth) i Bats (Corphagy, Gorgasm,
Mourge Supplier) co popchnęło Disinter do wydania w 1996 epki "Storm of
the Witch", która jest już teraz uważana za kultowe wydanie. Następnie
powstał full lenght "Desecrated" i niedługo po nim następne zmiany w
line-upie. Z zespołu odszedł Eddie i Dave, a ich miejsca zajęli Zion
(Tiberon) i Tomek (Corphagy, Ad Infinitum). W 2000 wyszła następna epka
"Beauty of Suffering" poprzedzająca album "Welcome to Oblivion" wydany
przez Morbid Records. Rok 2002 przyniósł kolejny album zatytułowany
"Demonic Portraiture", którego następstwem były masy koncertów po
stanach i dwie europejskie trasy. W czerwcu tego roku ukaże się czwarty
krążek Disinter zatytułowany "As We Burn", także wydany przez Morbid
Records, wkrótce po czym zespół ponownie zawita w Europie pod koniec
lata.
Cześć Tom, cieszę się że że na mój pierwszy w życiu wywiad padło właśnie na Ciebie, czyli najlepszego kumpla ze szkolnej ławki.
Cieszy
mnie to niesamowicie, ponieważ razem weszliśmy w świat metalu a Ty i
Seba byliście jedna z moich głównych inspiracji aby zacząć grać. Kto by
pomyślał ze będziemy mieli kiedyś właśnie taka okazje.
Zacznijmy od początku poleciałeś do Chicago 13 lat temu, jak to się stało że grasz dziś w Disinter.
Po
przyjeździe do Stanów zajęło mi parę ładnych lat zaaklimatyzowanie się i
poznanie ludzi u boku których nauczyłem się grać. Pierwszy zespół w
którym grałem nosił nazwę Cerebrum, był to tradycyjny thrash metal,
następnie był black/doom'owy Poem of Creation. Po tych dwóch kapelach
dołączyłem do Ad Infintum - death metal w europejskim stylu z którym
nagrałem demo w 1998 zatytułowane "Dies Irae", lecz nasze drogi rozeszły
się krótko po wydaniu tego właśnie demo. Przez następny rok grałem
sesyjnie z różnymi kapelami, zarazem dokształcając się w paru innych
odmianach muzyki, miedzy innymi jazz, blues i rock klasyczny. Któregoś
wieczoru spotkaliśmy się Mike'iem na jakimś koncercie, umówiliśmy się na
założenie jakiegoś sideprojektu. Po jednej czy dwóch próbach
zaproponował mi grę w Disinter i na następną próbę przeprowadziła się
reszta Kapeli, na salkę w której wtedy ćwiczyłem.
Nagraliście
już klika albumów ciężkiego Death Metalu, ostatnim waszym dziełem jest "
As We Burn " może kilka słów o tej produkcji.
Zabrzmi to
na pewno jak wiele kapel powiedziało by w wywiadzie o swoim nowym
krążku, ale musze stwierdzić, że to to jest nasz najbardziej dojrzały
album jaki dotychczas wydaliśmy. Nagrywaliśmy ponownie w Studio One w
Wiscinsin gdzie współpracowaliśmy z Chrisem Djurick'iem. Prace nad tym
albumem zakończyliśmy już parę miesięcy temu, lecz oficjalna data
wydania jest ponownie przesunięta na 14-tego czerwca.
Gracie masę koncertów w Stanach i w Europie czy są szanse na koncerty w Polsce.
Mamy w
planie wyruszyć na ponowna trasę po Europie na początku jesieni,
aranżacja miejsc będzie należała do Morbid Records, ale na pewno ten
temat poruszę w przyszłych rozmowach z nimi.
Oprócz Ciebie jest jeszcze Maciek - bass, także Polak.
Maciek
niestety nie jest już w szeregach Disinter, rozstał się z kapela
niedługo po zakończeniu europejskiej trasy w 2002. Nadal jesteśmy
kumplami i dosyć często spotykamy się na browarze, ale z tego co mi
wiadomo to nie zajmuje się już muzyka.
Na Polskę wydają was Mad Lion Rec. czy dostajecie jakieś listy z Polski.
Dostajemy doza ilość wywiadów z polskimi zinam, listów od polskich fanów także się kilka trafiło.
Wiem że grałeś koncerty u boku zajebistych kapel w tym polskich jak Vader, Behemoth, Decapitated czy były też inne kapele.
Graliśmy z
Vadere i Behemoth praktycznie za każdym razem kiedy tu przyjeżdżają,
zawsze kończy się ostrymi imprezami, szczególnie imprezując ze Zbychem
(Inferno) i Docentem. Tak ogólnie to graliśmy u boku znanych zespołów z
różnych zakątków świata, na przykład: Morbid Angel, Emperor, Hypocrisy,
Cryptopsy, Mayhem, Opeth, Immolation i tak dalej. Za dwa tygodnie gramy z
Testament, Deicide, Vital Remains i Entombed, także powinno być
ciekawie.
Zauważyłem zmianę w składzie, czy powrócił do zespołu Preston?
Od
początku istnienia Disinter zaszło mnóstwo zmian w składzie i wydaje się
jest tak i po dzień dzisiejszy. Preston ponownie jest częścią zespołu.
Ostatnio przechodził przez trudny okres w swym życiu, ale uporał się ze
swoimi problemami.
Bats opuścił Disinter ale gracie razem w Corephagy, jakieś większe plany odnośnie tego zespołu.
Zgadza
się, Bats niedawno odszedł z zespołu z powodów osobistych. Nadal
współpracuje z nim w Corphagy i mamy wiele planów związanych z tym
zespołem. W skład zespołu wchodzą także Adrian (Forest of Impaled),
Tomek (Ortank) Kyle (Desolate) i Zielu (Forest of Impaled). Jesteśmy w
trakcie rozmów z kilkoma rożnymi wytwórniami i mamy nadzieję, że jeszcze
w tym roku ukaże się nasz pierwszy krążek zatytułowany "Pi".
Wiem że ostatnio musiałeś ostro zapierdalać praca, dom, zespół, znalazłeś jednak czas na kolejny zespół.
Taka jest
właśnie realność życia tutaj, jeden wielki pierdolony maraton. Czas na
granie w kilku kapelach zawdzięczam swojej upartości, niewysypianiu się i
oczywiście miłości do muzy.
Taki skład wróży istną lawinę dźwięków, może to być milowy krok w twojej karierze.
Czas pokaże.
Czego obecnie słuchasz, masz jakieś ulubione kapelki.
Ostatnio
słucham wszystkiego co uznam za dobra muzę, zaczynając od klasyki, jazzu
i klasycznego rocka po muzę elektroniczną i wszystkie odmiany metalu.
Mam mnóstwo ulubionych kapel z wielu odmian muzy, ale jeżeli chodzi o
metal to najbardziej cenie Arcturus, Opeth, Emperor i Cryptopsy.
Pamiętam
doskonale koncert podczas trasy z Grave i The Forsaken, na który
pojechaliśmy z Sebą, impreza do rana i Pedro Hejtmanek który uraczył nas
piwem i opowieściami, było świetnie.
Sprawiliście
mi niezłą niespodziankę, szczerze mówiąc nie oczekiwałem że zjawicie
się. Było zajebiście, dobre czeskie piwo, kupa żarcia i całonocna
impreza. Mam nadzieje że będziemy mieli okazje powtórzyć to kiedyś w
przyszłości.
Czy mógłbyś powiedzieć coś więcej na temat tej trasy?
Goście z
Grave i The Forsaken to naprawdę spoko goście, cala trasa była jedna
wielka impreza. Wiele super koncertów, kupa nowozdobytych fanów, dużo
dobrego browaru i dużo niezapomnianych przygód. Niedawno widzieliśmy się
z Gave kiedy grali w Chicago w czasie ich trasy po stanach z
Immolation. Krótkie spotkanie zakończyło się dwudniowa impreza i wieloma
zaliczonymi zgonami.
Parę słów na koniec naszym kudłatym braciom i siostrom.
Oczekujcie na płomienie i zniszczenie które przyniesie "As We Burn". Do zobaczenia na koncercie na ojczystej ziemi.
Dzięki za wywiad.
Wądek - METAL JEERS ' ZINE
D E C I M A T E D [ P L ]
Los
sprawił, iż pewnego mroźnego dnia znalazłem się w mazurskim miasteczku
Iława, gdzie w klubie „Sobiewola” odbywał się andergrandowy koncert.
Miejsce jest to urocze. Nad samym jeziorkiem w centrum miasta odbywała
się impreza, którą długo będę pamiętał. Nie tylko dlatego, że klub
obsługuje świetny barman i polewa smaczne trunki, ale głównie dla tego,
iż to co zobaczyłem tego wieczoru zrobiło na mnie duże wrażenie. Nie
będę się tu rozdrabniał w szczegóły bo nie miejsce i czas na to, a
przejdę szybko do konkretu. Tego wieczoru po raz pierwszy min.
zobaczyłem DECIMATED na żywo i zostałem porażony. Wstrząs był o tyle
mocny, iż postanowiłem nieco przyjrzeć się temu muzycznemu zjawisku.
Efektem tego jest niniejszy wywiad z gitarzystą i główna postacią
formacji - Levanem.
Nietuzinkowy Death N’ Roll
O fuck!!!
Na demówce „Death N’ Roll” zawaliliście taki kawał brutalnego death
metalu, iż w gniotło mnie w ziemie. Skąd w takiej dziurze jaką jest bez
wątpienia Iława znalazło się, aż czterech popaprańców by robić tak
okropną muzykę he, he.
W sumie to
w Iławie znalazło się trzech takich, bo czwarty mieszka 20 km od Iławy.
A historia tego była taka, że na początku graliśmy heavy metal, potem
black i dopiero z czasem muzyka nabierała większego pazura i
brutalności, aż do dzisiejszego stanu. Iława nie jest taką dziura, jaką
wydaje się być. Co prawda, nie jest może ośrodkiem kulturowym kraju i
nie dzieje się tutaj cos codziennie, ale znam miasta dużo większe,
bardziej rozwinięte, które są dużo większymi dziurami, w których to
totalnie nic się nie dzieje. A Iława jest przynajmniej bardzo ładna
hehe.
Zgadza
się, urocze miasto. Macie zawiłą historię. Początkowo zespół działał pod
szyldem ALCOHOLICA, następnie przeistoczył się w GEAVE OF SHADOWS by w
styczniu 2006 roku narodzić się jako DECIMATED. Ludzie w składzie
zmieniali się jak pory roku a Ty wciąż trwałeś niezmiennie na swoim
stanowisku. Masz dużo wytrwałości chłopie!!!
Właściwie
od samego początku czyli od przełomu 1998-1999 cały czas trzymamy się we
trzech tzn. ja , Lechu i Basior. Jednak z gitarzystami zawsze był
problem i to oni się co chwile zmieniali z rożnych powodów. Jedni nie
dawali rady po prostu zagrać naszych numerów, inni musieli być usuwani z
kapeli, za to ze sobie olewali i ogólnie tylko wkurwiali, bo nie było z
nich żadnego pożytku. Łącznie przez ten czas przewinęło się około
siedmiu gitarzystów. Był też taki czas ze mieliśmy dosyć i po prostu
graliśmy przez prawie dwa lata we trójkę. W takim składzie nagraliśmy
materiał „Shadows Of The Grave”. To był dla nas najlepszy czas. Wszystko
szło szybko i sprawnie, nie trąciliśmy czasu na zbędne rzeczy.
Graliście
wcześniej różne klimaty od heavy po black metal. Skąd pomysł na taki
brutalny band? Nie lepiej pograć szanty? Na mazurach taka muza jest
bardzo popularna i przy okazji można zarobić parę groszy.
Jak już
nadmieniłem wcześniej, muza którą tworzymy teraz, to efekt nieustannej
ewolucji która przeszliśmy przez lata. Bardzo nam z tym dobrze, że to
poszło w te „gorszą” stronę he, he. Z płyty na płytę nagrywany materiał,
który jest zdecydowanie inny od poprzednika. Jest to wynikiem tego, że
próbujemy urozmaicać i rozwijać swoja muzę, a nie stać w miejscu. Mimo
tego we wszystkich zarejestrowanych songach występuje pewna spójność
oraz cechy charakterystyczne, które to mocno kojarzą się z naszą kapelą.
Wasz
pierwszy skonsolidowany atak jako DECIMATED to demo „Death N’ Roll”.
Zespół wybiera profesjonalne studio nagraniowe jakim jest Studio X w
Olsztynie i robi tam totalna rozpierduchę. Bez wątpienia macie powód do
dumy ha, ha. Szymon Czech męczył Was trochę?
Do studia X
wchodziliśmy jeszcze jako GRAVE OF SHADOWS, a po nagraniu materiału
zdecydowaliśmy się na zmianę nazwy bo tamta po prostu nie pasowała. A
powody dlaczego wybraliśmy studio X były dwa. Pierwszy to taki, że
chcieliśmy by było to zajebiscie nagrane, a drugi powód to Szymon Czech.
Mięliśmy już okazje z nim pracować jak nagrywaliśmy w 2002 roku w
Selani Studio płytkę „Demon”. Świetnie się z nim pracuje. Jak trzeba to
cię zjedzie jak psa i wtedy dostajesz kopa w dupę, i to w nim cenię.
Współpraca z nim zawsze idzie gładko i przebiega w miłej atmosferze.
Szymon doskonale zna się na swojej robocie i nie odwala popeliny.
Do swojej
muzyki wtłaczacie niesamowitą ilość brutalności, nie ma tu miejsca na
zbędne pierdolenie. Jest jazda i wściekły riff, głęboki growl oraz
odjechane solówki. Składniki są klasyczne ale przepis na ich łączenie
wyjątkowy. Levan jak Wy to robicie?
Czy ja wiem czy taki wyjątkowy?
Może nie aż tak wyjątkowy, ale to co tworzycie przyciąga uwagę.
Staramy
się grac to, co czujemy najlepiej, nie ulegając żadnym kanonom i modom.
Każdy z nas wkłada do tej muzy wszystko to, co lubi najbardziej (może
oprócz drugiego gitarzysty bo on woli inne klimaty) i tak powstaje
numer. Osobiście nie jestem zwolennikiem dużej ilości solówek w takiej
muzyce. Wole po prostu jechanie po temacie bez zbędnego jebania, solówka
oczywiście może być ale przemyślana, krotka i na temat.
Zgadzam
się z taką tezą. „Death N’ Roll” to bardzo dojrzały i profesjonalnie
zrealizowany stuff, a mimo tego nikt nim się nie zainteresował, żadna
podziemna stajnia nie zwróciła na Was uwagi. Rodzi się teraz pytanie, po
jaka cholerę inwestować w dobre studio nagraniowe? Pozostaje granie i
tworzenie dla przyjemności a to już kosztowne hobby.
Jak
wiadomo taka inwestycja się nie zwraca. A jeżeli chodzi o muzykę
metalową to już w ogóle. Nie żałuje włożonych w to pieniędzy.
Przynajmniej będę miał kiedyś zajebistą pamiątkę po tym, jak byłem
„młodym gniewnym”, i zrobiłem coś poza siedzeniem w knajpie. Jestem z
tego dumny, a w przyszłości będę opowiadać o tym wnukom he, he. Nawet
jeżeli wszystko to, zrobiłem tylko dla przyjemności. Z reszta sam masz
kapele i myślę, że dobrze wiesz o co w tym wszystkim chodzi, i jak
ciężko jest załapać się amatorskiej kapeli do jakiejś wytworni.
Większość nie patrzy na to jaka jest muza, tylko czy kapela ma np. w
składzie już kogoś sławnego albo czy kapela jest już znana. Dla mnie to
są chore układy. Trzeba mieć naprawdę dużo szczęścia, żeby się gdzieś
uczciwie załapać i coś w tym zgredzie osiągnąć.
Niestety
polski rynek muzyczny jest brutalny. W waszej dyskografii pojawia się
taka pozycja jak „Meat Show”, która stanowi zapis koncertu. Zaskoczyło
mnie nienaganne brzmienie oraz perfekcja wykonania, co przy takiej
brutalnej muzie wymaga dobrego warsztatu technicznego. Często gracie
koncerty?
Staramy
się grac dużo koncertów, ale jak to bywa nie zawsze wychodzi. Co prawda
zagraliśmy przez te osiem czy dziewięć lat dość sporo koncertów, ale
przeważnie były to niewielkie koncerty albo festiwale. Jeżeli chodzi o
„Meat Show” to brzmienie wyszło tak dobrze za sprawą Adama Mazurkiewicza
z Flying Groove Box Studio w Iławie, który zgodził się, za niewielka
opłatą przynieść swój sprzęt i zarejestrować nasz koncert. Zrobiliśmy
obróbkę brzmienia, mix i mastering. Płyta koncertowa była gotowa. Na
pewno jest to jedna z najlepiej brzmiących płyt z pośród siedmiu które
nagraliśmy.
Jej jakość
jak i zwarty w muzyce klimat robi duże wrażenie. DECIMATED to częsty
gość pewnego iławskiego klubu „Sobiewola”. Cóż to za rock n ‘ rollowe
miejsce? Przybliż naszym czytelnikom fenomen tego miejsca.
Tego
fenomenu nie da się przybliżyć na odległość. Tutaj trzeba przyjechać i
samemu się przekonać. Nie gwarantuje, że ktoś po wizycie w tym klubie
będzie cos pamiętać. Sam też możesz coś na ten temat powiedzieć ha, ha.
Faktycznie
ledwo wyszedłem z klubu ha, ha. Cóż się dziwić, skoro barman nalewał
gorzale w takim tempie, że nawet najtwardsze głowy tego by nie
wytrzymały. Wspomnienia są miażdżące. Oprócz Was w Iławie działa jeszcze
formacja FIRING SQUAD, która podobnie jak Wy gra death metal. Macie
zatem dobre towarzystwo. O innych kapelach jakoś nie słyszałem.
Tak z
firingami zawsze się trzymaliśmy, oczywiście nie licząc ich
pięcioletniej przerwy. Gramy razem koncerty i razem imprezujemy.
Jesteśmy dobrymi znajomymi, a z wokalistą nawet ostatnio założyłem
akustyczny projekcik i gramy rockowe numery po knajpach. Teraz w Iławie
nie ma wielu kapel. Jest DESTROYER grający heavy metal czy hard corowy
POSITIVE FOR PROGRESS w którym czasami udzielam się gościnnie oraz moje
ostanie dziecko – WESTERN ROCKERS – ale to nie jest jeszcze zdefiniowany
rodzaj muzyki. W każdym razie skład jest bardzo obiecujący i już w
przyszłym roku planujemy nagrać jakiś materiał. Co z tego wyjdzie
zobaczymy.
Powodzenia
życzę, a zwłaszcza, że nazwa wydaje się już być interesująca. Wiem, że
na pewno nie chcesz o tym mówić ale spróbuję ha, ha. Byłeś nie dawno
jeszcze wokalistą bydgoskiego SAMMATH NAUR, w dziwnych okolicznościach
wasze drogi się rozeszły a twoje wokale przepadły gdzieś na „Self –
Proclaimed Existence”. To nasuwa bardzo prosty wniosek jak blisko jest z
miłości do nienawiści.
Wyglądało
to tak, że po nagraniu „Self-Proclaimed Existance” rozeszliśmy się. Ja
planowałem od nich odejść po nagraniu płyty. Wiem też, że oni mieli mnie
dość he, he. Te skrzeki które słychać na płycie należą do mnie, chociaż
niektórzy mogą myśleć inaczej. Growli nie nagrywałem bo szczerze mówiąc
chujowo mi jakoś wtedy wychodziły. Teraz jest praktycznie zerowy
kontakt miedzy nami. Co do „nienawiści” to chyba będzie za duże słowo.
Nie wiem jak to wygląda z ich strony i jaki jest ich stosunek do mnie,
ale ja nie czuje do nich wrogości ani żalu, za to, że tak się potoczyła
nasza współpraca. Jak wspomniałem wyżej, planowałem odejść z SAMMATH
NAUR, także nikt nie jest poszkodowany tym co zaszło. Mogę mieć jedynie
trochę żalu za to, że się urwał kontakt miedzy nami. Im udało się wybić a
mi nie ha, ha.
Wszystko jeszcze przed Tobą, nie łam się. Co dalej z DECIMATED? Jakieś plany na przyszłość?
Teraz
niewiadomo jak to będzie i czas pokaże, jak się potoczą nasze losy. Na
razie nie planujemy nic dużego. Teraz perkusista ma dość poważną
kontuzje w kolanie i nie jest w stanie jeszcze grac naszych numerów.
Czeka na operacje a potem rehabilitacje, wiec będzie chwilowy zastój w
kapeli. Mam nadzieje, że to szybko minie i wrócimy szybko do formy.
Tego też wam mocno życzę. Dzięki Levan za rozmowę. Pozdrów chłopaków i rzeknij na koniec ostatnie słowo.
Dzięki za wywiad i pozdro dla czytelników. Na razie!!!
Zakończenie krótkie i na temat he, he.
Johny - METAL JEERS ' ZINE
D E V I L I S H I M P R E S S I O N S [ P L ]
Devilish
Impression – zespół znany i nieznany zarazem. Wydali album, zagrali
trasę z gigantem Marduk, jednak niewielu, których pytałem znało tą nazwę
i wiedziało o kogo chodzi. Tak więc tym wywiadem mam nadzieję
przybliżyć naszym czytelnikom ową impresję oraz jej twórcę Przemka,
znanego także jako Quazarre, aby wiedzieli o kim mowa, bo warto,
naprawdę warto.
„Wszechobecne zimno, bunt i wyuzdanie!"
Pozdrowienia,
na początek chciałem przeprosić za wywiad pisany, bo mimo, że
znajdujemy się w tym samym mieście nie możemy ni jak wyegzekwować czasu
na spotkanie. Tak więc niestety pozostaje naskrobać mi kilka pytań, ty
solidnie na nie odpowiesz i chyba powinniśmy usatysfakcjonować tych,
którzy łakną wiedzy. Kiedyś spotkamy się za pewne przy piwku i będziemy
czytali #4 MJ Zine heheh.
Hehe, mam nadzieję, że takich okazji nadarzy sie jeszcze mnóstwo, także przed jego na świat wypuszczeniemJ
Zacznijmy
od tego, czy można was jeszcze uznać za Polski zespół, tworzycie
przecież wszystko na wyspach UK. Jak wygląda aktualna sytuacja
personalna zespołu. Wiem, że już sporo się naopowiadałeś na tego rodzaju
pytania, ale zrób to jeszcze raz i w zajebistym skrócie opowiedz
kawałek historii, mógłbym odesłać wszystkich na waszą stronę WWW, ale
zaraz podniosłaby się wrzawa, że Internet to to i tamto… zrozum.
Spoko, nie
musisz mnie przekonywać. Skłamałbym, gdybym powiedział, że sprawia mi
to ogromną przyjemność, mam jednak świadomość tego, że inaczej po prostu
się nie da. Niech więc sprawiedliwości stanie się zadość...
Za
oficjalną datę powstania Devilish Impressions przyjmuje się 01.11.2000
a.s. Założycielami zespołu są Quazarre (vocals, guitars, additional
synthesizers), Turquoissa (synthesizers) oraz Starash (guitars). W takim
oto składzie zadebiutowaliśmy w roku 2002 wydanym własnym sumptem
materiałem zatytułowanym “Eritis sicut Deus; Verbum Diaboli Manet in
Aeternum; Vox Vespertilio Act I – Moon Var Dies Irae”.
Rok 2005
to ponowna wizyta w studio celem rejestracji nowych kompozycji. Nad
nagraniami czuwali tym razem m.in. znany z długoletniej współpracy z
Behemoth - Arek Malczewski oraz bracia Wiesławscy ze Studio Hertz,
którzy zajęli sie masterigiem płyty. Album zatytułowany „Plurima Mortis
Imago”, w którego nagraniach wspomogli nas Adrian Nefarious (bass
guitar) i Dragor (drums) z Luna Ad Noctum, spotkał się z
zainteresowaniem wydawców z różnych stron świata. Ostatecznie
zdecydowaliśmy się na współpracę z londyńską Conquer Records. Pierwszym
owocem tejże współpracy było nakręcenie teledysku do utworu
„SataniChaoSymphony”, następnie zaś oficjalne wydanie płyty pod koniec
września 2006. W międzyczasie doszło do kolejnych zmian personalnych w
naszym składzie. Adrian i Dragor opuścili zespół, na ich miejsce
natomiast zrekrutowaliśmy Armersa (guitars) oraz Icanraza (drums),
znanego m.in. z Hermh i Abused Majesty. Od tej pory też Starash przejął
obowiązki basisty.
Świetne
przyjęcie płyty w mediach na całym świecie umożliwiło nam wyjazd na
europejską trasę „Ageless Void Tour 2006” w towarzystwie Aeternus
(Norwegia), Darkshine (Francja) oraz Arum (Brazylia) na przełomie
listpada i grudnia 2006. W lutym 2007 zostaliśmy zaproszeni do wzięcia
udziału całodziennym festiwalu black metal w osławionym londyńskim
klubie The Underworld. Od tej pory też Starash rezygnuje z aktywnego
uczestnictwa w krucjacie Devilish Impresssions. Nowym basistą zespołu
zostaje Cultus (ex – Isolated; Korkontoi).
Na
początku kwietnia 2007 wzięliśmy udział w trasie po Białorusi, Ukrainie i
Rosji „Sword In The East Tour 2007”, na której wystąpiliśmy jako
bezpośredni support przed Marduk m.in. w Kijowie, St.Petersburgu i
Moskwie. Znakomite przyjęcie przez tamtejszą publiczność doprowadziło
spowodowało, iż znaleźliśmy oficjalnego reprezentanta w postaci The
Flaming Arts Management / Booking Agency, która odtąd odpowiedzialna
będzie za organizowanie naszych koncertów na terenie Europy Wschodniej.
Maj,
czerwiec i lipiec 2007 to kolejna sesja nagraniowa Devilish Impressions,
podczas której w olsztyńskim Studio X zarejestrowaliśmy materiał na
swoje drugie oficjalne wydawnictwo – „DIABOLICANOS – Act III:
Armageddon”. Materiał, bardzo dojrzały aranżacyjnie i wyposażony w
świetne brzmienie, został pózniej zmasterowany przez Andy Classen’a w
osławionym Stage One Studio w Niemczech. Na płycie w charakterze gości
specjalnych pojawili się natomiast Cezar z Christ Agony oraz Szymon z
Nyia.
Tuż po
zakończeniu nagrań wystąpiliśmy na festiwalu Metal Heads Mission na
Krymie u boku m.in. Suffocation, Benediction, Immolation i Vader. Po
występie otrzymaliśmy propozycję zagrania pełnej trasy w charakterze
headliner’a po Ukrainie / Mołdawii, która odbędzie się już w grudniu
2007. Uff... Mam nadzieję, że ten monolog nie zniechęcił do dalszej
lekturyJ Chyba, że opowiem jeszcze, co wydarzyło się w prywatnym życiu
każdego z nas? Żart of course...
Aha, no i
pewnie, że jesteśmy i czujemy się zespołem polskim! Tworzyć można
wszędzie jednak nic nie zmieni krwi, jaka płynie w twoich żyłach...
Macie na
koncie dwa materiały („Eritis Sicut Deus” 2002 i „Plurima Mortis Imago”
2005), też się już o nich naopowiadałeś, jednak z czasem przychodzą nowe
refleksje, przybliż naszym czytelnikom oba dzieła, przekrojowo, bo
przecież i powinni nabyć i posłuchać sami. Jaką generalnie muzykę
prezentujecie, w jakim obszarze tematycznym się poruszacie?
Myślę, że
najprościej wyobrazić to sobie jako miksturę black i death metalu
wzbogaconą o niekonwencjonalne dla wspomnianych gatunków środki
artystycznego wyrazu... Devilish Impressions nieustannie ewoluuje, ulega
ciągłym zmianom, które tą naszą muzyczną ścieżkę za każdym razem
definiują w inny sposób, dlatego też trudno mi jednoznacznie
sklasyfikować to, co gramy. Jest to z pewnością muzyka dla słuchaczy
bardziej wymagających, pełna nieoczekiwanych zwrotów, zmian tempa i
przewijających się przez struktury numerów nietuzinkowych melodii. Jest w
niej też oczywiście mnóstwo agresji i bezkompromisowej jazdy, dużą
uwagę jednak przykładam do tego, by każda z kompozycji Devilish
Impressions miała odpowiedni nastrój, tą specyficzną atmosferę jaka
pozalałaby je od siebie rozróżnić.
„Eritis
sicut Deus...” to – jak zwykłem to określać – 45 minutowa podróż przez
światy ukrytych wymiarów, znaczeń i przepowiedni, materiał nacechowany
takim kosmicznym, rzekłbym, klimatem. To tylko trzy utwory połączone ze
sobą dark-ambientowymi suitami, które w efekcie tworzą nierozerwalną
całość. Materiał ten ukazał się w ściśle limitowanej ilości zatem
pierwsze jego kopie dotarły do naprawdę niewielkiego grona odbiorców.
Ostatnio coraz częściej myślimy o tym, by w przyszłości pokusić się o
dołączenie tego materiału do jakiegoś specjalnego wydawnictwa, być może
nawet nagramy jednen z tamtych numerów w nowej wersji... W tamtym
okresie nie mieliśmy w składzie bębniarza, zatem cale gary zaprogramował
nam Paweł z opolskiego Bloodfeast. On też zajął się partiami gitary
basowej na „Eritis...”. Brzmienie tego materialu nie należy do
najlepszych, biorąc jednak pod uwagę warunki, w jakich został nagrany i
tak cieszymy się z tego, że projekt ten udało się nam zrealizować. To
nasze pierwsze, kulejące wprawdzie lecz niebywale odważne dziecko,
głodne poznawania i nacechowane dużą dozą szaleństwa....
„Plurima
Mortis Imago” jest płytą dojrzalszą aranżacyjnie, bardziej spójną i -
dzięki „żywym” bębnom – bardziej też agresywną. Zarówno muzycznie, jak i
tekstowo jest naturalną konsekwencją tego, co wydarzyło się na
przestrzeni czasu dzielącego te dwa wydawnictwa. Nadal pełno tu
technicznych partii gitarowych, obłąkanych, bardzo zróżnicowancyh wokali
i pojawiających się w kluczowych momentach klawiszy. Płyta ta, mimo
ogromnych trudności z jej realizacją od strony technicznej, przyniosła
nam spory rozgłos w mediach i wśród fanów na całym świecie. Spora
kampania promocyjna w Europie zachodniej umożliwiła nam zagranie na
kilku festiwalach, udział w europejskich trasach, najpierw z Aeternus,
pózniej z Marduk, a także rozbudziła głód metalowego światka w
oczekiwaniu na następne dzieło spod naszej bandery. Tak oto dotarliśmy
szczęśliwie do miejsca, w którym z dumą już niedługo zaprezentujemy
wszem i wobec album „Diabolicanos”. Tym razem zaskoczyliśmy najbardziej
nawet samych siebie...
Macie na
koncie również wideoklip do utworu „SataniChaoSymphony”, możesz
opowiedzieć o koncepcie tego obrazu, jest to wizualizacja oddająca duszę
DI (Devilish Impressions)?
Trudno
powiedzieć, bo to przecież próba wizualizacji emocji zamkniętych w
jednym tylko i to dość nietypowym dla Devilish Impressions utworze.
Pomysł na to video został oparty na warstwie tekstowej numeru,
oczywiście – z racji cechującej go symboliki - przełożony został na
język bardziej bezpośredni, czy wręcz wulgarny, bo wspólnie uznaliśmy,
iż tylko w taki sposób będziemy w stanie trzymać się możliwie najbliżej
idei, jaką za sobą niesie. Obraz przedstawia gościa, który – nie radząc
sobie z przytłaczającym go światem zewnętrznym - po zażyciu jakiegoś tam
narkotyku udaje się w głąb własnego wnętrza, nie spodziewa się jednak,
że w ten sposób stanie się ofiarą tych najgorszych, najbardziej
przerażających, bo własnych, znających jego duszę na wskroś demonów...
„SataniChaoSymphony” jest zapowiedzią apokaliptycznych zapędów, jakie
rozwinęlismy jeszcze bardziej przy okazji pisania muzyki i liryk na nowa
płytę.
„(...) W wojenne zadmą dziś rogi aniołów ponure zastępy
Ci, którym Bóg miecz w plecy wbijał,
miecz w plecy synów swoich, doskonalszych aniżeli pierwotna wszechświata jego wizja
Ci,
których z niebios królestwa w nicości otchłań był strącił nie zważając
na łzy, ni przerażenia pełne ich oczy” (SataniChaoSymphony)
Pozostając
jeszcze przy temacie „Plurima…” wydaje mi się, że Conquer Records
stanęło na wysokości zadania, wasz utwór ukazał się na różnego rodzaju
kompilacjach, czyja to dokładnie zasługa? Udzieliliście mnóstwa
wywiadów, ukazało się setki recenzji i chyba nie przesadzę jeśli powiem,
że narobiło się wokół tego materiału sporo wrzawy, która w dodatku nie
przygasa… Jakie znaczenie ma dla was to wszystko, kompilacje, wywiady,
relacje, recenzje… jak do tego podchodzicie, wiele zespołów twierdzi, że
grają dla siebie nie zwracając uwagi na medialne aspekty ich twórczości
a jak jest z wami?
Gówno
prawda! Jeśli ktoś utrzymuje, że gra wyłącznie dla samego siebie, to po
jakiego pytam się chuja w ogóle wychodzi z piwnicy? Owszem, muzyka, jaką
tworzę musi zadowalać przede wszystkim samego mnie, ale jednocześnie
odczuwam wielką radość z możności podzielenia się tymi emocjami
zamkniętymi w poszczególnych dźwiękach z innymi ludźmi, bo przecież po
to się nagrywa, żeby ktoś mógł później muzyki tej posłuchać i na
indywidualny sposób ją odczuć, poznawać i w efekcie nawet muzyką tą
oddychać... Nie przekonują mnie frazesy, o których wspomniałeś, bo trąci
mi to chęcią pozornego odizolowania się od innych przy jednoczesnym
wielkim ciśnieniu na to, by być zauważonym przez jak największą ilość
osób. Tak naprawdę większość tych ultra-mrocznych „artystów” nagrywa te
swoje dwa riffy na jakimś chujowym sprzęcie i potem rozsiewa wokół
czarcie ziarno, że niby kult, jedynie prawdziwy zespół etc. Prawda
jednak jest taka, że jeśli faktycznie ktoś chciałby grać wyłącznie dla
samego siebie, to nigdy, podkreślam – nigdy – nie wysłałby nigdzie ani
jednej kopii swojej płyty... A propos tego zagadnienia – bardzo wyraźnie
rysuje się tu, tak często przewijający się, szczególnie chyba na naszej
krajowej scenie zarzut o komercjalizację gatunku. Czy istnieje ktoś,
kto potrafi jednoznacznie określić pojęcie tego, czym jest, a czym w
takim razie nie jest komercja? Czy fakt, że muzyka np. Slayer słuchana
jest przez większą ilość ludzi na świecie niż muza niejednej komercyjnej
gwiazdki pop jednego numeru nie czyni z tego zespołu grupy komercyjnej?
Ale nie, tu nie o to chodzi... O zespołach tego typu, jakie dały
podwaliny pod sukcesywnie później rozwijany gatunek, po prostu nie
wypada wręcz mówić źle. Przecież strasznym obciachem byłoby powiedzieć
coś niewygodnego pod adresem zespołu, którego koszulki od 20 lat z dumą
nosi czyjś starszy kolega... Eh, szkoda gadać. Nie ma dla mnie znaczenia
to, czy muzykę Devilish Impressions ktoś lubi, czy nie, bo – jak już
wcześniej wspomniałem nasza twórczość ma satysfakcjonować przede
wszystkim nas samych - nie będę udawał jednak, że reakcje ogółu są mi
totalnie obojętne, bo przecież to dzięki tym wszystkim ludziom, dzięki
rzeszom metalowych maniacs na całym świecie ten gatunek muzyczny w ogóle
istnieje, jest rozwijany i w rozmaity sposób promowany.
Po
premierze płyty popełniliście sporo koncertów i trasę z Aeternus, powiem
ci szczerze, że bardzo sobie chwalę ich muzykę, jakie przeżycia wiążą
się z waszymi występami. Zagraliście też sporo imprez w samym Londynie,
jaki jest Londyn pod tym względem.
Trasa z
Aeternus to wspaniała przygoda! Trzy tygodnie, jakie wspólnie
spędziliśmy w jednym night-linerze bardzo nas wszystkich do siebie
zbliżyły (hehe) i chyba każde z nas w Devilish Impressions życzyłoby
sobie, by zawsze brać udział właśnie w takich trasach, gdzie panuje tak
zajebista atmosfera między wszystkimi zespołami, bez zbędnego się
naprężania na bazie tego, kim to ja nie jestem, gdzie nie grałem i czego
nie udało mi się osiągnąć. Wiesz, każdy z muzyków Aeternus ma za sobą
strasznie bogatą przeszłość, to przecież członkowie lub ex-członkowie
takich grup, jak Immortal, Gorgoroth, Helheim, Gehenna i wielu innych,
jednak nikt z nich nawet nie próbował wytworzyć wokół siebie jakiejś
sztucznej otoczki, czy nawet nie wykazywał chęci bycia postrzeganym jako
persona bądź co bądź kultowa. Wyobraź sobie, jak wielką nobilitacją
jest usłyszeć z ust wszystkich tych ludzi szczere słowa uznania odnośnie
naszej muzy i scenicznych występów, jak zajebistym uczuciem jest stać
na dechach i widzieć na froncie wszystkie te właśnie osoby, które z
radością oddają się atmosferze Twego koncertu. Pamiętam, jak podczas
koncertu w Londynie cała ekipa trasy wbiła się do nas na scenę, gdzie
wspólnie „odśpiewaliśmy” Inno a Satana Emperor... Masakra! Przecież np.
Ares wspomagał kiedyś ten zespół na jakimś koncercie, czy na kilku
sztukach, a tu nagle jest z nami i w ten sposób daje wyraz szacunku
wobec zespołu, na który tak naprawdę mógłby się odlać, bo tak pewnie
postąpiłoby mnóstwo innych, prawdziwie „kultowych” postaci... Do dziś
pozostajemy w stałym kontakcie, pojawiło się kilka opcji podjęcia
współpracy w inych projektach, no i mam nadzieję, że w przyszłości uda
się nam jeszcze razem zagrać.
Odnośnie
Londynu – jak wiadomo – to bardzo ważne miasto na scenie nie tylko
Europejskiej, ale i chyba całego świata. Wiesz, kiedyś, gdy zakładaliśmy
zespół, każde z nas na pewno marzyło sobie o tym, by zagrać w Londynie
właśnie, do teraz z resztą są tysiące miejsc, jakie pragnęlibyśmy z
muzyką naszą odwiedzić, setki kapel, z którymi chcielibyśmy zagrać etc.
Nagle, gdy dociera do Ciebie fakt, że np. za dwa dni masz być gdzieś tam
i dać koncert w miejscu, o którym dużo słyszałeś wszystko nabiera
zupełnie innych kształtów. Konfrontacja wyobrażeń z czymś, czego
akuratnie doświadczasz jest niesamowitym uczuciem, porównywalnym chyba
tylko z orgazmem (hehe). Publika w Londynie jest bardzo wymagająca, bo
przecież tutaj nawet dwa, trzy razy w tygodniu możesz zobaczyć koncerty
największych kapel, trzeba się zatem mocno postarać, by w natłoku tak
wielu wydarzeń nazwa Twojego zespołu nie przeszła bez echa. Nam jakoś
się to udało. Nie twierdzę, że jesteśmy mega-zajebiści i że wszyscy nas
lubią i słuchają, myślę jednak, że w tej gatunkowej niszy udało się nam
już narobić trochę zamieszania. Oczywiście, apetyt rośnie w miarę
jedzenia, nie zamierzamy więc na tym tylko poprzestać...
Zagraliście
istnie diabelską trasę z Marduk, to dość niebywałe, że bądź co bądź
młody tytuł jakim jest Devilish Impressions, nie ma co ukrywać
wypłynęliście przy okazji „Plurima…” supportuje takiego starego
wyjadacza. Jak to jest być na jednym plakacie z takim herosem i grać dla
tej samej publiczności? Jakie relacje były pomiędzy wami a członkami
zespołu Marduk?
Mam
świadomość faktu, że los szeroko się do nas uśmiechnął, musisz jednak
wiedzieć, że nic nie przychodzi tak samo od siebie, na wszystko
musieliśmy i wciąż musimy cholernie ciężko pracować i właściwie
nieustannie każdy aspekt związany z zespołem doskonalić. Determinacja i
ogromna wiara we własny potencjał to jakby siły pociągowe w każdym
zespole. Do tego jednak trzeba też odrobiny szczęścia i talentu, by
sukcesywnie pchać wszystko na coraz to wyższe poziomy. Myślę, że w
naszym przypadku wszystkie te czynniki zaowocowały w końcu takimi
właśnie efektami. Wiem też, że we wszystkich nas jest teraz jeszcze
większe parcie na to, by napierdalać dalej, pokonywać trudności losu i
mimo ciężkich niejednokrotnie sytuacji w życiu prywatnym, wciąż stawiać
zespół na piedestale własnych priorytetów.
Co do
samej trasy to, podobnie jak podczas wojaży u boku Aeternus, udało się
nam szybko zjednać sobie sympatię i uznanie tak fanów w miejscach, jakie
odwiedziliśmy, jak i samego Marduk. Wiesz, dla mnie wspomnienia czasów,
kiedy to jako gówniarz zasłuchiwałem się w dźwięki „Those of The
Unlight” są wiecznie żywe i nagle, w chwili, w której wychodzisz na
scenę bezpośrednio przed gwiazdą takiego formatu, odczuwasz cholerną
dumę i tą dziką pasję, która jakby podświadomie zobowiązuje do tego, by
udowodnić przede wszystkim samemu sobie, że stoisz we właściwym
miejscu... Ta trasa to czyste szaleństwo! Reakcje maniax były po prostu
niesamowite. Właściwie każdego wieczora publiczność nie pozwalała nam
zejść ze sceny, co dodatkowo nakręcało nas do tego, żeby dawać z siebie
za każdym razem jeszcze więcej! Goście z Marduk to nie tylko
interesujący ludzie, ale też prawdziwi profesjonaliści. Owszem, było
parę akcji, podczas których wszyscy kompletnie się zmiażdżyliśmy, ale to
już taka nieodłączna chyba część tego cyrku... Swego czasu pisałem
raport z tej trasy dla naszego polskiego masterful’a – gorąco polecam,
bo jest co czytać i na co popatrzeć – hehe. Bardziej wnikliwych
zapraszam do przejrzenia galerii zdjęć na naszej stronie. Obiecuję, że
warto...
Podczas
trasy po Europie wschodniej mieliście zmiany pałkarzy, część miał
zagrać, choć nie zagrał S.Winter z Aeternus, kurwa skąd wy bierzecie
takie znajomości… następnie Cloud z Sceptic oraz Icanraz z Abused
Majesty na Krymie. Cholera powiem ci szczerze, że kręci mnie ta
historia, mów jak było!?
Hm, zacznę
może od tego, że to Icanraz właśnie jest pełnoprawnym członkiem zespołu
i jego perkusistą. Z nim zagraliśmy eurpejski tour z Aeternus,
natomiast kiedy dostaliśmy terminy trasy z Marduk okazało się, że
pokrywają się idealnie z terminami, jakie Icanraz miał wcześniej
zabukowane na nagrania z Abused Majesty. Ponieważ strasznie zależało nam
na tym, by tą trasę zagrać zaczęliśmy się rozglądać za jego
zastępstwem, gdy nagle S.Winter sam zaproponował, że może z nami
pojechać. To nasz bardzo dobry przyjaciel i przy okazji świetny
bębniarz, który grał przecież m.in. w Aeternus czy Gehenna, nie
musieliśmy się więc nawet dłużej nad wyborem tym zastanawiać. Zaczęliśmy
nawet ustawiać się na jakieś próby w Polsce lub Norwegii gdy nagle
dowiedzieliśmy się, że obecność Norwega na trasie po Ukrainie, Białorusi
i Rosji może spowodować mnóstwo problemów na granicach z tego względu,
że byłby jedynym, który z racji narodowej przynależności nie należy do
Unii Europejskiej. Fakt ten znacznie podniósłby też koszta zalatwienia
wszelkich formalności, jak wizy, zezwolenia na transport i pobyt na
terenie wspomnianych państw, stąd też z opcji tej zostaliśmy zmuszeni
zrezygnować. Na szczęście dość szybko znaleźliśmy Clouda z Thy Disease /
Sceptic, który stanął na wysokości zadania, opanował nasz koncertowy
set i... wspólnie tą trasę zagraliśmy.
Zaraz po
tym zaszyliśmy się na dwa miesiące w olsztyńskim Studio X celem
zarejestrowania materiału na „Diabolicanos” i podczas tej sesji bębny
nagrywał Icanraz (notabene bębny kurewsko przemyślane, świetnie zagrane i
za-je-biś-cie brzmiące!!!), który też – z racji tej, że jest przecież
naszym oficjalnym perkusistą – zaliczył z nami występ na MHM Fest na
Krymie. Ot i cała historiaJ
Reportaż z
występu na Krymie - Metal Heads Mission (Red Alert Fest) i z festiwalu w
Londynie obiecał mi Icanraz, mój dobry kumpel z osiedla, heheh
(mieszkaliśmy pewien okres w jednym bloku), pozrdrówka dla niego. Ja
chciałem zapytać dodatkowo o występ w Moskwie wraz z Dark Funeral i
Belphegor, jakie klimaty panowały w stolicy wschodniego imperium
Faktycznie,
występ w Moskwie uświetnić miało towarzystwo Dark Funeral i Blephegor
jednak ostatecznie zagraliśmy tylko my i Marduk. Jakie wrażenia? Hm...
Zawsze marzyłem o tym, żeby odwiedzić stolicę Rosji i... udało się, przy
okazji realizując coś, co jest największą naszą życiową pasją!!! Moskwa
jest przepiękna, malownicza, czasem bajecznie wręcz uwznioślająca,
czasem zaś przytłaczająca swym ogromem. Jeśli chodzi o sam koncert to
przed wyjściem na deski wiedzieliśmy, każdy chyba podskórnie odczuwał
to, że Moskwa jest tym dla całej Europy Wshodniej, czym Londyn dla
Zachodniej... Na szczęście był to chyba jeden z naszych najbardziej
udanych występów na tej trasie. Świetne brzmienie, dobra akustyka
pomieszczenia i sala wypełniona po brzegi wygłodniałą metalową bracią...
Czego więcej można sobie życzyć? Chyba tylko tego, by w przyszłości móc
tam powrócić.
Jeszcze
jedno pytanko odnośnie THE FLAMING ARTS, od czasu powrotu z trasy z
Marduk zajmuje się waszą promocją w Europie, jak doszło do tej
współpracy, czy zagranie u boku takiej gwiazdy otwiera wrota do sławy i
możliwości rozmów na dużo wyższym poziomie aniżeli mniej znane zespoły,
czy też po prostu Vadim zakochał się w waszej muzyce (w co też mogę
uwierzyć)?
Wrota do
sławy? Hm... Chyba zbyt mocno powiedziane – hehe. Na pewno trochę tak,
bo w tym momencie zwrócone są na Ciebie oczy całego świata, jednak – być
może niezbyt skromnie – uważam, iż nic nie przychodzi bezpodstawnie. Za
każdym razem staramy się jak najlepiej przygotować i to nie tylko od
strony wykonawczej, ale i wizualnej. Myślę, że Vadim to zauważyl,
zauważył to Marduk i zauważyli to ludzie obecni na koncertach.
Zaowocowało to nawiązaniem tej właśnie współpracy z czego bardzo się
wszyscy cieszymy, bo The Flaming Arts to management cholernie
ekspansywny i profesjonalny. Wystarczy z resztą popatrzeć na inne nazwy z
nimi współpracujące. To naprawdę najwyższa półka.
Dobra,
więcej nie wytrzymam… przechodzimy do waszego nowego albumu, heheheh.
Też się pewnie niecierpliwisz?! „DIABOLICANOS” o tym tu mowa. I znowu na
stronie macie sporo informacji na temat sesji w studio, utworów itp.
ale będziemy konsekwentni i musisz ręcznie nam tu wytłumaczyć z czym
mamy tu do czynienia. Na początek, kto wyda materiał, kiedy premiera,
ile materiału będzie zawierał?
Materiał
ukaże się w Europie w styczniu 2008 poprzez Conquer Records UK i będzie
zawieral dziewięć numerów trwających łącznie przeszło 50 minut!
Aktualnie prowadzimy rozmowy z innymi firmami odnośnie wydania płyty na
licencji w Europie Wschodniej i w Stanach. Bardzo też sobie bym życzył,
by mieć osobnego wydawcę na Polskę.
Przechodząc
do zawartości (utopię w tym momencie Icanraza, który pokazał mi
materiał we wrześniu jeszcze bez ostatecznego masteringu), to co
usłyszałem po prostu mnie powaliło na glebę, aż boję się pomyśleć jak to
będzie brzmieć w końcowym efekcie. Jak ty podchodzisz do tego tematu,
jaki cel obraliście sobie na nowym albumie i czy się udało go
zrealizować?
Przede
wszystkim jest to dla nas chyba stu-milowy krok naprzód w kwestii
brzmieniowej. Jak wiesz, nagrywaliśmy całość w Studio X z Szymonem
Czechem za sterami, który wykręcił nam naprawdę potężny sound, nie
odbiegający poziomem od wszystkich dużych produkcji europejskich. Do
tego masteringiem albumu zajął się Andy Classen z niemieckiego Stage One
Studio i to także miało swój wyraźny wpływ na ostateczną jakość
brzmienia tegoż.
Nowe
kompozycje dość mocno odbiegają od tego, co stworzyliśmy dotychczas. Nie
znaczy to, że odżegnujemy się od swojej przeszłości, jednak tym razem
całość ma zupełnie inny charakter, bardziej drapieżny i bezpośredni, nie
pozbawiony przy tym jednak tej charakterystycznej już dla nas melodyki i
przestrzeni. „Diabolicanos” jest płytą bardzo dojrzałą aranżacyjnie,
udało się nam uzyskać to, czego zabrakło trochę na „Plurima...”, a
mianowicie to coś, co – oprócz zapewnienia słuchaczowi pewnych głębszych
doznań – powoduje, że całość strasznie nakręca, jakby popmowało w żyły
całe to zło wraz z płynącą z głośników nawałnicą dźwięków.
Jakie
różnice wykazałbyś pomiędzy nowym a wcześniejszymi wydawnictwami, (he
trochę dziwnie mi o to pytać bo ja wiem jakie) czy idziecie w stronę
ekstremum, jeszcze większej monumentalności dźwięku, czy też w zupełnie
inną stronę?
Jak już
wspomniałem, nowe utwory - z racji innego sposobu myślenia i aranżacji
poszczególnych fragmentów w trakcie komponowania całości – są bardziej
dynamiczne i kopiące w dupsko. Myślę, że duży wpływ na taki obrót rzeczy
może mieć fakt zagrania przez nas tych wszystkich koncertów, bo –
cokolwiek by nie powiedzieć – właśnie na scenie masz najlepszą możliwość
ku temu, by zobaczyć, co tak naprawdę kręci, a co powinno pozostać
muzyką do posłuchania sobie w samotności przy blasku świec. Devilish
Impressions stał się zdecydowanie koncertowym zespołem, nadal w naszej
twórczości obecne są i pewnie pozostaną wszystkie te kosmiczne, dziwne
elementy, jednak bardziej już jako nieodłączna, wypełniająca całe tło
pajęczyna neuronów, to wzbudzająca niepokój, to znów budująca atmosferę
patosu rozciągając wszelkie przekazywane emocje ponad umysłem słuchacza
zatapiającego się w te dźwięki...
Zaprosiliście
również kilku gości, coś więcej na ten temat mógłbyś powiedzieć? Czy ma
to jedynie koleżeński wymiar, czy też delikatnie podjeżdża tu
komercyjną zagrywką, mającą na celu rozszerzenie grupy odbiorców o fanów
tychże person? Jak to jest naprawdę, tylko szczerze?!
No tak,
mamy dwóch znakomitych gości na płycie. Pierwszym z nich jest Cezar z
Christ Agony, którego przedstawiać chyba nikomu nie trzeba. Ja od dawna
chciałem, by na którymś z materiałów Devilish Impressions zaśpiewał
Cezar z tego względu, że jego twórczość, szczególnie ta wcześniejsza z
czasów „Epitaph Of Christ”, „Unholyunion”, „Daemoonseth Act II” czy
„Moonlight” towarzyszyła mi przez cały okres mojej muzycznej ewolucji.
To właśnie wspomniane płyty w pewnym sensie swego czasu wyznaczyły w
moim życiu określoną drogę, jaką do dziś podążam, a której być może
gdyby nie te albumy nie byłbym świadom. Wybór osoby Cezara był dla mnie
zatem nad wyraz oczywisty. Zaczęło się od tego, że napisał tekst do
utworu wieńczącego płytę – „Mass for the Dead”, a potem tak się to jakoś
potoczyło, że spotkaliśmy się już w studio...
Obecność
Szymona Czecha z Nyia to z kolei rzecz zupełnie nieplanowana. Po prostu
spędziwszy ze sobą tyle czasu w studio bardzo się polubiliśmy. W wolnych
chwilach Szymon katował nas kawałkami Nyia, Antigama i całej tej
„pokręconej” sceny, a ponieważ – chociaż nie jest to do końca
stylistyka, w której lubowałby się ktokolwiek z nas w Devilish
Impressions – znaleźlismy jednak w jego twórczości sporo zajebiście
interesujących patentów, zapytaliśmy, czy nie nagrałby nam jakiegoś solo
do wybranego numeru, na co on, bez bitew i słownych potyczek, przystał.
W efekcie zagrał pięknę solo do bardzo nowoczesnego utworu „Tales of
Babylon’s Whore”. Tego nie sposób opisać. To po prostu trzeba...?
Posłuchać oczywiścieJ
Na
„Diabolicanos” pojawić miał się jeszcze jeden wspaniały muzyk, jednak z
uwagi na problemy z moim komputerem (zbyt długa historia, by oddać jej
dramaturgię – hehe) – nie udało się. Tak, czy inaczej, obecność
wspomnianych gości na płycie napawa nas nieskrywaną dumą.
Od strony
lirycznej nastąpiły jakieś zmiany, czy też poruszacie się w podobnych
klimatach tematycznych, co nam opowiesz na nowym materiale w tekstach?
Każdy
chyba wie, kim byli Dominikanie? „Psy Boga” – oto najprostsze
przetłumaczenie z łaciny... „Diabolicanos” jako słowo nie istnieje w
żadnym innym języku; to rodzaj symbolu, tak jak odwrócony krzyż, czy
pentagram, jaki stworzyłem w odniesieniu do moich wewnętrznych odczuć
względem całego religijnego gówna, jakie otacza nas w dzisiejszych
czasach. Liryczny koncept albumu zbudowany został na bazie biblijnej
Księgi Apokalipsy oraz Księgi Izajasza. Jest to oczywiście moja własna,
trochę inna wizja Armageddonu i jego następstw, przedstawiona z zupełnie
innej, dla niektórych z pewnością mało wygodnej perspektywy... Podczas
pisania tekstów na ten album starałem się w taki sposób dobierać słowa,
by wersy w języku angielskim pasowały możliwie najbardziej do atmosfery
pojawiających się często na płycie cytatów łacińskich. „Diabolicanos” to
Ci, którzy reprezentują głos sprzeciwu przeciwko pruderyjności i
fałszywej moralności, to Ci, którzy przeciwstawiają się dominacji ponad
ludzką wolą.
Czy możemy
się spodziewać ewentualnych clipów do tego materiału, jak tym razem
przygotowujecie medialno-wizualny aspekt tego wydawnictwa, przy okazji
zapytam kto pracował nad grafiką do wkładki i no co na niej odnajdziemy,
ciekaw jestem, gdyż jeszcze nie widziałem…!?
Hehe –
wyobraź sobie, ze ja też nie... To znaczy oglądałem ją niezliczoną ilość
razy w stadium jej powstawania, jednak gdy całość poszła do druku
wszystko wyszło tak ciemne, że wszelkie szczegóły grafik i zdjęć, nad
wyborem i realizacją których pracowaliśmy chyba przez dwa miesiące są
teraz po prostu niewidoczne. Z tego też względu premiera płyty
przesunięta została na styczeń 2008, pierwotnie bowiem miała ukazać się
na przełomie października / listopada 2007!!!
Autorem
okładki, jak i całego bookletu jest ten sam artysta, który stworzył
okładkę do „Plurima Mortis Imago” a więc Ia Serpentor z Sodom &
Gommorah. Uwierz mi, że jest zajebista, z tymże w drukarni coś poszło
nie tak, na efekt końcowy przyjdzie nam zatem jeszcze trochę poczekać.
Co do
videoclipu – tydzień temu zakończyliśmy zdjęcia do jednego z nowych
numerów. „Har-Magedon”, bo o nim mowa, został nakręcony przez Marcina
Kiełbaszewskiego ze Studio X właśnie. Mam nadzieję, że uda się
ostatecznie uzyskać zamierzony efekt, w powstawanie tego obraz
włożyliśmy bowiem mnóstwo serca, czasu i... kasy! To profesjonalny,
wysoko-budżetowy klip, który – mam nadzieję – ukaże nowe oblicze
Devilish Impressions. Nie chciałbym jeszcze zdradzać jakichkolwiek
szczegółów jego scenariusza. Jak wszystko gładko pójdzie to całość
będzie gotowa jeszcze przed końcem tego roku. Obiecuję, że – podobnie,
jak na płytę – na premierę tego video naprawdę warto będzie jeszcze
chwilę zaczekaćJ
Gdybym
zapytał cię do kogo kierujecie waszą muzykę, nie mówię tu o brutalnych
dźwiękach, lecz o duchowym wymiarze muzyki, całokształtu, do kogo
powinno trafić przesłanie waszego dzieła? Osobiście bardzo emocjonalnie
traktuje pewne albumy i odkrywam w nich różnego rodzaju przestrzenie,
których nie czuję w wielu innych materiałach, które są, że tak powiem
jedynie paliwem do rozruszania mięśni. Czy starałeś się zawrzeć coś
takiego, jakąś podprogową myśl, która uwidacznia się dopiero po
wniknięciu w całość, po dokładnym przestudiowaniu, a jeśli takową
skryłeś w „Diabolicanos” to kto powinien po nią sięgnąć w szczególności i
czego może się spodziewać, jeśli to nie tajemnica?
Wiesz, ja
za każdym razem staram się, by w dźwięki czy teksty przeze mnie tworzone
tchnąć możliwie najwięcej tej magii, jaka ostatecznie czyni dane dzieło
czymś godnym wnikliwego poznawania. Devilish Impressions uprawia rodzaj
sztuki z gatunku tych raczej bardziej skomplikowanych, naszpikowanych
rozmaitą symboliką i mnóstwem ukrytych znaczeń. To taka
muzyczno-liryczna metafora, podlegająca nieustannym procesom samoistnej
transformacji. Kto powinien sięgnąć po „Diabolicanos”? Hm... A kto nie
powinien? – haha. Jest to materiał na tyle złożony, jednocześnie o dość
dużym czynniku przyswajalności, że jestem przekonany, iż zadowoli nawet
najbardziej zatwardzialych malkontentów. Wiesz, jakie jest hasło
reklamowe tejże płyty? „Extravagant... Extreme... Epic... Modern black /
death metal machine ready to take the scene by storm!!!” Myślę, że
dobrze oddaje to ducha “Diabolicanos”…
Wyłaniając
z się z czeluści przemyśleń wróćmy do rzeczywistości i porozmawiajmy o
planach, które snujecie wobec nowego albumu. Czego oczekujecie, czego
się obawiacie? Czy macie „smaka” na to, że ten album otworzy wam drogę
na „wysokie” sceny?
Wiadomo,
że pokładamy w „Diabolicanos” duże nadzieje, mamy jednak świadomość
tego, że zawsze coś może pójść nie tak, jak byśmy sobie tego życzyli.
Przede wszystkim wierzymy, że z nową płytą będziemy w stanie uczynić
Devilish Impressions zespołem jeszcze większym i bardziej
rozpoznawalnym, że pojawią się propozycje kolejnych tras, występów na
festiwalach etc. Jestem spokojny jeśli chodzi o promocję tego albumu, po
raz kolejny bowiem pojawimy się w największych magazynach w całej
Europie, będą numery na ich kompilacjach, wywiady i wszystko, co się z
tym wiąże. Czy to przyniesie wymierne efekty? Tego nie wie jeszcze nikt.
Najważniejsze jednak, że wszyscy i każde z nas osobno w Devilish
Impressions jest z materiału tego cholernie dumne!!! Cała reszta to już
jak wisienka na torcie...
I jeśli
już o scenach mowa to jakie plany wobec prezentacji nowego materiału,
czy już teraz macie uzgodnione trasy, koncerty, możecie już nas na coś
zaprosić? Uderzacie bardziej na zachód od UK, czy też koncentrujecie się
na Europie? No i czy jest szansa, że zagracie w Białymstoku, może nawet
na Metal Jeers Death Assault II (heheh, chętnie bym was zaprosił)?
Bardzo
byśmy chcieli, ale jak dotychczas – nikt nas tam nie zapraszał – hehe.
Chyba, że mam to traktować jako oficjalne zaproszenie? – haha. Nie wiemy
jeszcze co z koncertami w Polsce. Tak się składa, że jeszcze w tym roku
mieliśmy dwie propozycje zagrania pełnej trasy po Kraju, jednak z
różnych względów opcje te umknęły nam sprzed nosa. Cóż, mam nadzieję, że
już w 2008 na pewno coś w temacie tym się wykluje.
Najbliższe
koncerty to grudniowa trasa po Mołdawii i Ukrainie, jaką odbędziemy w
charakterze headlinera. Wspomagać nas będą różne lokalne supporty, z
większych zespołów natomiast najprawdopodobniej będzie to Mental Demise
oraz Nocturnal Mortum. Nie możemy się już doczekać. To dla nas spore
wyzwanie, bowiem w bardzo krótkim czasie udało się nam w pewnym sensie
wejść z ogromnymi buciorami na rynek Eurpy Wschodniej. Teraz naszym
celem jest po raz kolejny udowodnić, że jesteśmy tego warci.
Jeśli
chodzi o dalsze plany to już teraz potwierdzny został nasz udział w
kilku letnich festiwalach (info o tym już niedługo na naszej stronie i
myspace). Przedtem, najprawdopodobniej w okolicach wiosny chcielibyśmy
zagrać dużą trasę europejską. Pozwól jednak, że zamilknę, zanim
cokolwiek zapeszęJ Z pewnością dołożymy wszelkich starań, by zagrać
wszędzie tam, gdzie nas zechcą. Na to jednak, jak sam wiesz, składa się
mnóstwo czynników zewnętrznych. Poczekajmy...
I chyba
będziemy kończyć, jeszcze raz sorry, niestety nie mogliśmy się spotkać
osobiście, ale wiesz jak jest. Twoje podsumowanie, zaproszenie,
pożegnanie… Ja dziękuję i zapraszam od siebie do „Diabolicanos” z
pewnością się nie zawiedziecie, ja liczę, że materiał skosi nas
wszystkich (no nie Przemek…).
Nie ma
innej opcji – haha. Ufam, że „Diabolicanos” zmieni Wasze wyobrażenie o
współczesnej kondycji ekstremalnego metalu!!! Wielkie dzięki za
interesujące pytania i raz jeszcze przepraszam za czasową obsuwę.
Diabelskie pozdrówka dla wszystkich czytelników Metal Jeers!!!
ParteR - METAL JEERS ' ZINE
D I S A V O W E D [HOL]
Mam
przyjemność zaprezentować zespół już od dawna zasłużony na scenie
ekstremalnego grania – Disavowed. Zespół pochodzi z Holandii i grają
ekstremalny death grind metal. Muszę powiedzieć szczerze, że trafiłem na
nich przypadkowo, spotkałem ich na promie płynącym do Francji. Potem
odnalazłem ich w necie i przekonali mnie do siebie już po pierwszych
dźwiękach. Teraz macie z nimi wywiad, więc czytać!!
Witam,
pamiętacie nasze spotkanie na promie do Francji? Obiecałem wam wywiad na
łamach mojego czasopisma. Teraz mamy okazję porozmawiać i wywiad ukaże
się w nowym numerze Metal Jeers Zine
Witam, co
słychać? Nils (basista) z tej strony. Tak, pamiętam, spotkaliśmy się na
promie z Anglii. Byliśmy wtedy po Londyn Deathfest. Fajnie być znowu w
kontakcie.
Macie w
Polsce wielu zagorzałych fanów, a na pewno w naszym mieście Białymstoku.
Powiedzcie jednak coś o sobie, dla tych, którzy dopiero teraz będą
mieli okazję się z wami zapoznać.
Jesteśmy
pięcioosobową brygadą pochodzącą po części z Holandii i Francji z
zamierzeniem grania brutalnej i szybkiej muzyki. Tak właściwie
zaczęliśmy dziesięć lat temu, ale dopiero gdy dołączył do na perkusista
Robbe V staliśmy się zespołem i zaczęliśmy naprawdę grać szybkie rzeczy.
Rezultatem było porozumienia z Unique Leader i możliwość debiutu
albumem „Perceptive Deception”. Potem podczas intensywnego turne Robbe V
miał kontuzję nadgarstka, z którego nigdy do końca się nie wylizał.
Dlatego też musieliśmy rozejrzeć się za nowym perkusistą, którego
znaleźliśmy w osobie Romana Goulon’a. Nagraliśmy nasz ostatni album
„Stagnated Existence” ostatniego roku. Moim zdaniem ukazuje jak wiele
rozwinęliśmy się względem Perceptive. Nadal jest bardzo szybki i ostry,
ale w bardziej rozwiniętej formie.
Przechodząc
do waszej dyskografii macie kilka potężnych wydawnictw, które sieją
zniszczenie na tej planecie. Czy możecie opowiedzieć w kilku słowach o
każdym z nich, no wiecie, jakie były koncepcje, czy spełnialiście swoje
cele, nagrywając każdy z tych krążków no i do jakiego punktu zmierzacie.
Nie mówmy jednak o waszym najnowszym wydawnictwie, bo o tym chciałbym
porozmawiać oddzielnie.
„Plateau”
(1998): To było nasze pierwsze nagranie z Robby V. Zawarliśmy na nim
kilka szybkich nowych utworów oraz dodaliśmy kilka starszych. Właściwie
od tego momentu zdecydowaliśmy się grać szybko, to było to, co nam
odpowiadało.
„Point of
Few” (2000): Promo wydane jako trzy utwory, aby sprawdzić czy wzbudzimy
zainteresowanie któregoś z labeli. To pierwsza próba i ustanowienia
gruntu, na którym później Disavowed umocnił swój styl. Jesteśmy bardzo
zadowoleni z tego materiału. Również wielu wydawców zainteresowało się
naszymi dokonaniami. Zdecydowaliśmy się na współpracę z Unique Leader.
“Perceptive
Deception” (2001): Nasz pierwszy pełny album. Dopiero on na prawdę
spowodował zwrócenie większej uwagi na Disavowed. Jest bardzo szybki z
dużą domieszką undergroundowego brzmienia. Oczywiście cały czas było coś
do udoskonalenia i rozwinięcia, ale wtedy byliśmy bardzo
usatysfakcjonowali rezultatem.
Po
kontuzji nadgarstka Robbe V mieliście strasznie długą przerwę, sześć lat
niebytu to cholernie długo dla zespołu. Nie obawialiście się, że fani
zapomną o was. Co porabialiście w tym czasie, nie uwierzę, że wszyscy
odłożyliście instrumenty na bok i zajęliście się jakimiś pierdołami
niezwiązanymi z muzyką?
W latach
2002-2003 zagraliśmy sporo tras koncertowcyh. W 2004 problemy zdrowotne
Robbiego wymknęły się spod kontroli, ale zdecydowaliśmy się zaczekać na
jego pełne wydrowienie i powróceniem do pracy nad nowym albumem.
Niestety jako zespół bez perkusisty byliśmy wyłączeni z wszelkich
działań. Dlatego też latem 2005 zaczęliśmy poszukiwania tymczasowego
perkusisty, aby móc pracować nad materiałem, stale jednak mieliśmy
nadzieję na powrót Robbiego. Znaleźliśmy kolesia Dirk’a z niemieckiej
grupy death metalowej Despondency. Wspólny czas, który razem spędziliśmy
był bardzo owocny, dzięki temu zespół mógł znowu wrócić do gry.
Zagraliśmy razem parę koncertów, byliśmy nawet na jednym ze
sławniejszych koncertów w Tokyo (Japonia) “Tokyo Deathfest”. Potem stało
się jasne, że Robbie nigdy już nie będzie mógł grać tak brutalnej muzy
jaką my tworzyliśmy. Dlatego też zdecydowaliśmy się na stałe zastępstwo
perkusisty. W końcu dotarliśmy do kontaktu z Romain i z nim
rozpoczęliśmy od nowa całą pracę. Na szczęście wiele materiału było już
gotowe, więc nowy album mogliśmy zacząć nagrywać już w październiku
2006.
Wracając
do tematu waszej muzyki zawartej na „Perceptive Deception” gracie
intensywny death metal, szybki, masywny jadący do przodu walec. Jednak
macie zarówno entuzjastów jak i mniej zainteresowanych tym rodzajem
muzyki. Przez niektórych jesteście posądzani o granie nieskomplikowanej
muzy, grzejącej jedynie do przodu. Z drugiej strony wszyscy bardzo was
chwalą za występy life. Jak to jest. Co ma w sobie wasza muza, jak wy
widzicie to od strony wykonawców. Jaką myślą przewodnią się kierujecie?
To
właściwie bardzo proste.. My nie gramy po to, aby podobać się ludziom
słuchającym nas. Po prostu gramy stuff, który sami lubimy i nie uważamy
za wyzwanie zmieniać tego co lubimy grać. Osobiście kładę bardzo małą
uwagę na recenzje, nigdy nie zmieniłem swojej gry z racji przyszłych
recenzji. Lubię decydować sam o sobie, uważam że ludzie powinni sami tak
o sobie myśleć. Myślą przewodnią jest: „Opinie są dla głupców, wszyscy
są dobrzy” i tyle tego.
Jeśli już
mówimy o występach live musimy porozmawiać o waszej trasie z Cannibal
Corpse po Europie. Była dla was z pewnością pięknym powrotem na scenę?!
Jakie wrażenia towarzyszyły podczas tej trasy, jak wam się
współpracowało z Cannibal Corpse? Które z koncertów możecie zaliczyć do
najbardziej udanych. Publika z którego obszaru Europy była najbardziej
spontaniczna i zaangażowana podczas waszych występów?
Wyprawa z
Cannibal Corpse była zajebiście mordercza!! Koledzy są przyjacielscy i
sprowadzali wszystkich na glebę każdej nocy. Organizacja była cholernie
dobra. Było nam bardzo przyjemnie zagrać w miejscach, gdzie nigdy
wcześniej nie graliśmy. Wszystkie koncerty były wielkim sukcesem, a
najbardziej fanatyczna publika była w południowej, centralnej i
wschodniej Europie.
Mieliście
grać w Polsce (Kraków). Czy odbył się ten koncert, nie odnalazłem
żadnych relacji z tej imprezy. Jeśli faktycznie zagraliście u nas
koncert to jak oceniacie organizację tej imprezy, no i co sądzicie o
naszych maniakach ostrego grania?!
Występ w
Krakowie był bardzo specjalny. To był ostatni koncert z Urkraft, którzy
jak my supportowali zespół na trasie. Publika była szalona i koncert był
dobrze zorganizowany. Jestem trochę zaskoczony, że nie znalazłeś
żadnych raportów o tym koncercie. Jeśli sprawdzisz na YouTube powinieneś
znaleźć jakieś nagrania, które robiła publika. Wtedy zobaczysz jak
szalona była publika w Polsce i Europie. (faktycznie na YouTube nie
sprawdzałem… )
No i w
końcu pogadajmy o waszym najnowszym albumie „Stagnated Existence”
wydanej przez Neurotic Records. Jak dla mnie jest dużo poważniejszym
wydawnictwem niż poprzedni album, zarówno od strony technicznej jak też i
brzmieniowej. Jako twórcy tego zamieszania, co możecie powiedzieć na
ten temat, do czego dążyliście mając doświadczenia po „Perceptive
Deception”?
Cieszę
się, że myślisz podobnie jak ja o tym albumie. To bardziej dojrzały
materiał z czystszym brzmieniem. Musieliśmy sporo rozwinąć nasze
umiejetności, aby dorównać tempom, które gra nasz perkusista. Po za tym
riffy i aranżacje są bardziej skomplikowane niż na “Perceptive”.
Rezultaem jest ni mniej ni więcej to co powstało, ale zawsze można
powiedzieć, że mogłoby się podciągnąć to czy tamto, rozwój to
nieskończona rzecz.
Na bębnach
gra Romain Goulon, niesamowity człowiek. Istna maszyna śmierci. Nie
tylko ja jestem zachwycony jego umiejętnościami (dołączam pozdrowienia
od Gregora – Effect Murder). Jak bardzo na waszą muzykę wpłynęło jego
tempo grania, czy zaistniała tak potrzeba, aby przyśpieszyć jeszcze
bardziej waszą muzykę, tak aby dorównać do jego ekstremalnie szybkiej
zakręconej gry na bębnach?)
Tak jak
powiedziałem wcześniej, musieliśmy dużo ćwiczyć, aby nadążyć za tym
kolesiem, ehhe. Jest jednym z najlepszych pałkerów na scenie,
szczególnie dlatego, że bardzo dużą uwagę zwraca na szczegóły zawarte w
jego grze. Jednakże większość materiału była już napisana zanim dołączył
do naszego zespołu. Myślę, że nowy album zawiera znacznie więcej
balansu pomiędzy gitarowymi riffami a sekcją perkusyjną. Dojrzeliśmy
razem jako zespół i wdrażamy nasze koncepty razem, tak aby były
słyszalne wszystkie instrumenty, jak także wszystkie nasze potrzeby
związane z aranżacją muzyki.
Na zakończenie naszej pogawędki chciałbym zapytać jakie macie plany. Kiedy możemy się spodziewać kolejnego wydawnictwa.
Może za
siedem lat, hehehhe!! Nie, tak naprawdę napisaliśmy już materiał na nowy
album i mamy nadzieję, że nagramy go jeszcze 2008 roku. Do końca tego
roku będziemy jeździć wekendami po Europie I grac jakieś pomniejsze
koncerty. Mamy nadzieję, że zagramy o wiele więcej gigów w roku 2008,
ale podejrzewam, że będziemy głównie skupieni na tworzeniu nowego
materiału.
Bardzo
dziękuję, że poświęciliście nam swój czas, mam nadzieję, że spotkamy się
kiedyś w Polsce lub gdzieś poza granicami naszego kraju. Czekamy też na
kolejny krążek, pozostańcie brutalni i grajcie ekstremę.
Dziękuję
bardzo ci również za wywiad. Jestem pewny, że spotkamy się kiedyś w
przyszłości, nieważne w Polsce czy poza nią, Europa nie jest już w końcu
taka wielka. Pozdrawiam czytelników.
ParteR - METAL JEERS ' ZINE
D E I V O S [ P L ]
Mało jest
takich zespołów w naszym podziemiu jak DEIVOS. Mało jaka podziemna
formacja potrafi tak grać death metal jak DEIVOS. Mało jest ludzi,
którzy w ten sposób podchodzą do grania co w DEIVOS. Po prostu DEIVOS to
DEIVOS, a ja chylę przed nimi czoło.
Już trochę
czasu minęło odkąd Bułgarska firma Butchery Music wydała wasz materiał
„Hostile Blood”. Czy owa premiera poprawiła status DEIVOS w naszym
andergrandzie?
Wydaje mi
się że, tak. W sieci jest sporo recenzji naszego materiału tak więc
myślę że, ci którzy interesują się tą muzyką znają naszą nazwę.
Dostajemy sporo maili z zagranicy, a Bułgarzy działali właśnie tam. W
Polsce musieliśmy radzić sobie sami.
Jesteś
zadowolony z tego, co zrobili dla was Bułgarzy? Obecnie płyta nie jest
za bardzo dostępna, a ci, co mają oryginał mogą uznawać się za
prawdziwych szczęściarzy, posiadaczy jednej ze 150 szt. jakie trafiły do
Polski jako wasze honorarium.
Niestety
prawda jest taka, że płytę w Polsce można kupić tylko drogą wysyłkową w
Butchery Music. Tak jak powiedziałeś dostaliśmy zaledwie 150 kopii. To
żałosne ale gość nie przysłał nam więcej płyt. Nasze drogi rozeszły się w
niezbyt miłej atmosferze. A czy jestem zadowolony z tego co zrobili?
Butchery to mała wytwórnia i biorąc ten fakt pod uwagę zrobili sporo na
zachodzie. Tak jak mówiłem wcześniej. Mam nadzieję jednak, że nasze
drogi się już więcej nie zejdą.
W waszej
muzyce czuć niesamowitą ilość energii oraz ten death metalowy feeling,
który wręcz oczarowuje słuchacza. Ileż to musi pochłaniać waszej pracy,
by stworzyć takie numery.
Na próbach
ciężko pracujemy. Nie obijamy się. Chcemy by nasze kawałki były
dopracowane maksymalnie. Zawsze pracujemy dotąd, aż wszyscy będą
zadowoleni. Praca nad utworami idzie nam dość wolno ale uważam, że efekt
końcowy jest naprawdę dobry. Oczywiście to tylko moje zdanie.
Brzmienie „Hostile Blood” zostawia wiele do życzenia. Zastanawiam się jak to wam tak paskudnie mogło wyjść?
Szczerze
mówiąc trochę mnie zaskoczyłeś tym stwierdzeniem. Zdaje sobie sprawę, że
daleko jest do tego by powiedzieć, że materiał brzmi świetnie ale
uważam, że brzmi przyzwoicie. Oczywiście kto co lubi... Nagrywaliśmy
materiał w bardzo małym studio, które ma niewiele wspólnego z mocnym
graniem i wycisnęliśmy wszystko co się dało. Jednak następny materiał
nie będzie już tam nagrywany. Chcemy by nasze nowe wydawnictwo miało
zejebistą produkcję.
Dobre brzmienie to dziś podstawa. Co obecnie porabia DEIVOS?
Obecnie
się trochę obijamy. Mamy teraz taki martwy okres. Skończyliśmy pracę nad
następcą “Hostile...”. Zostały nam tylko szczegóły do doszlifowania.
Wziąłem się trochę za robienie nowych kawałków mimo, że następca
“Hostile..” nie został jeszcze zarejestrowany. Nie lubię marnować czasu.
Kiedy możemy spodziewać się kolejnego wydawnictwa?
Materiał
będzie rejestrowany w Białostockim Hertz w styczniu 2006 roku. Potem
zobaczymy komu uda się go wcisnąć. Jestem dobrej myśli.
Pozdrawiam.
Dzięki za wywiad.
Johny - METAL JEERS ' ZINE
D A M N A T I O N [ P L ]
Kto zna
osobiście redaktora NECROSCOPE ' zine , ten doskonale orientuje się w
Jego stosunku do sopockiej hordy DAMNATION. Myślę więc ,że nie ma sensu
pisać tu o muzyce zawartej na płycie '' Reborn..." oraz o faktach z
historii zespołu bardziej ,że wszystkiego dowiecie się z wywiadu jakiego
udzielili mi Les i Bart.
Wrota królestwa brutalności i mroku otwórzcie się ! Nadchodzą
potępieni !
- Ostatni
raz DAMNATION gościł na łamach NECROSCOPE 'zine półtorej roku temu tuż
po nagraniu taśmy promo i podpisaniu kontraktu z francuską firmą Evil
Omen rec.Od tego czasu wiele się wydarzyło w zespole...
Bart - Tak
wydarzyło się bardzo wiele.Przede wszystkim zerwaliśmy kontrakt z Evil
Omen. Pierdolony żabojad (Ludo) miał nam wysłać kasę na studio w
styczniu ' 95
Płyta
miała wyjść w marcu . Styczeń to był ostateczny termin.Byliśmy zmęczeni i
znudzeni wyczekiwaniem na ten moment - Kiedy Ludo mia już wysłać
pieniądze nagle popadł w kłopoty finansowe i ciągle odwlekał tą
kwestię.Gościu był niepoważny. Zdecydowaliśmy się zerwać kontrakt.
Akurat w tym czasie pojawił się Tomek Krajewski i złożył nam konkretną
ofertę.
Od momentu
zaistnienia kontraktu z PAGAN rec. do momentu wejścia przez nas do
studia minął miesiąc. Płytę nagrywaliśmy na przełomie czerwca i lipca '
95 ukazała się w październiku Po nagraniu płyty rozstaliśmy się z
Wawrzynem i rozpoczęliśmy pracę nad nowym materiałem.
Les - Mamy
z Bartem swego rodzaju uraz do żabojadów, zresztą Tomasz Krajewski
także naciął się kilka razy na interesach z nimi. Zawsze dużo mówią lub -
obiecują , lecz nie ma to pokrycia w czynach. Mam jednak nadzieję ,że
mieliśmy tylko pecha i nie chcę skazywac biednych ślimaczkóv na wieczne
potępienie z naszej strony.
- Niedawno
na rynku ukazał się Wasz debiutancki LP "Reborn.." Jeśli miałbym w
trzech słowach określić jego zawartość muzyczną, powiedziałbym :
Brutalność,Technika,Kult.
Co Wy dodalibyście jeszcze od siebie charakeryzując ten album?
Bart -
Cieszę się , że tak uważasz ! W tych trzech słowach ująłeś chyba
najważniejsze elementy , które chcielibyśmy aby charakteryzowały naszą
muzykę. Nigdy nie pójdziemy za modą nie będziemy grali czegoś
komercyjnego.
Brutalność
- zawsze będziemy grali taką muzykę, Technika - te wszystkie elementy
są dla nas nierozerwalnie związane.Charakteryzując " Reborn..."dodałbym
jeszcze że album jest efektem kilkuletniej pracy.Powinien był ukazać się
na rynku rok temu , a opóźnienie "zawdzięczamy" Ludo z Evil Omen.
Les - Jest
to nasza pierwsza płyta.W tej chwili nagrałbym ją dużo lepiej, apetyt
zawsze rośnie w miarę jedzenia, a prawdziwe możliwości Damnation nie
zostały jeszcze odkryte i drzemią w nas niespożyte siły i mam nadzieję
,że 'będziemy mogli godnie je eksploatować w naszym kanonie " Brutalność
,Technika i Kult. "
- Utwory
na " Reborn..."' są głównie utrzymane w szybkim tempie.Jest jednak
jeden kawałek odbiegający od tego kanonu muzy “ Infestation " to ukłon w
stronę death metalu wolniejszego bardziej nastrojowego?
Bart -Tak ,
jest to najwolniejezy i jak powiedział Krajewski - najdziwniejszy , ale
zajebisty numer na płycie. Nie jest to jednak utwór doom'owy, Jest to
utwór "smaczków" dziwnych klimatów.
Les - Na
drugiej płycie będzie więcej takich smaczków ,zwolnień , dużo więcej
aranżacji wzbogaconych o totalnie mroczne partie klawiszy , gitar: i
wokali.Na drugiej płycie chcemy w pełni zrealizować nasze zamiary , nie
będziemy gonieni przez upływający czas i będziemy w bardzo dobrym studio
o dużych możliwościach techniczno -brzmieniowych. Ile znaczy to
oczywiście , że będziemy grali wolniej , nigdy do tego nie dopuścimy .
Damnation zawsze będzie zabijał prędkością i brutalnością.
-Tuż po
nagraniu "'Reborn..." z zespołu odszedł (wyleciał) jego założyciel
Wawrzyn. Dość niecodzienna sytuacja tym bardziej , że perkusista był
silnym punktem Damnation.Czy możecie ujawnić powody jego odejścia
(wyrzucenia) ?
Les
-Wawrzyn nie został usunięty dla tego , że słabo grał na perkusji lub
się nie rozwijał technicznie.Nie mogliśmy się z nim dogadać w
najprostszych sprawach , często wpadał w doły psychiczne , jego postawa
po prostu nas załamywała.Gdybym Ja był tak niestabilny psychicznie i nie
dążył po trupach do celu to Damngtion przestało by istnieć w ' 92
roku.Trzeba wierzyć w to co się robi , słabi zawsze odpadają. Osobiście
nie lubię ludzi zmieniających poglądy jak chorągiewkę i gotowych
sprzedać swoją dupę.
- Przed
podpisaniem kontraktu Pagan rec.wielokrotnie powtarzaliscie , że nie
chcecie mieć nic wspólnego z polskimi firmami i interesuje Was wyłącznie
współpraca z zachodnimi wytwórniami .Czy nie widzicie tu pewnej
niekonsekwencji?
Bart -
Dobre pytanie . Olewamy wszystkie polskie firmy wyłącznie nastawione na
zysk , oszukiwanie , bogacenie się kosztem młodych debiutujących kapel
,wydające każde gówno nastawione typowo komercyjnie.
Nigdy nie
mieliśmy na myśli Pagan rec. czy Witching Hour. Są to typowe podziemne
wytwórnie.Bardzo nam odpowiada Pagan rec. dobrze czujemy się w tej
wytwórni! Nie musimy się obawiać , że Tomek kiedykolwiek wyda coś
śmierdzącego komercją ! Co do zachodnich wytwórni to , okazało się , że
ich szefami są śmieszni , niepoważni ludzie jak np. Ludo z Evil Omen.
Wiele jest podobnych wytwórni . Myśleliśmy , że ten problem dotyczył
głównie Polski , ale jednak nie.
- Mimo to
myślę ,że możecie być zadowoleni ze współpracy z T. Krajewskim. Zarówno
pod względem wydania "Rebom...", jak i promocji zespołu?
Bart -Jak
na razie wszystko idzie dobrze , nie many powodów do narzekania.Do
studia weszliśmy w teminie. CD wyszedł w terminie.Wynikło tylko
opóźnienie z wydaniem taśmy , ale o tym wiedzieliśmy , że Tomasz
zmienił tłocznie.Myślę ,że promocja jest dobra - zajebiste flyers ,
wkrótce będą plakaty , bluzy. Tomasz zadbał również o promocje w
większych zachodnich magazynach .Co najważniejsze jest to facet -
szczerze oddany temu co robi , a więc robi to dobrze.
Les
-Tomasz jest prawdziwym kultowcem ,bardzo dobrze się rozumiemy, jest on
jednym z najbardziej zasłużonych dla podziemia maniaków.To jest jego
życie , poświecił się temu tak samo jak my.
- Wydanie dobrej płyty najlepiej poprzeć serią, totalnych koncertów.Czy ostatnio ruszyło się coś w tym względzie?
Bart -
Prawdopodobnie już w styczniu zagramy kilka koncertów na południu Polski
(Kraków, Sosnowiec) czekamy na potwierdzenie. W lutym , zaznaczam , że
nie jest to jeszcze na 100 % ., ale coraz głośniej o tym , że mamy
jechać na około dwa tygodnie trasę do Niemiec wraz z Hermh i
Sacrilegium.Miejmy nadzieję , że wszystko pójdzie po naszej myśli i do
tej trasy dojdzie.
- Niedawno
podziemie obiegła wiadomość , iż Les dołączył do Behemoth. Czy Twoja
rola w tym zespole ogranicza się jedynie do obsługiwania basu? Czy też
dorzucasz coś od siebie przy komponowaniu nowego materiału Behemoth?
Pytanie , które nurtuje pewnie fanów Damnation: gra w Behemoth może mieć
ujemny wpływ na egzystencję Damnation?
Les - W
Behemoth nie komponuje materiału , moje zadanie ogranicza się do
komponowania linii melodycznej basu - to jest moja działka i w
zupełności wypełnia mi resztki wolnego czasu.Bywa czasami , że mam dwie
próby w tygodniu z Behemoth i dwie z Damnation - prawdziwe pranie mózgu.
Damnation jest jednak najważniejszym zespołem dla mnie i nie sądzę , że
moje granie w Behemoth , miało jakiś ujemny wpływ na granie w
Damnation. Już prawie nagraliśmy z Behemoth nowy album ''Grom'' (
całość zabija , totalna prędkość ) jak to się skończy to zabieram się za
II LP Damnation , a jeszcze trochę czasu zajmie nam szlifowanie nowego
materiału. Nergal bardzo pomaga mi w rozsławianiu Damnation na zachodzie
, robi nam niezłą reklamę.
-
Niedawno po 2 latach zwłoki Morbid Noizz wydało demo hordy Cenotaph.
Pomijając już fakt żenującej okładki , czy był sens wydawania taśmy
nieistniejącego już zespołu ,w którym przypomnę grał także Bart?
Bart
-Materiał ten nagraliśmy z Cenotaph w czercu ' 93 ,wyszedł po 2 latach.
Nienawidzę tej wytwórni.Banda oszustów i złodziei .Wydają swoje
komercyjne pisemko,w którym wychwalają tylko to co sami wydają. Okładkę
do Cenotaph zmieili , zamiast naszej , którą kiedyś im daliśmy ukradli
back cover z płyty Varathron. Sama wkładka też wydana jest żenująco,
nie ma jednego tekstu , no i oczywiście nie umieścili daty nagrania
,t.zn. nie podali roku ( ' 93) chyba im było wstyd...A najlepsza to jest
recenzja , którą napisali w swoim pisemku cytuję "Cenotaph: black metal
inny od wszystkich" No tak obecnie jest moda na black to , przyczepiany
taką etykietkę i sprzedajemy. Fuck!. Jeśli mógłbym o coś prosić to nie
kupujcie produktów Morbid Noizz ! Nie dajmy zarabiać złodziejom!
- Powróćmy
jednak do Damation. Przez cały czas swojej działalności staracie się ,
aby postrzegano Was jako zespół piekielny , nieświęty.Skąd bierze się u
Was tak skrajnie negatywny stosunek do tego w co wierzą miliony Polaków?
Bart -Te
miliony to ludzie słabi ,o wątłym poczuciu własnej indywidualności ,
ludzie , którzy instynktownie potrzebują duchowego wsparcia oraz
czynnika , który pozwoliłby im żyć według jakichś uznanych , ściśle
określonych norm i zasad. Jest to bezładna masa , którą łatwo sterować
i manipulować, tłumacząc im zjawiska , których sami nie są w stanie
pojąć. Każda forma zorganizowanej religii jest przykładem pewnego
rodzaju niewolnictwa .Trzeba być wiecznie oddanym i posłusznym.To nie
dla nas. Zetknęliśmy się z czymś nieznanym... poznaliśmy wielką Moc z
tej drugi nie ma już odwrotu. To nasze wyzwolenie , droga do
wieczności...
Les -
Poszukiwanie zatraconego przed wiekami sensu życia człowieka , jego
możliwości , wiedzy ukrytej w nim samym i rozproszonej po całym świecie.
To zawsze nas inspirowało do życia i ciągłych pytań , które pozostają
bez odpowiedzi , tylko głupiec jest w stanie powiedzieć , że odkrył
zagadka mocy pradawnych sił. Nam pozostaje szukać wśród mroków wiedzy
klucza do własnego wnętrza.
-
Ostatnimi laty coraz więcej ludzi łączy faszyzm z satanizmem i sceną
black - death. Czy Wam wydaje się to prawidłowe? Osobiście jako
człowiek wychowany na muzyce z lat 80 - tych uważam to za najzwyklejszy
absurd...
Bart: -
Ludzie ci albo nie zdają sobie sprawy , albo mają po prostu w dupie to
do czego doprowadził faszyzm kilkadziesiąt lat: temu.Nie jestem faszystą
, więc nie popieram tego!
Les -
Niektórzy ludzie potrzebują ideologii nawet wtedy gdy ona nie jest
potrzebna.Jedno do drugiego nie pasuje,ale czego nie robia ludzie by
zwrcić na siebie uwagę.Osobiście brzydzę się nachalnymi Cyganami lub
innym brudem żebrzącym na naszych ulicach.
-
Damnation jest zespołem ideologicznym ,więc obok muzyki ważną role muszą
spełniać liryki. Czy te zawarte na "Reborn.." w pełni odzwierciedlają
Wasze uczucia?Co możecie powiedzieć o lirykach jakie znajdą się na
nowym materiale?
Les -
Teksty z "Reborn..." są odzwierciedleniem naszych. myśli , poszukiwań w
wiecznych zakamarkach ludzkich dusz , płyną odpowiedzi na pytanie o
sens egzystencji , manifestem przeciwko bezsensowi religii krzyża , jej
złudnym fetyszyzmem i ucieczką ludzi słabych pod pozorną opiekę świątków
i innych bzdurnych malowideł .Poszukiweniem wiedzy, które jest
rozproszona i ukryta . Zawsze było to celem naszego życia oraz wyrażanie
tego poprzez muzykę pełną mroku i brutalnej agresji. Na nowej płycie
będą bardziej dojrzałe ( już są napisane ),dotyczą pewnej ponadczasowej
historii , poprzez którą staramy się bardziej obrazowo wryrazić sens
tych tekstów. Jest to mroczna poezja , krzyk cieni , dobre wplątują się
w nasze umysły ze swym tajemniczym przekazem. Cytuję fragment: "Ognisty
wirujący wicher ,Wypełni w wirowym ruchu swe posłannictwo, Niby
błyskawica przeszyje ogniste chmury...
- Polskie
podziemie nie może narzekać na brak zespołów death metalowych. Niestety
niewielka ich część traktuje tą muzykę jako antychrześcijańską
bluźnierczą formę przekazu.W czym upatrujecie tego przyczynę?
Bart
-Wiele z tych kapel co rusz przeorientowuje swój styl na to co aktualnie
najlepiej się sprzedaje inní być może grają tylko dlatego, by zwrócić
na siebie uwagę bliższego otoczenia , by być odbieranym jako muzyk ,
jako ktoś lepszy. Inni próbują grać , bo wszyscy kumple w okolicy grają.
Za grę death metalu także często biorą się ludzie , którzy przez cały
tydzień starają się być “prawdziwymi death" a w niedzielę grzecznie idą z
rodzinami wysłuchać słowa bożego. Trudno więc by trakt:owali to co
robią jako coś antychrześcijańskiego.
Les -
Zostali jeszcze prawdziwi prorocy bluźnierstwa : Christ Agony ,Vader ,
Behemoth , Hermh i wiele innych zespołów , które nie sprzedają swojej
dupy takim frajerom jak Baron rec . Pierdolić pozerów.
- Wasza
fascynacja muzyczna z pewnością oscyluje wokół morderczego, kultowego
death metalu. W przeciwieństwie do np. black metalu , ten. rodzaj muzyki
pozostaje muzyką dla wybranych prawdziwym podziemiem. Czy podzielacie
moje zdanie, oczywiście wyłączając kilka wyjątków w postaci Morbid
Angel , Deicide...?
Bart -
Dodałbym jeszcze , że ten prawdziwy , kultowy death metal to muzyka dla
koneserów. Nie sądzę aby np.II LP Immolation , który prawdopodobnie
wyjdzie w lutym ' 96 pod tytułem "Here in after" odniósł wielki sukces
rynkowy. Niewielu trawi taką muzykę , jeszcze mniej ją kocha
,uwielbia...(a II LP Immolation wart jest tego - red )
Les -
Spotkałem się z oceną , że death metal jest komercją , muzyką dla mas i
tylko black metal jest prawdziwym kultem... minęły lata i sytuacja się
odwróciła ... każdy kto tylko potrafi szarpać struny gra prymitywny
black , ma 17 lat i nie wie gdzie tkwią korzenie tej muzyki . Tworzy się
błędne koło. Ja nie uznaję podziału tych gatunków to chory wymysł
gówniarzy którzy nazywają sią "prawdziwymi" ( chyba dupkami ). Tam gdzie
z głośników sączy się kult i bogata duchowo muzyka tam my zawsze
bedziemy chłonąć mrok w nasze serca.
- Na
plakatach i ulotkach reklamujących"Reborn..'' Można dostrzec zaledwie
dwóch muzyków Damnation. Z tego co wiem odbywają się już próby z nowym
perkusistą etc.Czy możecie podać jego personalia?
Bart -
Nasz nowy perkusista to Inferno.Próby z nim rozpoczęliśmy już w lipcu ,
kiedy rozstaliśmy się z Wawrzynem.Jest młody , ale dobry i bardzo szybko
opanował cały materiał z płyty.Oprócz tego zrobiliśmy już z nim 7
nowych kompozycji.
- Co powiecie na temat tych nowych kompozycji .Czy nadal pozostaniemy w kręgu brutalnego , kultowego death metalu?
Bart - No
jasne .Gramy muzykę , którą czujemy , którą kochamy . Nie moglibyśmy
nagle zacząć grać coś nowego.Sam zresztą słyszałeś kilka nowych utworów ,
i myślę , że zgodzisz się ze tym , że nadal gramy brutalnie , że nie
zwolniliśmy ...( zdecydowanie podtwierdzam - red. )Mamy już praktycznie
skomponowany cały materiał na II LP , został do zrobienia tylko jeden
utwór z perkusistą_(gitarowo został zrobiony dużo wczesniej) . Będzie to
materiał o wiele lepszy niż “ Reborn..." Cięższy , mroczniejszy ,
szybszy , więcej ciekawych rozwiązań...
Les -W tej
chwili właśnie słucham II abumu Immolation.-"Here in åer".- Jest to
kawał piekelnej brutalnej roboty.Słuchając tak dobrej muzyki człowiek ma
ochotę zagrać jeszcze lepiej , jeszcze brutalniej i ciekawiej. To jest
mój świat i nie zamierzam go opuścić i grać dobrze sprzedające się
przeboje jak Pantera.
- Na tym zakończymy ten wielce interesujący wywiad. Ostatnie słowo...
Les -
Wielkie dzięki Adam za wszystko co robisz dla Damnation. Za wywiad , za
promocje ( jakże wielką ).Wiemy, że nic z tego nie masz , że wszystko
robisz dla idei!!! Za to Ciebie cenimy , naprawdę niewielu jest obecnie
ludzi całkowicie oddanych muzyce , kultowi... Jeszcze raz piekelne
podziękowania .
Cały nasz stuff można nabyć w Pagan rec. lub w kilku najważniejszych sklepach muzycznych.
Bądźcie zawsze sobą! Hail!
- Cóż ja ze swojej strony dodam , íż "Reborn..'' to absolutny mus dla każdego Prawdziwego maniaka.
Zines zainteresowane współpracą z Damnation niech piszą do mnie po potrzebne materiały lub na adres zespołu.
Opublikowane za zgodą Adam - Skalpel - Stasiak - NECROSCOPE # 4
E X O R C I S T [ P L ]
Martwi, a jednocześnie żywi
Do warszawskiego EXORCIST mam wyjątkową słabość, jakkolwiek by to nie
brzmiało. Pierwszy raz usłyszały ich moje młode wówczas uszy, bodaj w
1988 roku w Muzyce Młodych. Janusz Merz zaprezentował utwór After The
North Winds, z drugiej taśmy demo o takim właśnie tytule.
Od początku wiedziałem, że EXORCIST nie może zabraknąć na łamach NNCh
zine. Tak też się stało. Lider zespołu - Tomek Skeleton Godlewski,
gościł m.in. na łamach numeru pierwszego tego zina. Jest to człowiek
jedyny w swoim rodzaju. Maniak – jakich mało. Zapraszam do krótkiej
rozmowy…
Jaki jest właściwie obecnie status zespołu EXORCIST? Zespół istnieje
czy zawiesił działalność? Gdybym zaprosił Was np. na wspólny ze SMIRNOFF
koncert do Tarnobrzega, to zagracie?
Status? ZOMBIE! Czyli martwi, a jednocześnie żywi. Każdy po kolei coś
tam przygotowuje. Akurat na ten moment będzie już kończony wreszcie
bass, czyli został jeszcze wokal oraz poprawki w perkusji.
Co do zaproszenia do wspólnego grajkowania to może być nie lada problem
ponieważ my już generalnie nie praktykujemy razem, ale nikt nie mówi -
„nie”! Zobaczymy.
Kto aktualnie uczestniczy w próbach zespołu? Często wspólnie muzykujecie?
Tak jak już pisałem w poprzedniej odpowiedzi - nie mamy prób, a obecnie
w EXORCIST gra: Tomek Godlewski, Paweł Ręczkowski, Paweł Skwierawski i
wspomagać nas będzie Krzysiek Kuczyński.
EXORCIST - From Hell To The Earth - to tytuł roboczy wydawnictwa
anonsowanego od lutego 2004 roku? Kiedy ten materiał ujrzy światło
dzienne?
Dobre pytanie, na które nikt nie zna odpowiedzi. Ponieważ sami sobie
jesteśmy kapitanem, sterem i okrętem czy jakoś tak, więc żaden
cwaniaczek nie mówi nam: co, jak i na kiedy ma być zrobione, bo terminy
gonią. Robimy jak nam się chce i kiedy nam się chce.
Ten materiał ma ukazać się w formie CD. A gdyby ktoś chciał wydać to na vinylu czy wyraziłbyś zgodę?
Tak. Ma się ukazać jako CD, ale rozmowy w sprawie vinylu już się
odbyły. Problem jednak polega na tym, że materiał ma ok. 50 minut, a
vinyl może zmieścić ok. 40 minut. Może zdecydujemy się na dwie Ep-ki,
ponieważ Gatefold może pochłonąć za dużo kasy. Nie wiem, może jednak
jakaś inna tłocznia zaoferuje inne możliwości.
Już ponoć mieliście propozycję wydania Waszego materiału, prawda?
Tak, ale nie byliśmy tym zainteresowani. Wolę sam sobie robić distro,
albo dać komuś, kogo znam. Wojtas - znasz mnie, nie zależy mi na
rekordach sprzedaży, ponieważ ja nie żyję z muzyki i nie potrzebuję
przycinać na tym kasy. Sprzeda się tyle, ile się sprzeda.
Na planowanej płycie będzie też utwór pt. 1410. Prace nad nim
rozpoczęliście w roku 1988. To będzie blisko 14 minut muzyki. Czy
wiadomo, kto to będzie śpiewał?
He,he,he, no będzie już prawie 20 lat. Wcześniej nazywał się
Tuttanchamon i w zasadzie z niego został już tylko szkielet. 1410 to
zbiór trzech kawałków (z trzeciego, nigdy nie zrealizowanego demo) plus
kilka nowych patentów istotnie przearanżowanych. Oprócz tego będzie
jeszcze utwór Templar Knights - kompletnie nowa pozycja. Oba utwory
znacznie odbiegają od poprzednich "dokonań", ale myślę, że uda się to
jakoś wkomponować w starocie.
Czy masz kontakt z ludźmi ze starego składu EXORCIST? Spotykasz może czasem gdzieś Antichrista lub Necrophiliaca?
Z oboma Pawłami prowadzę firmę Musiccrater, z Necrophilem widuje się
sporadycznie, ale wiem, że udało mu się dźwignąć z dna. Beerbear
siedział w psychiatryku i już nie lubi dawnych kumpli. Kleiber też zdaje
się mieć inne zabawki i nie reaguje na maile. Rothon ma się bardzo
dobrze i pomaga nam przy nagrywaniu, Ciepły gra w zespole Ziemia, ale
nie utrzymuję z nim kontaktu. Antichrista nie widziałem ze 12 lat, ale
podejrzewam, że albo nie żyje, albo pierdzi w pasiaki. Grzesiek Petasz,
Jarek Woluszko są już z drugiej strony.
Możesz powiedzieć w jakich okolicznościach zginął ten drugi czyli Butcher?
Prokuratura umorzyła śledztwo w jego sprawie. Z tego co ja wiem, to
Jarek został zamordowany – uduszony, w swoim mieszkaniu i wyrzucony z
13-ego piętra, aby upozorować samobójstwo. W grę chyba wchodziła kasa,
jakiś szantaż etc. Trzy miesiące później powiesił się jego ojciec -
smutne.
Dzięki Tomek! Coś na koniec tego krótkiego wywiadu?
Wojtas, nie spaliłbyś nago, jedynie w walonkach speeda z odzianym w
latexową maskę z suwakiem i różową pieluchę Edgarem Gosiewskim? Co?
Albo wybatożył na chłodno grube dupsko poseł Sobeckiej trzymającej w
ustach zardzewiały kabong od wiadra z gnojówką?!
Pozdrawiam Ciebie i Ewę serdecznie, jednocześnie dziękując za ponowną
możliwość wypowiedzenia się na łamach Twojego zacnego periodyka.
P.S
My też Cię pozdrawiamy Tomek! Co do Edgara, to mógłbym się podjąć tego
zadania. Wcześniej jednak poczęstowałbym go kawą Inką, która byłaby
wlewana do jego ust prosto z betoniarki, w której godzinę wcześniej
mieszano żużel z końskim włosiem. Z Pampeluny sprowadziłbym wielkiego
byka, z wytatułowanym na zadzie wizerunkiem Antoniego Macierewicza,
który wziąłby na rogi Przema. On czytałby w tym czasie, ubrany w
przyciasną garsonkę, adhortację nauczającą Jana Pawła II o formacji
kapłanów we współczesnym świecie - „Pastores dabo vobis”…
WOJCIECH LIS
Wojciech
Lis razem z Tomaszem Godlewskim, są autorami książki pt. „Jaskinia
hałasu”. Publikacja ta to pierwsze w Polsce, obszerne ujęcie historii
tworzenia się polskiego metalowego undergroundu. Na potrzeby książki
przepytano większość głównych animatorów tej sceny, z czego powstał
autentyczny i wielobarwny obraz widziany przez pryzmat wrażeń i
wspomnień jego twórców i uczestników. Książka cały czas jest do kupienia
w Wydawnictwie Kagra:
http://www.kagra.com.pl/?p=productsList&page=2
E G Z E K U T H O R [ P L ]
Oni się prali , my graliśmy i western się kręcił
Dawno,
dawno temu Pan Filip Łobodziński czyli Duduś z serialu „Podróż za jeden
uśmiech”, w radiowej audycji Demo-Top, zaprezentował utwór
szczecińskiego zespołu EGZEKUTHOR. Kawałek zatytułowany był po prostu
Egzekuthor. Zabrzmiało to fantastycznie.
Jak
wiecie, grupa miała swoje wzloty i upadki. Chciałbym, aby teraz wyszli
na prostą. Długo... Stanowczo za długo, czekali też EGZEKUTHORZY na
premierę swojej debiutanckiej płyty. Materiał jest, więc należy się
cieszyć.
Przepytałem
o interesujące mnie kwestie tego, który swoim wiosłem powodował, że
niejednemu z nas o mało nie odpadł łeb. Nie od uderzenia siekiery, a od
machania łepetyną w rytm muzy EGZEKUTORA. Mówi Grzegorz "Siwy"
Styp-Rekowski…
Powiedz proszę na początek, jaki jest obecnie status EGZEKUTHORA?
Gracie czy zawiesiliście działalność? Pytam, bo z Waszej oficjalnej
strony WWW niewiele można się dowiedzieć, ponieważ nie działa...
Trudno
powiedzieć, czemu strona nie działa. Operator domeny ma jakiś burdel w
księgowości i wyłączyli domenę - mimo, że mamy opłacony kolejny rok. Od 3
miesięcy przepychamy się z tą firmą w mailach. Telefonów nie odbierają.
Mówię Ci, kompletnie niepoważni ludzie. Trochę zależy nam na tej
domenie, bo już jest znana, ale jak się nie dogadamy, to trzeba będzie
zmienić. I chyba się nie dogadamy , bo jak widzę właśnie, już ktoś ją
podkupił.
A jeśli
chodzi o nasz status, to po trasie Thrash Revolution Tour zawiesiliśmy
działalność. Tuż przed trasą kapelę opuścił Morda, a w zastępstwie na
trasie zaśpiewał Stachu Rosłoń. Bawiliśmy się świetnie, ale po trasie
Stachu poszedł w swoją stronę, a my zajęliśmy się miksami naszej płyty.
Trochę to musiało potrwać, bo nasz menago - Tomek Belcarz, który jest
jednocześnie producentem tej płyty, mieszka w Anglii. Zrobiliśmy więc te
miksy i mastering w kilku sesjach, a że nie jesteśmy nigdy zadowoleni,
to tak długo rzeźbiliśmy, aż nam się znudziło.
Realizator
nagrań, Artur Bursakowski, miał z nami niezłą przeprawę, ale w końcu
wszystko jest prawie tak, jak chcieliśmy. Płyta lada moment będzie na
rynku. Odbyliśmy już spotkanie z chłopakami i wszyscy, łącznie z Mordą,
są zainteresowani graniem. Także kolejna reaktywacja możliwa całkiem
niedługo.
Cofnijmy
się o kilka lat wstecz. Pod koniec 2002 roku członkowie oryginalnego
składu EGZEKUTHOR postanawiają reaktywować zespół. Czy możesz powiedzieć
z perspektywy tych 6 lat, jakie było zainteresowanie Wami po
reaktywacji? Czy warto było Twoim zdaniem wracać?
Na pewno
warto było wracać. Stanąć znów na scenie i poczuć … To przede wszystkim
nasza pasja, bo interes żaden. Zagraliśmy kilka niezapomnianych
koncertów. Graliśmy z TSA, TURBO, na Metal Fest z całą czołówką polskiej
sceny i DESTRUCTION na deser.
Mieliśmy
też pierwszy zajebisty koncert w Policach, z naszą scenografią, gdzie
zagraliśmy półtorej godziny. Na nasze warunki było to prawdziwe,
metalowe widowisko.
Wiesz…Wracając
po latach, nie nastawialiśmy się na nie wiadomo jaką karierę. Zdajemy
sobie sprawę, jakie są dzisiejsze realia naszej sceny muzycznej, w tym
sceny metalowej. Wiadomo, że z grania thrashu żyć się nie da. Każdy z
nas ma swoja pracę, rodzinę, kochanki i inne rozrywki. Na scenę
wróciliśmy, bo to zostaje po prostu we krwi.
Wiosną 2008 wydaliście płytę CD dla Time Before Time? Jak do tego
doszło? Co zawiera ten materiał? A przede wszystkim, ile znajdzie się na
nim premierowych utworów?
Widzę, że
masz świetne informacje. Jak do tego doszło? O to zapytaj naszego
managera, dam Ci jego numer, jak chcesz. Wiem, że duża w tym była
zasługa Wojtka Maziarza "Ziuty"
z BladeRazor Management, z którym współpracujemy. Z tego co wiem, to TBT Records zaproponowali najsensowniejsze warunki.
Płyta
zawiera przekrój tego, co tworzył EGZEKUTHOR przez lata. Cztery kawałki z
repertuaru starego EGZEKUTHORA z lat 80-tych w nowych wersjach i
cztery, całkiem nowe.
Opowiedz o pierwszych i ważnych dla Ciebie zespołach. Możesz podać jakieś nazwy?
To łatwe
pytanie. Ucho jako dzieciak zawsze miałem. W podstawówce przyszedł
polski rock i nie tylko. Zostałem fanem TSA i mając świadomość , że
Polmuz to nie najlepsza firma, wpadłem na pomysł, że sam sobie coś tam
wystrugam. I tak też się stało.
Nie
umiejąc grać, zbudowałem swoją pierwszą gitarę. Potem pojawiła się
METALLICA, SLAYER i reszta tej wynitowanej bandy. Co tu dużo gadać,
pra-początki jak prawie każdego fana thrash-speed metalu.
Dzięki komu zainteresowałeś się jako młody chłopak muzyką metalową?
Jak już
mówiłem, jeszcze w podstawówce zaczęliśmy słuchać muzyki metalowej.
Trafiliśmy akurat na największy w historii boom polskiego rocka. Tak
naprawdę nie było nikogo konkretnego dzięki komu zacząłem słuchać
muzyki. Raczej nakręcaliśmy się nawzajem z kumplami, każdy coś przynosił
do posłuchania i z tego wyłonił się nasz kanon.
Słuchanie
samo jednak nie dałoby u mnie później takich efektów. Musiałem mieć
idola, maszynkę do nakręcania mnie. Takim gościem był wówczas dla
mnie Andrzej Nowak.
A jaką kapelę zobaczyłeś na żywo po raz pierwszy w swoim życiu?
O wilku mowa. To był koncert TSA w Szczecinie, w Amfiteatrze w Parku Kasprowicza.
Ten
pierwszy skład, najbardziej oryginalny. To były wielkie dni TSA,
pierwsza ich duża trasa chyba. Pojechaliśmy w trójkę bez biletów i bez
kasy, koncert już się zaczął, a my za płotem z setkami fanów. W pewnym
momencie podchodzi do naszej grupki bramkarz i pokazuje na naszą trójcę
paluchem i mówi: "Ty, ty i...ty. Szybciej , bo się rozmyślę!". Nie wiem
do dzisiaj, dlaczego akurat nas za bramy wpuścił, ale dobrze zrobił
chłopina, bardzo dobrze.
Czy zanim trafiłeś do EGZEKUTHOR, grałeś z jakimiś innymi zespołami?
Tak i nie. EGZEKUTHOR to finał pewnej ewolucji , która wydarzyła się w
piwnicach mojego domu rodzinnego. Tam zacząłem grać z różnymi ludźmi,
aż do momentu utworzenia przeze mnie EGZEKUTHOR i tam też zakończyłem.
Na próby daleko nie miałem, ze swojego pokoju tylko dwie kondygnacje
niżej. Także o jakie zespoły chodzi?
Często pytam o to ludzi ze Szczecina. Jakie było wówczas środowisko
metalowe w Szczecinie? Mieliście wiele kapel m.in. PROSECTOR, MERCILESS
DEATH, MORTUARY czy CONFIDENT…
Tak, ale
my się zawsze trzymaliśmy trochę z boku. Na prawym brzegu Szczecina w
Zdrojach u mnie w piwnicy, jak już wspomniałem. Nie dbaliśmy o rozgłos w
lokalnym środowisku. Koncentrowaliśmy się na muzyce, nie mieliśmy
managera. Propozycje grania płynęły same nie wiadomo skąd.
Szczerze
mówiąc, takie nazwy jak PROSECTOR czy CONFIDENT, niewiele mi dziś mówią.
Coś mi się kojarzy tylko, że grał w tych kapelach na basie Gnibol,
który przez jakiś czas grał też ze mną w moim garażu.
Ale zanim
narodził się EGZEKUTHOR tworzyliście pod szyldem THOR. Czarek Żuchowski
mówił kiedyś w wywiadzie ze mną, że to właśnie Ty założyłeś ten zespół w
1985 roku. Czy to prawda?
Czarek tak powiedział? No, to chociaż raz powiedział prawdę.
Tak, to
się zgadza. Najpierw był instrumentalny THOR, który po dojściu wokalisty
zamienił się w EGZEKUTHOR. No może nie do końca, bo historia kapeli
sięga 83 roku, gdzie z kumplem z podstawówki Tomkiem Belcarzem
założyliśmy kapelę i graliśmy w moim garażu.
Najpierw
nazywaliśmy się CHIMERA, a potem VON FALLUS. Masa ludzi przewinęła się
przez ten garaż, a składy i nazwy zmieniały się płynnie. Jak Tomek
poszedł do wojska, pożegnaliśmy się z Johnnym i Kasiarzem, czyli
przyszłym MERCILESS DEATH. Na ich miejsce przyszli Misiek, Iron i Dymel.
Wtedy zmieniliśmy nazwę na THOR, a po dojściu Mordy w 87 roku na
EGZEKUTHOR. No i tyle. Ciekawostką jest, że po reaktywowaniu kapeli w
2003 roku, Tomek wrócił do zespołu w roli managera. Pozostał wierny
kapeli, w której powstaniu miał udział.
Powiedz, kto był autorem nazwy EGZEKUTHOR i kto pisał te świetne teksty, znane z taśmy Czas Sumienia?
Kiedy do
kapeli dołączył Morda, oczywistą rzeczą dla nas było, że trzeba zmienić
nazwę, bo zaczęliśmy też śpiewać. To on wyskoczył z propozycja, że o
wiele lepiej będzie, jak nazwa będzie się wygodnie skandować, bo THOR to
jednosylabówka. Nie chcieliśmy też za mocno kombinować, aż w pewnym
momencie Iron wpadł na pomysł i dodał te sześć liter z przodu.
Debata na
temat nazwy się skończyła, poświęciliśmy na to niecałą godzinę i wszyscy
byli zgodni. Jeżeli chodzi o warstwę tekstową, to zawsze zajmował się
tym Morda. Jednak muszę tutaj wspomnieć o człowieku, który jakoby był
źródłem dla później powstałych tekstów, a przede wszystkim ich tematyki.
Wspólnie stwierdziliśmy, że modne wtedy szatańskie tematy nas nie
kręciły. Potrzebowaliśmy czegoś innego i właśnie pojawił się u nas taki
człowiek o ksywie Remi. On pisał takie dziwne psychodeliczne
opowiadanka. Historie, które później posłużyły Mordzie za pożywkę do
klecenia tekstów. Także, to też w dużej mierze jego zasługa.
Jak wspominasz Wasze występy na festiwalu jarocińskim w 1987 i 1988 roku?
Całkiem
dwa inne festiwale, jak dla mnie. Po pierwsze, samo zakwalifikowanie się
na Jarocin 87 było dla mnie dużym szokiem. Nie liczyłem się z tym, że
tam się w ogóle dostaniemy. Mieliśmy tylko tydzień czasu na
przygotowanie materiału z wokalem i nagranie, bo termin wysyłki się
kończył. Morda zrobił tu naprawdę dużą robotę.
Po drugie,
zaistnieliśmy po raz pierwszy na ogólnopolskiej scenie. Jak się później
okazało, odbiło się to dosyć dużym echem, ku naszej uciesze oczywiście.
Po trzecie, po tej imprezie uwierzyliśmy w siebie.
Na Jarocin
88 przyjechaliśmy już prawie jako starzy wyjadacze. Płytą kwalifikującą
nas na ten festiwal było przecież nasze słynne "Czas Sumienia", także
obaw o dostanie się raczej nie mieliśmy. No i to trzecie miejsce, które
poszło w niepamięć. Mieliśmy pecha, pewnie rok wcześniej taki sukces, a
mogłoby być inaczej.
To był
pierwszy rok, gdzie Dziubiński objął patronat nad festiwalem. I chujnia z
patatajnią się zrobiła. Były tylko trzy nagradzane miejsca, a nie jak
wcześniej, chyba do dziesiątego. Chociaż też nie do końca, bo za trzecie
miejsce była niby bezpłatna kampania reklamowa, tak to się chyba
nazywało. Czego oczywiście EGZEKUTHOR nigdy nie doświadczył.
Faktem
jest, że po koncercie finałowym, przyleciał do nas pan D. z gotowym
kontraktem, a my się na niego olaliśmy. Byliśmy zgodni, że z diabłem
cyrografu podpisywać nie będziemy. A to w dużej mierze po rozmowach z
kapelami z jego stajni. Chłopaki kokosów nie mieli. Jednak nie
zdawaliśmy sobie wtedy jeszcze sprawy, co złego może nawyczyniać. Jak
daleko sięgają jego wpływy.
Koncert
finałowy natomiast, to czysta bajka. Trafiło się nam wtedy, jak ślepej
kurze ziarno. Wiadomo - trzecie miejsce, wyjście nasze zaplanowane na
20.00. O 19.30 walnąłem byka, bo nic innego nie było ( prohibicja ) i
nie był zły, a tu okazało się , że mają duże opóźnienie. Udało nam się w
końcu zagrać coś około 24.00, lepszej pory dla nas nie mogło być.
Naście tysięcy ludzi, wszyscy rozgrzani jak trzeba. Power na scenie mnie
taki dopadł, że ho, ho! Do dziś mam przed oczami tą zajebistą publikę,
bawiącą się razem z nami i budującą piramidy przed sceną.
A jak z
perspektywy czasu postrzegasz podziemne imprezy, na których także
graliście w latach 80-ych czyli Thrash Camp czy Drrrama? Czy to prawda,
że na Drrramie w 88 roku publiczność zmusiła organizatorów, abyście
powtórzyli na koniec meetingu swój koncert?
Thrash Camp…Dooobra impreza. Wielki ośrodek z różnymi atrakcjami i dużym
amfiteatrem. Jezioro, dużo zieleni, można byłoby odpocząć, ale jak
zwykle przy tej naszej trzodzie, nie dało rady. Pamiętam, grałem wtedy
na wzmacniaczu gitarmena z KATA. On nam zresztą brzmienie na scenie
ustawiał. Bardzo w porządku gościu. Dzięki temu brzmieliśmy super,
zrobiliśmy swoją sztukę. Jednak tam było już preferowane szybsze granie,
takie hardcoreowate bardziej. Także wielką gwiazdą tam nie byliśmy, ale
jak zwykle koncert koncertem, a to, co po, to najważniejsze.
Drrrama 88
to już zupełnie inna impreza. Działo się tam dużo fajnych rzeczy i
było wiele wesołych wątków. Można byłoby ciekawe parostronicowe
sprawozdanie napisać. A trwało to tylko dwa dni.
Muszę
powiedzieć, że tam dano nam odczuć, że byliśmy gwiazda tego meetingu.
Nasza muza uderzyła w 100% tak, że faktycznie jako jedyna kapela
powtarzaliśmy nasz koncert na drugi dzień. Tak się publika na nas
zawzięła. Był jeszcze inny bardzo miły dla nas akcent tej imprezy. Jak
wracaliśmy już pieszo z hotelu na dworzec, przechodziliśmy obok boiska,
gdzie odbył się koncert. A tam trwała dyskoteka. Ktoś nas przyuważył ,
ściszył muzę, wziął mikrofon i ładnie nas pożegnał łącznie z
podziękowaniami. Ludzi było tam jeszcze od groma, także jak ryknęli nam
na pożegnanie, to znowu mnie ciary przeleciały.
Jakie kapele z tamtych czasów wspominasz jako najlepszych kompanów do wypitki? Z kim imprezowało się najfajniej?
Tak
naprawdę, to nie pamiętam wszystkiego. Wiem, że było fajnie i gdzie, ale
przy takiej masie ludzi, co się przewijała, nie sposób jest spamiętać
wszystkich zdarzeń. Szczególnie, jak się bierze bardzo czynny udział. W
sumie, to wszędzie było fajnie i nigdy nie chciałem wracać na chatę.
Człowiek był młodszy. Kaca się nie miało, można było imprezować do bólu.
Zdarzało się, że nie pamiętałem całości naszego koncertu. Także, nie
odpowiem Ci chyba wyczerpująco na to pytanie.
Krojenia na koncertach. Szczecin miał wtedy mocną ekipę kozaków…
Jeżeli
chodzi o ekipę ze Szczecina, to już takiej nie będzie. Byli w tym
najlepsi. Często na koncertach przybiegał do mnie ktoś od nas i pytał:
"Siwy potrzebujesz coś?" Hmmm... Często odmawiałem, bo miałem już przed
oczami niewinnego kolesia wiszącego do góry nogami, któremu z kieszeni
wypadają ostatnie centy. Teraz mam brechta, ale nieraz było ostro.
Dostałem
ostatnio od kogoś ostatni Heavy Metal Pages, z artykułem o nas. Jest tam
opisana taka akcja, jak Ironowi ktoś podprowadził jego zajebistą,
czarną skórę. Autor tego artykułu trochę nie za bardzo wiedział, jak to
było i puścił wodze fantazji, wiec korzystając z okazji, sprostuje to
trochę.
Akcja
miała miejsce na Drrramie, a nie na Thrash Campie. Rzeczywiście Ironowi
zginęła skóra i nasi fani ruszyli na pole namiotowe, na poszukiwania.
Tacy równi kolesie, co się z nami wtedy kręcili - Heavy z Białegostoku i
Ojciec nie wiem skąd, ale pozdrawiam. W każdym razie ruszyli na pole
namiotowe, przeprowadzili szybkie śledztwo, no i znaleźli zgubę. Wpadli
do gościa do namiotu, najebali mu porządnie i odzyskali skórę Irona. Gdy
już nasz pociąg ruszał, dotarli na stacje i wrzucili nam ją w ostatniej
chwili.
Jak
oceniasz te wszystkie zadry i animozje pomiędzy metalowcami? Czy Ty
bądź, któryś z Twoich kolegów z zespołu został kiedyś skrojony?
Oprócz akcji ze skórą Irona, to nie pamiętam, żeby były podobne przygody.
My jako muzycy ze Szczecina i z taką słynną brygadą, byliśmy raczej nietykalni. Nie chcieliśmy też mieć połamanych palców.
Oni się prali , my graliśmy i western się kręcił. Co tu dużo gadać, takie czasy.
Jak z perspektywy czasu oceniasz materiał Czas Sumienia?
Myślę, że to dobry materiał. Jeden z lepszych w tamtym czasie. Dzięki
niemu zaistnieliśmy przecież jako kapela i co mnie cieszy, nadal daje
radę.
Nie bez powodu wróciliśmy do starych kawałków. To było to. Żałuję tylko , że nie pociągnęliśmy tego dalej.
Jestem też
bardzo ciekaw Twoich refleksji z koncertu na Metalmanii w 1989 roku.
Jeden z utworów z tego koncertu trafił na składankę Metal Mindu, prawda?
Taa…Trafił? Wiem kurde, że trafił! Nikt jednak nie zapytał, czy może!
Pan Dziubiński popełnił tu małą samowolę. Pewnie dlatego wszystko
poprzekręcał. Nazwiska autorów, nazwę kapeli i tytuł kawałka.
Wiesz,
mieszkałem już w Berlinie parę lat, jak dostałem tę płytę od bliskich mi
osób w prezencie. Z jednej strony zajebicha , bo jesteś na LP, a z
drugiej, to myślę sobie: w chuja cięcie też zajęcie.
Nic mi nie
było wiadomo , żeby kiedykolwiek ktoś z kapeli gadał na ten temat z MMP
i dał pozwolenie , czy podpisał jakiś gówniany kontrakt. Nie mówiąc już
o grosikach, których nikt na oczy nie widział. Ale z tego co wiem, to
typowe dla tej firmy.
Jeżeli
chodzi o sam koncert… Stary, to niezapomniane dla mnie wydarzenie.
Zajebiste doświadczenie. Po raz pierwszy graliśmy na hali przy tylu
ludziach, gdzie publika ryczy na ciebie nie tylko spod sceny , ale i z
góry. Wow! Jak pomyślę sobie o Spodku, to ciary mnie przechodzą do
dziś.
Po
występie na Manii stanęliście przed szansą nagrania płyty dla MMP
Dziubińskiego. Czy rzeczywiści nagraliście materiał, który później nie
ujrzał światła dziennego? Co poszło nie tak jak trzeba?
Masz dobre
wiadomości, ale nie do końca. Znaczy wiesz, że dzwoni, tylko nie wiesz
gdzie. Pytasz niewłaściwą osobę. My w tamtym czasie olaliśmy Dziubę i
jego niepoważne propozycje. Słyszałem, że potem Misiek i Dymel ze swoim
nowym składem, zwrócili się do Dziuby i nagrali materiał. Pewnie gdzieś
to leży zakurzone na polce, ale to nie mój problem. Ja już wtedy
mieszkałem w Berlinie i miałem to serdecznie gdzieś. Dziwi mnie tylko,
że posługiwali się nazwą EGZEKUTHOR. Dla mnie historia tamtego
EGZEKUTHOR skończyła się w 1989 roku, po koncercie na Metalmanii.
Słyszałem
plotkę, że po jarocińskim występie w 87 roku EGZEKUTHOR został
zaproszony do Chicago, jednak nieuregulowany stosunek do służby
wojskowej większości członków kapeli uniemożliwił wyjazd…
To nie
plotka, to prawda. Tyle, że w tamtych czasach nie miałeś paszportu w
domu, jak teraz. Chociaż z drugiej strony patrząc, to wjazd Polaka do
Stanów jest teraz nie mniej problematyczny. Wtedy, żeby dostać
paszport, trzeba było najpierw uregulować swój stosunek do zaszczytnej
służby. Nie było szans wyjechać.
Ja na
szczęście nie odbyłem tego obywatelskiego obowiązku. Morda był po
wojsku, Iron odrabiał w OC, a reszta się migała. Nie było nawet sensu
startować po paszporty. A szkoda. Zostaliśmy wtedy zaproszeni przez
jakieś Stowarzyszenie Polonii Amerykańskiej albo jakoś tak. Nie pamiętam
dokładnie. Jednak zaszczyt był to zajebisty, kapela dostała takiego
kopa , że w następnym roku w Jarocinie zdobyła trzecie miejsce.
Był okres,
kiedy EGZEKUTHORA zasilali muzycy MERCILESS DEATH – Grzesiek i Marek.
Został nagrany materiał pt. Hateful Subconsciousness. Może słów kilka o
tym materiale?
Znałem i lubiłem tych chłopaków. Jakby nie było , to razem się nakręcaliśmy.
No wiesz,
wzajemna mobilizacja , zdrowa konkurencja. Co do tego materiału, to
raczej nic nie mogę powiedzieć, bo nad nim nie pracowałem i nie będę
obiektywny. Tu właśnie kończy się moja historia w EGZEKUTHORZE tamtych
czasów. Jednym się podoba, pytają o to do dziś. Drugim mniej. Osobiście
uważam, że ta zmiana stylu ,wokalisty i tendencja do tego, żeby grać
jeszcze szybciej, a mniej przemyślanie, nie wyszła kapeli na dobre, co
zresztą znajduje potwierdzenie w dalszej historii EGZEKUTHORA.
Mam taki fragment tekstu ze starego Na Przełaj, który teraz zacytuję:
„Podczas
eliminacji wojewódzkich XIII OMPP zdobyli (EGZEKUTHOR) pierwsze miejce w
kategorii zespołów heavy metal pokonując pseudolidera szczecińskiego
metalu zespół MERCILESS DEATH”. Pod tym tekstem nikt nie podpisał się z
nazwiska. Widnieje tylko podpis: Fan Club Heavy Metal Attack. W związku
z powyższym, czy między EGZEKUTHOR a MERCILESS DEATH był jakiś
konflikt?
Nigdy nie było żadnego konfliktu między kapelami.
MERCILESS
DEATH założyli Kasiarz i Johnny, z którymi grałem wcześniej. Nie
zgadzaliśmy się w sprawach muzycznych, ale poza tym byliśmy dobrymi
kumplami. Wiele win razem wypiliśmy i nie tylko. Chłopie! Taka przyjaźń
to na wieki.
Super!
Ciekaw jestem czy masz kontakt z kolegami z EGZEKUTHOR z dawnych czasów.
Czy wiesz co słychać u takich ludzi jak Majówa, Misiek czy Sztetke?
Z Majówą,
to się pewnie niedługo spotkam za pośrednictwem bardzo popularnej strony
nasza-klasa.pl. Pozostali dwaj mnie nie interesują. Jeszcze niedawno
uważałem, że napiłbym się piwka z Miśkiem i chętnie pogadał. Ale doszły
mnie słuchy, że koleś ma do mnie jakieś sęki, o to, że pozwoliłem sobie
reaktywować EGZEKUTHORA właśnie pod tą nazwą.
To chyba
jakiś agresywny misiu się zrobił po latach. Myślałem, że ktoś z jego
pozycją w branży, kto współtworzył ten zespół i z niego się wybił,
będzie miał większą klasę. Sam nie wiem, co o tym myśleć. Może to tylko
plotki, a może ktoś go podkręca do takiego gadania.
A jeśli rzeczywiście ma jakieś pretensje, to niech się zachowa jak kolo, a nie kuźwa, smrody sieje. Nie lubię tak!
Powiedz jeszcze, czego ostatnio słuchasz w wolnej chwili?
W pracy, odgłosu narzędzi budowlanych, a w domu szczekania psa i zrzędzenia...
Co do muzy, to uważam, że lata 80 nie zostały i nie zostaną w najbliższej przyszłości pobite.
Zawsze
chciałem Cię o to zapytać… Czy ktoś kiedyś mówił Ci o Twoim
podobieństwie do Jaffa Hannemanna? Ja odnoszę takie właśnie wrażenie…
Po
raz pierwszy spotkałem się z tym dawno, dawno temu, gdzie kolesie z
DRAGONA i DESTROYERA mówili do mnie: "Ty, nasz polski Hannemanie".
Człowieku!!! Nie było lepszego komplementu! No nie było! Tak mnie ludzie
fajnie kojarzyli i kojarzą do dziś.
Pewnie, że to zajebiście miłe.
Wyobraź
sobie, że Jola z Ziutą, zrobili mi na urodziny oryginalny prezent. Na
formacie A4 pomieszali moje i Hannemana fotki, a ludzie - nawet ci, co
znają sprawę, często się mylą. Także, ja też mogę (?) odnosić takie
wrażenie. Normalnie brat-bliźniak, mówię Ci ha,ha. Tyle że ja, jestem
leworeczny.
Dziękuję za Twój czas i odpowiedzi! Jeśli masz ochotę coś dodać , to proszę...
Ja
również dziękuję, za ciekawe pytania. Poczekamy teraz chyba na nasza
płytkę. Mam nadzieję, że nowy materiał, przypadnie do gustu starym fanom
EGZEKUTHOR i nie tylko.
Osobiście, ciekaw jestem Twoich wrażeń i czekam na recenzje...
WOJCIECH LIS
E F F E C T M U R D E R [ P L ]
Białostocki (po)twór o imieniu EFFECT MURDER powrócił po dwuletniej
przerwie do żywych, ale jego obecny stan nie ma nic wspólnego z
ospałością, która byłaby wytłumaczalna po dwuletniej hibernacji. Wręcz
przeciwnie – tryska agresją, nowymi pomysłami na muzykę i odgraża się,
że w drodze są nowe wydawnictwa. Pożyjemy, posłuchamy, ale wcześniej
poczytajmy, co ma do powiedzenia główny „murderer” – Johny.
Miłość do brutalnej muzyki nie gaśnie
Przez dwa lata niewiele było słychać o Twoim zespole, nie pojawialiście się na scenie. Co było tego przyczyną?
W
2005 r., po nagraniu minialbumu „Imanusi” odszedł perkusista Bzyk, a z
zespołu usunięty został wokalista Konrad. I to spowodowało dwuletnią
przerwę w działalności koncertowej. W tym czasie szukałem nowych
muzyków, z którymi mógłbym pracować nad kształtem nowej muzyki.
Kandydatów było wielu, ale sprawdzenie tego, czy nadają się do tego,
żeby grać w EFFECT MURDER, zajęło trochę czasu. Kryzys udało się w końcu
zażegnać, choć w pewnym momencie byłem u kresu sił. Ostatecznie jednak
najpierw dołączył do nas perkusista Gregor, który wniósł nie tylko sporo
energii i entuzjazmu, ale też podniósł potencjał muzyczny zespołu.
Kolejna nowa twarz to wokalista Stania, niegdyś występujący w grupie
ENFEEBLEMENT. Swoim wokalem i sposobem śpiewania wprowadził nasz zespół w
nieco inny wymiar muzyczny. I to w sumie dzięki nim odzyskałem wiarę,
że EFFECT MURDER może wznieść się na wyższy poziom.
Jaki musi być muzyk, żeby mógł zasilić szeregi EFFECT MURDER?
Ha,
ha, ciekawe pytanie! Odpowiedź powinna być oczywista. Osoby, które
grają w EFFECT MURDER, powinny mieć odpowiednie predyspozycje muzyczne,
prezentować pewne umiejętności oraz mieć sporą dawkę entuzjazmu i
zaangażowania. Zależy mi na tym, bo ciężko jest budować zespół z ludźmi,
którzy nie mają ani talentu, ani chęci.
Swój powrót na scenę zaznaczyliście wydawnictwem DVD „Death Alive”. Dlaczego nie po prostu płytą?
Na
płytę trzeba jeszcze trochę poczekać a DVD wyszło tak po drodze ha, ha.
Historia z „Death Alive” jest prosta. 17 lutego zagraliśmy na METAL
JEERS DEATH ASSAULT vol I w białostockiej Famie. Był to nasz pierwszy
koncert po dwu letniej przerwie. Rejestrując go na taśmy video chciałem
mieć po prostu pamiątkę z koncertu oraz zobaczyć jak aktualnie
prezentuje się zespół na scenie. Po obejrzeniu zgromadzonych nagrań
stwierdziłem, że to co posiadam jest całkiem niezłe i można z tego coś
fajnego zrobić. O pomoc zwróciłem się do naszego znajomego Raula z
pytaniem czy nie złożyłby z kilku nagrań video jednego filmu. Chłop
podszedł do tego bardzo pozytywnie i w dużym stopniu zaangażował się w
produkcję DVD za co jestem mu bardzo wdzięczny. Po obejrzeniu produktu
końcowego uznałem, że jest to świetny materiał, który bardzo dobrze
ukazuje zespół na żywo i postanowiłem to wydać w formie oficjalnej.
Dlaczego zdecydowaliście się nagrywać to w białostockiej Famie?
Wybór
klubu był oczywisty. Fama to najlepsze koncertowe miejsce w
Białymstoku. Klub posiada dobra akustykę wewnętrzną oraz dobry sprzęt
nagłośnieniowy, co gwarantuje solidne brzmienie. Ponadto pracuje tam
Adek Grassman – człowiek który potrafi kręcić gałkami konsoli i kuma
bazę o co chodzi w metalu (pozdrawiam serdecznie). Wybierając klub
bardziej sugerowałem się warunkami w jakich zagramy niż tym, czy nagramy
tam jakieś DVD. Jak wspomniałem wcześniej takie wydawnictwo z góry nie
było planowane. Wszystko zostało nagrane w sposób spontaniczny,
naturalny, bez żadnych dogrywek i poprawek w studiu. Tak brzmi teraz
EFFECT MURDER!!!
Jesteś gotów przysiąc, że żadnych studyjnych poprawek nie było? Dźwięk jak na undergroundowe wydawnictwo jest zaskakująco dobry…
To,
co możesz usłyszeć na „Death Alive”, jest prawdziwym odzwierciedleniem
tego, jak brzmimy, jakie umiejętności prezentujemy. Nie było mowy o
żadnych studyjnych poprawkach czy bajerach. Zrobiliśmy jedynie
mastering, który „podbił” brzmienie tego, co zarejestrowaliśmy. Obraz
jest amatorski, ale – jak wspomniałem – miał to być materiał do „użytku
wewnętrznego”. Gdybym wiedział, że wydamy to jako DVD, na pewno
postarałbym się o lepsze kamery ha, ha. Dzięki amatorskiemu sprzętowi
materiał ma jednak swój urok, którego nie posiadają w pełni
profesjonalne produkcje. A EFFECT MURDER to z założenia zespół
undergroundowy z wszystkimi tego konsekwencjami i nic tego nie zmieni.
Czy nie
obawiałeś się, jak ludzie zareagują na to, że undergroundowy zespół,
który mimo licznych wydawnictw, nie wydał żadnej płyty w liczącej się
wytwórni, powraca z DVD? Że pojawią się głosy: „Johny`emu sodówa
uderzyła”?
(śmiech)
Nie przejmuję się czymś takim. Wszystko co robię ma przede wszystkim mi
sprawiać przyjemność i to jest moje główne motto którym się kieruje.
Faktycznie, wydanie takiego materiału może być dla kogoś zaskakujące ale
nie dla mnie. EFFECT MURDER to podziemny band i mam w dupie reguły
obowiązujące na tzw. scenie oficjalnej. Może kiedyś DVD było rarytasem
dla zespołów, ale czasy się zmieniają i teraz praktycznie każdy może coś
takiego nagrać i wydać. Powstaje jedynie pytanie: w jaki sposób to
zrobić? Nam się udało to uczynić w sposób bardzo fajny, przemyślany i
jestem z tego bardzo zadowolony.
Co Cię
determinuje do tego, żeby mimo przeciwności, problemów ze składem i
wielu lat tułania się po undergroundzie, ciągnąć wózek o nazwie EFFECT
MURDER?
Przede
wszystkim miłość do muzyki i niegasnąca fascynacja brutalnym graniem.
Poza tym tworzenie zespołu daje mi satysfakcję, możliwość odkrywania
nowych wewnętrznych źródeł inspiracji, stanów duszy. Wewnętrzna
motywacja sprawia, że nie oglądam się na czynniki pochodzące z zewnątrz,
nie zastanawiam się, czy i jak mój materiał zostanie przyjęty, czy
zostanie przez kogoś wydany, czy nie. Decyduje chęć tworzenia muzyki.
Skoro tak,
to zamiast czekać przez dwa lata, mogłeś znaleźć zupełnie nowych ludzi i
zacząć grać pod nową nazwą. Ale tego nie zrobiłeś…
Tak
się składa, iż EFFECT MURDER to zespół w którym mam najwięcej udziałów,
można by powiedzieć, że to taka moja mała firma ha, ha. Nie porzucę
czegoś z czym jestem bardzo mocno związany. Nie wiem, czy jest sens
zaczynania wszystkiego od początku tylko dla tego, że cos tam chwilowo
się nie udaje.. Już tak zrobiłem i w pewnym sensie tego żałuję. Kiedyś
opuściłem VIA MISTICA i powołałem do życia nowy band. Praktycznie
wszystko zacząłem od zera. Nowi muzycy, nowa muzyka i walka by wrócić
ponownie na scenę. Na nazwę EFFECT MURDER pracowaliśmy kilka lat,
złożyło się na to mnóstwo koncertów, różne zabiegi promocyjne, parę
wydawnictw. Włożyliśmy w to wszystko dużo pracy i pieniędzy, a
wypromowanie nowej nazwy wcale nie jest łatwe. Najłatwiej zaprzepaścić
to, co już udało się osiągnąć.
Zanim
ukazało się „Death Alive” pojawił się singiel „Dehumanize” – w bardzo
jednak ograniczonym nakładzie i w dość nietypowej, bo wyłącznie
internetowej dystrybucji. Dlaczego zdecydowaliście się na taki ruch?
Ten
singiel był oficjalnym powrotem zespołu na scenę. Zarówno Gregor, jak i
Stania mieli po raz pierwszy możliwość zaprezentowania swoich
umiejętności pod szyldem EFFECT MURDER. Ten singiel był dla nich
sprawdzianem, a ja przyglądałem się bardzo bacznie temu, co uda mi się z
nich „wycisnąć” dla zespołu. Przy czym to wydawnictwo to taka
niestandardowa „próbka”, ponieważ utwór „Dehumanize” odbiega od tego, do
czego mogli przyzwyczaić się ci, którzy znają nasze poprzednie
nagrania. Jest w nim trochę jazzu, innego feelingu połączonego z
brutalną grą gitar i perkusji. Podczas sesji nagraliśmy oprócz
„Dehumanize” utwór „Filthgrinder” z płyty „Rebel Extravaganza”
SATYRICON, który został przeznaczony na kompilacyjną płytę, będącą
trybutem dla tego zespołu. Ponieważ singiel „Dehumanize” zawierał
praktycznie tylko jeden utwór, początkowo postanowiłem udostępnić go
jedynie przez Internet. Po jakimś czasie zdecydowałem się jednak wydać
go również na płycie, dodając do niego nagrania live oraz multimedia.
Skąd Twoja
słabość do multimediów? Niemal od początku istnienia zespołu staracie
się wrzucić na płytę a to jakieś zdjęcia, a to videoclip.
Bardzo
fajna uwaga ha, ha. Od początku działania zespołu przywiązywałem dużą
uwagę do gromadzenia materiałów archiwalnych, które są dokumentacją
pewnych okresów naszego funkcjonowania. Uznałem, że multimedia są
najlepszym sposobem dokumentowania i utrwalania tego. Każde wydawnictwo
wzbogacone o multimedia ukazuje nie tylko formę muzyczną zespołu, ale
też jego skład, a nawet wygląd ha, ha. Miło jest po latach odpalić sobie
stare nagrania i powspominać. Jestem bardzo sentymentalnym człowiekiem.
Czy dwa
nowe utwory, które można usłyszeć na DVD, a które różnią się od
wcześniejszych nagrań EFFECT MURDER, zapowiadają nową muzyczną drogę
zespołu?
„Dehumanize”
jest pewnym eksperymentem, powstał jako numer singlowy i raczej nie
zamierzamy powtarzać tego w przyszłości. Choć na pewno w naszej muzyce
pojawi się sporo jazzowych wstawek, różnych dziwnych elementów, bo po
prostu lubimy takie rzeczy. Natomiast numer „Death Alive”, które
oficjalnie po raz pierwszy ukazał się na DVD, jest zapowiedzią nowego
materiału – nowej koncepcji, nowego podejścia do muzyki. Łączymy tu
feeling znany z „Imanusi” z techniką, jaką charakteryzowała nagrania z
„Portrait Of Fanatic”. Nowe numery, nad którymi pracujemy, są więc
bardziej motoryczne, ale jednocześnie techniczne i „zakręcone”.
Czy z
wcale nie tak małej liczby wydawnictw EFFECT MURDER darzysz któreś
szczególną sympatią? Czy jest też takie, które gdyby się nie ukazało,
wcale byś tego nie żałował?
Zawsze
starałem się, żeby - jeśli już coś ukazuje się pod szyldem EFFECT
MURDER – było przez nas wydawnictwem w pełni akceptowanym. Zarówno
„Pathology of Society”, „Portrait of Fanatic”, jak i „Imanusi” ilustruje
kolejne etapy naszego muzycznego rozwoju. O „Rehearsal Murder Live” tu
nie wspominam, bo to bardziej bootleg niż pełnoprawne wydawnictwo.
„Pathology of Socjety” z 2001 r. był pierwszym naszym materiałem,
nagranym zaledwie po pół roku współpracy z zupełnie nowymi muzykami,
były to też pierwsze próby grania bardzo brutalnej muzyki. To dla bardzo
ważny i udany debiut, ponieważ pozwolił nam zaprezentować się w polskim
podziemiu, a przy tym udało się nam bardzo fajnie wydać go i
rozpropagować. „Portrait Of fanatic” z 2004 r. to już materiał
zdecydowanie bardziej dojrzały, techniczny, rozbudowany i przemyślany,
ale jakby nieco przewyższający nasze ówczesne umiejętności techniczne.
Był to jednak bardzo ważny krok w historii zespołu. Dzięki niemu
nabraliśmy pewności, że potrafimy wykrzesać z siebie coś więcej niż
tylko parę prostych riffów. Na „Imanusi” z 2005 r. była już nieco inna
koncepcja, stąd jest to materiał najmniej osadzony w klimacie typowym
dla EFFECT MURDER, ale nauczył nas wiele, m.in. współpracy z metronomem i
grania bardziej motorycznego i żywiołowego. Jeśli idzie o komponowanie
nowych kawałków dużo wniosków wyciągam właśnie z tych dwóch ostatnich
materiałów, czego dowodem wspomniany już numer „Death Alive” – bardzo
szybki i motoryczny, ale jednocześnie techniczny i dość zagmatwany.
Połączenie brutalnego death metalu z naszym własnym twisted
death/grindem ha, ha. Każde z tych trzech wydawnictw ma jednak swoją
wartość i było dla nas pewnym doświadczeniem. Sądzę bowiem, że jeśli
zespół zamierza nagrać dużą dobrą płytę, powinien mieć już na koncie
kilka mniejszych wydawnictw, dzięki którym może nabrać zarówno
doświadczenia w pracy w studiu, jak i uważniej przyjrzeć się własnej
twórczości. Ten nasz etap trzech mniejszych materiałów uważam więc za
bardzo dobry i korzystny, dzięki temu sporo żeśmy się nauczyli. Pełną
płytę nagramy wtedy, kiedy zespół będzie już w pełni „dotarty” i w
najlepszej formie, co pozwoli w 100 procentach przedstawić nasze pomysły
i umiejętności. Inaczej nie ma sensu podchodzić do tematu.
Macie
propozycję nagrania utworów na kolejny split. Czy warto znowu
„rozmieniać się”, przez co z pewnością opóźni się powstanie Waszego
pierwszego pełnowymiarowego wydawnictwa?
Faktycznie
jest propozycja nagrania ze starym podlaskim zespołem ENFEEBLEMENT,
którego członkowie obecnie mieszkają, pracują i grają próby w Anglii.
Ponieważ darzę ENFEEBLEMENT dużym sentymentem, to – o ile będzie okazja i
możliwości techniczne – ten split powstanie. Zawierałby wyłącznie
premierowy materiał, choć jednocześnie trwają prace nad utworami na nasz
pierwszy pełnowymiarowy krążek. Wymaga to od nas mobilizacji, ale jest
do zrobienia. W ramach przyjaźni między zespołami ten split– mimo, że
opóźni wydanie dużej płyty – warto nagrać. Jeśli ENEFBLEMENT również
ostatecznie zdecyduje się na to, jesteśmy w stanie w ciągu kilku
miesięcy napisać i nagrać materiał oraz go wydać.
Pod jakim
szyldem: Metal Jeers Production – waszym dotychczasowym wydawcą, z
którym jesteś związany także osobiście, czy innej wytwórni?
Jest
to jeszcze kwestia do rozważenia. Nie wykluczam żadnej z tych opcji,
ale najważniejsze jest nagranie dużego materiału. Chciałbym, żeby
longplaył miał dobrą dystrybucję i promocję, bo zespół po prawie siedmiu
latach funkcjonowania w podziemiu zasługuje na szerszy odbiór niż
dotychczasowy. Jednocześnie chciałbym mieć pełną kontrolę nad
wydawnictwem, wiedzieć gdzie ono trafia, kto zajmuje się jego
dystrybucją. Na razie jeszcze tym się nie przejmuję, to odległa
przyszłość. Nie chcę nic zakładać z góry bo później różnie z tym
wychodzi. Aktualnie bardziej pochłania mnie to, co robimy w sali prób i
jak brzmi nasza muzyka.
Na koniec zdradź: co się stało z Twoimi włosami?
Starość
nie radość, lata lecą, a pióra wypadają ha, ha. Trzeba było znaleźć
nowy „ekstremalny” image. A poważnie: doszedłem do wniosku, że nic mi z
tych moich strączków na głowie. Zresztą dobry show na scenie nie zależy
tylko od włosów. Widziałem koncerty IMMOLATION, gdzie łysy Rob Vigna
robi taki show, że kopara opada. Stwierdziłem, że nie muszę już
„dowartościowywać się” włosami ha, ha. A łysa pała stawia większe
wymagania, jeśli idzie o image na scenie. I to jest motywujące.
Dobra, dobra. Żona mu kazała ściąć i tyle.
Niech i tak będzie ha, ha. Pozdrawiam
Raebel - METAL JEERS ' ZINE
G I L O T Y N A [ P L ]
Zawsze trzymaliśmy z podziemiem
GILOTYNA -
francuski przyrząd do ścinania głowy za pomocą trójkątnego noża, który
opada na szyję skazańca. Poczciwy dziadzio Doktor Guillotin w 1789 r.
zalecił używanie jej we Francji. Z powodzeniem stosowana od 1792 r.
Nieco później, bo w 1986 roku na Śląsku powstaje GILOTYNA. Zespół,
który morduje nie nożem, a dźwiękiem. Od początku filarem grupy jest
Krystian Bytom - jeden z najstarszych stażem perkusistów metalowych w
Polsce.
Mój rozmówca znany jest także maniakom Death/ Thrash z łomotania w niezapomnianym DRAGON.
Retrospekcja. Czyli jak to wszystko się zaczęło…
Moja
przygoda z muzyką zaczęła się gdzieś na początku lat 80-tych. Zaczynałem
od zespołów hard - rockowych, które od dawna już istniały na rynku
muzycznym. Było ich sporo. Do moich najbardziej ulubionych w owym czasie
należały zespoły takie jak BLACK SABBATH, BUDGIE, THIN LIZZY czy UFO.
Sam
zainteresowałeś się muzyką? Czy miałeś może starszych kolesi jak niżej
podpisany, dzięki którym w łapy wpadały różne metalowe „smakołyki”…
Tak,
zgadłeś. Kilku moich starszych kumpli tym mnie zaraziło. Moje
zainteresowanie ciężką muzyką wzrastało z dnia na dzień. Słuchałem,
odkrywałem i stawałem się coraz większym fanatykiem ostrego grania.
Pamiętasz pierwszą metalową sztukę, którą zobaczyłeś na oczy?
Oczywiście,
że pamiętam! Był to lokalny zespół TRAKT, który jak na tamte,
komunistyczne czasy grał za głośno i za ostro i nigdy nie zrobił jakiejś
tam kariery. Pamiętam, że grali na dwie perkusje i to solo na nich
zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. To na pewno miało jakiś wpływ na
mnie w późniejszym czasie.
Miałeś jakieś ulubione audycje radiowe w zamierzchłych czasach PRL-u?
„Metal Top 20” - Krisa Brankowskiego to była moja ulubiona audycja i chyba nie
tylko
moja. Oprócz tego było jeszcze kilka innych, gdzie puszczano w całości
płyty, nowości też. Wtedy siedziało się godzinami i nagrywało.
Z gazetami
o tematyce Hard & Heavy wówczas było krucho. Czytało się różnego
rodzaju rockowe czasopisma, w których zawsze coś tam było.
Dlaczego akurat padło w Twoim przypadku na bębny? Jacy ówcześni perkusiści byli Twoimi idolami?
Miałem
kumpla, który ćwiczył w garażu na bębnach. Podobało mi się. Postanowiłem
też spróbować. Chodziłem do niego, a po kilku tygodniach miałem już
swoje bębny, i zacząłem się sam uczyć. Ćwiczyłem grę na tym instrumencie
u siebie w piwnicy, w garażu.
John Bonham z LED ZEPPELIN i Bill Ward z BLACK SABBATH, to byli moi pierwsi idole.
Jesteś założycielem GILOTYNY, która powstała w 1986 roku. Gracie już
prawie 20 lat. Pamiętasz jakie uczucia towarzyszyły Ci kiedy zakładałeś
zespół? Sądziłeś, że przez tyle lat będziesz wierny perkusji?
Jak każdy
wówczas młody grajek przepełniony ambicjami i marzeniami, snułem
olbrzymie plany związane z GILOTYNĄ. Rzeczywistość okazała się inna, a
że przez tyle lat mojego grania będę wracał do tego szyldu, to na pewno
jest pewien ewenement. Podobnie jak to, że już tyle lat gram na perkusji
i to cały czas ostrą muzę.
Dla mnie
osobiście nie jest aż tak ważne czy jest się akurat na topie czy nie.
Póki jest zdrowie i forma do grania, to jest dla mnie ważne. Gram nadal,
choć były już chwile zwątpienia, ale to chyba normalne.
Chciałem
Cię zapytać o Docenta (R.I.P) z VADER. Też pałkera, podobnie jak Ty z
długim stażem. Znałeś go? Jak oceniasz jego styl gry?
Wiadomo - VADER, DRAGON to stara gwardia. Znałem go jako kumpla po fachu,
mniej prywatnie. Co do jego gry, to był to bębniarz typowo „speedowy”, to był ogień. Jego
nienaganna
gra w VADER oczarowała wielu. Wielki talent, dopiero teraz jako już
doświadczony bębniarz mógł pokazać jeszcze więcej. Szkoda, że tak się
stało.
Rozmawiałem jakiś czas temu z Ireneuszem Lothem z KATA, który łupie w
popowym ścierwie. Chciałem Cię zapytać, co sądzisz o grze takiego
bębniarza jak on w kapeli SAMI? Czy Ty zagrałbyś dla kasy w jakimś
popowym zespole?
Irek Loth w zespole SAMI? (Teraz już wrócił do Kostrzewskiego –dop. Wojtek).
O tym nie
wiedziałem. Irka znam o wiele bardziej aniżeli znałem Docenta. Loth
nigdy nie należał do wirtuozów perkusji, ale to strasznie równy
bębniarz. Ma tzw. "punkt". Choć ja nigdy nie przepadałem za takim
normalnym, raczej prostym graniem, to darzę go szacunkiem. Wiadomo –
żaden pieniądz nie śmierdzi. Zwłaszcza w dzisiejszych, trudnych
czasach... A gdy się ma jeszcze na utrzymaniu rodzinę.
Czemu nie? Zagrałbym w jakimś popowym zespole. Może jakaś trasa, płyta. Jako
muzyk sesyjny i na pewno musiałby to być zespół topowy i znany, a nie pokroju grupy SAMI.
Grałeś w DRAGONIE już na Metalmanii w 1987 roku. Tymczasem w biografii
GILOTYNY stoi, że propozycję gry w DRAGON otrzymałeś dopiero w 1988
roku. W którym roku zacząłeś więc grać z DRAGONEM?
W DRAGONIE zacząłem grać dokładnie w grudniu '86. Pierwszy koncert zagrałem
w tym zespole w Mikołowie wiosną '87, a potem była Metalmania 1987.
Jak wspominasz występ na tej właśnie, drugiej edycji Manii? To było
chyba duże przeżycie? Wtedy też zagrałeś pamiętne „Krystian solo”. My z
kolesiami strasznie lubiliśmy słuchać tej połowy płyty winylowej z Wami
właśnie...
Dla mnie było to niezapomniane i wielkie przeżycie.
"Z piwnicy
do Spodka" - takie koncerty się pamięta. Szkoda tylko, że bębny były
fatalnie nagłośnione, działał co drugim mikrofon, co najbardziej słychać
na mojej solówce, która została utrwalona na płycie '87. Niestety nie
miałem na to wpływu, a szkoda, bo dzień wcześniej na próbie w Spodku też
grałem podobne solo, które zostało zarejestrowane i szkoda, że
realizator Puczyński nie wrzucił tego właśnie na płytę. Nadal mam do
niego żal za to, co zrobił.
Jakie były te koncerty, które grałeś na początku z GILOTYNĄ i DRAGONEM?
Dużo jeździliście po Polsce? Czy to był tylko Śląsk i Zagłębie?
Z DRAGONEM
grało się w całej Polsce - większe lub mniejsze imprezy. Z GILOTYNĄ
raczej dominował Śląsk, jednakże duża scena w Jarocinie przez GILOTYNĘ
została zaliczona.
Mieliście jakieś akcje w tamtych czasach „na” lub „po” koncertach? Jak
sam wiesz, sporo było wtedy krojenia, bójek czy akcji z gliniarzami…
Tak, było
tego sporo. Zwłaszcza, że wówczas często jechało się na koncert
pociągiem. Pamiętam jak Wojcieskiemu - wokalowi DRAGON, gliniarze
skroili na dworcu wszystkie pasy, pieszczochy, które miał na koncert, i
za które wówczas zapłacił spore pieniądze. Do tego jeszcze przekiblował
noc na komisariacie.
Słów kilka o pierwszym demo GILOTYNY. W jakich okolicznościach ono powstało? To było nagrane w studio?
Pierwsze
demo GILOTYNY powstało na próbie. Były to początki istnienia zespołu.
Jakość dźwięku była tak fatalna i nie zdecydowaliśmy się na
rozpowszechnienie tego publicznie. Może to był błąd? Słuchając kiedyś
pierwszego demo DRAGONA, z którym dostali się na przesłuchania do
konkursu Metalmania '86, to demo GILOTYNY dużo nie odbiegało jakością
realizacji od demówy DRAGONA.
Wy byliście w MMP u Dziuby. Powiedz jak układały się wasze relacje z
kapelami z podziemia? Chyba dobrze, bo graliście na wielu małych
imprezach. Jakie kapele z tamtych czasów wspominasz szczególnie fajnie?
Trzymaliśmy z podziemiem zawsze! Graliśmy gdzie się tylko dało. Zespoły
które pamiętam to MERCILESS DEATH, IMPERATOR, EGZEKUTHOR, LEWIATAN, DANGER DRIVE.
Jarek Gronowski napisał mi kiedyś, że Dziuba wyrzucał Wam nawet listy
od fanów do kosza... Jak Ty oceniasz współpracę z Dziubińskim?
To czy
Dziuba wyrzucał listy naszych fanów to tego nie wiem. Osobiście go na
tym nie przyłapałem. Skoro Jarek tak twierdzi, to pewnie tak było, w
końcu był głową zespołu i najlepiej na temat współpracy z MMP jakbyś z
nim pogadał. Na pewno rozpisał by się na ten temat bardzo, moje zdanie
jest podzielone. Było minęło.
Rzeczywiście rozmawiałem kiedyś z Gronowskim na ten temat. Jeździł po Dziubińskim jak po „łysej kobyle”...
Na „Fallen Angel” zostaliście źle podpisani na okładce, prawda? Która
płyta DRAGONA ma dla Ciebie szczególne znaczenia?
Na
polskiej wersji „Fallen Angel” widnieje taki błąd. Zostaliśmy źle
podpisani pod każdym ze zdjęć, ale czy to takie ważne? Liczyła się
zawartość muzyczna. Nie mam takiej płyty DRAGONA, która by miała dla
mnie jakieś szczególne znaczenie. Może „Horda Goga”, bo to pierwsza
pełna płyta z moim udziałem.
Graliście z DRAGONEM z takimi tuzami jak MORBID ANGEL? Jak wspominasz te koncerty?
Było super! Zwłaszcza mini trasa z MORBID ANGEL. Nigdy nie zapomnę Pete
Sandovala, spoko gościu.
Masz kontakt z kolegami ze starego składu GILOTYNY np. z Leszkiem
Mroczkiem czy moim ulubionym wokalem DRAGONA – Markiem Wojcieskim?
Akurat z tymi co wymieniłeś to nie, ale jestem w prawie stałym kontakcie z Adrianem Frelichem i Jarkiem Gronowskim.
Grałeś też m.in. w M.A.S.H., VEHEMENT THROWER, DARZAMAT czy
DIACHRONIA. Współpracę z którą z tych formacji wspominasz
najsympatyczniej?
Najmilej wspominam współpracę z zespołem, którego nie wymieniłeś, chodzi o
gliwicką
formację MIDNIGHTDATE. Szkoda, że to się tak nagle posypało. Naprawdę
ten zespół miał ogromną szansę na zrobienie sporej kariery.
Bywasz w
Rybniku? Swego czasu u Ciebie w sklepie można było spotkać ludzi z kapel
OXIDE czy NECROPHOBIC? Mały z tej ostatniej wspominał, że dobrze Wam
się razem piło. No właśnie...Lubisz alkohol? Wódka, wino czy piwo?
W Rybniku bywam sporadycznie. Czasem jadę tam na żużel, bo jestem starym fanem
speedwa'ya.
Kontakty też się pogubiły, jeśli chodzi o spożywanie alkoholu to
obecnie są to bardzo małe ilości. Zdrowie mi nie pozwala wypić więcej, a
trunki, które wymieniłeś lubię wszystkie.
Czy grałeś jeszcze z DRAGONEM na materiale z 1999 roku pt. „Twarze”?
Nie.
"Twarze" były nagrane na bębnach z Golemem - moim uczniem, który obecnie
gra w DARZAMAT. To jedyna płyta DRAGON, na której nie grałem. Ostatnia
to "Sacrifice".
W GILOTYNIE współpracowałeś też z muzykami z punkowej grupy SKTC. Lubisz ten rodzaj muzyki?
Co do
muzyki punk, to też nic do niej nie mam. Ale współpraca z muzykami z
SKTC, to był najsłabszy okres GILOTYNY. Po prostu jedno wielkie
nieporozumienie. Dobrze, że to się skończyło.
Na jakich
bębnach grasz dziś? Pamiętasz jaki był Twój pierwszy zestaw perkusyjny?
Czy Twoi rodzice akceptowali , że grasz w takich ostrych metalowych
kapelach? A czy Twoja pani lubi heavy metal?
Dzisiaj
gram od ponad dziesięciu lat na bębnach firmy Tama. To duży zestaw,
koloru czarnego. Zaczynałem jak wówczas większość polskich bębniarzy od
Polmuza. Nie miałem problemu z akceptacją tego instrumentu przez
rodziców, przynajmniej słyszeli co robię. Oczywiście - moja żona to
wielki fan metalu, jakby miało być inaczej.
Kto wymyślił zajebistą nazwę kapeli – GILOTYNA? Skąd pomysł na nią?
Nazwę GILOTYNA wymyśliłem ja. Miała to być ostra i łatwa w zapamiętaniu nazwa, a że był już KAT i STOS, to czemu nie GILOTYNA.
Ta grupa
przeszła kolejne roszady personalne w 2005 roku. Dosyć często zmienia
się skład w zespole. Z czego to wynika? Jakie macie plany na najbliższe
miesiące?
Przez te
wszystkie lata mojego grania GILOTYNA była zespołem, który zawsze stał z
boku. Była jakby kuźnią ludzi do innych bardziej znanych grup. Teraz to
już piąty skład zespołu. Gramy sporo koncertów. Zapraszamy na naszą
stronę www.gilotyna.net.
Obecnie pracujemy nad nowym materiałem, może w końcu się poszczęści, czas pokaże.
Oby. Powiedz jeszcze jak prosperuje Twój sklep w Czechowicach? Thanx za wywiad!
Interes jakoś się kręci. Trzynasty rok prowadzę sklep muzyczny DRAGON w
Czechowicach
– Dziedzicach. Wiadomo jakie są teraz czasy na kupowanie legalnych
płyt, ale najważniejsze żeby było zdrowie. Pozdrawiam wszystkich tych,
którzy mnie jeszcze pamiętają i tych młodych, nowych, dla których muzyka
metalowa jest czymś ważnym, bo to super sprawa i sposób na życie.
Dziękuję za wywiad!
WOJCIECH LIS
Wojciech
Lis razem z Tomaszem Godlewskim, są autorami książki pt. „Jaskinia
hałasu”. Publikacja ta to pierwsze w Polsce, obszerne ujęcie historii
tworzenia się polskiego metalowego undergroundu. Na potrzeby książki
przepytano większość głównych animatorów tej sceny, z czego powstał
autentyczny i wielobarwny obraz widziany przez pryzmat wrażeń i
wspomnień jego twórców i uczestników. Książka cały czas jest do kupienia
w Wydawnictwie Kagra:
http://www.kagra.com.pl/?p=productsList&page=2
G E N E Z A A G R E S J I [ P L ]
Agresja w genach
Jeśli
oglądacie telewizję, a w Wasze zmęczone onanizmem łapy wpadnie czasem
jakaś gazeta, to wiecie, że agresja jest zjawiskiem coraz częściej
obserwowanym w życiu społecznym. Jakie są jej źródła? Jaką postawę
powinni przyjąć wychowawcy, aby problem agresji malał, a nie narastał?
Na czym polega wychowawcza terapia agresywnych zachowań?
W literaturze naukowej można znaleźć wiele teorii na temat agresji. Jedną z nich jest ta, o której teraz Wam opowiem.
W 1986
roku w Siemianowicach Śląskich powstała GENEZA AGRESJI. Grupa, która
początkowo preferowała Black/ Speed Metal, z czasem ewoluując w obszary
muzyki Thrash Metal. W 1989 r. już pod szyldem GENESIS OF AGGRESSION
ukazał się pełnominutowy materiał grupy. O szczegółach rozmawiam z ex.
muzykiem tej formacji - Krzysztofem Pistelokiem. Dziś grającym w
świetnym HORRORSCOPE.
Na początek, proszę powiedz jak to się stało, że trafiłeś do GENEZY AGRESJI?
Do GENEZY
doszedłem krótko po wydaniu "Disappointment". Było to tak, że szukałem
wokalisty do swojego własnego projektu. Ktoś podrzucił mi kasetę
"Disappointment" i powiedział, że ten zespół przeżywa kryzys i warto
wyjąć z tej grupy śpiewaka.
Umówiłem
się więc na spotkanie, na którym zjawił się Adam Pluciński w
towarzystwie Jarka Dziedzisza i zamiast pozyskać wokalistę, zostałem
zwerbowany do GENEZY AGRESJI.
GENEZA
AGRESJI grała na początku swego istnienia m.in. w Klubie Studenckim
Akant czy Klubie Rezonans? Jaki klimat panował wówczas wśród młodych
ludzi na Śląsku?
Na Śląsku
wtedy było się albo fanem metalu, albo bluesa. Innych ludzi nie znałem,
oprócz mojej najbliższej rodziny. Potem jakoś niektórym odbiło i
przerzucili się w bardziej taneczne rejony muzyczne - znałem takich
kilku, ale nie mówmy o nich. W każdym razie było dużo maniaków metalu na
Śląsku!
Czy pamiętasz jeszcze tę pierwszą piosenkę, która zrobiła na Tobie ogromne wrażenie?
Pierwsza
rzecz, która naprawdę mi się spodobała, to był utwór pt. "Coś się dzieje
w mej biednej głowie" - PERFECTU. Do dziś słucham i szanuję ten zespół.
Potem
usłyszałem "Smoke On The Water" DEEP PURPLE z "Made In Japan" i jakąś
starą płytę WHITESNAKE. Ale gdy usłyszałem pierwszą płytę VAN HALEN, to
mnie powaliło. Do dziś jestem pod jej wpływem.
Natomiast
moja największa miłość, która trwa do teraz to King Diamond i MERCYFUL
FATE. Gdy kuzyn puścił mi to po raz pierwszy gdzieś koło 1985 roku, to
ta muzyka rzuciła na mnie swój czar, z którego się już chyba nie
wyzwolę.
Oby tak zostało Panie Krzysztofie. A dzięki komu zainteresowałeś się muzyką?
Dzięki
mojemu tacie, który grał na akordeonie i miał też starą gitarę. Potem
kupił elektryczną. Nazywała się "Melodia 2" i zaczął grać po weselach.
A jaką kapelę zobaczyłeś na żywo po raz pierwszy ?
To był zespół KWADRAT. Grali w klubie Szastok w moich rodzinnych Świętochłowicach, ale roku nie pamiętam.
GENEZA AGRESJI brała udział w eliminacjach na takie festiwale jak Metalmania i Jarocin? Z jakim skutkiem?
To było przed moim dojściem do kapeli, ale wiem, że skutki były mierne.
Chłopakom
wydawało się zawsze, że muzyka załatwi za nich wszystko, ale rynek
wymagał układów, znajomości i wielu innych rzeczy, które odsuwały muzykę
na dalszy plan.
Dlaczego doszło do zmiany nazwy na anglojęzyczną GENESIS OF AGGRESSION?
Wiesz, co dziś robią ludzie ze starego składu GENEZY?
Zmiana nazwy to miał być chwyt komercyjny. Coś ala WOLF SPIDER.
Co do
ludzi to Dziedzisza widziałem ostatnio parę ładnych lat temu, gdy
przejechał obok mnie autem, w kilkuosobowym towarzystwie żeńskim!
Pomachaliśmy sobie i tyle.
Co do
Adama Plucińskiego, to widziałem go ostatni raz pod koniec 2000 roku ,
gdy nagrywaliśmy z HORRORSCOPE "Pictures Of Pain". Wpadł do studia w
towarzystwie Piotra Luczyka, żeby zgrywać "Zlot Metallicy". Wiem, że
grał z Luczykiem w ADRENALINIE.
O reszcie nie wiem nic.
GENEZA
AGRESJI ma dwa oficjalne wydawnictwa Mors Dicit i Disappointment...Ponoć
było też jakieś demo, gdy zespół grał black-speed metal? Kiedyś
czytałem, że został nagrany materiał z takimi utworami jak
Zmartwychwstanie, Pokłon zmarłej, Wojna głów i Skąpani w ogniu...
Chyba coś
takiego nagrali, ale nie mam pewności czy ukazało się to w formie demo. W
każdym razie nie graliśmy nic z tego materiału.
Jak oceniasz "Disappointment" z perspektywy czasu?
Do tego
materiału mam wielki sentyment. Lubiłem grać kawałki z tej "płyty".
Jedyne zastrzeżenia mam do brzmienia jednej z gitar. Było też trochę
naleciałości z innych, bardziej znanych kapel. Ha! Ale co tam...
No tak...Ta METALLICA...Czy nagraliście coś po Disappointment?
Zabieraliśmy
się do nagrywania kolejnego materiału wg. zaleceń niedoszłego wydawcy.
Miało być spokojniej i melodyjniej. I było. Mam gdzieś na taśmie jakieś 5
czy 6 numerów z tego okresu. Ale później jakoś wszystko się rozleciało.
Problemy z perkusistą i takie tam.
A jak
zaczęła się Twoja przygoda z HORRORSCOPE. To chyba Jacek Regulski z KATA
wyłowił HORRORSCOPE na jakimś przeglądzie... Jak go wspominasz?
Po
ostatecznym rozpadzie GENEZY wróciłem do ludzi , z którymi grałem
wcześniej. Zmieniliśmy nazwę na HORRORSCOPE i gramy do dziś.
Kiedyś
wygraliśmy przegląd w Siemianowicach. W jury zasiadał Jacek Regulski,
który także był fundatorem nagrody głównej czyli 50 godzin w studio. Tak
właśnie nagraliśmy "Wrong Side The Road".
Jacek był fantastycznym człowiekiem i genialnym muzykiem. Niesłychanie życzliwy i wesoły. Do dziś mi go brakuje.
Graliście m.in. przed NAPALM DEATH w Poznaniu, czy w Szczecinie przed
DESTRUCTION. Była okazja golnąć razem browara?
Nie
mieliśmy okazji pogadać z NAPALM DEATH, ale za to z DESTRUCTION aż
nadto. To była całonocna impreza po koncercie. Ja nie wytrzymałem do
końca. Ale mogę powiedzieć, że to fajni i równi goście.
Grasz także z KATEM z Romanem Kostrzewskim. Jak doszło do tej współpracy? Nagrywacie coś obecnie?
Polecił mnie niejaki Mleczaj - przyjaciel zespołu KAT, który widział mnie na żywo i tak to się zaczęło.
Nad nowym
materiałem pracujemy od dawna , ale jakoś tak to wszystko się odwleka,
że nie wiem kiedy ten materiał ujrzy światło dzienne.
Jak Ty oceniasz ten rozłam, do którego doszło w KACIE?
Kiedyś
byłem w szoku, ale z drugiej strony rozumiem Piotra Luczyka, że chciał
odkrywać "nowe obszary". Zastanawiam się tylko czy nie powinien
wystartować pod inną nazwą, bo z KATEM kojarzy mi się wyłącznie Roman
Kostrzewski i polskie teksty.
I jeszcze DAYDREAM. Powiedz na koniec, co to za projekt?
Po
rozpadzie GENEZY AGRESJI graliśmy z dzisiejszym HORRORSCOPE, ale
brakowało nam wokalisty. Zaproponowaliśmy współpracę Adamowi
Plucińskiemu. Graliśmy covery po knajpach i to nazywało się DAYDREAM.
To wszystko z mojej strony. Bardzo dziękuję za wywiad! Ostatnie słowa są Twoje...
Ja również
dziękuję! Pozdrawiam wszystkich metali i mam nadzieję, że nagramy dla
Was jeszcze kilka dobrych dźwięków. Do zobaczenia na koncertach!
Do zobaczyska!
WOJCIECH LIS
http://www.horrorscope.net
G O A T T Y R A N T [ P L ]
TAKICH TRZECH, JAK ICH DWÓCH, TO NIE MA ANI JEDNEGO – 6.03.2008
GOAT TYRANT to zespół młody,ale młodzieniaszki go nie tworzą. Co więcej, nie tworzą go ludzie dążący do tzw. muzycznej kariery.Nie znaczy to, iż nie umieją grać. Oni po prostu są przede wszystkim maniakami prawdziwego metalowego łomotu. Grają, bo lubią, a ich muzyka ma w sobie wszystkie cechy rasowego, podziemnego metalu.Pierwiastki death, thrash czy nawet odrobiny black metalu są tu jak najbardziej wskazane.
Każdemu, kto już wie, o co w tej muzyce chodzi, polecam zapoznać się z trzema demami GOAT TYRANT.
I zapraszam do przeczytania wywiadu z Dolkiem (wokal, perkusja) – miłym człowiekiem, sympatykiem LPR-u, kawy Anatol i,ekhę, chyba coś namieszałem…
Witaj Stary Metalowcze!
-Witaj również prastary Metalowcze!
Zażyję Cię na początek dość konwencjonalnie… Od paru miechów kreci się po podziemiu Waszanowa demówka. Jakie do tej pory spotkały ją reakcje i co na temat nowego GOAT TYRANT mówią a) tzw. ludzie z branży (zinowcy, kapele, wytwórnie), b) zwykli, oddani maniacy i c) internetowi metalowcy?
-Może to i niekonwencjonalne [raczej odwrotnie Szanowny Kolego – red.], ale trochę ciężkie pytanie,jako że za bardzo nie śledzę poczynań naszych materiałów. Dla mnie najważniejsze i najbardziej satysfakcjonujące jest samo granie numerów na próbach, a później nagranie ich. Co kto o tym pomyśli, to już jest indywidualna opinia każdego słuchacza. Z tych sygnałów, które do mnie dochodzą, wynika, że nasze łupanie wielu maniakom raczej przypadło do gustu i są to, jak stwierdziłeś, zwykli, oddani maniacy, czyli tak naprawdę ludzie, którzy tworzą tę scenę, bez której ona by nie istniała! Co do zinów, to jak na razie widziałem same pozytywne recenzje tegoż wymiotu. Podobnie jest z reakcjami wytwórni /distro,które często chcą się wymienić na to demo… Jeśli chodzi o internetowych metalowców, to ciężko Rzec, bo nie mam kontaktu z tym jakże kultowym środowiskiem… [błąd, błąd Panie Kolego!:-) – red.]Wiem, że to błąd. Mam zamiar go nadrobić. Już biję się w piersi, że tak późno na to wpadłem!
No to teraz ja pokrytykuję sobie „Gate To The Necro”:-)…
-Dawaj więc, prosto na klatę:-).
Tak… Od czego by tu zacząć? Ach! Brzmienie! Czy ktoś jeszcze poza mną mówił Ci, że poprzednia demówka była klarowniejsza?
-Ja sam tak mówię. Przyczyna tego jest prosta – w miejscu, gdzie nagrywaliśmy „Necromantical Curse”,mieliśmy do dyspozycji bardziej profesjonalne mikrofony i stąd pewnie ta różnica.Jednak mogę dodać,że dotyczy to tylko bębnów, które na „Gate To The Necro” są mniej selektywnie; natomiast gitary brzmią znacznie lepiej, miażdżąco, mają więcej ciężaru, podobnie solówki, które są lepiej słyszalne. Ogólnie należy wszystko postrzegać jako pewną całość, a myślę, że jako tako demówka ta jest spójna i takie też sygnały generalnie odbieram od ludzi, którzy ją słyszeli – żeby nie było, że to tylko moje zdanie:-)!
Taa… Ale powiem Ci, że ja powoli przekonałem się do brzmienia; głównie dlatego, iż „Gate To The Necro” swym klimatem powoduje, że można by opychać tę demówkę jako twór sprzed 18-tu laty!
-Dobrze, że tak to odbierasz. Nie mogłem usłyszeć lepszego komplementu. Dzięki! Piwo dla Ciebie!!!
Dobra, dobra… Czy poza komplementami były może jakoweś konkretne propozycje wydania czegoś, gdzieś, przez kogoś?
-A owszem, były i nadal są takie przymiarki, jednak ciężko mi powiedzieć, co z tego będzie.Być może pojawi się tzw. „oficjalna” edycja „Gate To The Necro”, wydana przez pewną, małą wytwórnię z Grecji. A najnowsze „Demo 2008” może trafi na split z jedną kapelą z naszego pięknego nadwiślańskiego kraju.Ale nic więcej na razie nie mówię, żeby nie zapeszać… Dobrze by było, bo po trochu męczy mnie przegrywanie dziesiątek taśm.Jednak jeśli nic z tego nie wyjdzie, to też nikt nie będzie płakał. W końcu najważniejsze jest to, żeby sobie dalej grać…
A były jakieś recenzje „Gate To The Necro”, opinie, które np. rozbawiły Cię setnie jakimś dziwnym porównaniem?
-Hmmm, jakoś nic takiego nie wpada mi do bani w tej chwili albo też nikt nie użył jakiś wybitnie zapadających w pamięć porównań. Co najwyżej czasami jestem zdziwiony bardzo wielkimi i kultowymi wręcz nazwami, których niektórzy recenzujący używają do porównania naszych wypierdów…
Tzn. dziwią Cię w ogóle takie porównania (te, nie bądź taki skromny!) czy akurat wymieniane konkretne kapele malują na Twym licu znak zapytania?
-Raczej dziwią. Po prostu nigdy nie spodziewałem się, żeby ktoś przywoływał tak wspaniałe kapele z przeszłości dla uzmysłowienia innym, co jest grane na naszych demówkach! Myślę, że powinno być to normalne uczucie dla każdego maniaka metalu, który wychowuje się najpierw na tych wszystkich wielkich zespołach, a potem grupa, w której gra, jest do nich przyrównywana!
Wiem, że nie wstydzisz się porównań do innych zespołów. Wręcz miejscami uważasz to za zaszczyt i jest to jak najbardziej zdrowe podejście. A co sądzisz o kapelach, w których jak drut słychać nie wpływy, co wręcz zerżnięte motywy, a które to grupy za chuja nie chcą się przyznać do indolencji twórczej?
-Masz rację, faktycznie nie wstydzimy się tych porównań, a wręcz często możemy być dumni z tego! W końcu nie da się wyprzeć wpływów tego, czym człowiek od małego nasiąkał! [było, nie było, słuchając tego tyle lat, pewne wpływy są potem wręcz naturalne, same z siebie – red.] A poza tym przecież są to często tak zajebiste i wielkie zespoły… Co do ciot ściągających riffy od lepszych od siebie, klasycznych dla tego nurtu kapel, to dla mnie są to jedynie żałosne pizdy, które pod płaszczykiem nawiązywania do jakiś tam kultów opierdalają ludziom swoją impotencję twórczą. Pieprzyć tego typu ścierwa, chociaż myślę, że są raczej niegroźni, ponieważ żaden szanujący się metalowiec nie bierze tego shitu na poważnie. Z drugiej strony niepotrzebnie zaśmieca to i tak przepełnioną scenę.
To fakt, ale daleki jesteś od lansowanej przez pewnych osobników parę lat wstecz tezy: „że scena umiera”?
-Nie sądzę, żeby umierała, gdyż cały czas napotykam na jednostki naprawdę szczerze oddane tej muzyce i wszystkiemu, co za tym stoi. Jedyne co mnie martwi, to – jak już stwierdziłem – przepełnienie na scenie. Za dużo jest wydawanych różnego rodzaju produkcji i niestety prowadzi to do zaniżenia jakości tych materiałów (myślę, że wpłynęła też na to łatwość wydawania CD / CDR i upowszechnienie muzyki przez internet) [w pełni popieram, byle błazen spłodzi teraz cokolwiek i obnosi się z tym gdzie się da, a masa lizodupów i kolegów z podwórka przyklaskuje utwierdzając „muzyka”, jaki on wielki – red.] Popatrz tylko na większość wydawanych obecnie albumów – po pierwsze jest ich tyle, że ciężko się zorientować, co jest dobre, a co nie jest, a po drugie większość z nich nie reprezentuje nawet poziomu starych taśm demo sprzed paru lat…Wcale nie dziwi mnie fakt, że obecnie wielu ludzi przestaje zważać na to, co dzieje się na obecnej scenie, a raczej koncentruje się na słuchaniu starych, klasycznych albumów…
Właśnie, właśnie! Ja także zauważam taką tendencję u niektórych, że zaprzestają całkowicie zgłębiania choćby po trosze obecnej muzy, a skupiają się na starych sprawdzonych kultach. Ale czy to też nie prowadzi do skundlenia sceny, bo nie ci, którzy mają o niej pojęcie, a podatne i mające często o sobie nie lada mniemanie młokosy zaczynają kreować obecną scenę?
-Niestety muszę przyznać Ci rację. Nierzadko ludzie, którzy mieliby coś mądrego do powiedzenia na scenie, tracą nią zainteresowanie. Szkoda, że dzieje się tak właśnie teraz, kiedy ta scena potrzebuje więcej głosów krytyki,no i więcej samokrytycyzmu wśród młodzieży…
A co zwykłeś mówić ludziom, którzy stwierdzają, iż muzy GOAT TYRANT nie ma po co słuchać, bo „to nic oryginalnego”?
-Nic nie zwykłem im mówić, ponieważ nikt jeszcze mi nic takiego nie powiedział. Poza tym myślę, że nie ma nic złego w braku oryginalności; tylko trzeba to wszystko robić z głową i tworzyć – w oparciu o to, co Już było kiedyś – coś własnego i w jakimś stopniu indywidualnego.Innymi słowy – nie wypierać się wpływów, ale nie ograniczać się do kopiowania![noż lis! nie chcesz się dać podpuścić, tedy tak… – red.]
Dokładnie, bo jak dla mnie Wasza muza jest, jaka jest, bo jest szczera, grana przez dwóch maniaków, którzy wkładają w to całą swoją pasję. Wasze demówki są tylko na kasecie, sam robisz wkładki, kserujesz flyery… Nie boisz się, że gdyby zmieniły się te skądinąd czasami uciążliwe warunki,to duch GOAT TYRANT też umknie?
-Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Jak na razie każdy z nas zna GOAT TYRANT w tych warunkach,w jakich obecnie działamy, czyli xerowanie flyerów, kopiowanie taśm i wysyłanie ich… Z drugiej strony absorbuje to trochę czasu i siły, które być może można spożytkować na lepsze dopracowanie muzyki i danie z siebie jeszcze więcej, jeśli chodzi o grę na instrumentach itp. Myślę, że ma to swoje dwie strony. Podobnie jak większość rzeczy, na temat których można prowadzić dyskusję…
Pomówmy o nowym „Demo 2008”… To tak: primo – z partyzanta, secundo – jakoś się nie mogę do końca przekonać,tzn. brakuje mi takiej iskierki, czegoś zmuszającego do przewijania kasety i sycenia się nią od nowa…
-Każdy ma na ten temat swoje zdanie. Ja na pewno za każdą cenę nie będę starał się nikogo przekonywaćdo tego czy tamtego. Po prostu zrobiliśmy takie, a nie inne numery i je nagraliśmy. Żadna wielka historia, tak jak zawsze. A jak kto odbiera to demo, to już inna sprawa! Być może jednak powinieneś tego materiału trochę więcej posłuchać. Kawałki są troszkę inne niż wcześniej, riffy bardziej złożone i „gęste”, na pewno nie wpadają w ucho za pierwszym razem. Jeśli szukasz przebojowości,to może lepiej byłoby odpalić IN FLAMES, HELLOWEEN albo GAMMA GAY:-)!
Nie o to chodzi Chłopcze Morelowy… Traktuję „Demo 2008” jako kontynuację „Gate To The Necro”, ale za krótką, niedopowiedzianą. Czemu tylko dwa utwory (plus intro)?
-W sumie miał być jeszcze cover. Nawet go nagraliśmy, ale ostatecznie zrezygnowaliśmy z wrzucenia go na demo.Miałbyś wtedy dłuższe demo! Jeśli nowy materiał odbierasz jako kontynuację „Gate To The Necro”, to oczywiście masz rację, bo te utwory powstawały w podobnym czasie, co te z poprzedniej demówki.Myślę, że muzycznie nowy stuff jest zbliżony do „Gate To The Necro”, może tylko kompozycje są trochę dłuższe i bardziej rozbudowane. A czy jest to niedopowiedziane demo? Bo ja wiem? Jeśli nawet, to czasem lepiej powiedzieć mniej niż za dużo i bez sensu!
Brak coveru znaczy potwierdzenie Twego zdania, że covery to obecnie moda na zapychanie materiałów?
-Tak, raczej to niestety smutna tendencja dzisiaj! Wszyscy teraz srają coverami i wpychają je, gdzie tylko się da i nie wiadomo, po co… [brak inwencji twórczej, ekhmm! – red.] Nie mam oczywiście nic przeciwko oddawaniu hołdu starym, kultowym kapelom, ale coś jest nie tak, jeśli na płycie z ośmioma kawałkami są w tym dwa covery! A takie kwiatki ostatnio widziałem! Nie mówię też, że ten cover, który popełniliśmy,nigdy nie ujrzy światła dziennego, może gdzieś go kiedyś dorzucimy…
Jaaa! Naturliś! Pierwsze reakcje na „Demo 2008”?
-Jak na razie nie rozprzestrzeniliśmy go zbyt dużo, więc ciężko to określić. Ale trochę maniaków przejawia zainteresowanie tym materiałem, w tym dużo z tzw. egzotycznych zakątków naszego globu, np. Tajlandia, Malezja, Argentyna… Jak dotąd dotarło do mnie tylko kilka recenzji ludzi,którzy słyszeli demówkę i były one pozytywne. Nie różniły się generalnie od opinii na temat poprzednich dwóch materiałów. Myślę więc, że jest ok!
I o to chodzi! To co, może te dwa utwory na EPeczkę?
-„Demo 2008” jest oczywiście w postaci taśmy, przynajmniej na chwilę obecną. Na pewno żaden z nas by się nie obraził, jeśli znalazłby się ktoś chętny na wydanie tego w tej formie, ale jeśli nie, to też nikt nie będzie się martwił.Przecież taśma demo to także bardzo dobry nośnik na ten materiał!
No właśnie! W czasach, kiedy królują CDRy, choć nie wiem, czy nie mp3 (nie wiem, bo mam to w dupie), trzymacie się kurczowo formy kasetowej. Czemu tylko kasetowej? Chyba nie masz nic przeciwko CD?
-Nie, nie mam nic przeciwko CD. W sumie każdy format jest w porządku, o ile muzyka na nim zawarta jest ciekawa– w końcu to jej słuchamy, a nie nośnika! Ale wydajemy nasze dema jako taśmy, ponieważ sami na nich wyrośliśmy, na ich słuchaniu, kupowaniu, kopiowaniu, wymianie itp. Jakoś demówki zawsze mi się kojarzyły z taśmami i pewnie dalej będą,nieważne, jaki nośnik będzie najbardziej popularny na tzw. „scenie”. Dodatkowo myślę, że muzyka, którą wykonujemy, w jakiś sposób pasuje do tego formatu, chociaż może się mylę…
Ok, to jeszcze kwestia okładek. Okładka do pierwszego dema „Necromantical Curse” – już z paręnaście kapel użyło tej XVII-wiecznej ryciny przedstawiającej kult diabła. Myślałeś już o tym, byłeś rozdarty duchowo, podjąłeś leczenie?
-Leczenie i tak już mi nie pomoże, więc dawno zaniechałem tak szalonych pomysłów, jak chodzenie do specjalistów od chujgowieczego. Okładka tegoż demo to właśnie efekt moich duchowych rozdarć, nieprzespanych nocy, mokrych prześcieradeł iwyrwanych z dupy włosów. W końcu stwierdziłem, że dość tej męki…Ten obrazek bardzo dobrze oddaje sens tytułu dema i koresponduje z tekstem utworu tytułowego.A że jest nieoryginalny? Przecież nie gramy oryginalnej muzyki, więc po co mamy mieć oryginalne okładki!
Druga okładka też była adekwatna. A „Demo 2008”, hm, brak tytułu – więc co symbolizuje okładka przestawiająca antyczną płaskorzeźbę?
-Tytuł wielce oryginalny – „Demo 2008”, jakkolwiek zostało nagrane pod koniec ubiegłego roku, jak zawsze, w obskurnych warunkach i z surowym brzmieniem. Tytuł niech każdy sam sobie dopowie.Poza tym to aluzja do naszego zupełnie pierwszego demo/reh z 2004, które również nie miało tytułu i było nagrywane niemal równo trzy lata wcześniej, pod koniec grudnia. Okładka przedstawia starożytną płaskorzeźbę Tanatosa.Myślę, że tego bóstwa nie trzeba głębiej omawiać, podobnie jak jego związku z metalem śmierci.
W GOAT TYRANT jest Was dwóch (Ty i Twój brzuch:-)). Jak wygląda podział ról, bo tak… Ty robisz wkładki, flyery, przegrywasz,odbębniasz całość korespondencji i jeszcze dodatkowo na bębenkach grasz, no i śpiewasz. Wojtas chyba się trochę leni?
-Tak, ja i mój brzuch do duet podstawowy. Mam od niego (tj. brzucha oczywista!) wielkie wsparcie we wszystkich działaniach, rozumiemy się dobrze, a nasz związek pełen jest wzajemnej akceptacji… A na serio, to wygląda to mniej więcej tak, jak napisałeś, ale tylko mniej więcej i tylko na pierwszy rzut oka. Faktycznie korespondencja to moja działka, ale i tak to robię w związku z moim zinem. Mam ciut więcej obowiązków, jednak jakoś (jeszcze) daję rady! Zawsze lubiłem robić tego typu gówna jak wkładki, flyery itp., także rysować, więc nie mam nic przeciwko temu. Śpiewamy w sumie obaj, chociaż pewnie ja więcej (no i piszę teksty…). Ale musisz spojrzeć, że Wojtas robi praktycznie wszystkie riffy i szkielety naszych utworów na gitarze, więc nie sądzę, żeby się opierdalał. A w końcu muzyka jest tu najważniejsza, no nie? [no tak, dobrze wiesz, że ja wiem, ale inni nie wiedzą, tedy masz tu wszystko gadać, jak należy! – red.]
Młode chłopy już nie jesteście. Wojtas wcześniej się sporo udzielał w różnych mniej lub bardzo znanych kapelach, natomiast Ty acan też żeś pogrywał, czy raczej amatorsko dla siebie samego? Jak to się stanęło, że się zeszliście i zdecydowaliście się, było nie było, pograć coś na serio? A trzeciego do składu nie myślicie skaperować?
-No, ja na pewno mniej mam do powiedzenia o swojej przeszłości tzw. „muzycznej” niż Wojtas. Owszem, gdzieś od połowy lat `90 pogrywałem w różnego rodzaju garażowych kapelkach – najpierw black metal, później thrash i inne rzeczy – nic wielkiego ani poważnego. Ja i Wojtas spiknęliśmy się na alkoholowej libacji u kumpla w moim pięknym mieście parę latek temu i po paru zgłębionych butlach, słowo do słowa wyszły na jaw nasze bardzo zbliżone fascynacje muzyczne. I stwierdziliśmy, że fajnie byłoby coś zmontować.Ale od słowa do realizacji tegoż planu i tak trochę jeszcze czasu minęło. No ale w końcu zaczęliśmy działać i tak jakoś zostało.Co do trzeciego zwyrodnialca, który miałby zasilić szeregi GOAT TYRANT, to temat ciągle jest otwarty. Były takie plany, nawet byli konkretni ludzie, którzy mieli się podjąć stanowiska basowego, ale jak widać, nic z tego nie wyszło.Ciężko znaleźć w naszym smutnym rejonie kogoś zdatnego na to stanowisko, jako że musiałaby to być osoba o podobnych do nas zapatrywaniach na sprawy muzyki i rzeczy z nią związane (oprócz jakiś umiejętności obsługi instrumentu). A poza tym dajemy radę w dwóch!
W takim razie pytanie samo cisnące się na usta – co z koncertami? W ogóle bierzecie pod uwagę takowe przedsięwzięcia?
-W przypadku gdyby był trzeci menel do składu, to oczywiście bralibyśmy pod uwagę granie na żywo, ale na razie nie mamy czego brać pod uwagę.A poza tym mamy to głęboko, ponieważ: po pierwsze – wystarczająco fajnie jest pograć sobie nasze numery w sali prób i zrobić czasem jakieś demo, po drugie – żeby zagrać jakiś dobry koncert, trzeba byłoby jechać trochę dalej od tego żałosnego regionu, gdzie na koncerty przychodzą humanitarne cioty z zielonym plecakiem, z naszywką SOULFLY albo ILLUSION. Fukkk offf.
Sądzisz, że w innych miejscach naszego kraju ta część publiczności nie dominuje metalowych koncertów?
-Sądzę, że w znacznie mniejszym stopniu. Zresztą sam mam sporo kontaktów z ludźmi z centralnej / południowej Polski i są to w 666% maniacy metalu, a niestety nie mogę ich tylu naliczyć w naszej okolicy. Stąd taki mój osąd, a poza tym bywałem na różnych koncertach, niekoniecznie dużych, na południu naszego pięknego kraju i spotykałem tam ludzi, jakich (poza nielicznymi wyjątkami!) ciężko u nas szukać!
Pomorze to tragedia pod każdym względem, no może poza jednym wyjątkiem – w chwili obecnej to czołówka naszego kraju, jeżeli chodzi o klasyczne zinotwórstwo. Jesteś jednym „z tej bandy”. Bawisz się bowiem w robienie zina pt. „Complete Necro”. Przybliż może nieco tę formę swej ponurej działalności?
-Zgadza się, robię zina od jakiś 3-4 latek i świetnie się przy tym bawię. W sumie od pewnego czasu chodziła za mną myśl, aby zrobić coś samodzielnie (wcześniej, ok. 1999/2000 pisałem do jednego szmatławca…) [„Wolfpack”, no pochwal się:-) – red.],no i w końcu udało mi się to zrealizować. Dotąd zrobiłem trzy numery w mniej więcej rocznym odstępie. Piszę o zespołach, których sam lubię słuchać, jebię w recenzjach gówniane, dzisiejsze kapelki, czasem napiszę jakiś raport z wypadu alkoholowo-koncertowego (o ile uda się wszystko zrekonstruować…), no i jest fajnie. Pismo leży w Empiku, kupują je „zielone plecaki” i potem w listach piszą mi, że jestem fajny, tylko czemu nie ma relacji z Przystanku Woodstock? A nie ma, bo jestem pozerem i nie odwiedzam tego kultowego dla wielu polskich metalofców miejsca. No i nie mam zielonego plecaka, w który mógłbym się spakować! Ani koszulki NIGHTWISH albo TYPE`O`NEGATIVE…
Moglibyśmy tak gadać w nieskończoność. Dzięki za czas. Jakieś przesłanie na koniec?
To ja dziękuję za fajne pytania i możliwość odpowiedzenia. Wszyscy zainteresowani GOAT TYRANT oraz „Complete Necro” – pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Tylko dzięki kontaktom, korespondencji i oczywiście wierze w metal możemy utrzymać podziemie przy życiu! No i machać banią i czcić Kozę!
[von Mortem / Atmospheric #14]
G O A T T Y R A N T Michał Doliński ul. Krasińskiego 18 B 83-110 TCZEW POLAND ; completenecro@wp.pl